Nightmare - one-shot

Obudził się w łóżku ale był sam. Całkiem sam. Nie było tu absolutnie nikogo, oprócz niego. Poderwał się szybko do siadu i nerwowo rozejrzał po pustym pomieszczeniu. Jego puste spojrzenie omiotło pomieszczenie, w którym nie było nic, oprócz rzeczy. które były ich. Ich wspólne.  Całe to pomieszczenie przesiąknięte było nim. Zapachem tego jednego, jedynego człowieka, którego obdarzył uczuciem tak głębokim, jak to tylko możliwe. Miłością tak wielką, że mógłby się w nim utopić. Uczuciem, które zawładnęło całym jego sercem, duszą, życiem. Łóżko, które dzielili wspólnie, było teraz całkowicie puste a pościel po drugiej stronie już dawno zdążyła wystygnąć. Wszystkie meble i drobnostki przypominały mu o ich wspólnych chwilach. Mając złe przeczucia a w głowie najczarniejsze scenariusze, powoli odchylił kołdrę i wstał, po drodze ubierając cienką, czarną bluzę na wyziębione ciało. Ciało, któremu brakowało ciepła. Ciepła tej jednej, jedynej osoby. Chcąc się jakoś rozgrzać roztarł ramiona dłońmi, ale niewiele to pomogło. Tylko jeden człowiek jest w stanie ogrzać jego bladą skórę i rozpalić zmysły do granic możliwości. Właśnie tej osoby teraz szukał w mieszkaniu. Mężczyzny o ciemnych, brązowych oczach, w które mógł się wpatrywać godzinami. Osoby, której uśmiech rozświetlał najbardziej pochmurny dzień. Kochanka, za którego zaprzedał ciało i duszę diabłu. Miłości, od której się uzależnił i bez której nie potrafił funkcjonować. Swojego ukochanego brata bliźniaka.

Otworzył powoli ciężkie, białe drzwi i powlókł się do salonu, nasłuchując. Jednak w domu było cicho. Zbyt cicho, upiornie cicho. Rozejrzał się po domu, ale nie zauważył nikogo. Poczuł nagłą suchość w ustach, ale spróbował się ją zignorować. Zwilżył wargi koniuszkiem języka i uchylił usta, by wypowiedzieć to słodkie imię.

-Tom? 

Zapytał cicho, ale nie doczekawszy się odpowiedzi, powtórzył nieco głośniej, kierując się w stronę kuchni 

-Tom?! Gdzie jesteś?

Wszedł do pustej, zimnej kuchni. W zlewie leżało kilka naczyń, ale jego uwagę przykuło coś innego. Coś leżącego na aneksie kuchennym. Podszedł i drżącymi delikatnie z zimna dłońmi chwycił białą kopertę. Przejechał długimi, bladymi palcami po każdym z czterech jej brzegów. Oglądał ją dokładnie, rozpoznając pismo swojego brata. Westchnął i otworzył ostrożnie starannie zapieczętowaną kopertę. Czarne myśli nie opuszczały go ani na moment. Wyjął złożoną starannie na pół białą jak świeży śnieg kartkę i rozłożył ją, powoli zaczynając czytać z wciąż rosnącym przerażeniem i niedowierzaniem.

Bill,
przykro mi. To nie tak miało wyjść. Długo nad tym myślałem i sądzę, że podjąłem słuszną decyzję. Zapewne zauważyłeś, że zniknęły moje rzeczy. Tak. Wyprowadziłem się. Nie próbuj mnie szukać. Nigdy więcej się nie spotkamy.
Pytasz, dlaczego? Nie mam już sił udawać, Bill. Udawać, że Cię kocham. Byłem zafascynowany Twoim ciałem, myślałem, że kocham. Ale to nie było to. Tak na prawdę wykorzystywałem Cię przez te wszystkie miesiące. Bawiłem się Tobą i Twoimi uczuciami. Ale dłużej już nie chcę. Poznałem kogoś. Dziewczynę tak wyjątkową, jak jeszcze nigdy nie spotkałem. To ona skradła moje serce. Od miesięcy z nią jestem. Aż dziw bierze, że się nie zorientowałeś.
Chciałem, żebyś dowiedział się o tym inaczej, ale uznałem to, za najprostsze rozwiązanie. Bez krzyku i łez. Jestem pewien, że Ty też mnie nie kochałeś. To była chęć spróbowania czegoś nowego. Ułożysz sobie życie u boku kogoś, kogo na prawdę pokochasz, Bill. To, co zrobiliśmy, zniszczyło naszą więź, dlatego nie możemy się więcej spotkać. Jednak i tak zawsze będę ciepło wspominać Ciebie i wszystko, co razem przeżyliśmy, przez dwadzieścia lat naszego wspólnego życia.
Żegnaj,
Tom

Po bladych policzkach popłynęły gorące łzy. Jedna z zadbanych dłoni zasłoniła drżące usta. Drobne ciało zaczęło niekontrolowanie drżeć, a jego właściciel w jednej chwili poczuł, jak uchodzą z niego wszystkie siły, cała chęć do życia. Stracił wszystko, na czym najbardziej mu zależało. Jego oddech przyspieszył i stał się ciężki, a ciało opadło bezwładnie na kolana. Chłopak chwycił się po bokach głowy i zacisnął powieki, jakby chciał odciąć się od strasznej rzeczywistości.

-Nie... nie...

Mruczał cicho pod nosem. Z każdą upływającą sekundą czuł, jak część jego duszy umiera. Jego serce przyspieszyło bicie, jednak nie miał zamiaru długo na to pozwolić. Nie umie, nie chce żyć bez niego i nie zamierza pozostać tu sam. Kryształowe krople rozbijały się o marmurową posadzkę, a z jego gardła nagle wydarł się krzyk tak przeraźliwy, jak jeszcze nigdy. Krzyczał z bólu tak długo, aż płuca zaczęły go palić a zdarte gardło nie pozwalało na wydobycie z niego żadnego więcej dźwięku. Tom... Tylko jego imię odbijało się wciąż w jego myślach. Nie miał siły wstać i chwycić nóż. Skulił się na zimnej ziemi i pragnął już tylko zasnąć i więcej się nie obudzić.

-Bill? Bill!

Usłyszał gdzieś w oddali wołający go, tak dobrze znany mu głos. Pragnął, aby ten głos okazał się prawdziwy. Jednak słyszał coś jeszcze.

-Nie, Tom! Nie... Proszę...

Słyszał swój własny głos, który nie brzmiał w cale bliżej, niż poprzedni. Poczuł dziwne ciążenie ciała i czyjąś ciepłą dłoń na swoim policzku. Otworzył oczy i zaczerpnął gwałtownie powietrza. Całą twarz miał zalaną łzami. Nad sobą zobaczył zaniepokojoną twarz brata. Mężczyzny, którego kocha. Miłości jego życia. Jego drugiej połowy. Szukał w jego oczach czegoś, co miałoby go zaniepokoić. Ale poza bezgraniczną miłością, uwielbieniem, pożądaniem i troską nie dostrzegł nic. Nic, co mogłoby go zaniepokoić. Spróbował uspokoić oddech, i gdy już trochę lepiej szła mu ta prosta czynność, przyłożył swoją dłoń do ciepłej dłoni ukochanego. Wtulił policzek w jego rozgrzaną skórę i odetchnął głęboko jego zapachem.

-Co ci się śniło?

Usłyszał czuły głos. Otworzył oczy i wpatrywał się w bliźniacze tęczówki, chcąc widzieć jego reakcję.

-Miałem koszmar... Śniło mi się, że odszedłeś. Że mnie nie kochałeś i znalazłeś sobie jakąś dziewczynę.

Wyjaśnił szeptem, a w oczach bliźniaka oprócz rozczulenia, zauważył też troskę ale i spokój. Duża dłoń pogładziła go po policzku i zeszła niżej, na szyję i ramiona. Poczuł ciepłe wargi na swoim ciele.

-Nic takiego się nie stało, Bill. I nigdy się nie zdarzy. Kocham cię, Billy.

Wyszeptał ciepłym, niskim głosem, który nie kłamał. Nie mógł. Pocałował bliźniaka zachłannie w usta i przytulił mocno do siebie.

-To tylko sen, Billy. Śpij już.

-A będziesz tu, gdy się obudzę?

Zapytał cicho, wtulając się ufnie w jego ciepłą klatkę piersiową i odetchnął jego zapachem.

-Będę, Billy. Zawsze.

-Kocham cię.

-I ja ciebie. Najbardziej na świecie.

Na szczęście miłość, ta prawdziwa, nie pozwala na cierpienia, a złe sny są spowodowane tylko naszą obawą. Kłótnia czy chwila niepewności potrafi sprawić, że coś głęboko w nas siedzącego, wypłynie. Ale miłość odgania takie obawy i pozwala odetchnąć. Dlatego szukajmy miłości, aby znaleźć szczęście, swoje miejsce w życiu i aby z naszego życia raz na zawsze usunąć nawzajem swoje koszmary. Koszmary, które da się wymazać z czasem i z rosnącą siłą uczucia.

Komentarze

  1. Trochę się wzruszyłam :) bardzo mi się to podobało. Taka miła odskocznia od opowiadań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się z takiej reakcji, bo mam zamiar pisać więcej takich przerywników ^^

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty