Rozdział 3 - Wyjazd
Obudziłem się następnego dnia i
przeciągnąłem z rozkoszą. Podniosłem się gwałtownie, gdy zauważyłem, że miejsce
obok jest puste, a pościel już zdążyła ostygnąć. Rozejrzałem się po sypialni,
nie do końca jeszcze rozbudzony i zerknąłem na budzik, stojący na szafce obok.
11:43. I mój brat już nie śpi? Przecież to największy śpioch na świecie!
Jeszcze po tym, co przeżyliśmy w nocy... Na samo wspomnienie dostaję gęsiej
skórki. Z delikatnym uśmiechem na ustach
wstałem i założyłem na siebie bokserki. Ktoś mógł przyjść i dlatego obudziłem
się sam, więc wolałem nie ryzykować obnażaniem się przed kimś. Chociaż gdybyśmy
byli sami, nie miałbym nic przeciwko. Chociaż może jednak? Ostatnio byłem
zdecydowanie zbyt przemęczony. Praca mnie wykańcza... Cała ta papierkowa robota
jest okropna! Zszedłem powoli na dół, starając
się wychwycić, czy ktoś jest w domu. Z kuchni dochodził do mnie cichy dźwięk
radia, właśnie leci piosenka jakiegoś wykonawcy, którego lubi mój bliźniak. Jak
oni się nazywali? Przecież wiem to! No dalej, Bill, myśl! Ah, no tak! To
przecież Samy Deluxe! A ta piosenka? "Weck mich auf"! Podchodząc do
drzwi słyszałem też jeszcze jeden głos...
-Weck mich bitte auf aus diesem Alptraum, Menschen sehn vor lauter Bäumen den Wald kaum, Man versucht uns ständig einzureden, dass es noch möglich wär hier frei zu leben,
Weck mich bitte auf aus diesem Alptraum, Menschen sehn vor lauter Bäumen den Wald kaum,
Ich und Du und Er und Sie und Es sind besser dran wenn wir uns selber helfen. - zawtórowałem mu w ostatniej
linijce, na co odwrócił się do mnie przodem, na moment zaprzestając dalszego
smażenia naleśników, i uśmiechnął się tak uroczo, że nie mogłem się
powstrzymać, by nie odwzajemnić tego gestu. Nałożył placek na talerz i podszedł
do mnie, obejmując delikatnie w pasie i muskając moje usta swoimi, niczym
skrzydłami motyla. Oparliśmy czoła o swoje i patrzyliśmy sobie przez moment w
oczy.
Weck mich bitte auf aus diesem Alptraum, Menschen sehn vor lauter Bäumen den Wald kaum,
Ich und Du und Er und Sie und Es sind besser dran wenn wir uns selber helfen.
-Jak się spało, mein Schatz? - zapytał cicho, wciąż nie odrywając
ode mnie wzroku. Patrzyłem mu w twarz z taką samą uwagą, a w jego oczach
dostrzegałem rozbawione i radosne iskierki. I miłość. Wszystko inne było
zasłonięte przez tak ogromną miłość, że aż zacząłem tonąć w jego oczach,
zupełnie, jak w oceanie. Oceanie wypełnionym po brzegi tym najpiękniejszym na
świecie uczuciem.
-Dobrze, ale obudziłem się sam... - jęknąłem jak dziecko, na co zaśmiał
się szczerze rozbawiony i nagrodził mnie długim, namiętnym pocałunkiem, po
którym przez moment lub dwa brakowało mi tchu. Pozwoliłem mu poprowadzić się do
stołu, gdzie czekała na nas kawa i naleśniki, i usiadłem na krześle, czekając,
aż zajmie to naprzeciw mnie. Gdy to zrobił, zabraliśmy się za jedzenie. Muszę
przyznać, że gotować umie. Ja, jak raz chciałem zrobić naleśniki, to był mały
pożar...
-Nad czym tak myślisz? - wyrwał mnie z zamyślenia bliźniak a
ja uśmiechnąłem się radośnie. Oblizałem usta koniuszkiem języka, zbierając z
nich pozostałości dżemu, który na nich pozostał i dopiero wtedy spojrzałem na
postać siedzącą przede mną. Wyszczerzyłem się do niego. Wtedy mnie olśniło.
Wytrzeszczyłem oczy, w myślach układając każde słowo. Czemu ja wcześniej na to
nie wpadłem?! Widząc minę mojego kochanka,
potrząsnąłem głową i zerwałem się jak oparzony, pędząc do swojego pokoju i
wyciągając zeszyt obity czerwonym, przyjemnym materiałem, w którym zapisuję
teksty. Przewertowałem na odpowiednią stronę i zacząłem notować, zanim mi to
ucieknie. Zaraz usłyszałem za sobą czyjeś
kroki. Wiedziałem, czyje, ale byłem zbyt zaaferowany skończeniem piosenki, by
teraz na niego spojrzeć. Gdy skończyłem, spojrzałem na niego, prosto w pełnie
niepewności i zaskoczenia oczy, i uśmiechnąłem się tak szeroko, że aż mnie usta
rozbolały.
-Skończyłem piosenkę! - oznajmiłem, na co chłopak przede
mną odetchnął głośno i opadł na moje łóżko, przecierając twarz dłońmi. Potem
spojrzał na mnie z ulgą i roześmiał się w głos, najwyraźniej trochę go
wystraszyłem.
-Zaśpiewasz? - zapytał, ale dobrze znał odpowiedź.
Nie mam melodii. Nie zaśpiewam. Podałem mu zeszyt i zacząłem recytować, a on
wplątywał w moją wypowiedź swoje trzy grosze, gdzie powinniśmy coś zmienić.
Pisał poprawki i potem słuchał jeszcze raz. Nucił coś cicho, najwyraźniej
układając w myślach melodię. Po chyba piątym skorygowaniu tekstu, oddał mi
zeszyt i poszedł po gitarę, byśmy mogli to dograć. Dobrą godzinę zajęło nam
poprawienie słów i melodii, aż w końcu osiągnęliśmy to, co nas zadowoliło.
Wykonywaliśmy to chyba już trzeci raz, gdy rozdzwonił się mój telefon,
przerywając w połowie.
-Hallo? - odebrałem, lekko zdenerwowany, że
przerwano mi w pół słowa. Nawet nie zerknąłem, kto dzwoni. Po prostu usiadłem
przy bliźniaku, który odłożył swoją gitarę i oparł się o ścianę za łóżkiem,
przyciągając mnie do siebie i obejmując mocno w pasie. Położyłem wolną
dłoń na jego, jednocześnie plecami przylegając
do wciąż nagiego torsu bliźniaka.
-Bill? Zbieracie się? - usłyszałem Gustava i zmarszczyłem
brwi. Czemu mamy się zbierać, skoro jest dopiero 14, a wyjazd mamy o 17?
Zerknąłem na zegarek koło łóżka i aż zachłysnąłem się śliną. Nie jest druga
popołudniu... dochodzi w pół do czwartej! Zerwałem się z łóżka, a gdy wzrok
brązowych oczu podążył tam, gdzie mój był jeszcze chwilę wcześniej, też się
poderwał, zebrał swoje rzeczy i muskając mój policzek ustami zniknął za
drzwiami, idąc się przygotować.
-Stary, ratujesz nas. Stawiam ci
piwo. - rzuciłem i rozłączyłem się, rzucając
aparat na łóżko. Pognałem do łazienki, załatwiając całą toaletę i wyszedłem z
pokoju, znosząc po kolei każdą z moich toreb. Latałem jeszcze po całym domu
razem z bliźniakiem, sprawdzając, czy wszystko wzięliśmy. Odetchnąłem z ulgą i
padłem na kanapę, zupełnie wykończony. A trasa nawet jeszcze się nie zaczęła!
