Sekret - 2


Od czasu ich rozmowy nad jeziorem minęło już kilka dni. Mimo to, blondyn wciąż chodził nieobecny. Zastanawiał się, dlaczego on mu to wszystko zaproponował? Przecież nigdy w życiu nie rozmawiali na innej stopie niż rywalizacji i nienawiści... A jednak wyciągnął do niego rękę. On, sam słynny Harry Potter, Chłopiec, Który Przeżył, on pierwszy ze wszystkich ludzi kiedykolwiek wyciągnął rękę do niego, Dracona Malfoya. Bo to zawsze on pierwszy wyciągał rękę do ludzi. Namawiał ich na różne rzeczy. Zmuszał do przyjaźni. A on, ten przeklęty Potter, z własnej woli zaproponował mu sojusz. Wiedział, co zrobi. Po wspólnej lekcji zaklęć, odszukał tego Świętego Chłopca, a gdy ich oczy się spotkały, dał mu znać, by przyszedł do łazienki, w której ostatnio rozmawiali. Na szczęście łazienka była tuż obok. Szybko się tam skierował, mijając przyjaciół, od których od czasu przemiany bardzo się odsunął i już nie chcieli aż tak bardzo z nim rozmawiać, chociaż wciąż za każdym razem byli oni na każde jego zawołanie, bo bardzo się go bali. W końcu Malfoy na zawsze pozostanie Malfoyem, nie ważne, jak się zachowuje. Blondyn oparł się o umywalkę. Pełnia była trzy dni temu a on wciąż nie czuł się lepiej i nie odzyskał nawet cząstki sił. Po chwili usłyszał ciche kroki, a gdy się odwrócił ujrzał postać bruneta. Stali i mierzyli się wzrokiem przez kilka chwil.

-Chciałeś porozmawiać?

Milczenie przerwał w końcu Wybraniec, będąc ciekawym, co ten interesujący chłopak ma mu do powiedzenia.

-Tak... czy ty się nade mną litujesz?

Zapytał w końcu. Brwi bruneta spotkały się na środku jego czoła. Widać, że nie rozumiał pytania stojącego przed nim chłopaka.

-Wiesz, że choruję na likantropię. Wiesz, że cierpię. Wiesz, że mój ojciec ma mnie gdzieś a matka mu się podporządkowuje. Wiesz, że nienawidzę Czarnego Pana. I wiesz, że odsunąłem się od przyjaciół. Jest ci mnie po prostu żal i dlatego wyciągnąłeś do mnie rękę?

Tak bardzo nie chciał, żeby Potter przyznał, że to była prawda. Tak bardzo chciał, by zaprzeczył. Ale uśmiech, który wykwitł na jego twarzy, nic mu nie mówił.

-Nie. Wyciągnąłem do ciebie rękę, bo zauważyłem, że się zmieniłeś. Na lepsze oczywiście. Jeśli już o tym mowa, to nikt nie chce być samotny. Chyba nie ma więc nic złego, że przy okazji zyskasz znajomych, co?

Zaśmiał się a jego uśmiech był tak serdeczny, że mógł topić lód. Blondyn nawet nie zauważył, że wstrzymywał oddech. Teraz powoli wypuścił wypełniające jego płuca powietrze.

-Rozumiem. Propozycja wciąż aktualna?

Zapytał niepewnie, wiedząc, że gdy podejmie tę decyzję, wszystko się zmieni.

-Zawsze była i jest aktualna. Tylko ty tego nie dostrzegałeś, dopóki nie powiedziałem ci tego wprost.

Zdziwiony Ślizgon spojrzał na stojącego przed nim dotychczasowego rywala. A może przyszłego przyjaciela?

-Chcę dołączyć.

Powiedział z jakąś dziwną pewnością. Wiedział, czego chciał. Albo raczej wiedział to instynktownie.

-Nie tak szybko. Najpierw musimy pozbyć się tego szpetnego znaku z twojego przedramienia. To będzie tylko pierwszy etap, więc przygotuj się, Draco.

Chłopak pierwszy raz nazwał blondyna jego imieniem. Zszokowało go to? Trochę. Ale jednocześnie w pewnym sensie ucieszyło.

-W porządku. Gdzie i kiedy?

Zapytał, a uśmiech Pottera poszerzył się i wyrażał czyste zadowolenie.

-Dzisiaj po kolacji, spotkamy się tutaj.

Zarządził i odwrócił się by odejść. Za chwilę miała zacząć się kolejna lekcja.

-Mam nadzieję, że nie będziesz żałował swojej decyzji.

Powiedział, zanim nacisnął klamkę w drzwiach wychodząc tak cicho, że ledwo było go słychać. Jednak w pustej łazience Malfoy nie miał z tym absolutnie  żadnego problemu. Ale nie wahał się. Wiedział, że decyzja, którą podjął, była najlepsza.

***

Ze zniecierpliwieniem czekał na wieczór. Bał się ale i ekscytował tym co miało dzisiaj nadejść. W końcu miał się pozbyć tego szpetnego znaku ze swojej skóry! I miał dołączyć do drużyny Pottera. O dziwo - w cale mu ta myśl nie przeszkadzała.

-Może nie jest taki zły, jak myślałem...

Powiedział sam do siebie, siedząc na kolacji i nie mogąc nic przełknąć.

-Mówiłeś coś?

Obok usłyszał głos Blaisa, który patrzył na niego niepewnie. Od dawna nie  rozmawiali, Dracon zerwał z nim kontakt z dnia na dzień.

-Nie.

Odparł krótko, lodowatym tonem. Blaise spuścił smutno wzrok, bo mimo wszystko tęsknił za przyjacielem. Pancy patrzyła na Draco codziennie, kilkadziesiąt razy na dzień. Chciała wrócić do tego, co było, ale nie chciała wystąpić przeciwko niemu. Więc jedynie wodziła za nim tęsknym wzrokiem. A on wiedział, że nie chce do nich wracać. Przynajmniej nie teraz.  Kolacja dłużyła mu się niemiłosiernie. Chciał w końcu znaleźć się w tej przeklętej łazience, sam na sam z Potterem i poddać się temu zaklęciu. Cały drżał i nie mógł nic przełknąć, ale nawet o tym nie myślał. Gdy kolacja się skończyła, ledwo powstrzymał się, by nie wystrzelić ze swojego miejsca jak z procy i nie pobiec do łazienki. Zamiast tego powoli przemknął się między uczniami i niezauważony dotarł na miejsce spotkania. Nie czekał długo, aż usłyszał kroki i głosy. Ale to była więcej, niż jedna osoba.

-Po co tam idziesz, Harry! Wytłumaczenie 'bo tak' to NIE jest wytłumaczenie!

Ekscytowała a może denerwowała się Hermiona. Byli tuż przy drzwiach. Blondyn usłyszał czyjeś westchnięcie.

-Okay, słuchajcie. Ktoś tam na mnie czeka i... chciałbym zostać z tą osobą sam na sam.

Tym razem usłyszał dobrze znany mu głos. Zaśmiał się w duchu, słysząc jego dwuznaczne słowa.

-Harry, ale czad! Co to za laska?

-RONALD!

Pod drzwiami opuszczonej łazienki toczyła się mała dyskusja, a powietrze wypełnił śmiech Wybrańca.

-Dobra, dobra, spadajcie już. Jestem umówiony, tak? Sio!

Brunet przerwał w końcu dyskusję a po chwili słychać było oddalające się kroki. Drzwi otworzyły się  i do pomieszczenia wszedł uśmiechnięty chłopak, patrząc wesoło na osobę towarzyszącą mu tej nocy. Jednak nie odezwał się ani słowem. Odwrócił się za to przodem do drzwi i wyciągnął różdżkę, rzucając zaklęcia niewerbalne.

-Wyciszyłem i zamknąłem to pomieszczenie. Nikt nas tu nie zlokalizuje. Tej nocy, dla świata, my dwaj nie istniejemy. Nikt nas nie usłyszy. Nikt tu nie wejdzie. I nikt nie wyjdzie, dopóki nie zdejmę zaklęcia. Rozumiesz?

Zapytał, odwracając się i spoglądając prosto w oczy Ślizgona. Ten jedynie pokiwał głową, przełykając lekki strach. Potter jeszcze nigdy nie wyglądał tak dziko i władczo.

-Od kiedy umiesz korzystać z magii niewerbalnej?

Zapytał po chwili.

-Od trzeciej klasy. Remus mnie nauczył. Umiem też czarować bez różdżki ale wtedy zaklęcia są słabsze.

Powiedział, wprawiając w osłupienie stojącego przed nim chłopaka.

-Usiądź.

Odezwał się po kilku minutach. Blondyn usiadł posłusznie pod ścianą na zimnej posadzce. Zadrżał, gdy  poczuł chłód na ciele. Gryfon podszedł do niego i uklęknął przed nim.

-Słuchaj... to będzie bolało. Bardzo bolało. Niestety ale nie ma innego sposobu, chociaż szukałem już chyba wszędzie. Nie możesz też być pod wpływem leków ani zaklęć przeciwbólowych, do czasu zakończenia rytuału. Rozumiesz?

Jego głos był ciepły i przepełniony troską, chociaż wciąż stanowczy i pewny.

-Tak.

Odpowiedział cicho Malfoy. Cała ekscytacja minęła. Teraz dusił go strach.

-Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?

Zapytał jeszcze raz.

-Muszę to zrobić.

Po pomieszczeniu rozległo się echo tych słów, chociaż zostały wypowiedziane bardzo cicho. Brunet wziął jego lewe przedramię i podwinął rękaw czarnego swetra, w którym był chłopak. Westchnął cicho i palcem wskazującym delikatnie jeździł po liniach znaku.

-Przepraszam.

Powiedział tylko jedno słowo, a Malfoya niemal od razu zamroczyło z bólu. Tam, gdzie Wybraniec go dotykał, palił go żywy ogień. Krzyczał i wił się, próbował wyrwać rękę i zabrać ją z daleka od  tych płomieni, jednak silny uścisk nie pozwalał na ucieczkę. Czuł pot spływający po jego karku i skroniach. Wiedział, że krzyczał, jednak nie słyszał własnego krzyku. Tylko od czasu do czasu udało mu się coś zobaczyć, głównie patrzącego tempo w jego przedramię chłopaka. Błagał go, by przestał, chociaż wiedział, że nie ma odwrotu.

-Błagam, zabij mnie, to boli!

Wrzasnął, patrząc błagalnie na osobę będącą sprawcą jego cierpienia. Wtedy ból minął. W jednej sekundzie. Oparł się o zimną ścianę i rozluźnił mięśnie, pozwalając łzą dalej płynąć po policzkach. Oczy miał zamknięte. W pewnym momencie poczuł, jak ciepłe palce delikatnie ścierają słone krople z jego skóry. Lekko otworzył oczy i spojrzał prosto w zielone odpowiedniki. Były wyraźnie zmartwione i smutne.

-Czy to... koniec?

Zapytał, ledwo łapiąc oddech. Smukłe palce z jego policzka zjechały na tętnicę na szyi i brunet przez chwilę milczał.

-220...

Mruknął po chwili do siebie i zamknął oczy. Wtedy Malfoy poczuł, jak jego serce zaczyna powoli zwalniać, aż wraca do w miarę normalnego tętna. Wtedy Chłopiec, Który Przeżył znów zmierzył mu puls.

-100... chociaż tyle. Niestety, jesteśmy dopiero w połowie.

W końcu odpowiedział na zadane mu pytanie. Blondyn zaczął płakać niczym małe dziecko, nic sobie nie robiąc z tego, jak żałośnie musiał właśnie wyglądać, chociaż wiedział, że tak jest.

-Nie chcę... to boli... proszę... jeśli nie mogę wam pomagać, to chociaż mnie zabij, byle by już nie bolało...

Błagał, patrząc prosto w oczy swego dotychczasowego rywala. Błagał o śmierć. Ból, który czuł, trawił go od środka.

-Nie mogę. Przykro mi.

Usłyszał te słowa z malinowych warg a palce wróciły na jego przedramię. Zamknął oczy i zaczął krzyczeć. Był zaskoczony, że jeszcze nie zemdlał. Jego organizm od czasu przemiany w wilkołaka zaraz po ugryzieniu był bardzo słaby i przez pierwszy miesiąc mdlał przy byle okazji. Kiedy trawiący jego wnętrzności ból w końcu ustąpił, nie wiedział, czy to już koniec. Wiedział za to, że boli go dosłownie wszystko, każda jedna komórka jego ciała. Spojrzał na wpół przytomnie na osobę, która przy nim klęczała i znów ścierała łzy z jego policzków.

-Już dobrze. To koniec.

Powiedział. Draco, mimo, że tak słaby i wykończony, uśmiechnął się, kiedy to usłyszał. Oparł głowę o ścianę a po chwili poczuł, jak brunet siada obok niego i układa blond głowę na swoim ramieniu. Poczuł, jak kładzie swoją dłoń na jego czole a potem szepcze jakieś zaklęcia, uśmierzając jego ból.

-Dobranoc, Draco.

Usłyszał a po kilku sekundach odpłynął w nicość.

Komentarze

  1. Hejeczka,
    uuu no, no Harry taki troskliwy a jak Snape zareaguje kiedy zobaczy, że Draco nie ma już znaku, że jednak można to usunąć... szkoda mi Blaisa bo jednak tęskni za przyjacielem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty