Ludzka maszyna - 11
Gdy się obudziłem następnego dnia,
Czarny nie spał. Leżał wtulony w moje ramiona, o dziwo - tyłem do mnie a nie
tak, jak zasnęliśmy, i miętosił coś w dłoniach. Był tak zamyślony, że
zorientował się, że wstałem dopiero, gdy pocałowałem go w odsłonięty kark.
-Dzień dobry, jak się spało?
Zapytałem. Drgnął lekko i milczał przez chwilę.
-W porządku, dziękuję. A tobie? Ja się strasznie wiercę...
Zaśmiałem się. Powtarza mi to za każdym razem, gdy budzimy się razem... jak to brzmi, nie? "Budzimy się razem", jakbyśmy od dawna już byli parą. A może byliśmy, tylko ja byłem ślepy i myślałem, że nie? Kto wie... Z resztą! Wszystko jedno, ważne, że ładnie brzmiało i on jest ze mną.
-Dzień dobry, jak się spało?
Zapytałem. Drgnął lekko i milczał przez chwilę.
-W porządku, dziękuję. A tobie? Ja się strasznie wiercę...
Zaśmiałem się. Powtarza mi to za każdym razem, gdy budzimy się razem... jak to brzmi, nie? "Budzimy się razem", jakbyśmy od dawna już byli parą. A może byliśmy, tylko ja byłem ślepy i myślałem, że nie? Kto wie... Z resztą! Wszystko jedno, ważne, że ładnie brzmiało i on jest ze mną.
-Spałem jak niemowlę. A teraz zostaw tę pościel i chodź, zrobię nam śniadanie.
Powiedziałem, ale kiedy lekko się uniosłem zobaczyłem, że w palcach obraca nie pościel, a... on znalazł koszulkę! Byłem tak zauroczony jego zmęczoną buźką, że w ogóle zapomniałem o tej koszulce, która mi go przypominała przez cały okres jego nieobecności. Spojrzałem na niego. Patrzył na mnie cosik niepewnie. Westchnąłem.
-To nie tak, serio. Ja... ja za tobą tęskniłem a ona pachniała tobą, więc z nią spałem, bo wtedy mogłem spokojniej spać, i...
Przerwał mi gestem dłoni. Zostawił t-shirt na łóżku, wstał mając włosy porozwalane na wszystkie możliwe strony świata i podszedł do swojego plecaka. Grzebał w nim chwilę po czym wyjął... moją bandanę! No przysięgam, że z miesiąc jej szukałem! Spojrzałem na niego zdziwiony.
-Jakoś... zgarnąłem ją kiedyś do plecaka i nie chciałem ci jej oddawać.... miałem ją przy sobie, jak mi było smutno.
Powiedział lekko zachrypniętym głosem. Podszedłem i przytuliłem go mocno, całując w czółko. Odwzajemnił uścisk, odetchnąwszy cicho z ulgi. Potarłem go po pleckach i ująłem delikatnie jego dłoń, całując ją, a potem palcami pogładziłem jego policzek, który wtulił w moją skórę.
-Chodź, książę. Na co masz ochotę?
Zapytałem. Wiedziałem, że uwielbia kawę, ale wiedział też, że się wkurzę, jeśli nic nie zje, więc musiał coś zjeść na śniadanie. Zastanawiał się chwilę.
-Nie mam na nic ochoty dzisiaj, możesz coś wybrać?
Poprosił. Pokiwałem głową i spleceni palcami naszych dłoni zeszliśmy na dół. Znalazłem tam karteczkę od mojej mamy.
Skarby,
zostajecie do końca tygodnia w domu. Wrócę wieczorem koło 21.
Gdyby coś się działo - dzwońcie.
Mile spędźcie czas, niech Bill jeszcze odpocznie po szpitalu.
Kocham Was,
Mama
Czarny przeczytał to i siadając przy stole wbił we mnie dziwne spojrzenie. Nie musiałem pytać, o co chodzi, bo widząc moją minę sam zaczął mówić.
-Czemu twoja mama nazwała mnie skarbem?
Zapytał zdezorientowany. Wyszczerzyłem się w uśmiechu.
-Bo cię lubi, głuptasie.
Puściłem mu oczko i zająłem się robieniem nam kanapek. Nie mam ochoty na nic kreatywnego, a Czarny siedział jeszcze jakiś czas cicho.
Mijały dni. Cudowne dni, w moim mniemaniu. Zachowywaliśmy się jak najnormalniejsza w świecie para. Co prawda zauważyłem, że na mojej bandanie, którą miał ze sobą cały ten czas Humanoidek, były ślady krwi, przez co zrobiłem mu wykład i obejrzałem dokładnie jego niemal nagie ciało, bo stanął przede mną w samych bokserkach. Nie powiem, to było coś. Wyszedł spod prysznica, z zaczerwienionymi oczami, z włosów kapały mu kropelki wody i spływały po klatce piersiowej. Widziałem każdą kostkę w jego ciele, opinaną przez cienki materiał męskość i nierówny ze zdenerwowania oddech. Obejrzałem go całego, badając opuszkami palców jego bladą, cienką skórę. Drżał od mojego dotyku a ja traktowałem go, jak coś najcenniejszego na świecie, bo tak go właśnie widziałem. Jak bezcenny skarb. Taki jest dla mnie. Gładziłem delikatnie jego blizny, które znalazłem na lewym nadgarstku i na wewnętrznych stronach ud, ale nie mogłem się powstrzymać, by nie patrzeć co chwilę w te piękne, hipnotyzujące, orzechowe oczy. Uwielbiam je. Uwielbiam w nie patrzeć. Gdy znalazłem już wszystkie blizny, ująłem jego piękną twarz w dłonie i pogładziłem po wyraźnie odstającej kości policzkowej. Przymknął lekko oczy z przyjemności.
-Nie tnij się więcej, proszę.
Powiedziałem wtedy łagodnie. Spojrzał na mnie bezbrzeżnie smutnym spojrzeniem, w którym jednak czaiła się także miłość i ciepło.
-Nie będę.
Obiecał, po czym wyciągnął niepewnie dłoń i ujął mój policzek. Pogładził mnie lekko. Obaj staliśmy cicho, nie przerywaliśmy tej cudownej, magicznej chwili, jaka między nami zaistniała. Trzymał nasze splecione dłonie przy swojej twarzy i wtulał w nie policzek, a drugą dłonią gładził bok mojej twarzy, badając delikatnie palcami moją szczękę, kości policzkowe, skroń i gładząc lekko włosy. Patrzyliśmy sobie w oczy, pragnąć, by ta chwila trwała jak najdłużej. Czas zwolnił. Jednak tylko dla nas. Drgnęliśmy, wyrwani z naszego małego świata, gdy ktoś zapukał do drzwi naszego pokoju. Założyłeś szybko koszulkę a ja otworzyłem drzwi. Mama.
To było osiem dni temu. A teraz? Teraz siedzę w kuchni, popijając kawę i przyglądając się, jak mama krząta się, przygotowując nam kanapki do szkoły. Humanoidek siedzi jeszcze w łazience, przygotowując się do wyjścia.
-Kochanie, kiedy zamierzasz mi w końcu powiedzieć?
Zapytała w pewnym momencie moja rodzicielka, kompletnie wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałem na nią z niezrozumieniem.
-Powiedzieć? O czym?
Zapytałem głupio, na co kobieta odwróciła się w moją stronę z szerokim uśmiechem i powiedziała coś, co sprawiło, że moje serce na moment zwolniło.
-Że ty i Bill jesteście parą.
Chyba zbladłem. Otwierałem i zamykałem usta, nie będąc w stanie nic powiedzieć.
-To widać, Tom. Śpicie razem. W sumie wszystko robicie razem. Szukacie się ciągle wzrokiem. Jesteście zawsze blisko. Obserwujesz go, by móc go obronić a on szuka twojej pomocy. Mogłabym długo wymieniać. To widać, widać, że się zakochałeś w tym chłopaku a on w tobie.
Wyjaśniła z ciepłym uśmiechem na ustach i postawiła przede mną dwa pojemniki z drugim śniadaniem i dwa pojemniki z wodą. Pogładziła delikatnie moją dłoń.
-Nie widziałam, żebyś tak się kiedyś zakochał. Może to ten jedyny?
Powiedziała pokrzepiająco. Wyszczerzyłem w uśmiechu wszystkie ząbki.
-Nie wyobrażam sobie życia bez niego, mamo. On... wtargnął w moje życie zupełnie przypadkiem i mnie zafascynował. Nawet nie wiem, kiedy wpadłem. Chyba wtedy, gdy pierwszy raz pokazał mi swoje oblicze... to prawdziwe, bez tej zimnej maski, którą kiedyś widziałeś. Jest wtedy piękny... za każdym razem, gdy zdejmuje tę cholerną maskę, mam wrażenie, że widzę zupełnie inną osobę. Ale jednocześnie za każdym razem tę samą. Ukochaną. Boli mnie tylko, że musiałem go stracić, by się przekonać, jak bardzo go kocham. Że musiał niemal umrzeć, by dotarło do mnie, że nie potrafię bez niego żyć.
Wyjaśniłem. Pokiwała głową a w drzwiach pojawiła się postać, której oczy zaszkliły się od łez. Wstałem z miejsca, patrząc mu w twarz. Podszedł do mnie szybko i objął za szyję, wtulając się w moje ciało, a ja oplotłem go ramionami w pasie i przyciągnąłem, wdychając jego zapach jak narkotyk. Spojrzał mi na moment w oczy. Pierwszy raz okazał to, co nas łączyło, przy kimś. W jego orzechowych tęczówkach widziałem bezbrzeżną miłość i szczęście.
-Kocham cię.
Szepnął cichutko, dotykając palcami mojej kości policzkowej. Uśmiechnąłem się i pocałowałem czubki jego palców.
-A ja ciebie, Billy.
Szepnąłem mu na ucho i pocałowałem kącik jego ust. Wtulił twarz w zagłębienie w mojej szyi i odetchnął głębiej, po czym szepnął mi do ucha.
-Dziś wieczorem chcę czegoś spróbować.
Serce zabiło mi mocniej. Czego mój kochany wariat chce spróbować? Nie ważne. Wszystko dla niego zrobię. Zbyt go kocham. Oderwaliśmy się od siebie i każdy spakował swoje drugie śniadanie do swojej torby, po czym mama przytuliła nas po kolei i kazała już lecieć, bo się spóźnimy. Do szkoły weszliśmy ramię w ramię. Bill patrzył wciąż na mnie, ignorując zupełnie całą społeczność szkolną, z resztą ja robiłem to samo, dopóki nie podeszła do nas jakaś laska.
-Tom! Jak mogłeś? Ja się trudzę jak mogę, zdobywam twój numer i proponuję małe co nie co, a ty mnie blokujesz? Jestem najlepszą partią w tej szkole, chcę ci się oddać, a ty...
-A ja mam cię w dupie, bo tak się składa, że mam kogoś i nie interesuje mnie propozycja od jakiejś dziwki.
Powiedziałem, przerywając jej i zaszczycając ją spojrzeniem na kilka sekund. Chyba poczerwieniała ze złości, ale wyminęliśmy ją z Billem, nie zwracając na nią większej uwagi.
-Naprawdę Nicole proponowała ci seks?
Zapytał cichutko, gdy przysiedliśmy pod klasą. Skinąłem głową.
-Nie ona jedna, ale te laski są tak puste.... nic mnie nie obchodzą. Wiesz, czemu?
