Dla Ciebie - 19
TOM
Miałem sen. Śnił mi się Bill. Miał na sobie strój kotecka i jeździł na Tommy'm. Niestety obudził mnie mój kocurek.
-Billy?
Mruczał coś nie wyraźnie.
-Billy, obudź się. Billy?
Lekko go potrząsnąłem, a on wiercił się i wciąż mrucząc
-Billy, obudź się...
Znów nim potrząsłem,
Mruknął coś i otwarł oczka ale ma płytki oddech
-Billy, dobrze się czujesz? Co jest?
A, on pisnął i zakopał się pod kołdrą. Dotknąłem jego czoła, a było ono gorące. Billy zaczął majaczyć... Boże! To przeze mnie! Już nigdy więcej nie użyje na nim żadnej zabawki. Pobiegłem do kuchni po jakieś lekarstwa na obniżenie gorączki i witaminy. Podałem mu je, ale on wciąż się wyrywał i nie chciał brać.
-Billy, proszę, weź je. Masz gorączkę i nie chcę, żebyś się źle czuł.
Przytuliłem go i próbowałem na mówić go na tabletki. Skulił się i zaczął drzeć
-Billy, kochanie, proszę...
Prosiłem i dalej go mocno przytulałem.
-Przepraszam...
Szepnął i skulił się.
-Za co kotku? To przeze mnie jesteś chory.
No czemu Billy się mnie jakby boi? Ja tak nie chce!
-Ria będzie zła...
Wyszeptał z wyraźnie słyszalnym strachem w głosie.
-Ta kurwa mnie nie obchodzi misiu. Proszę, weź lekarstwa...
On się mnie boi i jeszcze mówi, że Ria będzie zła... Co jest?
Otworzył usta i wziął lekarstwa, ale wciąż się bał. Najwyraźniej nie wiem o wszystkim między nimi... Wziął lekarstwa, ale wciąż się bał. Może było coś z Rią o czym nie wiem?
- Dziękuje, kotku. O co chodzi? Powiedz mi, proszę. To przez Rię? Przecież jej nie ma. Jesteśmy razem.
-Ona... ona tu przyjdzie... Tom nie może wiedzieć... ja nie mogę ich rozdzielać...
Wyszeptał, a ja...
...
...
...
-Co ta suka ci naopowiadała, Billy! Ty nas nie rozdzieliłeś! Ona przegięła, a kocham tylko ciebie!
-Ciii... Tom nie może wiedzieć...
Wyszeptał i po chwili dopiero znów zaczął mówić.
-Wiesz, Gus, on ją kocha, bardzo... a ona... jego nie... ale on o tym nie wie..
-A, czemu ona go nie kocha? Skąd to wiesz?
Powiedziałem niższym głosem.... może Gusovi się wygada?
-Mówiła...
Zaśmiał się smutno, nim powiedział coś więcej.
-Mówiła, że jak tylko zrobi karierę, to go zostawi... i że przeszkadzam... bo Tom nie powinien się mną przejmować
Co za kurwa!
-Ale przecież Tom cię kocha i nie zostawi. Poza tym rozstał się z Rią a jutro razem wyjeżdżacie.
-"Ten idiota mnie kocha... on nie wie, że jest tylko przepustką? Dobrze mi z nim, a przy okazji mogę zniszczyć waszą więź i dzięki temu będzie za mną chodził jak pies." Tak mówiła.
Zacytował i skulił się lekko. Każde słowo mówił z wyraźnym trudem.
-Niby gdzie? Ria ma jutro pokaz, pamiętasz?
Zapytał. Pokaz miała, ale pół roku wcześniej. Co za suka.
-Przepraszam, Bill, nie pamiętam.
- Mówiła, że będzie z nim tylko dla kasy... ale on mnie nie słucha. On ją na prawdę kocha...
Po jego policzkach popłynęły łzy.
-Myślę, że ona nas rozdzieli. A mówiłem ci, że ostatnio dziwnie się przy nim czuję. Co ja mam robić?
Rozpłakał się, ledwo łapiąc powietrze do płuc. Przytuliłem go.
-Wszystko będzie dobrze. Pogadaj z Tom'em.
-Nie mogę. Pokłóciliśmy się wczoraj.
-O co?
-Była u nas Ria... oglądaliśmy film i poślizgnąłem się i wylałem na nią sok... ona powiedziała, że tego pożałuję a potem Tom zrobił mi aferę, że to było specjalnie... chciałem wtedy rzucić się z okna.
Wyszlochał w moją koszulkę.
-Bill! Boże! Nie waż mi się zrzucać z okna! Coś ci powiem, dobrze?
Pokiwał głową, słuchając mnie.
-To, o czym teraz mówisz, zdarzyło się pół roku temu. Tom zerwał z Rią z trzy tygodnie temu, a wcześniej zostałeś porwany. Teraz kochasz Tom'a a on ciebie najbardziej na świecie. Jutro wyjeżdżacie do LA.
Roześmiał się. Bill?
-Gus, jaki film ostatnio oglądałeś?
Spytał i opadł bezwładnie na poduszki.
-Sprawdź swój tyłek, niedowiarku! Dziewicą to ty nie jesteś.
Jednak nie zareagował a jego oddech stał się cięższy. Co się dzieje?
-Tom...
-Hm?
-Ona cię okłamuje... zrozum. Ten wyjazd to zły pomysł. Ona cię wykorzystuje. Tom!
On już to kiedyś powiedział. To było...osiem miesięcy temu?
-Czemu tak sądzisz, Bill?
-Bo cię tak traktuje.
Szepnął i przewrócił się na drugi bok.
-Przecież mnie normalnie traktuje, jak swojego chłopaka.
-Ona cię nie kocha... wykorzystuje.
Jego głos był coraz słabszy. Westchnąłem cichutko.
-Wiem, Billy, wiem. Idź spać.
-To boli, Tom.
-Co cię boli?
Przytuliłem go mocno.
-Serduszko... ona nas rozdzieli.
Zadrżał.
-Prędzej ją zabije niż pozwolę nas rozdzielić. Kocham cię i będę zawsze przy tobie, kochany.
Mocniej go przytuliłem by mi nie uciekł gdzieś... wiecie ... to Bill... jest zdolny do wszystkiego.... a on się we mnie wtulił.
-Tom.. Tom...
Powiedział, nim odleciał. Billy zasnął, a ja choć próbowałem za nic nie mogłem. Myślałem. Myślałem o tym, o czym mi powiedział. Jak mogłem go tak traktować? No jak? Przecież teraz kocham go nad życie! I jeszcze jest przeze mnie chory. Ty idioto! Jak mogłeś na to pozwolić!?! Za jaja powinni mnie powiesić!
Billy się wiercił, kręcił, mruczał, a ja doszedłem... do wniosku, że powinienem traktować go jak księżniczkę! O! Ech, ale już dzisiaj nie zasnę... gdy tylko gorączka mu spadła, wstałem i poszedłem do kuchni, zrobić kawę. Był piękny wschód słońca, wróciłem do swojego pokoju i wyszedłem na balkon. Ech... zawsze najlepiej mi się myślało rano. Uważam, że piękniejsze są wschody, a nie zachody... niby takie same, a całkowicie inne. Wschody dają nadzieje na dobry dzień. Napawają optymizmem, nawet po nie przespanej nocy. Taak... kawa plus wschód słońca to to, co Tygryski lubią najbardziej.... no i ja... Nagle usłyszałem za sobą zachrypnięty głos.
-Tom?
Odwróciłem się w stronę bliźniaka.
-Co tu robisz, kotku? Powinieneś spać. Jeszcze cię zawieje i co będzie? W nocy miałeś gorączkę.
-Gorączkę? To dlatego boli mnie głowa...
Wyszeptał, rozcierając skronie.
-Wracaj do łóżka, zaraz dam ci leki. Masz może na coś ochotę?
-A na co mogę mieć ochotę?
Spytał, obejmując się ramionami, by się ogrzać.
-A na co masz ochotę?
Zamyślił się chwilę.
-Na kilka rzeczy.
-W podpunktach proszę.
-Uhm, więc... przytulasa... i całusa... i Tom'a... i gorącej czekolady... i kocyka.
Wymienił.
-A może być w odwrotnej kolejności?
Pokiwał głową w odpowiedzi. Szybko podałem Billowi kocyk i pobiegłem robić ulubioną gorącą czekoladę for Billy, po chwili miał ją już w ręce. Dałem mu całusa, przytuliłem od tyłu i patrzałem na wschód słońca.
-Kocham cię, Tom.
Szepnął, wtulając się w moje ciało. Przytuliłem go mocniej, by go rozgrzać.
-Ja ciebie też kocham, kotku.
-Tom? Powiesz mi coś?
-Wszystko, kochanie.
-Co mówiłem w gorączce?
-Um... brałeś mnie za Gus'a, później myślałeś, że jestem sobą i mówiłeś, że Ria to ZLO.
-Zło?
Znieruchomiał.
-Nie, ZLO.
-Dlaczego? Co konkretnie mówiłem?
-Że mnie nie kocha.
Mówiłem lekkim tonem. Wiedziałem, że coś mu siedzi w głowie, ale teraz liczy się tylko on, moje kochanie.
-A..aha...
Szepnął. Odezwał się dopiero po chwili picia czekolady.
-Jesteś zły? Smutny?
-Raczej spokojny.
-Musiałem się ostatnio przewietrzyć...
Mruknął i zaczął się do nie łasić. Zacząłem pieścić delikatnie jego szyję i kark na co zaczął mruczeć, jak rasowy kotek i wyginać się po więcej pieszczot.
-Już nigdy nie użyję na tobie żadnego dilda, korka czy wibratora.
-Racja, wolę ciebie, ale czemu nie?
-Mogłeś się przeziębić w lesie, przebieralni czy innych miejscach, gdzie się zabawialiśmy.
Wyjaśniłem i zacząłem delikatnie przygryzać jego szyję. Zaczął mruczeć i gładzić moje udo.
-Albo wczoraj na balkonie, jak się na ciebie wkurzyłem i wyszedłem się uspokoić.
Zamilkłem na chwilę.
-Masz zakaz wstępu na balkon.
-Bez nadzoru?
Zamruczał, czując moje ząbki i wygiął szyję po więcej.
-I kiedy wieje wiatr.
Odparłem, robiąc mu malinkę, na co zaczął pojękiwać i wplątał palce w moje dredy, by przyciągnąć mnie bardziej do swojej szyi.
-Obiecuję.
Szepnął.
-Dziękuję, Billy. Tak bardzo cię koffam...
-Tak bardzo, jak ja ciebie?
Zamruczał?
-Bardziej, mój aniele.
-Nie da się bardziej.
Westchnął rozkosznie i mocniej wygiął szyję.
-Ty jesteś lepszy z matmy.
Polizałem go po raz ostatni po szyi, która wyglądała teraz jak duża malina i zabrałem się za jego ramiona, a on westchnął i zsunął rękaw po więcej.
-Tom...
-Taaak? Billy... jeżeli nie chcesz zostać zasekszony na balkonie to lepiej wracajmy...
-A czemu nie? Przecież obaj tego chcemy, nie?
Spytał szeptem.
-No taak... ale ja dalej mam pas i nie mam klucza.
-Dałem ci go.
Powiedział, wyraźnie zdziwiony.
-A ja ci go wrzuciłem do torby...
BILL
Na słowa bliźniaka, poderwałem się z miejsca i pognałem do pokoju po wspomniany klucz. Po chwili wróciłem, a mój bliźniak siedział dalej na swoim miejscu.
-Billy?
-Otwieramy?
-Jak chcesz, to otwieraj, ale... może zmienię nazwisko?
Zamurowało mnie. Zamarłem wpół kroku i prawie się rozpłakałem.
-Pojedziemy do Australii, pobierzemy się i przyjmę twoje nazwisko, co ty na to?
Spytał, a ja zgłupiałem.
-Co? Chcesz ślubu?
-A ty nie?
Usiadłem obok niego.
-Nie wiem... nie myślałem o tym. Kiedyś myślałem o ślubie... ale potem uświadomiłem sobie, że będąc homoseksualistą nigdy go nie wezmę... i porzuciłem to marzenie.
Przyznałem. Spojrzał na mnie dziwnie, po czym wyszedł z pokoju a gdy wrócił kazał mi wstać, samemu klękając przede mną.
-Billy, kochanie. Bardzo cię kocham. Chcę należeć do ciebie i żebyś należał do mnie. Chcę razem z tobą wychować piątkę dzieci. Patrzeć na wschody i zachody słońca. Chcę się z tobą zestarzeć i chcę się z tobą seksić do ostatniego tchu. Billy, chcę byś został moją żoną.
Nie byłem pewien, czy po ostatnim słowie nie powinienem się obrazić, ale stwierdziłem, że zrobię to później, teraz po prostu pozwalając łzą płynąć po moich policzkach i przytulając go. Podał mi pudełeczko z pierścionkiem.
-Billy? To.. no wiesz... stresujące... odpowiedział być?
-Pewnie, że za ciebie wyjdę! Chcę dzielić z Tobą każdy mój dzień, moje serce bije dla Ciebie.
-To... możemy mieć szóstkę dzieci?
Zapytał. Spojrzałem na niego niepewnie.
-Po co ci dzieci?
-Bo je lubię! Będzie dwóch chłopczyków i cztery dziewczynki. Będą się nazywać: Róża, Julka, Natalka i Karolina, a chłopczyki to: Dymitir i Santiago. Będę ich rozpieszczał... Róża, będzie malarką, Julka będzie fotografem, Natalka weterynarzem, a Karolina będzie śpiewać i będzie w naszym zespole razem z Santiagiem, który będzie grać na gitarze, a Dymitir będzie grał na pianinie i będzie psychologiem.
Oznajmił mi, a ja o mało co nie zrobiłem faceplam'u.
-Tom... zdajesz sobie sprawę, że tego nie zaplanujesz? Może one będą zupełnie kimś innym, niż planujesz? Poza tym z takimi dziećmi nie ma życia. Musisz 24 godziny na dobę być przytomny i wszystko kontrolować. No i zero spania do późna, a seksu to już w ogóle, przez kilka lat nie ma szans.
Wyjaśniłem spokojnie.
-Czy ty miałeś kiedyś dzieci.
-Przecież wiesz, że nie.
-To skąd wiesz?
-A ty skąd wiesz?
-Poczekaj sekundkę.
Wszedł do pokoju a po chwili przyniósł stos książek.
-Stąd. Jest wszyściutko, od ciąży po studia.
Westchnąłem.
-Jeśli chcesz dzieci, to daj mi lepiej rabat w Twojej sieci sklepowej, bo z Tobą to kilkanaście albo nawet kilkadziesiąt lat nie będę mógł się zabawić.
Poddałem się.
-Spokojnie.... założę ci knebel, ale wiesz co? Tam pisze że istnieje takie cóś jak cichy ser! Znaczy sex...
Oznajmił dumny z siebie.
-Tom, ale ja nie chcę dzieci! Chcę być wolny, rozumiesz? Nie chcę musieć podporządkować się pod kilkoro dzieci, nie chcę nie móc wyjść ze znajomymi ani się upić, nie chcę nie móc mieć świętego spokoju od czasu do czasu i nie chcę nie móc cię nawet przytulić!
W końcu nie wytrzymałem i wyszedłem z pokoju, trzaskając drzwiami. A on pobiegł za mną, zastając mnie klęczącego na ziemi i zbierającego rzeczy, które z niej wyjąłem, gdy szukałem klucza.
-Billy, możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie?
-Jakie?
-Jaki lubisz klimat? Taki z morzem?
-Co to ma do rzeczy?
Zapytałem, patrząc na niego.
-Z resztą nie ważne. Może porwaliśmy się z motyką na Słońce.
-Jaki lubisz klimat?
No uparł się, jak osioł!
-Ciepły.
Powiedziałem w końcu i po prostu wyszedł z mojego pokoju. Ja w tym czasie się załamywałem, a on nagle zaczął biegać po domu i wrzeszczeć.
-Billy, zbieraj się powoli! Za godzinę jedziemy na lotnisko!
-Coś kombinujesz. Słucha, Tom, słuchasz mnie?
-Zawsze.
-Nie ważne, co powiedziałem. Kocham Cię i chcę, żebyś był szczęśliwy. Więc zapomnijmy o tym okey?
-Z czego? Co ty zrobiłeś, Tom?
Przestraszyłem się nie na żarty. Co on znowu wymyślił?!
-Billy, po prostu pojedź ze mną.
Poprosił i mnie przytulił, ale ja miałem co do tego mieszane uczucia.
-Tom, co ty zrobiłeś?
-Powiem ci w samolocie, ok?
-Nie! Tom, co jest na tyle straszne, ze nie możesz mi powiedzieć od razu? Co się z nami dzieje, co? Zawsze byliśmy za sobą murem, bez tajemnic a teraz?
Byłem mocno zaniepokojony, ale usiadłem na ziemi - tam, gdzie stałem. On natomiast zaczął chodzić w kółko.
-Ale nie zostawisz mnie?
-Skąd ci to przyszło do głowy?
-Tom?
-Kupiłembezludnąwyspęzwillą.
Powiedział tak szybko, jak mógł a ja... skamieniałem. Nie wiedziałem, co powiedzieć.
-I... i będziemy mogli mieć chociaż jedno dziecko...?
Zapytał niepewnie a ja zacząłem pocierać skronie. Zaraz mi łeb pęknie. Z jednej strony chcę, żeby był szczęśliwy, ale z drugiej cholernie się boję.
-Na prawdę tego chcesz.
Milczałem chwilę. Byłem... w kropce.
-Jedno.
Powiedziałem sucho i wróciłem do swojego pokoju.
Miałem sen. Śnił mi się Bill. Miał na sobie strój kotecka i jeździł na Tommy'm. Niestety obudził mnie mój kocurek.
-Billy?
Mruczał coś nie wyraźnie.
-Billy, obudź się. Billy?
Lekko go potrząsnąłem, a on wiercił się i wciąż mrucząc
-Billy, obudź się...
Znów nim potrząsłem,
Mruknął coś i otwarł oczka ale ma płytki oddech
-Billy, dobrze się czujesz? Co jest?
A, on pisnął i zakopał się pod kołdrą. Dotknąłem jego czoła, a było ono gorące. Billy zaczął majaczyć... Boże! To przeze mnie! Już nigdy więcej nie użyje na nim żadnej zabawki. Pobiegłem do kuchni po jakieś lekarstwa na obniżenie gorączki i witaminy. Podałem mu je, ale on wciąż się wyrywał i nie chciał brać.
-Billy, proszę, weź je. Masz gorączkę i nie chcę, żebyś się źle czuł.
Przytuliłem go i próbowałem na mówić go na tabletki. Skulił się i zaczął drzeć
-Billy, kochanie, proszę...
Prosiłem i dalej go mocno przytulałem.
-Przepraszam...
Szepnął i skulił się.
-Za co kotku? To przeze mnie jesteś chory.
No czemu Billy się mnie jakby boi? Ja tak nie chce!
-Ria będzie zła...
Wyszeptał z wyraźnie słyszalnym strachem w głosie.
-Ta kurwa mnie nie obchodzi misiu. Proszę, weź lekarstwa...
On się mnie boi i jeszcze mówi, że Ria będzie zła... Co jest?
Otworzył usta i wziął lekarstwa, ale wciąż się bał. Najwyraźniej nie wiem o wszystkim między nimi... Wziął lekarstwa, ale wciąż się bał. Może było coś z Rią o czym nie wiem?
- Dziękuje, kotku. O co chodzi? Powiedz mi, proszę. To przez Rię? Przecież jej nie ma. Jesteśmy razem.
-Ona... ona tu przyjdzie... Tom nie może wiedzieć... ja nie mogę ich rozdzielać...
Wyszeptał, a ja...
...
...
...
-Co ta suka ci naopowiadała, Billy! Ty nas nie rozdzieliłeś! Ona przegięła, a kocham tylko ciebie!
-Ciii... Tom nie może wiedzieć...
Wyszeptał i po chwili dopiero znów zaczął mówić.
-Wiesz, Gus, on ją kocha, bardzo... a ona... jego nie... ale on o tym nie wie..
-A, czemu ona go nie kocha? Skąd to wiesz?
Powiedziałem niższym głosem.... może Gusovi się wygada?
-Mówiła...
Zaśmiał się smutno, nim powiedział coś więcej.
-Mówiła, że jak tylko zrobi karierę, to go zostawi... i że przeszkadzam... bo Tom nie powinien się mną przejmować
Co za kurwa!
-Ale przecież Tom cię kocha i nie zostawi. Poza tym rozstał się z Rią a jutro razem wyjeżdżacie.
-"Ten idiota mnie kocha... on nie wie, że jest tylko przepustką? Dobrze mi z nim, a przy okazji mogę zniszczyć waszą więź i dzięki temu będzie za mną chodził jak pies." Tak mówiła.
Zacytował i skulił się lekko. Każde słowo mówił z wyraźnym trudem.
-Niby gdzie? Ria ma jutro pokaz, pamiętasz?
Zapytał. Pokaz miała, ale pół roku wcześniej. Co za suka.
-Przepraszam, Bill, nie pamiętam.
- Mówiła, że będzie z nim tylko dla kasy... ale on mnie nie słucha. On ją na prawdę kocha...
Po jego policzkach popłynęły łzy.
-Myślę, że ona nas rozdzieli. A mówiłem ci, że ostatnio dziwnie się przy nim czuję. Co ja mam robić?
Rozpłakał się, ledwo łapiąc powietrze do płuc. Przytuliłem go.
-Wszystko będzie dobrze. Pogadaj z Tom'em.
-Nie mogę. Pokłóciliśmy się wczoraj.
-O co?
-Była u nas Ria... oglądaliśmy film i poślizgnąłem się i wylałem na nią sok... ona powiedziała, że tego pożałuję a potem Tom zrobił mi aferę, że to było specjalnie... chciałem wtedy rzucić się z okna.
Wyszlochał w moją koszulkę.
-Bill! Boże! Nie waż mi się zrzucać z okna! Coś ci powiem, dobrze?
Pokiwał głową, słuchając mnie.
-To, o czym teraz mówisz, zdarzyło się pół roku temu. Tom zerwał z Rią z trzy tygodnie temu, a wcześniej zostałeś porwany. Teraz kochasz Tom'a a on ciebie najbardziej na świecie. Jutro wyjeżdżacie do LA.
