Doki-Doki - rozdział 1
Gdy się obudziłem,
czułem się trochę lepiej. Nie było mi już tak zimno a czoło nie paliło
żywym ogniem - a przynajmniej takie miałem wrażenie. Otwarłem leniwie
oczy. Mimo wszystko wciąż czuję się i jestem osłabiony. Odwróciłem twarz
w stronę drzwi. Przy mnie siedział czarnowłosy, z głową podpartą na
ręce, które opierał o moje łóżko. Gdy się poruszyłem, podniósł wzrok
znad czytanego czasopisma i spojrzał na mnie.
-Jak się czujesz?
Zapytał, a ja uśmiechnąłem się słabo. Miałem wielką ochotę dalej spać.
-Zażyj to i idziemy. Pielęgniarka już poszła, musimy zamknąć gabinet.
Gdy to usłyszałem, moje
serce nagle przyspieszyło. Zaczęło robić doki-doki. Tylko dlaczego?
Podniosłem się powoli do siadu i złapałem za głowę, przymykając
delikatnie oczy. Boże... łeb to mi chyba zaraz odpadnie.
-W porządku?
Usłyszałem bardzo blisko
siebie, a gdy otworzyłem oczy patrzyłem wprost w burzowe tęczówki,
oddalone zaledwie kilka centymetrów od mojej twarzy. Doki-doki. Znów
moje serce dało o sobie znać. Skinąłem nieznacznie głową i gdy się
odsunął, zażyłem leki, które mi podał.
-Przebież się, czekam przed drzwiami.
Zarządził i wyszedł, a
ja powoli, bo każdy mój ruch kosztował mnie na prawdę wiele, ściągnąłem z
siebie treningowe ciuchy i nałożyłem i tak brudny mundurek. Na
ostatniej przerwie ktoś wylał na mnie mleko, więc biała plama zdobiła
teraz mój kołnierzyk. Zebrałem rzeczy i słaniając się na nogach,
wyszedłem z gabinetu. Kageyama-kun od razu zabrał ode mnie torbę i podał
mi swoją bluzę.
-Masz, będzie ci cieplej. Trzęsiesz się jak osika.
Stwierdził, a ja
spojrzałem na niego jak na przygłupa. Ubrałem sporo za dużą bluzę, ale
muszę przyznać - od razu zrobiło mi się cieplej. Po chwili wyszliśmy ze
szkoły, chwiejnym krokiem przemierzając naszą standardową drogę.
Kageyama-kun prowadził mój rower, a ja, trzymając się go, starałem się
nie wywrócić na drodze, do czego kilka razy niemal doszło. W końcu
doszliśmy do rozdroża dróg, gdzie powinniśmy się rozstać, ale brunet
stał i nie oddawał mi mojego dwukołowego pojazdu... czy mi się zdaje,
czy tu się na prawdę zrobiło tak zimno?
-Może zostaniesz u mnie?
Masz daleko do domu a ledwo się trzymasz na nogach... nie mamy jutro szkoły a zadzwonię do Sugawary-senpai'a, że opuścimy trening.
W jednej chwili moje oczy zrobiły się wielkie jak... jak spodki od filiżanek, o! Pokiwałem powoli głową.
-Ale to nie będzie problem?
Zapytałem niepewnie i
ruszyłem za przyjacielem. Przyjacielem, który sprawił, że moje serce
znów robi tak mocno doki-doki. Wlokłem się za nim. Chyba się trzęsę...
ale muszę dojść. Nie mogę sprawiać mu dodatkowego problemu...
-Idź się myć, dam ci zaraz coś do ubrania. Łazienka to te drzwi na końcu korytarza.
Pokazał, a ja zdjąłem
buty i powlokłem się we wskazane miejsce. Rozebrałem się i cały się
trzęsąc wszedłem pod prysznic i odkręciłem gorącą wodę. Po kilku
minutach stania i grzania się pod wrzątkiem, usłyszałem pukanie do
drzwi.
-Mogę wejść?
Usłyszałem, ale gardło
odmówiło mi posłuszeństwa i po prostu zacząłem krztusić się kaszlem.
Zgiąłem się w pół a drzwi otworzyły się.
-Boże, ile tu pary... Hinata-kun, wszystko w porządku?
Zapytał i podszedł do
mnie, rzucając świeże ubrania na pralkę. Zakręcił wodę i otulił mnie
ręcznikiem, a ja poczułem, jak moje serce znów robi doki-doki.
Spojrzałem prosto w te pochmurne oczy i poczułem, jak spadam, a mnie
samego ogarnia ciemność. Ostatnie co słyszałem, to głos Kageyamy, który
wołał mnie po imieniu.
Potem nie było już nic.
Komentarze
Prześlij komentarz