Zapytałem. Zobaczyłem, jak coś błysnęło w jego oczach, jednak zniknęło zbyt szybko, bym mógł powiedzieć, co. Zaprzeczył, na co uśmiechnąłem się ciepło.
-Żadna nie jest pewnym ześwirowanym, chorobliwie chudym brunetem o hipnotyzujących oczach w kolorze orzechowym i nie mają tego pięknego uśmiechu. Nie są tobą.
powiedziałem, a on z każdym słowem wypływającym z moich ust rumienił się coraz bardziej. Jednak już nie odwracał wzroku, gdy prawiłem mu komplementy. Uśmiechnąłem się i splotłem nasze dłonie razem. Zacisnął swoje palce na moich. W końcu jednak rozbrzmiał dzwonek, więc weszliśmy za nauczycielem do klasy. Usiedliśmy w naszej standardowej ławce. Cieszyłem się, że nikt nie zwraca na mnie uwagi, chociaż było to dla mnie coś nowego, bo z reguły tak nie było. Ale w cale mi to nie przeszkadzało, bo miałem przy sobie jedyną osobę, której towarzystwa chciałem. Dwa tygodnie siedziałem tutaj sam. Najgorsze dwa tygodnie w moim życiu. Lekcja była nudna - jak zwykle. Nie cierpię matematyki. Na szczęście te dwie godziny szybko minęły, bo zajmowałem się czymś zupełnie innym, a mianowicie Billem i rysowaniem. Robiłem projekt jakiegoś graffiti, które chciałbym zrobić w naszym pokoju. Totalna abstrakcja. Bill z kolei pisał w swoim zeszycie z zawziętością tego super żółwia, co chciał zjeść pomidorka. Widziałem taki filmik w Internecie! Serio! To było takie urocze, bosz... czemu ja mam ostatnio takie dziwne porównania? To nie tak, że z Billem znaleźliśmy ten filmik podczas tych nieobecności w szkole... no dobra, to dokładnie tak, ale no fajnie było. Niestety na przerwie przestało być tak kolorowo, bo podeszła do nas banda Nickiego. Wszyscy w klasie zerkali na nas ukradkiem, a ja nawet ledwo zwróciłem uwagę na to, że taki debil do nas podszedł.
-Widzę, że masz jaja, żeby wynieść się z domu. Gdzie mieszkasz, pod mostem? Podobno próbowałeś ze sobą skończyć. Szkoda, że nie zdechłeś.
Powiedział starszy Tramper. Krew się we mnie zagotowała, ale jedynie obserwowałem kątem oka, jak Bill go ignoruje.
-Odpowiadaj, dziwko, jak do ciebie mówię!
Wrzasnął chłopak i zamachnął się, by uderzyć Billa, ale byłem szybszy. Zablokowałem jego rękę i wymierzyłem cios w brzuch tak silny, że ten aż zgiął się w pół i zawył z bólu. Zszokowany Humanoidek patrzył na całą scenę z niedowierzaniem, a ja... po prostu byłem wkurwiony. Nikt nie będzie podnosił na niego ręki!
-To, że ci jeszcze nie wpieprzyłem, nie znaczy, że nie potrafię. A reszta ma się trzymać z tyłu, bo to sprawa między tobą a mną, Nicky. Nie chcesz, żeby zjawiła się tu moja banda i was urządziła.
Powiedziałem cicho, ale w klasie, w której wszyscy zamarli z przerażenia doskonale było mnie słychać. Herszt bandy dał znak kolegą, by się nie wtrącali i spojrzał na mnie gniewnie.
-Co ci tak zależy na tej dziwce, Kaulitz? Nie wtrącaj się i wszyscy będą szczęśliwi.
Prychnąłem. Zasłoniłem sobą Czarnego i stanąłem naprzeciw jego brata. Całą klasę widziałem w odbiciu szafek stojących za tym wyrostkiem.
-Łapy przy sobie, Rocky, jeśli chcesz jeszcze kiedyś ich użyć, bo przysięgam, że jak z tobą skończę to własna matka będzie musiała ci marszczyć Freda, bo twoje ręce będą jedynie wspomnieniem.
Zagroziłem, widząc, że podchodzi do Humanoidka. Od razu się cofnął. Nie odrywałem wzroku od wrogów, ale czyjaś dłoń złapała moją. Ścisnąłem te drobne palce, dając mu znać, że będzie dobrze.
-Zależy mi na nim, Nicky, bo tak się składa, że go kocham. Dlatego nie pozwolę ci go skrzywdzić. Nigdy więcej.
Wysyczałem. Drobna dłoń zadrżała w mojej a na twarzy stojącej przede mną postaci pojawiła się złość i obrzydzenie. Zacisnął dłonie w pięści, ale ja zbyt dobrze wiedziałem, co zaraz nastąpi. Ubiegłem go i gdy wymierzył we mnie cios, uchyliłem się i znów zaatakowałem brzuch a potem twarz. Chciałem mu jeszcze raz przywalić, ale poczułem, jak drobne, ciepłe ciało przylega do moich pleców i obejmuje mnie w pasie. Położyłem dłoń na tych znajomych, splecionych na moim brzuchu i pogładziłem ich delikatną fakturę.
-Wystarczy, Tom.
Szepnął cichutko. Spojrzałem kątem oka w jego twarz i ścisnąłem jego dłoń.
-Krzywdził cię. Tak bardzo.
-Wiem, ale to nie ważne. Teraz mam ciebie. Nie jest wart tego, byś się nim jeszcze zajmował. Proszę, zostaw go w spokoju.
Przerwał mi. Odczekałem chwilę i chwyciłem jedną z jego dłoni w swoją, po czym odwróciłem się do niego i spojrzałem w te piękne oczy, które mogłem znaleźć tylko u jednego człowieka i w które mogłem wpatrywać się bez końca.
-Jesteś pewien? Masz teraz szansę się odegrać.
Pokręcił powoli głową, jakby rozmawiał z małym dzieckiem i pogładził dłonią bok mojej twarzy, patrząc mi w oczy.
-W życiu nie chodzi o to, żeby odegrać się na kimś, kto cię skrzywdził. Trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić. Nicky... to nic nie warty śmieć. Nie ma sensu zajmować się nim dłużej, niż to absolutnie konieczne. Zamiast zajmować się nic nie wartymi rzeczami, wolałbym zająć się czymś, co się liczy. Na przykład tobą. Wolałbym siedzieć z tobą w ławce i wspominać obejrzany poprzedniego wieczoru film. Wolałbym pójść z tobą na miasto, trzymając cię za rękę i nie bać się wtedy. Wolałbym jeść z tobą lody w pobliskiej kawiarni. Wolałbym pojechać z tobą na piknik. Albo gdziekolwiek i cokolwiek. Byle z tobą. Takie rzeczy mają dla mnie sens. A nie zajmowanie się człowiekiem, który niszczył mi życie. Już zbyt dużo czasu na niego zmarnowaliśmy, obaj. Teraz... teraz chcę skupić się na tym, co jest naprawdę ważne. Chcę żyć. Chcę być szczęśliwy. I tylko z tobą.
Mówił cicho. Kilka osób westchnęło. Dziewczyny zaczęły piszczeć, że jesteśmy słodcy i kochani. A ja jedynie patrzyłem w jego oczy i widziałem w nich wszystko, o czym mówił. Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w czoło.
-Twoje życzenie rozkazem, Billy.
Odszepnąłem równie cicho i wróciliśmy do swojej ławki w momencie, gdy do klasy wszedł nauczyciel i spojrzał na leżącego Nickiego. Nic na ten temat nie powiedział, tylko przeszedł do lekcji. Wszystko było normalnie. Tylko nasze dłonie splotły się pod ławką w miłosnym uścisku.
Komentarze
Prześlij komentarz