Ludzka maszyna - 5
Hej-ho :)
"Trust me" się skończyło ale teraz wracam z "Ludzką maszyną" - do 9 rozdziału włącznie są to dawno napisane odcinki, od 10 rozdziału już nowe i dłuższe :)
Przepraszam, że ostatnio nie odpowiadam na komentarze, ale cały wolny czas schodzi mi na pisanie rozdziałów >.< Odpowiem na nie wkrótce
"Trust me" się skończyło ale teraz wracam z "Ludzką maszyną" - do 9 rozdziału włącznie są to dawno napisane odcinki, od 10 rozdziału już nowe i dłuższe :)
Przepraszam, że ostatnio nie odpowiadam na komentarze, ale cały wolny czas schodzi mi na pisanie rozdziałów >.< Odpowiem na nie wkrótce
Pozdrawiam~
Jak to mówią, nadzieja matką głupich, prawda? A ja właśnie poczułem, jak coś boleśnie ściska mnie za żołądek, gdy otworzyłem owe drzwi. Nie byłem pewien, jak mam się zachować, bo wiedząc, kto się do tego przyczynił, miałem ochotę pobić tego człowieka.
Pod
ścianą kabiny leżała czarna postać, w potarganych ubraniach i ranach na ciele.
Dookoła było dużo krwi a ja w pierwszym momencie nie mogłem się ruszyć, jakbym przyrósł
do podłogi. Z moich ust wyrwał się tylko cichy jęk przerażenia.
-Matko,
Bill!
Jęknąłem
i podszedłem do niego, na co uniósł lekko głowę, z widocznym trudem. Maska
robota zniknęła, zamiast tego patrzyły na mnie lekko nieprzytomne oczy w
kolorze mlecznej czekolady, zasnute w tym momencie bólem i przerażeniem.
Dlaczego musiałem dostrzec u niego emocje akurat w takiej sytuacji? No
dlaczego?!
-Tom?
Usłyszałem
jego słaby, zachrypnięty głos. Skinąłem głową i uklęknąłem przy nim,
zastanawiając się, jak go wziąć stąd. Nie chcę sprawić mu więcej bólu.
-Zaczaili
się... nie miałem szans.
Wychrypiał,
a ja gestem ręki kazałem mu milczeć. Teraz nie powinien się wysilać. Jak
okrutnym trzeba być, żeby zrobić mu coś takiego? Przecież to chuchro się przed
nikim nie obroni! Poczułem wzbierającą we mnie złość, ale wiedziałem, że muszę
ją stłumić. Teraz najważniejszą sprawą jest pomoc dla Humanoida.
Z cichym jękiem złapał się za głowę i opuścił ją
z powrotem na zimną posadzkę. Patrzyłem przez chwilę na ten obraz nieszczęścia.
O tym, że wstanie o własnych siłach nie ma nawet mowy.
Podniosłem
go ostrożnie i zdziwiłem się, jak mało waży. Jest lekki jak piórko! Założę się,
że ma niedowagę i to całkiem sporą. Zarzuciłem sobie na ramię jego torbę i
ruszyłem do klasy, gdzie posadziłem go na ziemi.
-Idę po
swoje rzeczy i zaraz pojedziemy do szpitala, dobrze?
Zapytałem,
klękając przy nim. Pokręcił gwałtownie głową, czego zaraz pożałował.
-Nie chcę
do szpitala... proszę.
Powiedział
ciszej niż wcześniej. Ścisnęło mnie za serce, ale skinąłem głową. Wstałem i
wszedłem do klasy, od razu zabierając swoje rzeczy i wychodząc bez słowa
wyjaśnienia. Słyszałem za sobą jeszcze śmiechy wyrostków, ale zignorowałem je i
wróciłem do Czarnego. Usiadłem przy nim i zauważyłem, że jest niemal
nieprzytomny. Bledszy niż zwykle, bezwładny... niczym szmaciana lalka. To
straszne.
Wiedząc,
że inaczej nie wrócimy do domu, zadzwoniłem po taryfę. Gdy usłyszałem, że zaraz
będzie, wziąłem chłopaka obok na ręce i ruszyłem do wyjścia ze szkoły.
Faktycznie, gdy tylko wyszliśmy na dziedziniec, zauważyłem stojącą na szkolnym
parkingu taksówkę. Podszedłem do kremowego seata i otworzyłem jakimś cudem
tylne drzwi, gdzie wpierw wrzuciłem nasze torby a potem wpakowałem się z
czarnowłosym na kolanach. Kierowca spojrzał na nas zaniepokojony ale nie
skomentował tego.
Podałem
szybko adres i skupiłem się na oddechu Bill'a. Zdecydowanie jest spłycony i
nieco cięższy, ale regularny. Nie zauważyłem też, by miał większe rany niż
kilka otarć. Jedynym wyjątkiem było lewe ramię, na którym miał mniej-więcej
sześciocentymetrowe rozcięcie.
-Należy
się 20 euro.
Usłyszałem
i dopiero wtedy oderwałem wzrok od drobniejszego chłopaka. Zauważyłem, że już
dojechaliśmy, więc wręczyłem mu odpowiednią kwotę i jakimś cudem wysiadłem ze wszystkim.
Przeszedłem przez podjazd, kierując się do drzwi frontowych. Dziękowałem w
duchu mamie, że jeszcze nie zamówiła ekipy do zrobienia ogrodzenia, bo miałbym
teraz mały problem.
Kopnąłem
w drzwi, nie chcąc puścić chłopaka i czekałem, aż się otworzą. Po chwili
stanęła w nich moja matka, której ciepły uśmiech znikł, gdy tylko jej wzrok
spoczął na pokiereszowanym ciele Humanoida. Otworzyła szerzej drzwi, zabierając
ode mnie nasze torby i poszła za nami do salonu, gdzie na szerokiej, wygodnej
kanapie ułożyłem czarnowłosego, jeszcze raz sprawdzając oddech.
Nim
zdążyłem cokolwiek powiedzieć, mama stała obok mnie z apteczką i zaczęła
opatrywać Bill'a. Sam dałbym radę to zrobić, ale wiedziałem, że jest w tym
lepsza, więc pozwoliłem jej wprawnym dłoniom działać, i jedynie czekałem.
Zauważyłem, że Czarny zaczął drżeć, więc poleciałem szybko po kilka kocy i gdy
tylko rodzicielka skończyła go opatrywać, otuliłem go dokładnie dwoma kocami.
Przyglądałem mu się przez chwilę, po czym odwróciłem do stojącej za mną, wyraźnie
zmartwionej kobiety.
-Tom, co
mu się stało?
Zapytała
cicho, jakby bojąc się, że najlżejszy dźwięk zbudzi chłopaka. Westchnąłem i
znów na niego spojrzałem, zastanawiając się, jakiej odpowiedzi mam udzielić.
-Nie do
końca wiem... tylko tyle, że go pobiło kilku chłopaków.
Wyjaśniłem.
Nie chciałem sprawiać zamieszania, że dokładnie wiem, kto go tak urządził.
Jeszcze nie.
Przysiadłem
obok kanapy i zacząłem kontrolować jego stan. Nadopiekuńczość mam po mamie,
więc to u mnie nic dziwnego. Chyba, że ktoś zasłuży na lanie.
Chwyciłem
z apteczki wacik i wodę stojącą na stoliku, po czym zmyłem mu zniszczony
makijaż i resztki krwi z twarzy, tak delikatnie, jak tylko mogłem, chociaż
widziałem, że kilka razy się skrzywił, marszcząc zabawnie nos.
Przez
chwilę w mieszkaniu panowała cisza, przerywana jedynie naszymi cichymi
oddechami. Mama przysiadła obok mnie i położyła mi dłoń na ramieniu, po czym
ścisnęła je lekko. Zerknąłem na nią i zobaczyłem delikatny uśmiech na jej
twarzy, chociaż wciąż była wyraźnie zmartwiona. Odwzajemniłem uśmiech i znów
skierowałem wzrok na chłopaka, mając nadzieję, że niedługo się obudzi. Jeśli
nie, chyba będę musiał zabrać go do szpitala.
-Tom?
Usłyszałem
cichy głos rodzicielki, więc spojrzałem na nią pytająco. Wzrok jej zielonych oczu
zatrzymywał się raz na czarnowłosym, raz na mnie. Trwało to przez kilka sekund,
nim w końcu się odezwała.
-Muszę
wyjść na spotkanie. Poradzisz sobie?
Zapytała
niepewnie. Jestem pewien, że gdybym powiedział, że nie, bez wahania została by
z nami i zajęła się Humanoidem. Jednak doskonale zdawałem sobie sprawę, że jestem w
stanie zaopiekować się nim. Jeśli coś będzie nie tak, to mimo protestów
chłopaka zadzwonię po pogotowie.
-Jasne,
mamo, nie martw się. Dam znać gdy coś będzie nie tak.
Zapewniłem,
co wyraźnie ją uspokoiło. Powoli skinęła głową i jeszcze ostatni raz obrzuciła
spojrzeniem czarnowłosego. Wstała i skierowała się do wyjścia.
-Więc
trzymajcie się. Pa kochanie.
Usłyszałem
i zaraz potem rozległ się trzask drzwi frontowych. Oparłem się o kanapę i
odchyliłem głowę w tył. Mam nadzieję, że Czarny niedługo się obudzi, bo na
prawdę się niepokoję. Czemu on jest tak długo nieprzytomny? Proszę, Bill, obudź
się.
Nie wiem,
ile tak siedziałem tempo wpatrując się w sufit. Przez chwilę zdawało mi się
nawet, że przysnąłem. Nagle usłyszałem cichy jęk dochodzący z kanapy.
Poderwałem się gwałtownie i nachyliłem nad chłopakiem, uważnie wpatrując się w
jego twarz, która w tym momencie wykrzywiła się bólem. Powoli otworzył oczy,
zamglone delikatnie i lekko nieprzytomne. Wstrzymałem oddech w oczekiwaniu. Z
jego rozchylonych ust znów wydobył się jęk bólu a ja poczułem, jak coś
ciężkiego spada mi z serca.
-Bill?
Chcesz coś przeciwbólowego?
Zapytałem
szybko, odgarniając kilka niesfornych kosmyków z jego bladej twarzy.
Czekoladowe oczy spoczęły na mojej twarzy i rozchylił usta, jednak nie wydobył
się z nich w pierwszym momencie żaden dźwięk.
-Tom...
Wody.
Wychrypiał
z wyraźnym trudem, a ja zerwałem się i czym prędzej pobiegłem do kuchni, skąd
wziąłem szklankę i całą butelkę wody. Wróciłem do salonu i pomogłem mu zająć pozycję na wpół siedzącą, po czym przytknąłem mu szklankę pełną wody do
spierzchniętych warg. Wypił aż dwie szklanki i niemal bezwładnie opadł z
powrotem na poduszki, zwilżając usta koniuszkiem języka. Spojrzał na mnie wciąż
trochę nieprzytomnie, ale w jego oczach błyszczała też wdzięczność.
-Nie
musiałeś mi pomagać.
Szepnął,
na co skrzywiłem się lekko. On na prawdę sądził, że pozwoliłbym mu tak po
prostu zostać w tej łazience? Czym sobie zasłużyłem na tak okropną opinię?
-Dziękuję.
Dodał i
przymknął powieki, a mi się zdało, że na bladej twarzy zamajaczył delikatny
uśmiech. Niemożliwe... czyżby nastąpił przełom? Czy jestem o krok bliżej niego?
Mam taką nadzieję. Obserwowałem, jak chłopak oddycha miarowo i cicho, jednak z
jakiegoś powodu wiedziałem, że nie śpi. Jego twarz była teraz taka łagodna,
taka spokojna... Nie była tą maską, do której zdążył mnie przyzwyczaić. Była
wręcz... piękna.
Zaraz,
zaraz, zaraz! O czym ja w ogóle myślę? Ale... ta pokiereszowana teraz lekko
twarz jest na prawdę wspaniała, gdy nie zakrywa jej warstwa obojętności.
Takiego chciałbym go znać. Takiego chciałbym go widzieć codziennie. Chociaż
nie... chyba wolałbym, żeby był taki tylko przy mnie. W klasie mogliby go zbyt
łatwo zranić.
Ze
zdumieniem zdałem sobie sprawę, że od dłuższego czasu przyglądam się uważnie jego twarzy, a czekoladowe oczy
patrzą na mnie. Poprawiłem mu koce i znów spojrzałem na niego. Było cicho, ale
nie była to krępująca cisza. Łagodny wyraz twarzy chłopaka zadziwiał tym, że na
co dzień był zupełnie inny. Wyglądał tak niewinnie...
Laburnum anagyroides
(Melanchonijne piękno)
(Melanchonijne piękno)
Aaaa Jest! W końcu jest. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że w końcu wiem co dalej tam się działo.
OdpowiedzUsuńBiedny Bill, tak bardzo mi go żal. Ciekawa jestem, czy teraz otworzy się do Toma.
Buziaczki i czekam na kolejny odcinek. :*
Ale ja na to czekałam *-* i w końcu jest! Rozdział super jak zwykle! ^^ teraz tylko wyczekiwać kolejnego~
OdpowiedzUsuńEmi