Roześmiał się. Bill?
-Gus, jaki film ostatnio oglądałeś?
Spytał i opadł bezwładnie na poduszki.
-Sprawdź swój tyłek, niedowiarku! Dziewicą to ty nie jesteś.
Jednak nie zareagował a jego oddech stał się cięższy. Co się dzieje?
-Tom...
-Hm?
-Ona cię okłamuje... zrozum. Ten wyjazd to zły pomysł. Ona cię wykorzystuje. Tom!
On już to kiedyś powiedział. To było...osiem miesięcy temu?
-Czemu tak sądzisz, Bill?
-Bo cię tak traktuje.
Szepnął i przewrócił się na drugi bok.
-Przecież mnie normalnie traktuje, jak swojego chłopaka.
-Ona cię nie kocha... wykorzystuje.
Jego głos był coraz słabszy. Westchnąłem cichutko.
-Wiem, Billy, wiem. Idź spać.
-To boli, Tom.
-Co cię boli?
Przytuliłem go mocno.
-Serduszko... ona nas rozdzieli.
Zadrżał.
-Prędzej ją zabije niż pozwolę nas rozdzielić. Kocham cię i będę zawsze przy tobie, kochany.
Mocniej go przytuliłem by mi nie uciekł gdzieś... wiecie ... to Bill... jest zdolny do wszystkiego.... a on się we mnie wtulił.
-Tom.. Tom...
Powiedział, nim odleciał. Billy zasnął, a ja choć próbowałem za nic nie mogłem. Myślałem. Myślałem o tym, o czym mi powiedział. Jak mogłem go tak traktować? No jak? Przecież teraz kocham go nad życie! I jeszcze jest przeze mnie chory. Ty idioto! Jak mogłeś na to pozwolić!?! Za jaja powinni mnie powiesić!
Billy się wiercił, kręcił, mruczał, a ja doszedłem... do wniosku, że powinienem traktować go jak księżniczkę! O! Ech, ale już dzisiaj nie zasnę... gdy tylko gorączka mu spadła, wstałem i poszedłem do kuchni, zrobić kawę. Był piękny wschód słońca, wróciłem do swojego pokoju i wyszedłem na balkon. Ech... zawsze najlepiej mi się myślało rano. Uważam, że piękniejsze są wschody, a nie zachody... niby takie same, a całkowicie inne. Wschody dają nadzieje na dobry dzień. Napawają optymizmem, nawet po nie przespanej nocy. Taak... kawa plus wschód słońca to to, co Tygryski lubią najbardziej.... no i ja... Nagle usłyszałem za sobą zachrypnięty głos.
-Tom?
Odwróciłem się w stronę bliźniaka.
-Co tu robisz, kotku? Powinieneś spać. Jeszcze cię zawieje i co będzie? W nocy miałeś gorączkę.
-Gorączkę? To dlatego boli mnie głowa...
Wyszeptał, rozcierając skronie.
-Wracaj do łóżka, zaraz dam ci leki. Masz może na coś ochotę?
-A na co mogę mieć ochotę?
Spytał, obejmując się ramionami, by się ogrzać.
-A na co masz ochotę?
Zamyślił się chwilę.
-Na kilka rzeczy.
-W podpunktach proszę.
-Uhm, więc... przytulasa... i całusa... i Tom'a... i gorącej czekolady... i kocyka.
Wymienił.
-A może być w odwrotnej kolejności?
Pokiwał głową w odpowiedzi. Szybko podałem Billowi kocyk i pobiegłem robić ulubioną gorącą czekoladę for Billy, po chwili miał ją już w ręce. Dałem mu całusa, przytuliłem od tyłu i patrzałem na wschód słońca.
-Kocham cię, Tom.
Szepnął, wtulając się w moje ciało. Przytuliłem go mocniej, by go rozgrzać.
-Ja ciebie też kocham, kotku.
-Tom? Powiesz mi coś?
-Wszystko, kochanie.
-Co mówiłem w gorączce?
-Um... brałeś mnie za Gus'a, później myślałeś, że jestem sobą i mówiłeś, że Ria to ZLO.
-Zło?
Znieruchomiał.
-Nie, ZLO.
-Dlaczego? Co konkretnie mówiłem?
-Że mnie nie kocha.
Mówiłem lekkim tonem. Wiedziałem, że coś mu siedzi w głowie, ale teraz liczy się tylko on, moje kochanie.
-A..aha...
Szepnął. Odezwał się dopiero po chwili picia czekolady.
-Jesteś zły? Smutny?
-Raczej spokojny.
-Musiałem się ostatnio przewietrzyć...
Mruknął i zaczął się do nie łasić. Zacząłem pieścić delikatnie jego szyję i kark na co zaczął mruczeć, jak rasowy kotek i wyginać się po więcej pieszczot.
-Już nigdy nie użyję na tobie żadnego dilda, korka czy wibratora.
-Racja, wolę ciebie, ale czemu nie?
-Mogłeś się przeziębić w lesie, przebieralni czy innych miejscach, gdzie się zabawialiśmy.
Wyjaśniłem i zacząłem delikatnie przygryzać jego szyję. Zaczął mruczeć i gładzić moje udo.
-Albo wczoraj na balkonie, jak się na ciebie wkurzyłem i wyszedłem się uspokoić.
Zamilkłem na chwilę.
-Masz zakaz wstępu na balkon.
-Bez nadzoru?
Zamruczał, czując moje ząbki i wygiął szyję po więcej.
-I kiedy wieje wiatr.
Odparłem, robiąc mu malinkę, na co zaczął pojękiwać i wplątał palce w moje dredy, by przyciągnąć mnie bardziej do swojej szyi.
-Obiecuję.
Szepnął.
-Dziękuję, Billy. Tak bardzo cię koffam...
-Tak bardzo, jak ja ciebie?
Zamruczał?
-Bardziej, mój aniele.
-Nie da się bardziej.
Westchnął rozkosznie i mocniej wygiął szyję.
-Ty jesteś lepszy z matmy.
Polizałem go po raz ostatni po szyi, która wyglądała teraz jak duża malina i zabrałem się za jego ramiona, a on westchnął i zsunął rękaw po więcej.
-Tom...
-Taaak? Billy... jeżeli nie chcesz zostać zasekszony na balkonie to lepiej wracajmy...
-A czemu nie? Przecież obaj tego chcemy, nie?
Spytał szeptem.
-No taak... ale ja dalej mam pas i nie mam klucza.
-Dałem ci go.
Powiedział, wyraźnie zdziwiony.
-A ja ci go wrzuciłem do torby...
BILL
Na słowa bliźniaka, poderwałem się z miejsca i pognałem do pokoju po wspomniany klucz. Po chwili wróciłem, a mój bliźniak siedział dalej na swoim miejscu.
-Billy?
-Otwieramy?
-Jak chcesz, to otwieraj, ale... może zmienię nazwisko?
Zamurowało mnie. Zamarłem wpół kroku i prawie się rozpłakałem.
-Pojedziemy do Australii, pobierzemy się i przyjmę twoje nazwisko, co ty na to?
Spytał, a ja zgłupiałem.
-Co? Chcesz ślubu?
-A ty nie?
Usiadłem obok niego.
-Nie wiem... nie myślałem o tym. Kiedyś myślałem o ślubie... ale potem uświadomiłem sobie, że będąc homoseksualistą nigdy go nie wezmę... i porzuciłem to marzenie.
Przyznałem. Spojrzał na mnie dziwnie, po czym wyszedł z pokoju a gdy wrócił kazał mi wstać, samemu klękając przede mną.
-Billy, kochanie. Bardzo cię kocham. Chcę należeć do ciebie i żebyś należał do mnie. Chcę razem z tobą wychować piątkę dzieci. Patrzeć na wschody i zachody słońca. Chcę się z tobą zestarzeć i chcę się z tobą seksić do ostatniego tchu. Billy, chcę byś został moją żoną.
Nie byłem pewien, czy po ostatnim słowie nie powinienem się obrazić, ale stwierdziłem, że zrobię to później, teraz po prostu pozwalając łzą płynąć po moich policzkach i przytulając go. Podał mi pudełeczko z pierścionkiem.
-Billy? To.. no wiesz... stresujące... odpowiedział być?
-Pewnie, że za ciebie wyjdę! Chcę dzielić z Tobą każdy mój dzień, moje serce bije dla Ciebie.
-To... możemy mieć szóstkę dzieci?
Zapytał. Spojrzałem na niego niepewnie.
-Po co ci dzieci?
-Bo je lubię! Będzie dwóch chłopczyków i cztery dziewczynki. Będą się nazywać: Róża, Julka, Natalka i Karolina, a chłopczyki to: Dymitir i Santiago. Będę ich rozpieszczał... Róża, będzie malarką, Julka będzie fotografem, Natalka weterynarzem, a Karolina będzie śpiewać i będzie w naszym zespole razem z Santiagiem, który będzie grać na gitarze, a Dymitir będzie grał na pianinie i będzie psychologiem.
Oznajmił mi, a ja o mało co nie zrobiłem faceplam'u.
-Tom... zdajesz sobie sprawę, że tego nie zaplanujesz? Może one będą zupełnie kimś innym, niż planujesz? Poza tym z takimi dziećmi nie ma życia. Musisz 24 godziny na dobę być przytomny i wszystko kontrolować. No i zero spania do późna, a seksu to już w ogóle, przez kilka lat nie ma szans.
Wyjaśniłem spokojnie.
-Czy ty miałeś kiedyś dzieci.
-Przecież wiesz, że nie.
-To skąd wiesz?
-A ty skąd wiesz?
-Poczekaj sekundkę.
Wszedł do pokoju a po chwili przyniósł stos książek.
-Stąd. Jest wszyściutko, od ciąży po studia.
Westchnąłem.
-Jeśli chcesz dzieci, to daj mi lepiej rabat w Twojej sieci sklepowej, bo z Tobą to kilkanaście albo nawet kilkadziesiąt lat nie będę mógł się zabawić.
Poddałem się.
-Spokojnie.... założę ci knebel, ale wiesz co? Tam pisze że istnieje takie cóś jak cichy ser! Znaczy sex...
Oznajmił dumny z siebie.
-Tom, ale ja nie chcę dzieci! Chcę być wolny, rozumiesz? Nie chcę musieć podporządkować się pod kilkoro dzieci, nie chcę nie móc wyjść ze znajomymi ani się upić, nie chcę nie móc mieć świętego spokoju od czasu do czasu i nie chcę nie móc cię nawet przytulić!
W końcu nie wytrzymałem i wyszedłem z pokoju, trzaskając drzwiami. A on pobiegł za mną, zastając mnie klęczącego na ziemi i zbierającego rzeczy, które z niej wyjąłem, gdy szukałem klucza.
-Billy, możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie?
-Jakie?
-Jaki lubisz klimat? Taki z morzem?
-Co to ma do rzeczy?
Zapytałem, patrząc na niego.
-Z resztą nie ważne. Może porwaliśmy się z motyką na Słońce.
-Jaki lubisz klimat?
No uparł się, jak osioł!
-Ciepły.
Powiedziałem w końcu i po prostu wyszedł z mojego pokoju. Ja w tym czasie się załamywałem, a on nagle zaczął biegać po domu i wrzeszczeć.
-Billy, zbieraj się powoli! Za godzinę jedziemy na lotnisko!
-Coś kombinujesz. Słucha, Tom, słuchasz mnie?
-Zawsze.
-Nie ważne, co powiedziałem. Kocham Cię i chcę, żebyś był szczęśliwy. Więc zapomnijmy o tym okey?
-... Przykro mi, ale nie mogę się wycofać.
-Z czego? Co ty zrobiłeś, Tom?
Przestraszyłem się nie na żarty. Co on znowu wymyślił?!
-Billy, po prostu pojedź ze mną.
Poprosił i mnie przytulił, ale ja miałem co do tego mieszane uczucia.
-Tom, co ty zrobiłeś?
-Powiem ci w samolocie, ok?
-Nie! Tom, co jest na tyle straszne, ze nie możesz mi powiedzieć od razu? Co się z nami dzieje, co? Zawsze byliśmy za sobą murem, bez tajemnic a teraz?
Ok tylko usiądź...
Byłem mocno zaniepokojony, ale usiadłem na ziemi - tam, gdzie stałem. On natomiast zaczął chodzić w kółko.
-Ale nie zostawisz mnie?
-Skąd ci to przyszło do głowy?
-Bo... bo wiesz... sex shopy to dobry interes... i.. tak sobie pomyślałem, że ci się spodoba...
-Tom?
-Kupiłembezludnąwyspęzwillą.
Powiedział tak szybko, jak mógł a ja... skamieniałem. Nie wiedziałem, co powiedzieć.
-I... i będziemy mogli mieć chociaż jedno dziecko...?
Zapytał niepewnie a ja zacząłem pocierać skronie. Zaraz mi łeb pęknie. Z jednej strony chcę, żeby był szczęśliwy, ale z drugiej cholernie się boję.
-Na prawdę tego chcesz.
-Billy,
dzieci nie musimy mieć teraz......ale im szybciej tym lepiej. Jeżeli
się nie zgodzisz to też ich mieć nie będziemy...... ale byłoby fajnie.
Milczałem chwilę. Byłem... w kropce.
-Jedno.
Powiedziałem sucho i wróciłem do swojego pokoju.
Komentarze
Prześlij komentarz