Umieram w ciszy - Prolog

Niestety, przez problemy które mnożą mi się ostatnio jak grzyby po deszczu i ewidentny brak czasu, muszę sięgnąć do swoich zapasów, dlatego, przykro mi, ale póki co nie będzie kontynuacji. :/
Postaram się rozwiązać to wszystko jak najszybciej i wrócić do kontynuacji.
Wybaczcie.
~Neko


Jest już noc. Znów siedzę w swoim pokoju hotelowym na łóżku a moje ciało porusza się w niemym płaczu. Mój rozmazany makijaż znaczy na czarno śnieżnobiałą pościel. Zaciskam szczupłe palce na miękkim materiale i wtulam twarz wykrzywioną bólem w poduszkę. Wiem, że to moja wina. Ja zacząłem tę grę... Mieliśmy wtedy piętnaście lat. Zmęczony ukrywaniem tego przed tobą, przyszedłem i powiedziałem ci wszystko. Co czułem do ciebie. Dlaczego nasze kontakty się pogorszyły. Nie przewidziałem tylko jednego - że kiedy ja walczyłem z miłością do ciebie, ty znalazłeś sobie nowych kumpli, którzy zmienili cię nie do poznania. Gdy powiedziałem, o jaką miłość mi chodzi uśmiechnąłeś się, ale to nie był twój zwykły uśmiech. Byłem jednak tak zestresowany całą sytuacją, że nie zwróciłem na to uwagi. Następnej nocy przyszedłeś do mnie. Pieprzyłeś, bo normalnym seksem tego nie można nazwać, po prostu wypieprzyłeś mnie tyle, ile chciałeś i jak chciałeś, nie zwracając uwagi na to, co mówiłem. Potem robiłeś to za każdym razem, gdy miałeś ochotę. Słowa jak "nie chcę cię zranić obracając kolejną laskę w kiblu.", "przecież tego właśnie chciałeś" czy "to znaczy, że już mnie nie kochasz?" stały się tymi wywołującymi moje wyrzuty sumienia i nie potrafiłem ci wtedy odmówić, chociaż po każdym jednym razie czułem się jak szmata, którą w końcu jestem. To trwa już dwa lata... dwa lata, odkąd tak nieludzko się mną bawisz i mnie niszczysz. A ja wciąż desperacko cię kocham i próbuję odnaleźć w tobie mojego brata, tego, którego kocham... wiele razy chciałem to zakończyć, ale nigdy mi na to nie pozwoliłeś. Czułe muśnięcia czy spojrzenia, które nasi fani odbierali jako swój upragniony Twincest, były tak na prawdę ostrzeżeniem i uważną obserwacją swojej marionetki. Z ledwością panowałem nad smutkiem czy strachem, a o zostaniu z tobą sam na sam wolę nie myśleć, bo za każdym razem drżę z niepohamowanej paniki. Wciąż płaczę. Poduszka już przesiąkła moimi łzami a jednak wciąż nie mogę się uspokoić. Z mojego gardła nie wydobył się ani jeden dźwięk. Wspominam nasze dzisiejsze spotkanie w moim pokoju. Wszedłeś tu zaraz za mną jak tylko po koncercie dotarliśmy do hotelu. Od razu zacząłeś się do mnie dobierać. Zaprotestowałem. Od jakiegoś czasu robimy to po kilka razy dziennie i na prawdę nie wyrabiam. Uderzyłeś mnie z otwartej dłoni w policzek i kazałeś mi nie pierdolić tylko rozłożyć nogi. Bałem się. Wciąż się boję. Na tyle, że poddałem ci się. Wtuliłem twarz w poduszkę i czekałem, aż skończysz i wyjdziesz. Ze mnie. Z tego pokoju. Chciałem zostać sam. Już wtedy płakałem, ale nie przejąłeś się tym. Poprawiłeś spodnie i zostawiłeś mnie. Jak tanią dziwkę. Nie takim chcę być... ale nie umiem tego zmienić.
Następnego ranka jestem nieprzytomny. Na szczęście mamy trzy dni przerwy, może trochę odpocznę. Gus ściągnął mnie na śniadanie, gdzie pojawiłem się blady jak duch z podkrążonymi i przekrwionymi oczami a w dodatku ze ściśniętym gardłem i cały drżę, sam nie wiem, dlaczego. Usiadłem obok ciebie i spojrzałem tempo w swój talerz z jedzeniem. Nie miałem ochoty jeść. Z resztą ostatnio w ogóle nie mam na nic ochoty. Kiedy ostatnio zjadłem coś normalnego? Nawet nie pamiętam.

-Bill, zjedz coś. - oderwałem wzrok od talerza. To nie ty się do mnie odezwałeś, był to nasz perkusista. Uśmiechnąłem się lekko.

-Nie jestem głodny. - powiedziałem. Wciąż nie przerwałeś swojej rozmowy z Georgiem, mimo, że Gustav też w niej uczestniczył. W tej chwili wywrócił oczami.

-Jasne. Bill, obserwuję cię, znamy się nie od dziś. Oprócz jakiś cukierków czy szybkich przekąsek jak batoniki czy owoce między próbą a koncertem i od czasu do czasu w jakimś innym przedziale czasowym, nie widziałem, żebyś jadł cokolwiek już od dobrego miesiąca. Wiesz, że gdyby nic ci nie było, nie powiedziałbym nic stwierdzając, że może znikasz gdzieś w restauracjach czy coś, ale ty jesteś coraz chudszy, człowieku. Słyszałem też ostatnio Natalie, jak mówiła, że musi zmniejszyć twój strój na następny koncert bo na tobie wisi. No i jesteś przeraźliwy z twarzy, jak upiór. - tym razem przerwałeś dyskusję z przyjacielem i poczułem twoje badawcze spojrzenie na mojej twarzy. Spuściłem wzrok. Wszystko, co powiedział, to prawda. Tylko co z tego, skoro ja na prawdę nie jestem głodny? Nic więcej nie usłyszałem. Gus westchnął i wrócił z wami do dyskusji. Wiedziałem, że wrócimy do tematu, ale nie teraz. Siedziałem tam cicho, kuląc się w sobie i wpatrując się w ten nieszczęsny talerz przede mną, milcząc. Było mi strasznie zimno a nie wziąłem ze sobą bluzy, niestety byłem tak zaspany, że zapomniałem. A z minuty na minutę robi się coraz zimniej. W końcu bezszelestnie wstałem i nim ktoś zdążył zwrócić na mnie uwagę, wyszedłem z jadalni, wracając do pokoju. Padłem na łóżko. Źle się czuję. Źle to mało powiedziane. Czuję się fatalnie. Skuliłem się w kłębek i pozwoliłem mojej duszy dryfować, jak chce. Nie myślę o niczym, wtedy chyba bym zwariował. Po moich policzkach po raz kolejny popłynęły łzy. Spojrzałem w niebo za oknem. Kiedyś tak bardzo chciałem je osiągnąć... dziś już nie mam na to nadziei.

-Co się stało, Tom? Ja wiem... popełniłem błąd. Odsunąłem się wtedy od ciebie. Zostawiłem. A ty znalazłeś sobie przyjaciół. Nigdy nie miałeś z tym problemu. Kiedy powiedziałem ci prawdę... zobaczyłem, jak się zmieniłeś. Boję się ciebie. Wpadam w panikę na myśl, że miałbym być z tobą sam w jednym pomieszczeniu. Traktujesz mnie jak dziwkę. Z resztą te dziewczyny w klubach traktujesz lepiej, niż mnie... czuję się śmieciem, Tom. Co ja mam zrobić? Nie mam już sił... Proszę, Tom, wróć do mnie... nie taki, jak teraz, tylko taki, jak kiedyś. Kochany. Dobry. Miły. Wybuchowy. Ale z dobrym sercem. Którego kochałem. Któremu ufałem. Ja już tak dłużej nie mogę... - powiedziałem w pustą przestrzeń drżącym głosem, na końcu już płacząc. Nie przewidziałem, że wkradłeś się do mojego pokoju i teraz wszystko słyszysz. Usłyszałem szybkie kroki a potem mocne szarpnięcie za ramię i po chwili leżę na plecach. W następnej sekundzie dostaję siarczysty policzek a gdy w końcu widzę, kto nade mną stoi, widzę właśnie ciebie, braciszku. Zaciskasz zęby ze złości.

-To wszystko jest twoją winą, suko. Zostawiłeś mnie a potem nagle wyjeżdżasz mi z czymś takim. Myślisz, że mnie nie było ciężko, jak się odsunąłeś? Ale teraz mam innych, ważniejszych od ciebie. A ciebie zniszczę doszczętnie, aż zostanie z ciebie tylko ciało bez duszy. Nienawidzę tego, jak wtedy mnie odtrącałeś a potem obciążyłeś wiedzą o swojej chorej miłości. Nienawidzę ciebie. - powiedziałeś ostro i wyszedłeś z pokoju, trzaskając drzwiami. Leżę tak, jak mnie zostawiłeś, z szeroko otwartymi oczami, z których płyną łzy. Nie mogłem uwierzyć w to, co powiedziałeś. W końcu jednak pozbierałem się. Otarłem łzy. Przemyłem twarz wodą i zakryłem makijażem siny policzek. Dość konkretnie mi przywaliłeś. Usiadłem, spokojny, na łóżku i wziąłem do dłoni opakowanie tabletek. Mocnych tabletek nasennych, które biorę, żeby w ogóle złapać trochę snu. Wpatruję się w fiolkę i myślę, nie widząc tak na prawdę przesypujących się w niej tabletek. Wkrótce potem był obiad. Zszedłem z uśmiechem na twarzy. Przypatrywałeś mi się dziwnie, widząc nieschodzącego banana z mojej twarzy. Zamówiłem sobie małą porcję spaghetti i obserwowałem was wszystkich uważnie. Wszyscy zauważyliście moje dziwne zachowanie, ale Geo i Gustav byli raczej spokojni. Stwierdzili po prostu, że czuję się lepiej. Ty jeden głowiłeś się, co mi się stało. Jemy a wy rozmawiacie. Nie uczestniczę w rozmowie, nawet nie słucham. Po prostu skupiam się na zapamiętaniu barw waszych głosów. Jednak w głowie zaczyna mi się kręcić a ostrość widzenia się pogarsza. Cholera, to już? Sądziłem, że zdążę wrócić do pokoju, nim tabletki zaczną działać. Przytknąłem dłoń do twarzy, chcąc się jeszcze trochę obudzić, ale wiem, że mi to nie pomoże. Moje mięśnie powoli odmawiają posłuszeństwa i zaczynam tracić nad nimi władzę. Gdy opieram głowę o zagłówek krzesła zerkacie na mnie. Gdy moja ręka bezwładnie opada wzdłuż krzesła, nie odrywasz ode mnie wzroku. Uśmiecham się i układam usta w ostatnie słowa.

-W końcu się uwolnisz. - mówię tak, że tylko ty możesz słyszeć i w tym momencie moja głowa opada a powieki zamykają się. Jednak jeszcze jestem świadomy. Słyszę, jak podrywasz się i krzyczysz o pomoc.

-Bill, coś ty wziął? Bill, mów do mnie! - krzyczysz. Ujmujesz moją twarz w dłonie. Z trudem udaje mi się raz jeszcze unieść powieki spod których momentalnie wypływają łzy. Czuję, jak mój oddech zwalnia a serce stopniowo spowalnia swoją pracę. Patrzę prosto w twoje oczy i z zaskoczeniem znajduję w nich strach. Chciałbym dotknąć twojej twarzy. W tej chwili patrzę w tego Toma, który był moim bratem. Którego kochałem. Układasz mnie na ziemi, nie wypuszczając z ramion. Unoszę z trudem dłoń, którą łapiesz i przytykasz sobie do policzka, przytrzymując moją rękę swoją. Uśmiecham się lekko. Nie mam siły na większy uśmiech. Geo i Gus gdzieś zniknęli, zapewne wzywają pomoc i naszego managera. Jesteśmy sami.

-Zaraz zasnę, Tom. Już więcej nie będziesz musiał się ze mną męczyć. Przepraszam, nie potrafię tak żyć. Kocham cię, wiesz? - szepczę mimo ściśniętego gardła. Widzę łzy błyszczące w twoich oczach, ale nie mam czasu dłużej im się przyjrzeć, bo moje powieki opadają i jedyne, co mi teraz zostało to słuch.

-Proszę, nie... - szepczesz. Czemu nie? Przecież tego właśnie chciałeś, Tom. Ja tylko spełniam twoje marzenia. Jak na dobrego braciszka przystało. Moje serce prawie już zaprzestało pracy. Oddech wydaje się czymś nieosiągalnym i jednocześnie niepotrzebnym. Nie wydaję już żadnego dźwięku. Moja głowa opada a ręka, którą trzymasz przy policzku, staje się bezwładna. Zaciskasz mocniej palce na mojej dłoni. A potem mój mózg się wyłącza i nie ma już nic.

Komentarze

  1. Mój Boże.. Płaczę.. Tyle emocji.. Kilka razy brałam się za czytanie tego.. Aż w końcu mi się udało.. Niesamowite, że udało Ci się tak cudownie opisać te wszystkie uczucia.. Jestem pod wrażeniem.. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty