Dla Ciebie - Alternativ - Rozdział 2
BILL
Obudziłem się obolały i ledwo przytomny w lodowatym pomieszczeniu na czymś niewygodnym i śmierdzącym. Pierwsze, co poczułem, to okropny ból głowy który przeszywał mi skronie i słabość organizmu. Westchnąłem cicho i z wielkim trudem przewróciłem się na plecy i aż jęknąłem z bólu. Po kilku kolejnych minutach w końcu otworzyłem oczy i rozejrzałem się. Leżałem w niewielkiej, kamiennej celi zamkniętej starymi, metalowymi drzwiami, bez okien, z łańcuchami przypiętymi do ściany, a ja leżałem naprzeciw drzwi na starym, podziurawionym materacu. Jak nisko upadłem? Czym sobie zasłużyłem na taką karę? Przecież starałem się być grzeczny! No... co prawda kłóciłem się trochę z Tom'em, ale no...
Tom... poczułem łzy wzbierające w moich oczach. Tak bardzo chciałbym znów go zobaczyć, wtulić się w jego ramiona i usłyszeć od niego, że wszystko będzie dobrze. Ale nie będzie. Dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie tu zginę. Może to i dobrze? Przestanę mu w końcu sprawiać problemy. Nikt nie będzie mu stawał na drodze do szczęścia. Boli mnie tylko to, że tak bardzo go kocham a już nigdy go nie zobaczę. Mojego przyjaciela, mojego powiernika, mojego brata, mojego bliźniaka, mojego ukochanego, osobę, która skradła moje serce. Westchnąłem cicho i czekałem. Nie wiem, na co, chyba tylko na śmierć.
Po kilku kolejnych, bardzo długich godzinach usłyszałem na korytarzu kroki i zgrzyt zamka. Po chwili drzwi wydały z siebie przeraźliwy, raniący moje wrażliwe uszy dźwięk i do pokoju weszło trzech mężczyzn. Trzech wysokich, ubranych całych na czarno z zakrytymi twarzami i jeden, niski, ubrany na biało. Dziadek który wczoraj zaczepił mnie na lotnisku. Od razu moje obolałe mięśnie spięły się w geście obronnym, jednak ja nawet nie miałem siły by zmienić pozycję. Mężczyzna uśmiechnął się, jednak ten uśmiech nie wróżył dla mnie nic dobrego. Podszedł do mnie i poklepał po zapadłym policzku, a ja aż skrzywiłem się na jego dotyk.
-Wreszcie się obudziłeś.
Powiedział wyraźnie zadowolony i skinął na spowitych w czerń mężczyzn. Postacie podeszły do mnie i zawiązały szmatkę na oczach. Początkowo wyrywałem się, ale w chwili, gdy dostałem cios pomiędzy łopatki tak silny, że aż zacząłem kaszleć, przestałem i pozwoliłem wyprowadzić się z celi. Prowadzili mnie długo a ja ledwo mogłem powłóczyć nogami, starając się nie wywrócić, chociaż kilka razy się potknąłem. Nagle usłyszałem kolejny zgrzyt drzwi i posadzono mnie na drewnianym, średnio wygodnym krześle. Gdy ściągnięto przepaskę z moich oczu zobaczyłem, że jestem w podobnej celi co wcześniej, tylko większej, czystszej i oświetlonej. Naprzeciwko mnie stała kamera, za którą stał dziadek. Widziałem świecący się czerwony punkt świadczący, że nagrywał. Przywiązano mi nogi i ręce do krzesła szorstkimi linami i po chwili mężczyźni skryli się w cieniu dwóch kątów sali. Nie wiedziałem, co tu robię. Będą mnie torturować?
-Widzisz, Tom? Twój braciszek jest żywy. Trochę sponiewierany, ale żywy.
Powiedział staruszek i podszedł do mnie bliżej z kamerą, której obiektyw bez przerwy był wlepiony w moją postać. Nagrywa to dla Tom'a? Nie, proszę, nie...
-Lass meinen Bruder in Ruhe! /Zostaw mojego brata w spokoju!/
Krzyknąłem, za co dostałem siarczysty policzek, aż mi głowa odskoczyła w bok i syknąłem.
-W tym domu masz się wyrażać po angielsku.
Warknął mężczyzna, ale ja nie przestałem. Złapałem tylko oddech.
-Tom! Hör ihn nicht zu! Lass mich, bitte, lass mich hier! Mach einfach nichts! Vergebe! /Tom! Nie słuchaj go! Zostaw mnie, proszę, zostaw mnie tutaj! Nic nie rób! Odpuść!/
Wydzierałem się, dopóki nie zacząłem kaszleć od zadawanych mi ciosów w brzuch i twarz. Niski mężczyzna był wyraźnie wkurzony moim zachowaniem.
-Dziś pierwsza dawka dla ciebie, jednak wzmocniona za twoje nieposłuszeństwo.
Powiedział i skinął na mężczyznę okrytego w biel, którego nie widziałem wcześniej. Podszedł do mnie ze strzykawką pełną białego płynu. Przerażony zacząłem się szarpać, jednak więzy były silne i raniły moją skórę. Igła wbiła się w moją żyłę i płyn został wprowadzony. Moje naczynia krwionośne momentalnie zaczęły płonąć a zaraz potem także moje mięśnie. Czułem, jak każda komórka mojego ciała jest rozrywana na miliony cząsteczek, wciąż na nowo i na nowo. Zdałem sobie sprawę, że krzyczę. Z rozdzierającego bólu, który mącił mi w głowie. Krzyczałem, aż coraz bardziej opuszczały mnie siły i mimo bycia na granicy omdlenia, wciąż krzyczałem. Błagałem o ratunek. Wiedziałem, że wbrew sobie wymsknęło mi się kilka "Rette mich", ale nie potrafiłem nad sobą zapanować. Nie w takim stanie, nie, gdy ból odbiera ci zdolność do myślenia. Zdarłem sobie gardło ale ból nie ustawał. Wciąż krzyczałem, z moich oczu płynęły łzy a po skórze stróżki potu. Staruszek z bliska filmował moje cierpienie.
-Vergebe, Tom! /Odpuść, Tom!/
Zażądałem, gdy na moment udało mi się trochę opanować. Zaraz potem jednak znów krzyczałem, chociaż ledwo łapałem powietrze w płuca i nie miałem już sił. Mój umysł powoli się wyłączał, broniąc przed bólem. Wciąż krzyczałem, ale moje mięśnie odmówiły już posłuszeństwa i siedziałem, bezwładny jak marionetka.
-Rette mich.... /Uratuj mnie.../
Szepnąłem jeszcze, gdy już nic nie widziałem, kilka sekund przed tym, jak mój umysł opanowała kojąca ciemność i zemdlałem.
TOM
Spałem niespokojnie. Śnił mi się Bill. Mój kochany braciszek. Każda sytuacja, w której płakał. Nigdy nie płakał przeze mnie. Aż do czasu, gdy poznałem Rię. Śniła mi się każda wyrządzona mu krzywda. Nic dziwnego, że obudziłem się w południe zlany potem. Opanowałem oddech i zerknąłem za okno. Trzeba by zbierać się do Bill'a, muszę z nim porozmawiać, biedaczek siedzi sam i pewnie cierpi z powodu mojego wczorajszego wybuchu. Wstałem więc i poszedłem pod prysznic, gdzie umyłem się przyjemnie pachnącym jabłkiem żelem pod prysznic i w samych bokserkach wparowałem do pokoju. Założyłem niebieską bluzkę, czarne jeansy, niebieskie buty i czarną bluzę w bliżej nieokreślone białe wzory. Zawiązałem na głowie bandanę i zszedłem na dół z zamiarem zjedzenia czegoś na śniadanie. Przywitałem siedzącego przy stole z kubkiem kawy Geo skinięciem głowy i nucąc jakąś melodię zacząłem robić sobie tosty. Jednak trochę niepokoiło mnie, że mój przyjaciel jest taki milczący.
-Geooo... nie czuję się jeszcze trzeźwy w 100%, podrzucisz mnie po śniadaniu do Bill'a?
Zapytałem prosząco, upijając łyk kawy, którą właśnie przyrządziłem. Chłopak spojrzał na mnie poważnie.
-Cóż... z tym może być mały problem.
Powiedział a mi nawet przez myśl nie przeszło, że mówi serio. Wyciągnął w moją stronę jakąś kartkę.
-Znalazłem to wczoraj na biurku Bill'a. Nie czytałem, ale tusz był świeży, co znaczy, że wyszedł z domu krótko przed naszym powrotem.
Oznajmił a mnie od razu przeszedł dobry humor. Chwyciłem w dłonie kartkę i przejechałem palcami po wykaligrafowanych literach, składających się w moje imię. Rozłożyłem kawałek papieru i od razu rozpoznałem pismo bliźniaka. Zacząłem czytać i z każdą linijką rosła moja rozpacz. Załamałem się, tyle mogę powiedzieć. Jestem potworem. Własny brat ode mnie ucieka. Ale muszę z nim porozmawiać. Teraz. Wyjąłem komórkę z kieszeni i wybrałem do niego numer, jednak nie odbierał. W końcu włączyła się poczta głosowa a mnie aż serce stanęło. Bill nie rozstaje się ze swoim telefonem, szczególnie, gdy nie jesteśmy razem. Coraz bardziej zaniepokojony wybrałem numer do hotelu, w którym miał już przebywać. Po dwóch sygnałach odebrano.
-Hello? Here's Blac Cat, how can I help you?
Usłyszałem miły głos recepcjonistki.
-Hi. I want to ask about my brother, Bill Kaulitz.
-Please, wait a minute.
Poprosiła i słyszałem, jak szybko stuka na klawiaturze. Po chwili usłyszałem z jej ust to, czego obawiałem się najbardziej.
-I'm sorry, but your brother isn't here. He should be here since eleven, but he wasn't.
Przełknąłem ciężko ślinę. Zgubił się? Nie, to za proste. Bill, co ci się stało?
-Thank you. Bye.
-Have a nice day.
Rozłączyłem się. Dobry dzień?! Nie wiedząc, co się dzieje z moim bratem?! Nosz szlag mnie trafi! Chyba drżałem, bo mój telefon jakoś dziwnie wibrował mi w dłoni. Spojrzałem na Geo.
-Wyjechał. Ale nie dotarł do hotelu. Ma wyłączony telefon. Jemu coś się stało, ja to czuję.
Powiedziałem zrozpaczony. Chłopak już chciał mi coś odpowiedzieć, ale przerwał mu dzwonek do drzwi. Z westchnięciem przeszedłem do korytarza i otworzyłem drzwi, za którymi znalazłem kuriera z niewielką przesyłką w dłoni. Nie pytając o nic, odebrałem, podpisałem i zamknąłem mu drzwi przed nosem. Nie byłem zbyt miły, ale strach o bliźniaka był zbyt duży, by dbać o takie drobnostki. Odpakowałem przesyłkę i moim oczom ukazała się płyta CD. Otworzyłem opakowanie. BILL 001. Bill mi coś wysłał? Może to wyjaśni, gdzie jest? Z nadzieją w sercu dopadłem odtwarzacza DVD w salonie i wsunąłem płytę. Włączyłem telewizor i usiadłem na kanapie, chcąc już, teraz, zaraz dowiedzieć się, co się dzieje z moim bratem. Jednak początek filmu już mnie przeraził. Dwójka ubranych na czarno ludzi niemal ciągnie go po ziemi, po czym sadzają na krześle. Jeden zajmuje się przywiązywaniem jego kończyn do tegoż mebla grubymi linami a drugi ściąga przepaskę z jego oczu. Kamerzysta podchodzi bliżej, by móc sfilmować zmęczoną twarz mojego bliźniaka.
-Widzisz, Tom? Twój braciszek jest żywy. Trochę sponiewierany, ale żywy.
Mówił nieznany mi głos, gdy podchodził bliżej mojego brata. Byłem przerażony, widząc go takim. Zmęczone oczy spojrzały w obiektyw, zrozpaczone. Poczułem ucisk w sercu.
-Lass meinen Bruder in Ruhe! /Zostaw mojego brata w spokoju!/
Wykrzyczał, za co ten mężczyzna go uderzył. Zacisnąłem pięść. Nikt nie będzie bił mojego brata!
-W tym domu masz się wyrażać po angielsku.
Na chwilę zamilkł, jednak nie na długo, bo po chwili znów zaczął krzyczeć.
-Tom! Hör ihn nicht zu! Lass mich, bitte, lass mich hier! Mach einfach nichts! Vergebe! /Tom! Nie słuchaj go! Zostaw mnie, proszę, zostaw mnie tutaj! Nic nie rób! Odpuść!/
W tym czasie czarni mężczyźni zaczęli okładać go pięściami po twarzy i brzuchu, aż zaczął kaszleć i dławić się powietrzem. Czułem jego ból, a jedyne, co mogłem robić, to siedzieć i patrzeć. Spojrzałem na czas nagrania, który był w rogu ekranu. 04:31. Sprzed jedenastu godzin.
-Dziś pierwsza dawka dla ciebie, jednak wzmocniona za twoje nieposłuszeństwo.
Powiedział wyraźnie zirytowany mężczyzna. Jakaś postać w bieli zaczęła podchodzić do Czarnego, a on próbował zerwać krępujące go więzy, jednak to na nic. W tym momencie nawet ja nie mogłem się ruszyć ani o milimetr, tępo wpatrując się w ekran, w mojego bliźniaka. Mężczyzna wstrzyknął mu coś i momentalnie usłyszałem rozdzierający krzyk brata. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak go to musi boleć. Krzyczał dobre parę minut, a mnie serce się krajało, widząc go takim. Dokładnie trzy razy błagał o ratunek. Zacisnął na moment pięści z wyraźnym trudem.
-Vergebe, Tom! /Odpuść, Tom!/
Wykrzyczał. Jak silny musiał być, by być w stanie opanować tak rozdzierający ból, jaki odczuwał i kazać mi odpuścić? Nie przeszło mi to nawet przez myśl! Nie ma opcji. Zdałem sobie sprawę, że odkąd zobaczyłem go na tym krześle, w głowie układam plan, jak go odbić. Biedak ochrypł i w końcu przestał się ruszać, mimo, że wciąż krzyczał, chociaż coraz ciszej. Czułem wzbierającą wściekłość i rozpacz. Bill, obiecuję, skończę twoje cierpienia, znajdę cię!
-Rette mich.... /Uratuj mnie.../
Wyszeptał jeszcze, nim zemdlał i opadł na krzesło niczym szmaciana lalka. Oczywiście, że cię uratuję, Billy. Choćbym miał zaprzedać duszę samemu Szatanowi, odbiję cię. Wciąż byłeś filmowany, ale na ekranie pojawiła się suma okupu, jaką za ciebie chcieli. Nie zamierzałem płacić tym zwyrodnialcom. Odbiję cię, choćbym sam miał zginąć. Nie zostawię cię tam. Wideo skończyło się a ja wciąż siedziałem. Po kilku sekundach poczułem dłoń przyjaciela na ramieniu. Spojrzałem na niego.
-To... to jest straszne...
Pokiwałem głową i wstałem z kanapy. Ruszyłem do kuchni gdzie z największym opanowaniem zacząłem jeść przygotowane tosty, a basista przyglądał mi się. Mój spokój był oczywiście tylko zapowiedzią czegoś większego i dobrze to wiedział.
-Co ty planujesz?
Zapytał, na co uśmiechnąłem się.
-Niemand kann meinem Bruder schaden. /Nikt nie ma prawa krzywdzić mojego brata./
Odparłem tylko. Dobrze zrozumiał, że w mojej głowie już zaczął powstawać plan. Zamierzam odbić najbliższą mi osobę, choćbym miał stanąć naprzeciw całemu światu.
Świetne. Opowiadanie... Rozpłakałam się jesteś niesamowita . Kiedy kolejny odcinek? Kochana.
OdpowiedzUsuń