Stay - Rozdział 20


 Tom bardzo martwił się o swojego bliźniaka i zatajał przed nim przez wiele miesięcy fakt, że matka chłopców kilkukrotnie próbowała się z nimi skontaktować. Widział jednak, że Bill ani trochę nie tęskni za rodzicami i po prostu postanowił pozwolić mu żyć w błogiej nieświadomości, obserwując go z każdym dniem. Mógł odrobinę odetchnąć z ulgą i powoli cieszył się życiem razem ze swoim ukochanym. 

Terapia Billa zdecydowanie przynosiła efekty, chociaż wciąż bywały dni, gdy czarnowłosy chłopak zamykał się w sobie i potrafił płakać cały dzień lub takie, w których był kompletnie nieobecny duszą. Jednak zdarzały się one coraz częściej i sam Bill z zaskoczeniem przyznawał, że jest coraz lepiej. Obaj również zdecydowali się w końcu na rozpoczęcie studiów i mieli to szczęście, że udało im się znaleźć i dostać na kierunki w całości prowadzonych w języku angielskim, ponieważ wciąż mieli spore problemy z płynnym porozumiewaniem się po francusku, chociaż wspólne lekcje szły im coraz lepiej i dużo im to dawało. 

Wydawało im się w końcu, że wszystkie burze oraz wzloty i upadki mają za sobą. Udało im się nawet znaleźć kilku nowych przyjaciół, chociaż wciąż trzymali się raczej na uboczu i nie spoufalali się zbytnio z nikim, nie wpuszczając ich do swojej własnej bańki, w której bezpiecznie i spokojnie im się żyło. Tak było dobrze i Tom codziennie przed snem modlił się, żeby tak zostało i żeby zawsze był w stanie ochronić chłopaka, któremu oddał całe swoje serce i duszę.

Jak to się zazwyczaj i w bajkach pisanych i w produkcjach filmowych jak i w życiu tak dobrze znanym nam z codzienności, nic co dobre nie trwa wiecznie. Dokładnie po 17 miesiącach i 11 dniach budowania na nowo swojego życia w bajecznej Francji, jaką większości z nas dane jest oglądać tylko w Internecie, ich świat niemal na nowo się zawalił a stało się tak pewnego niepozornego dnia.

Bill jak zwykle nie miał zamiaru wstawać aż do południa i rozkoszując się błodym lenistwem soboty przekręcił się na brzuch równo o godzinie 9:47, wzdychając z rozkoszą i wtulając nos w poduszkę. Co prawda przez otwarte drzwi dolatywał do niego nęcący zapach kawy i smażących się naleśników ale mimo to nie miał najmniejszej ochoty wstawać nawet dla ukochanych naleśników i ulubionego napoju. Oczywiście jednak jego kochanek nie miał zamiaru zostawić go w spokoju i dokładnie 8 i pół minuty później rzucił się na materac obok czarnowłosego, wywołując u niego mini zawał serca. 

-Jeny, Tom, mógłbyś być subtelniejszy.

Mruknął w poduszkę czując, jak blondyn przytula się do jego pleców. Wtulił się w swojego partnera chłonąc jego ciepło i uśmiechnął się pod nosem.

-Tak, tak, nie narzekaj już tylko chodź na śniadanie.

-Zaaaraz. 

Odburknął Bill, odwracając się przodem do swojego chłopaka i wtulając nos w jego szyję, uśmiechając się pod nosem. Starszy z Kauliztów nie mógł nic poradzić na to, że zacisnął mocniej ramiona wokół talii tej drobnej istoty i przytulił go mocniej do siebie.

-Musimy dziś popracować nad naszym francuskim, kochanie.

-Wolę francuskie pocałunki. 

Tom musiał prychnąć cicho, słysząc tą odpowiedź ale nie mógł zaprzeczyć, że miał dokładnie takie samo zdanie. Klepnął swojego chłopaka w tyłek i sam wstał, ciągnąć go za rękę do wstania. Bill był genialny zaraz po przebudzeniu i bardzo ale to bardzo marudny, zanim kofeina w jego żyłach zaczęła działać i Tom nie miał zamiaru sobie odpuszczać tego widoku. 

-No dobra, dobra, już wstaję.

Mruknął Czarny przecierając oczy i wlokąc się za swoim towarzyszem życia do kuchni, gdzie oczywiście już czekało na nich gotowe śniadanie. Całe szczęście, że kawa jeszcze nie zdążyła wystygnąć, bo oznaczałoby to kolejny powód do marudzenia tego śpiocha. 

Tak więc całkiem zwyczajny poranek we francuskiej stolicy przywitał dwóch młodych mężczyzn, którzy chcieli tylko i wyłącznie żyć w spokoju i cieszyć się sobą. Kompletnie zwyczajny poranek ich normalnej od ponad roku soboty. 

Dwie godziny później właśnie przepychali się w kuchni, przygotowując kolejną porcję kawy dla ich spragnionych kofeiny organizmów, gdy rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Szybka runda w kamień-papier-nożyce i po chwili Bill został sam w kuchni, dolewając mleka do swojego kubka a Tom z wielkim uśmiechem na twarzy otworzył drzwi. W chwili, gdy zobaczył stojącą za nimi osobę, śmiech uwiązł mu w gardle a krew kompletnie odpłynęła mu z twarzy. 

-Cześć, kochanie. 

Tom nie odezwał się, nie odpowiedział na to pozdrowienie. Szczerze mówiąc to wydawało się nawet, że sam widok tej osoby zamienił go w kamień i chłopak bał się nawet poruszyć. Sam nie zauważył tego, jak jego ręce zaczęły się trząść ze zdenerwowania a w ustach nagle miał tak sucho, jakby nigdy w życiu niczego nie pił. Stał tak po prostu w drzwiach zastanawiając się, czy przypadkiem nie ma przewidzeń ale osoba, której nie chciał już nigdy więcej oglądać stała przed nim we własnej osobie.

-Nie wpuścisz mnie?

Zapytała tym razem ale wciąż nie otrzymała odpowiedzi. Billa zaniepokoił fakt, że jego chłopak dalej do niego nie wrócił i nie miał żadnej informacji o tym, kto zawitał do ich niewielkiego królestwa, więc postanowił to sprawdzić i w niezwykle cichym mieszkaniu rozbrzmiały jego lekkie, rytmiczne kroki.

-Tommy, kto przyszedł?

Mruknął cicho pomiędzy łykami kawy jednak zamarł dwa kroki od swojego ukochanego, widząc ich gościa. Pomimo swojej niepewności i tego, jak bardzo zraniło go to wszystko, co wydarzyło się niemal dwa lata temu, był jednak o wiele bardziej zdystansowany do rodziców swojego chłopaka i dlatego zareagował o wiele szybciej i bardziej adekwatnie, aniżeli wciąż stojący w szoku Tom. Gdy tylko zaskoczenie odrobinę z niego zeszło w jednej sekundzie dopadł do drzwi, stając pomiędzy nowoprzybyłą a swoim bliźniakiem zupełnie, jakby chciał go chronić.

-Nie ma tu pani czego szukać.

-Bill, proszę...

-Proszę tu więcej nie przychodzić. Inaczej będę zmuszony zawiadomić policję. Chodź, Tom.

Warknął i zamknął kobiecie drzwi przed nosem, ciągnąc swojego ukochanego w głąb mieszkania. Mało go obchodziło, że matka chciała coś jeszcze powiedzieć. Teraz najbardziej interesował go fakt, co z jego ukochanym chłopakiem i jak ma mu pomóc wyrwać się z tego dziwnego otępienia i przetrwać to wszystko w jednym kawałku. Posadził Dredziarza na kanapie i uklęknął przed nim, patrząc mu w oczy i ujmując jego dłonie w swoje, starając się mu jakoś pomóc i go wesprzeć.

-Tom? Tommy, słyszysz mnie?

Zapytał cicho o wiele miększym głosem, niż mówił jeszcze chwilę temu do tamtej kobiety - bo właśnie tak o niej myślał. Dla niego matka jego bliźniaka nie miała ani imienia ani osobowości i nie miał nawet najmniejszego zamiaru, żeby to kiedykolwiek zmienić. Westchnął cicho, nie otrzymując żadnej odpowiedzi na zadane pytanie.

-Hej, kochanie, powiedz coś. Przerażasz mnie tym milczeniem.

Poprosił z lekkim uśmiechem na ustach i obserwował z niepokojem, jak Tom powoli wychodzi z szoku i stawał się na powrót swoim dawnym sobą. O ile fakt, że wciąż drżał a w jego oczach było czyste przerażenie można było nazwać jego dawnym "ja", jednak było to lepsze niż skamieniałość, jaka była na jego twarzy jeszcze chwilę temu.

-Tak... nic mi nie jest.

-Jesteś pewien? Może zrobię ci herbaty? A może chcesz wody?

Na to pytanie jednak nie odpowiedział i po prostu schylił się, wtulając się w ramiona swojego ukochanego. Czarny z troską opiekował się swoim chłopakiem, pozwalając mu się wypłakać i powolnymi ruchami masował go po plecach, starając się okazać całe swoje wsparcie. Wiedział, że widok matki musiał rozbroić blondyna i miał za złe tylko tej kobiecie, że próbowała na powrót zawitać w ich życiu i to w tak niespodziewany sposób. Nie chciał, żeby cokolwiek ich poróżniło.

Przez resztę dnia chłopcy praktycznie ze sobą nie rozmawiali. Po prostu leżeli na kanapie wtuleni w siebie i starali się jakoś przetrawić przedpołudniowe wydarzenia. 

W głowie Billa tłoczyło się tylko jedno pytanie.

"Co teraz z nami będzie?"

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty