Sekret - 3



Kiedy blondyn otworzył oczy, Wybraniec wciąż przy nim czuwał. Zerknął za okno. Była ciemna noc. Czuł się słabo. Nawet bardzo słabo. Ale mimo to spróbował podnieść się z ramienia dotychczasowego wroga, jednak przeszkodziła mu w tym dłoń, która przytrzymała go w dotychczasowej pozycji.

-Leż. Potrzebujesz odpoczynku.

Usłyszał szept, chociaż nikt nie mógł ich usłyszeć. Przekręcił głowę i spojrzał na okularnika. Jego zielone oczy były zamknięte, jednak oddech i postawa wskazywały na to, że czuwał.

-Która godzina?

Zapytał równie cicho, chociaż sam nie wiedział, dlaczego to zrobił.

-Koło drugiej. Byłeś nieprzytomny przez cztery godziny. Cały rytuał trwał trzy, chociaż dla ciebie pewnie trwało to całą wieczność.

Odpowiedział brunet, ziewając po chwili.

-Nie chce mi się już spać, chociaż faktycznie wszystko mnie boli.

Powiedział Ślizgon, odsuwając się odrobinę i krzywiąc, gdy poczuł ból, szczególnie silny na lewym przedramieniu.

-Nic dziwnego. Zwykli ludzie bardzo ciężko to przechodzą. Likantropia utrudnia sprawę. Dlatego zrobiłem to na dwie tury

Malfoy spojrzał na niego zaskoczony. Czy on podzielił jego cierpienie na pół, żeby nic mu się nie stało?

-Co?

Nawet nie był świadom tego, że to powiedział. Jego mózg po takiej dawce fizycznego bólu i tak długiej utracie przytomności wciąż nie pracował na pełnych obrotach.

-Gdybym za jednym zamachem próbował usunąć twój znak, prawdopodobnie zginąłbyś w tych męczarniach. Dlatego przerwałem mniej więcej w połowie, po czym uspokoiłem twój puls i postarałem się trochę cię zregenerować.

Chłopak zmarszczył brwi, analizując powoli jego słowa.

-Ale przecież magia regeneracyjna zabiera energię i życie od osoby, która ją stosuje. Magia medyczna to jedno, ale regeneracja to drugie. Dlaczego nie użyłeś medycznej?

Zapytał, analizując całą sytuację.

-Ponieważ zbyt długo byś się leczył. Prawdopodobnie leczenie wciąż by trwało.

-Ile na mnie straciłeś?

Zapytał szybko, chcąc wiedzieć. Harry westchnął i zmienił lekko swoją pozycję.

-Na leczeniu? Prawie całą energię. Do granicy omdlenia. I zabrałem sobie dwa dni z życia, żebyś przeżył. Nie ma za co.

Odpowiedział, spoglądając na niego.  Zielone oczy były zamglone wycieńczeniem a pod nimi malowały się gorsze cienie niż te pod oczami Malfoya. W świetle księżyca wpadającym do pomieszczenia można było zauważyć, jak poszarzała skóra Chłopca, Który Przeżył. Dracon nie mógł się nadziwić, że jego odwieczny rywal zdecydował się na coś takiego. Dla niego. Tylko dla niego. Co miał o tym myśleć?

-Dlaczego to zrobiłeś?

Zadał kolejne pytanie. Jego rozmówca roześmiał się szczerze, spoglądając na niego.

-Wiesz, chcesz się zmienić. I tak niedługo umrę. Dwa dni w tę czy w drugą stronę za wiele mi nie dadzą.

Odparł z jakąś dziwną nostalgią w głosie. Blondyn wyczuł, że chłopak już pogodził się ze swoim losem. Ale dlaczego?

-Skąd wiesz?

Harry przewrócił oczami. Uśmiechnął się zawadiacko.

-Kiedyś dowiedziałem się, że żeby pokonać Voldemorta, muszę umrzeć. A on nadchodzi. Czuję to. Ale wiem to dzięki mojej bliźnie. Gdy nadejdzie, będę gotowy. Pozwolę się zabić. Ale grupa do walki z Voldemortem potrzebuje lidera. Kogoś lepszego ode mnie. Silnego, rozważnego, bezwzględnego, kto nie cofnie się przed niczym.

Oznajmił, jakby oznajmiał właśnie, że uprawiał swój pierwszy seks w życiu.

