Wieczność - Rozdział 8
Następne dni upłynęły im względnie spokojnie, chociaż niezmiernie ciężko było im się odnaleźć nagle w roli opiekunów noworodka, próbując zastąpić mu matkę i ojca jednocześnie. Obaj jednak wiedzieli, że nie chcą oddać chłopca nikomu innemu i nie mogli pozwolić na to, by cokolwiek stało się temu brzdącowi. Chociaż wciąż byli w żałobie po zmarłych przyjaciołach, wiedzieli, że nie mogą się poddać i muszą trzymać się chociażby dla niego - po to, żeby go obronić i zapewnić wszystko, co najlepsze. Inaczej gdzie trafi ten malec? Do mugolskiej siostry Lili? O nie, na to nie mieli zamiaru pozwolić, pod żadnym pozorem.
Niestety w tym całym natłoku nowych obowiązków pojawił się kolejny, bardzo istotny szczegół - dostali sowę od Dumbledore'a z wiadomością, że Black jest podejrzany o zdradzenie Potter'ów i zabicie Pettera, który chciał ich obronić i jednocześnie powstrzymać Syriusza. Niestety ze względu na ich przyjaźń i manipulacje w Ministerstwie, Remus miał zakaz pojawienia się na rozprawie, jednak nie robiło to aż tak dużej różnicy - nie mieliby z kim zostawić Harry'ego, gdyby obaj przez kilka godzin siedzieli na rozprawie przed Ministrem.
W końcu nadszedł też dzień, gdy dziedzic musiał stawić się w Urzędzie na rozprawę, więc zbierał się do wyjścia z duszą na ramieniu i zastanawiając się, jak jego ukochany poradzi sobie z tym wszystkim, jeśli go zabraknie. Wiedział, że Dumbledore zrobi wszystko, by mu pomóc i nie pozwolić mu wyląować w Azkabanie, ale niestety nie wiedział, na ile ma to jakiekolwiek znaczenie i co uda im się ugrać w tej politycznej grze, bo o tym, że Ministerstwo potrzebowało po prostu kozła ofiarnego by ukryć swoją nieudolność, wiedzieli niemal od samego początku.
Odwrócił się jeszcze do dwóch żegnających go postaci - zmartwionego i lekko niewyspanego wilkołaka, który przyglądał mu się z niepewnością i obawą z dzieckiem na rękach, które wesoło gaworzyło i wyciągało swoje malutkie rączki do czarnowłosego. Syriusz uśmiechnął się do nich, chcąc jakoś dodać im otuchy i wesprzeć, bo wiedział, że od przebiegu dzisiejszej rozprawy wiele zależy.
-Do później, kochani!
Rzucił wesoło i nim jego ukochany zdążył zareagować, wyszedł z domu, pozostawiając ich samych i znikając z terenu posesji za pomocą Świstoklika. Miał tylko nadzieję niedługo tam wrócić.
Komentarze
Prześlij komentarz