Stay - Rozdział 12
Tom przez kolejne dni chodził jak struty i wszyscy doskonale widzieli zmianę w jego zachowaniu. W dodatku stał się bardzo agresywny zarówno do innych uczniów, jak i nauczycieli i szybko nad jego głową zawisło widmo dostania zawieszenia w prawach ucznia a nawet wydalenia ze szkoły. Nic nie mógł jednak na to poradzić, że się martwił a dodatkowo przez wyrzuty sumienia miał problemy ze snem i po jego twarzy było to bardzo dobrze widać. Miał sobie za złe, że nie wysłuchał swojego przyjaciela i nie stanął po jego stronie od razu. Był w stanie nawet stwierdzić, że się za to nienawidzi.
Westchnął ciężko i spojrzał za okno, kompletnie ignorując swoją matematyczkę, i prawie zakrztusił się własną śliną, widząc wchodzącą do głównego budynku policję. Zerwał się ze swojego miejsca i nie zważając na krzyki nauczycielki i zdziwione spojrzenia kolegów i koleżanek z klasy, wybiegł z sali i najszybciej jak mógł skierował się do gabinetu dyrektora, gdzie wpadł bez pukania.
-Znaleźliście Billa?!
Zapytał od razu zamiast powitania, ściągając na siebie spojrzenia wszystkich dorosłych obecnych w środku. Przez chwilę milczeli, nim w końcu jeden z policjantów odchrząknął cicho i spojrzał na swoje notatki.
-Wszystko na to wskazuje. Miał przy sobie dowód osobisty, pasuje do zdjęcia w nim, więc prawdopodobnie to on.
-Co z nim? Gdzie on jest?! Proszę mnie do niego zabrać, proszę!
Dredziarz czuł, jak jego serce wali jak szalone. Cieszył się, że go znaleziono a jednocześnie martwił się, w jakim stanie jest Czarny. Bał się wieści, jakie mógł na jego temat usłyszeć.
-Tom, uspokój się. Skoro tak ci zależy, twój wychowawca zawiezie cię za chwilę do szpitala. Poproś panią Ewę, żeby zadzwoniła po waszego anglistę.
Chłopak wybiegł z gabinetu, jakby goniły go wściekłe Furie, i równie szybko wrócił. Zmęczenie dawało mu się we znaki i powoli zaczynała męczyć go ta gonitwa, co widać było szczególnie po ciężkim oddechu.
-Zaraz będzie. Co z Billem? Gdzie go znaleźliście? Dlaczego jest w szpitalu? Proszę mi powiedzieć, ja muszę wiedzieć, co z nim.
Wszyscy trzej mężczyźni wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia, po czym jeden z policjantów wykonał jakiś gest ręką. Dyrektor szkoły poluzował swój krawat, nim spojrzał na swojego ucznia.
-Usiądź, proszę.
Chociaż Dredziarz w cale nie miał na to ochoty, zajął miejsce na wskazanym krześle i jak na szpilkach czekał na wieści, jakie usłyszy. Chciał jak najszybciej znaleźć się w szpitalu i móc przytulić Billa do siebie. Chciał go przeprosić. Bo bardzo żałował tego, co zrobił.
-Panowie policjanci znaleźli Billa w jednym z opuszczonych budynków. Był nieprzytomny i miał rozbitą głowę, dlatego zabrano go do szpitala. Nie jesteśmy pewni, co się wydarzyło, ale miejsce to jest popularne wśród narkomanów.
-Bill nie bierze narkotyków. Nie jest na tyle głupi.
-Jak powiedziałem, nic więcej na razie nie wiemy na pewno. Pewnie więcej się wyjaśni, gdy Bill odzyska przytomność.
Tom pokiwał powoli głową, rejestrując w myślach wszystkie podawane mu informacje. Widział przed oczami ciąg przyczynowo skutkowy, jak mogło dojść do tego, że znaleźli jego przyjaciela w takim dziwnym i zdecydowanie niebezpiecznym miejscu.
-Bill uciekł, bo nie potrafił sobie z tym wszystkim poradzić. Wszyscy się z niego wyśmiewali z powodu tych przerobionych zdjęć. Włóczył się po ulicy i pewnie szukał miejsca, gdzie będzie mógł przenocować. Nie sądzę, żeby brał narkotyki. Jest bardzo nieufny, więc raczej by się w coś takiego nie dał wciągnąć, szczególnie od kogoś, kogo nie zna.
Sam nie do końca był świadom, że wypowiedział swoje myśli na głos, jednak pozostali dorośli siedzieli w ciszy i słuchali spokojnie jego wypowiedzi. Obaj funkcjonariusze policji wymielini między sobą spojrzenia.
-Jak pan to wytłumaczy, jeśli w jego krwi znajdziemy narkotyki?
-Nie wziął ich dobrowolnie.
-Skąd ta pewność?
-Po prostu wiem. Znam Billa. Nie wziąłby sam, dobrowolnie, narkotyków. Żadnych.
Jeden z policjantów wzruszył ramionami i zapisał parę słów w swoim notesie, nim obaj znowu zwrócili się do nastolatka.
-Tak jak powiedział dyrektor, na razie niczego nie jesteśmy pewni. Więcej się dowiemy, gdy stan twojego przyjaciela się poprawi.
Tom mruknął coś niewyraźnie na zgodę i niespokojnie czekał, nim do pomieszczenia wszedł w końcu ich wychowawca. Czekanie, aż wszystkie informacje między dorosłymi zostaną wymienione i znajdą się nareszcie w aucie anglisty, ruszając w drogę do szpitala, dłużyło mu się niemiłosiernie i miał wrażenie, że za ten czas zdołałby wybudować ceglany, dwupiętrowy dom. W końcu jednak nareszcie wjechali na szpitalny parking, i chociaż w rzeczywistości minęło jedynie czterdzieści minut, dla niego minęła cała wieczność. Wybił się przed nauczyciela i dopadł szybko do recepcji.
-Szukam Billa, Billa Kaulitza. Jestem Tom Cauletz.
-Jest pan bratem Billa?
Dredziarz czuł się lekko zbity z tropu, ale szybko się zreflektował. Najwyraźniej źle usłyszała jego nazwisko, różnica z resztą była niewielka, szczególnie w wymowie, więc postanowił to wykorzystać. Przynajmniej dzięki temu będzie mógł zdobyć więcej informacji.
-Tak.
Kobieta wystukała coś na swojej klaawiaturze, nim westchnęła ciężko.
-Bill leży na sali numer siedem, proszę kierować się w lewo od recepcji. Aktualnie nie ma żadnych badań, ale lekarz zaraz do was przyjdzie i będzie mógł powiedzieć wam coś więcej.
Niestety, lekarz nie miał najlepszych wieści o stanie zdrowia Czarnego a Tom czuł się coraz bardziej winny tego stanu rzeczy. Po dość konkretnej awanturze udało mu się jednak postawić na swoim i mógł zostać w pokoju Billa i wrócić samodzielnie, kiedy będzie uwarzał, więc siedział na krześle przy łóżku pacjenta, trzymając w swoich palcach bladą, odrobinę chłodną dłoń i czekał. Czekał chyba na jakiś cud. Czuł, jakby coś niezwykle ważnego mogło wymknąć mu się z rąk i że bardzo będzie tego żałował.
-Przepraszam. Przepraszam, Bill, że cię nie wysłuchałem. Przepraszam, że uwierzyłem w te bzdury. Nie powinienem był. Żałuję, na prawdę żałuję. Chciałbym móc cofnąć czas.
-To najmilsze, co ostatnio usłyszałem.
Chłopak od razu poderwał wzrok i spojrzał prosto w otwarte, lekko zaćmione przez leki, brązowe oczy. Przez chwilę siedział w bezruchu, aż w końcu poderwał się z miejsca i prztulił do siebie drobne ciało, czując spływające mu po policzkach łzy.
-Bill, błagam, wybacz mi. Byłem kretynem, tak okropnym idiotą. Przepraszam.
Mówił szybko i niewyraźnie ale bał się, bał się, że jego przyjaciel zaraz wpadnie w furię i wyrzuci go z pokoju, że nie będzie miał już szansy, żeby go przeprosić.
-Daj spokój. Każdy by się tak zachował na twoim miejscu.
-Nie. Ty byś się tak nie zachował.
-Bo ja wiem, jak to jest. Masz trochę wody?
Tom szybko zreflektował się, że głos Czarnego jest nienaturalnie zachrypnięty i domyślał się, że chce mu się pić. Rozejrzał się po pokoju, odsuwając się trochę od przyjaciela, ale nic nie znalazł.
-Pójdę poszukać, zaraz wrócę. Nie zasypiaj znowu, dobrze?
-Nie zamierzam.
Po upewnieniu się, że jego przyjaciel dobrze się czuje i nie zaśnie w najbliższe kilka minut, szybkim krokiem wyszedł z pokoju chorego i zaczął szukać automatu z napojami, żeby kupić mu wodę.
-Przepraszam, gdzie mogę znaleźć coś do picia?
Zapytał spotkaną po drodze pielęgniarkę, którą kojarzył z widzenia. Była ona w pokoju Billa, coś tam sprawdzała.
-Za rogiem jest automat. Jak nasz pacjent?
-Właśnie się obudził i chce mu się pić.
Pielęgniarka wyglądała na zaskoczoną i przez chwilę przyglądała się po prostu blondynowi, nim wyciągnęła z kieszeni paiger.
-Wezwę lekarza. Proszę nie dawać mu nic pić ani jeść, póki lekarz nie przyjdzie.
-W porząku...
Chociaż Toma zaskoczył taki wymóg, nie miał zamiaru się o to wykłócać. Kupił szybko wodę i wrócił do pokoju, jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć, zjawił się wezwany przez pielęgniarkę lekarz.
-Nie spodziewaliśmy się, że tak szybko się pan obudzi, panie Kaulitz. Pana brat nie opuszczał pana na krok, odkąd tu przyjechał.
Dredziarz czuł na sobie zaskoczone spojrzenie Billa, ale nie miał zamiaru tego komentować w tej chwili. Całe szczęście, że jego przyjaciel poszedł za ciosem i nie wyprowadzał mężczyzny z błędu.
-Tak, zawsze bardzo o mnie dbał.
-Teraz jednak muszę poprosić, żeby na moment wyszedł. Zbadam pana, potem będzie mógł wrócić.
-Ale...
-Panie Kaulitz, proszę mi pozwolić zbadać pana brata w spokoju.
Tom zacisnął na moment wargi. Chciał się wykłócać, był gotów do kłótni, ale...
-Dobrze. Poczekam pod drzwiami.
-Dziękuję.
Tom wyszedł z pokoju a każda mijająca minuta ciągnęła mu się niczym godziny. Nim lekarz w końcu wyszedł i wpuścił go z powrotem do środka miał wrażenie, że zaraz oszaleje. W końcu jednak mógł na powrót usiąść u boku swojego przyjaciela, a miał mu wiele do powiedzenia.
-Dlaczego powiedziałeś, że jesteś moim bratem?
Zapytał w końcu czarnowłosy, gdy opróżnił drugą z kolei szklankę wody, na co chłopak wzruszył lekko ramionami.
-Pielęgniarka wzięła mnie za twojego brata, więc to potwierdziłem. Przynajmniej mogłem na bieżąco dowiadywać się o twoim stanie.
-Zawiadomili moich rodziców?
-Z tego, co wiem, to nie.
-To dobrze.
-Bill?
-Hmm?
Leżący na szpitalnym łóżku, podłączony do kroplówki chłopak spojrzał na swojego współlokatora z mieszaniną niepewności i radości, chyba nie mogąc się zdecydować, co tak właściwie powinien na ten moment czuć. Tom wpatrywał się w jego spokojną twarz, w niepewny uśmiech i zmęczone ale dalej iskrzące życiem, brązowe oczy i po prostu milczał. Milczał, zupełnie jakby jego przyjaciel bez wypowiedzenia ani jednego słowa rzucił na niego zeklęcie i miał go pod swoim władaniem.
-Tom?
-Kocham cię, Bill.
Komentarze
Prześlij komentarz