W ciemną noc - Rozdział 10
*pov. Tom*
Zastanawiałem się, dlaczego chłopak na kanapie tak długo się nie budził. Niepokoiło mnie to, jednak James zapewniał mnie, że wszystko jest w porządku i Bill musi po prostu wypocząć, zregenerować siebie i swoją magię. Żeby się czymś zająć zrobiłem więc coś, na czym znałem się lepiej, niż na magii - zamówiłem zakupy przez Internet i trzy kwadranse później stałem w kuchni, przygotowując rosół z domowymi kluskami na kurczaku i zastanawiałem się, z czym chcę przygotować drugie danie. Moje myśli mimo to ciągle były przy znajdującym się za ścianą czarnowłosym.
-Nie wiedziałem, że potrafisz gotować. -odwróciłem się na moment, spoglądając na wchodzącego do kuchni mężczyznę. Jego wzrok spoczął na cieście, którym właśnie się zajmowałem, robiąc makaron do rosołu.
-W domu rodzinnym często gotowałem z mamą i z babcią. -wzruszyłem ramionami. -Przynajmniej może pomogę Bill'owi się wzmocnić, gdy już się obudzi.
-Z pewnością. -James zapewnił mnie, po czym się roześmiał. -Bill ma dwie lewe ręce do gotowania. Zazwyczaj je na mieście albo coś zamawia. Kiedyś prawie spalił nam dom, gdy próbował przygotować obiad. -przyznam, że musiałem zaśmiać się, słysząc tą historię.
-Więc dobrze, że mnie ma. -stwierdziłem wesoło. -Ma jakieś ulubione danie?
-Ciężko stwierdzić. Jak z resztą ze wszystkim. -westchnął mężczyzna. -Bill nie za bardzo zdradza, co lubi a czego nie. Zapewniam cię, że zje wszystko. Uwielbia domową kuchnię. -wyjaśnił w końcu.
-Jak on może być aż tak skryty, że nawet ty niewiele o nim wiesz?
-Życie go wymusiło. -przyznał tonem, od którego aż przeszły mnie ciarki. -Jest młodym czarodziejem, który będzie żyć jeszcze wiele lat. Jest synem Lucyfera, co czyni go w jakiejś części aniołem i jest cholernie potężny. Jest gejem i widzisz, jak nietypowy jest jego styl. Stracił trzy bliskie mu osoby w bardzo tragicznych okolicznościach w bardzo młodym wieku. Po prostu boi się zdradzić coś więcej o sobie bo boi się, że ktoś to przeciwko niemu wykorzysta. Poza tym bardzo dobrze potrafi manipulować ludźmi, więc nie próbuje się przed nimi otwierać.
-Pewnie masz rację. -przytaknąłem, wrzucając makaron na wodę i zabierając się za sprzątanie kuchni. -Masz jakieś specjalne życzenia? Muszę wymyślić, co zrobić na drugie danie.
-Jem wszystko, mną się nie przejmuj. -roześmiał się. -Na co ty masz ochotę?
Spojrzałem na niego jak na wariata, bo to przecież dla nich gotowałem - no, może trochę bardziej dla Bill'a, ale James też powinien coś zjeść - i nie chciałem gotować pod siebie. Zastanowiłem się chwilę, analizując w myślach wszystkie składniki, które mam pod ręką.
-Będę mieć kurczaka z rosołu, może kurczak z warzywami na parze i ryżem? Co myślisz? -zaproponowałem.
-Świetnie. W czym mogę pomóc?
I w ten oto sposób spędziliśmy kolejne dwie godziny na wspólnym gotowaniu - czarodziej i ja, chyba nigdy nie spodziewałem się, że znajdę się w takiej niesłychanej sytuacji - podczas gdy czekaliśmy, aż Bill się obudzi i regularnie doglądaliśmy go na zmianę. Jednak godziny mijały a nic się nie zmieniało - on dalej był nieprzytomny i blady a ja coraz bardziej świrowałem z niepokoju.
-Co muszę wiedzieć o tym świecie? -zapytałem w końcu, gdy nalewałem nam po porcji świeżego rosołu.
-Prosisz mnie o poradnik dla początkujących? -ton mężczyzny był wręcz prześmiewczy, jednak nie przeszkadzało mi to. Wzruszyłem ramionami, stawiając przed nim pełny talerz.
-Dalej nie do końca w to wszystko wiedzie, chociaż widziałem to wszytsko. -przyznałem. -Bill nawet pokazał mi gwiazdy z bliska. Wywołał przy mnie ogień na swojej dłoni a jednak dalej nie potrafię w to wszystko uwieżyć.
-I tak jestem zdziwiony, że jeszcze nie uciekłeś. Większość śmiertelników nie przyjmuje tego zbyt dobrze do wiadomości, gdy w taki czy inny sposób dowiadują się o istnieniu tego równoległego świata. -przyznał to tak, jakby miał w tym dość spore doświadczenie. -Nie wiem, co cię tutaj trzyma, skoro widziałeś jak przerażająca rzeczywistość to potrafi być.
-Bill. -stwierdziłem najzwyczajniej w świecie, co było prawdą. -On jest taki... sam nie wiem. Po prostu wiem, że muszę być przy nim. Ciężko to ubrać w słowa.
-Jak się poznaliście?
-Najwyraźniej kawiarnia, w której pracuję, jest ulubioną miejscówką Bill'a. Był ostatnim klientem i ewidentnie ze mną flirtował, po czym zabrał mnie na imprezę. Mega się na niej wkurzył, bo jakaś laska... chyba nazwał ją wampirem? W każdym razie flirtowała ze mną, pokłóciliśmy się o to a później pogodziliśmy się i powiedział mi, kim jest. -streściłem, zostawiając szczegóły dla siebie.
-Rozumiem. Typowe dla Bill'a, jest strasznie terytorialny i spontaniczny. -westchnął, jakby załamywał się nad tą sprawą. -Przynajmniej w tym wypadku wyszło mu to na dobre. Wracając do tematu, wiesz już o demonach, czarodziejach, aniołach i wampirach.
-I o wilkach. -dorzuciłem. -W drodze do tego klubu Bill pogonił dwóch chłopaków, mówił że to wilkołaki.
-Tak, no więc wiesz już o tym. To są w sumie podstawy. Jest nas najwięcej. Są też driady, półbogowie, bogowie, strzygi, ghule, duchy i wiele, wiele więcej. Sam nie jestem pewien, czy znam wszystkie rasy. -przyznał. -Kontynuując, historie które się słyszy w ludzkim świecie na nasz temat są w jakiejś części prawdziwe. Wilkołaki najłatwiej zranić czystym srebrem ale dotyczy to też duchów i demonów. Wampiry nie lubią Słońca ale nie palą się na nim, po prostu go unikają. Duchy rzadko można spotkać, raczej stronią nawet od siebie nawzajem. No i wszyscy jesteśmy długowieczni. Wampiry są prawie nieśmiertelne, o ile nie zostaną zabite. Duchy, wiadomo, da się je gdzieś zamnąć na wiele lat ale nie da się ich ponownie zabić. Demony... nie zabija się ich, demony się unicestwia. Wilkołaki żyją średnio około pięciuset lat. U czarodziejów nie ma konkretnej średniej, jesteśmy w połowie ludźmi więc możemy zginąć na wiele sposobów ale zazwyczaj żyjemy kilkaset lat, jeśli nic się po drodze nie wydarzy. Najstarszy czarodziej żył 1400 zanim umarł, teraz żyje jako duch.
-To... cholernie długo. -skomentowałem niemrawo.
-Dla człowieka niewyobrażalnie długo. -przyznał. -Chociaż na to też są różne sposoby.
-Ludzie ogólnie o was nie wiedzą?
-Nie, to znaczy są ludzie, którzy o nas wiedzą, zazwyczaj ktoś im bliski należy do naszego świata albo są oni łowcami.
-Łowcami?
-Tak. Jest grupa ludzi na całym świecie, nienawidzą wszystkiego co nadnaturalne i polują na nas. -przyznał pomiędzy łyżkami zupy. -Dlatego tak bardzo zależało nam żeby wbić Bill'owi do głowy, że nie może tak się obnosić ze swoimi umiejętnościami. Całe szczęście, że dość szybko to załapał.
-Rozumiem. -przyznałem chociaż miałem wrażenie, że z każdym jego słowem rozumiałem coraz mniej. Nic jednak na ten temat nie powiedziałem.
-Większość z nas dobrze potrafi się wpasować między ludzi. Z czasem zauważysz, na co należy zwracać uwagę, żeby nas rozróżnić. -dodał James. Chyba zobaczył, że byłem trochę skonsternowany.
-Nie jest dla was w takim razie bezsensowne wiązanie się z ludźmi? -zadałem pytanie, chociaż po prawdzie trochę bałem się odpowiedzi.
-Nie, nie musisz się o to martwić. -zapewnił ze śmiechem, odsuwając od siebie pusty talerz. -Bill, może w końcu się obudzisz, bo inaczej zjem ci całą tą pyszną zupę? -dodał głośniej i już otwierałem usta, żeby coś powiedzieć, gdy oparty o drzwi pojawił się właśnie Bill.
Siedziałem tak z otwartymi ustami i nie wiedziałem, jak zareagować, podczas gdy rozbawiony James byl najwyraźniej bardzo dumny z siebie.
-Aurę tego chłopaka wyczuwam na kilometr. -wyjaśnił a mnie jakby piorun strzelił. Od razu poderwałem się z miejsca i podbiegłem do chłopaka, który ledwo stał na drżących nogach i trzymał się na wpół pionie tylko dzięki futrynie.
-Nie powinieneś był wstawać, jesteś osłabiony. -skarciłem go, widząc kropelki potu na jego bladej twarzy i ciężki oddech. Zaprowadziłem go do stołu i pomogłem usiąść, nim zacząłem nakładać mu zupę.
-Przy takich zapachach ciężko być nieprzytomnym. -zażartował, chociaż głos miał cholernie słaby. Jakby nie jego. Westchnąłem ciężko i postawiłem przed nim talerz uważnie przyglądając się, jak drżącą ręką podnosił łyżkę.
-Nie martw się tak, nic mu nie będzie. Zaskoczy cię, jak szybko ten chłopak wraca do zdrowia. -James wydawał się w wyjątkowo dobrym humorze, mimo że czarnowłosy ewidentnie piorunował go wzrokiem. Chłopak westchnął ciężko i pokręcił głową, nim spojrzał na mnie.
-Tom, byłbyś tak miły, w górnej szafce po lewej jest kilka fiolek. Podaj mi tą z fioletowym płynem, będzie na samym dole. -poprosił i od razu rzuciłem się do szukania.
Powiedzenie, że jest tam "kilka" fiolek było sporym nieporozumieniem, bo cała szafka była ich pełna i nawet nie wiedziałem, z czym. Znalazłem jakieś dwie fioletowe fiolki na dole i z niepewną miną podałem je Bill'owi, który wywrócił oczami na ten widok i zabrał fiolkę, którą trzymałem w prawej dłoni.
-To jest fiolet. Tamta fiolka jest lawendowa. -skwitował, odkorkował fiolkę i wypił jednym haustem całą jej zawartość. Przez chwilę po prostu tam siedział, nim zabrał się za jedzenie zupy. -Pychota. -mruknął pomiędzy łyżkami. Spojrzałem niepewnie na roześmianego James'a, który przyglądał się dość radośnie Bill'owi.
-Chłopak jest mistrzem w tym, co robi. Wypił lekarstwo, pomoże mu się zregenerować, więc nie musisz się martwić. No... może tylko o to, że zrobiłeś za mało zupy. -roześmiał się, na co Bill wydał z siebie jak dla mnie bliżej nieokreślony dźwięk. Nie mogłem sam się nie roześmiać.
-Spokojnie, najwyżej zrobię jeszcze jedną. -zapewniłem i na moment oczy moje i Bill'a spotkały się. Na jedną, krótką sekundę zapomniałem o tym, że nie jesteśmy tu sami.
-Dziękuję. -głos Bill'a był już o wiele pewniejszy, co mnie ucieszyło. Wyraźnie odzyskiwał siły i to bardzo szybko. Uśmiechnął się do mnie, nim za chwilę zwrócił się do przyjaciela. -Przepraszam. Nie udało mi się ich przyzwać.
James zaprzeczył ruchem głowy i położył chłopakowi dłoń na ramieniu w ojcowskim geście.
-Narażałeś dla nas swoje życie. Zrobiłeś, co mogłeś, synu. -zapewnił go. Miałem dziwne przeczucie, że Bill zaraz się rozpłacze, jednak po jego twarzy nie popłynęła ani jedna łza.
-Jakoś mi się uda, obiecuję.
-Nie obiecuj, tylko dbaj o siebie. Nie wiem, co zrobię, jeśli ciebie też stracę.
Wiedziałem, że ten moment był dla obu z nich ważniejszy, niż którykolwiek z nich byłby skłonny to przyznać. Nie chcąc tak stać jak dureń, dolałem Bill'owi zupy a ten dopadł do niej, jeszcze zanim zrobiłem pół kroku w tył. Obaj z James'em roześmialiśmy się w głos.
-Jak będziesz tak zajebiście gotować, to nigdy cię nie wypuszczę. -rzucił Czarny między łyżkami.
-Nigdzie się nie wybieram. -obiecałem i najbardziej cieszyłem się z tego że czułem, że mówię prawdę.



Komentarze
Prześlij komentarz