Eh.. zapowiadają się na prawdę dłuugie miesiące...
TOM
Kwadrans przed piąta padłem obok
kochanka na sofie w salonie, uspokajając oddech. Gdyby nie Gus, pewnie dopiero
byśmy latali po domu jak koty z... no, z wielką potrzebą. Zerknąłem na
czarnowłosego, który odchylił głowę w tył i przymknął powieki, chcąc się
uspokoić. Aż tu słyszałem, jak serce mu szybko bije. A może to moje własne? Nie
jestem pewien. W każdym razie przytuliłem go, na co wtulił się we mnie ufnie i
zacząłem gładzić po plecach. Trwalibyśmy tak może dłużej, gdyby
nie dzwonek do drzwi. Podniosłem się, gestem nakazując mu jeszcze nie wstawać,
i otworzyłem naszemu managerowi. Mężczyzna wszedł pewnym krokiem w towarzystwie
trzech umięśnionych ochroniarzy i każdy z nich chwycił walizki, które zaczęli
pakować. Oczywiście w salonie zostawiliśmy bagaże, które musimy mieć pod ręką. David wszedł do salonu i przywitał
się z moim bliźniakiem, po czym westchnął cicho, stając naprzeciw nas ze
zmęczonym wyrazem twarzy. Czekaliśmy w napięciu na to, co powie. Obaj
wyczuwaliśmy od siebie stres, który spowodowany był milczeniem mężczyzny. W
końcu podniósł na nas wzrok i uśmiechnął się lekko, chyba na widok naszych
skupionych twarzy.
-Czeka was ciężka praca...
poradzicie sobie? W razie czego od razu dajcie mi znać, dobrze? - powtarzał to, co powtarza nam dosyć
często. Ale miło, że się o nas tak martwi i troszczy, chociaż potrafi nieraz
zrobić nam piekielną awanturę. Widząc, że to było to, co go tak stresuje,
skinąłem głową i widziałem, że Bill zrobił to samo. Jost jakby się rozluźnił,
bo ruszył w stronę drzwi mniej zdenerwowany, a my ubraliśmy się i z torbami w
dłoniach wyszliśmy za nim. Niestety, na dworze było zimno. -Pierwszy przystanek: Lüneburg,
jutro o 19. Będziemy tam za jakąś godzinę. Pójdziecie do hotelu i przygotujecie
się na jutro. Rano będzie wywiad i próba dźwięku, a popołudnie macie wolne. O
17 pojedziecie do hali. - oznajmił, a ja tylko jęknąłem,
wchodząc do tourbusa za bratem. G&G skinęli nam tylko głowami, oglądając
jakiś film na laptopie. Stanąłem za tym laptopem z oburzeniem na twarzy i
oparłem dłonie na biodrach.
-No wiecie, nie przywitacie się?
Tyle się nie widzieliśmy! - pokręciłem teatralnie głową.
Widziałem, jak czarne włosy zasłaniają twarz Billowi, najwyraźniej starał się
nie wybuchnąć śmiechem. Basista uniósł jedną brew i spojrzał na mnie na moment.
-Taak, ledwie trzy dni. Będziesz
nas miał dość za tydzień. - mruknął, na co przytaknąłem mu,
śmiejąc się. Kto, jak kto, ale oni są serio zabawni z tymi swoimi filmami,
grami i w ogóle. Ja tego nawet nie
staram się zrozumieć. Zamiast tego usiadłem na kanapie obok bliźniaka i oparłem
o zagłówek, wsłuchując się w dźwięki dochodzące z laptopa perkusisty. Chyba
oglądają jakiś horror, ale jeśli jeszcze tak spokojnie siedzą, to albo są
gdzieś na początku, albo jest słaby. Przyjrzałem się na moment bratu i... on
spał. Chyba go wymęczyłem w nocy ciut za bardzo... Pogłaskałem go po bladym policzku i
podniosłem, chcąc zabrać go do pokoju. Miał lekki sen bo coś mruknął, ale na
szczęście nie obudziłem go. Położyłem go na ciasnym łóżku dość niewielkiego
pokoiku i usiadłem przy nim, przez kilka chwil obserwując jego twarz. Był taki
blady i spokojny... Po kilku, może kilkunastu minutach
wróciłem do wciąż ślęczących przed filmem chłopaków i usiadłem na kanapie, z
której chwilę temu zszedłem. Położyłem się, wkładając w uszy słuchawki i
naciskając na mp3 przycisk PLAY. W uszach popłynęła muzyka a ja sam nie wiem
kiedy zasnąłem.
~*~
-Tom. Tooom. Tommy! - krzyczał ktoś a ja uporczywie
próbowałem tego ktosia zignorować. Tak dobrze mi się spało... Ja nie chcę
jeszcze wstawać! W ramach protestu przekręciłem się jedynie na bok i
zamierzałem dalej iść spać, gdy poczułem czyjąś dłoń we włosach. Moich warkoczyków
może dotykać tylko Bill i ja! Otwarłem oczy i odwróciłem twarz w stronę
człowieka mnie budzącego i to faktycznie był mój bliźniak. Uśmiechnąłem się do
niego, jeszcze majacząc gdzieś na granicy jawy i snu, na co na jego twarzy
pojawił się ciepły uśmiech. -Zaraz pójdziesz spać, chodź do
hotelu. - poprosił cicho, na co w końcu
postanowiłem wstać. Przeciągnąłem się, ubrałem kurtkę, zabrałem swoje klamoty i
ruszyłem do wyjścia, przy którym czekał na mnie kochanek. Wkroczyliśmy razem do
przytulnego, eleganckiego hotelu, gdzie Jost rozdawał klucze. Podał nam dwa o
tych samych numerach, co oznaczało, że dostaliśmy dwójkę. Zadowoleni ruszyliśmy
w odpowiednią stronę. Nie zwracałem nawet za bardzo uwagi na wystrój
któregokolwiek z pomieszczeń, które mijałem. Chciałem tylko przyłożyć twarz do
poduszki i zasnąć, najlepiej obejmując Czarnego... I tak też postanowiłem
zrobić.
Łóżka były spore, więc nie
fatygując się, zamknąłem drzwi na klucz, zgasiłem światło i pociągnąłem brata
na jedno z łóżek. Oczywiście po drodze gdzieś rzuciliśmy nasze rzeczy, ale nie
dbałem o to teraz. W samych bokserkach położyłem się na łóżku, a zaraz potem
materac ugiął się lekko i po chwili leżał na przeciw mnie półnagi Bill. Mój
bliźniak. Mój brat. Mój przyjaciel. Miłość
mojego życia. Osoba, która całkowicie mną zawładnęła. Osoba, którą chcę chronić
przed całym światem. Osoba, którą po prostu, najmocniej jak się da, kocham.
Uśmiechnąłem się do niego lekko,
gładząc jego blady policzek i okryłem nas kołdrą. Ułożyliśmy się tak, by było
nam wygodnie, i przez kilka, może kilkanaście minut leżeliśmy po prostu w
ciszy, przerywanej jedynie przez miarowe tykanie zegara. Nasze oddechy zgrały
się, zdawało się, że nawet nasze serca biją jednym rytmem. Księżyc jeszcze nie
wszedł dobrze, chociaż niebo zdążyło już poszarzeć. Jak na godzinę 18 o tej
porze roku zupełnie normalny widok. Chociaż byłem nieziemsko zaspany i marzyłem
tylko o tym, by oddać się błogiej nieświadomości, to chłonąłem to wszystko
dookoła nas, napawając się tym. Czułem i słyszałem spokojny oddech
drobniejszego chłopaka i przytuliłem go odrobinę mocniej, czując, jak odpływam
i oddaję się w ramiona Morfeusza.
Komentarze
Prześlij komentarz