-Znalazłeś kogoś takiego?

Zapytał, ciekaw, kto ma zastąpić Harry'ego, kiedy on poświęci się dla sprawy.

-Tak. To osoba, dla której pięć godzin temu poświęciłem 48 godzin z mojego życia. Jesteś idealnym kandydatem. Nie chcę niczego żałować, gdy zginę. Nie chcę patrzeć na was z góry i wiedzieć, że przeze mnie przegraliście.

Rozgadany dotąd Ślizgon zaniemówił z wrażenia. On.. on ma stanąć na czele grupy Harry'ego i walczyć z największym Czarnoksiężnikiem naszych czasów? ON? Czy ten cały Chłopiec, Który Przeżył upadł na głowę?!

-Nie upadłem na głowę.

Usłyszał odpowiedź na swoje pytanie, mimo, że wypowiedział je w myślach.

-Oklumencja?

Domyślił się, jednak brunet zaprzeczył.

-Nie. Powiedziałeś to na głos. Jak widzę, przez przypadek.

Zaśmiał się Harry, po czym zaczął kaszleć. Targało nim tak, że blondyn miał wrażenie, iż jego towarzysz zaraz wypluje płuca. Momentalnie zapomniał o tym, jak bardzo wszystko go boli i wpatrywał się w niego jak w obrazek. Szczególnie, gdy zobaczył płynącą mu z ust krew.

-Harry?

Zapytał przerażony. Nie umiał pomagać. Całe życie uczono go, jak ma szkodzić, robić problemy innym tak, by samemu w nic się nie wplątać. Nie miał pojęcia, co miał robić. A chłopak zwijający się przed nim definitywnie jej potrzebował. Nie odpowiedział nawet, gdy usłyszał swoje imię, wciąż kaszląc, a z dłoni, którą zakrywał usta, zaczęła kapać mu krew.

-Jak ci pomóc?

Zapytał Malfoy, kładąc mu dłoń na plecach. Widział, jak jego nowy sojusznik cierpi i z jakiegoś powodu nie chciał, żeby tak było. Może po prostu było mu go żal? Kto wie...
Jednak czarnowłosy jedynie pokręcił głową, nie przestając kaszleć. Kaszel ustał po kilkunastu minutach tak nagle, jak się pojawił. Jednak pojawił się nowy problem - Potter nie mógł oddychać.

-Zakrztusiłeś się własną krwią. Brawo, okularniku.

Warknął blondyn i sięgnął po różdżkę. Dziękował w myślach mamie, która kiedyś powiedziała mu, jak sobie radzić w przypadku, gdy ktoś ma płyn w płucach. Ciocia Bella była wtedy podtopiona i mama jej pomagała. Wycelował różdżkę w klatkę piersiową umierającego na jego oczach młodego mężczyzny i wypowiedział cicho krótkie zaklęcie. Zielonooki zachłysnął się pierwszym wolnym haustem powietrza i spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na blondyna. W jego oczach nie było światła... jego oczy były martwe.

-Dziękuję.

Powiedział, a światło w jego oczach, świadczące o tym, że chłopak żyje, powoli zaczęło wracać. Czarny osunął się na zimną posadzkę, wyglądając, jakby zemdlał, jednak Draco wiedział, że jest przytomny. Położył się obok niego i skontrolował jego oddech.

-Masz nie umierać.

Warknął. Był przerażony byciem następcom tego chłopaka, ale ten już zdecydował i z tego, co widział, nie było mowy o zmianie decyzji.

-Nie mam zamiaru.

Odpowiedział słabo brunet, zamykając powoli oczy. Oddychał. Zasnął. Malfoy powoli podniósł się do siadu i oparł się o ścianę. Również zamknął oczy, bo cały ból, którego nie czuł przez strach o rywala, wrócił ze zdwojoną siłą. Wypił trochę eliksiru tojadowego, który tym razem miał przy sobie i nawet nie zorientował się, kiedy odpłynął. Ale nie miał szczęścia mieć spokojnych snów...

Komentarze

  1. Hejeczka,
    och może narodzić się prawdziwa przyjaźń tutaj, Harry bardzo troskliwie zajął się Draco, nie chciał mu stwarzać większego bólu... i to on ma być liderem no ciekawe jak Ronald zareaguje na te nowiny...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty