W ciemną noc - Rozdział 12


 *pov. Bill*

Medytowałem na kamiennej posadzce, której chłód w jakiś sposób mnie uspokajał. Przygotowałem już wszystko, co mogłem - teraz czekałem tylko na pozostałe składniki rytuału, które miały być tu lada chwila, więc wykorzystywałem każdą minutę na zebranie sił i regenerację. Zdawałem sobie sprawę, że nie będzie to łatwe. Mimo wszystko ciężko było mi się skupić bo wciąż przeżywałem to, jak okropnie zachowałem się w stosunku do Tom'a. Nie był zbyt skory do rozmowy, gdy go odwiedziłem wcześniej. Muszę coś wymyślić żeby go przeprosić, kiedy skończymy tutaj naszą misję ratowniczą. Nie chciałem tak na niego nakrzyczeć, po prostu puściły mi nerwy. Muszę lepiej nad sobą panować...

Wypuściłem powoli powietrze z płuc i wyprostowałem bardziej plecy, starając się nie myśleć o czekającej mnie, z pewnością trudnej rozmowie z Tom'em. W tym momencie tylko Connie zasługiwała na całą moją niepodzielną uwagę. Musiałem zrobić wszystko, by sprowadzić tę małą z powrotem. Bałem się, co stanie się z James'em, jeśli nam się to nie uda. Szczególnie po tym, co stało się sześć lat temu...

-Masz dostawę. -usłyszałem za plecami. Gdy się odwróciłem, zauważyłem James'a z naręczem rzeczy, o które poprosiłem moich znajomych. Od razu zabrałem mu je z rąk i zacząłem przygotowywać.

-Zaczynamy za kwadrans. -zaznaczyłem. -Przygotuj się. 

-Jestem gotów na wszystko. -jego głos był tak pewny, że mnie to aż bolało. Nie miałem pojęcia co zrobię, jeśli to też się nie uda.

-Nie będzie to łatwe. Nawet z krwią anioła nie mam dużego dostępu do Nieba. Jeśli trzymają ją gdzieś bardzo dobrze strzeżoną, mogę nie móc jej sprowadzić. -zaznaczyłem jeszcze dla pewności, jednak James tylko kiwał głową. Wiedziałem, że nie zrezygnowałby teraz z absolutnie niczego. 

Zamknąłm na moment oczy i wziąłem kilka głębokich oddechów. Musiałem zebrać całą siłę, jaką mogłem a moje niedawne omdlenie ani trochę w tym nie pomagało. Nawet po moim eliskirze jedynie wydawałem się zdrowy, moje ciało wciąż było w rozsypce. W dodatku w skupieniu się przeszkadzał mi pewien blondyn, który wciąż był na mnie obrażony i czułem się okropnie, że go tak potraktowałem. Teraz jednak nie było to coś, o czym mogłem myśleć, musiałem dać z siebie 100%.

Po kilkuminutowych przygotowaniach w końcu zebrałem się w sobie i zacząłem wymawiać inkantację, mając przed oczami obraz mojej przyszywanej siostrzyczki. Wiedziałem, że nie będzie to proste ale zdziwiłem się, jak szybko udało mi się wyczuć jej aurę i energię. Chwyciłem się tego i starałem się przyzwać ją do siebie, jednak napotkałem na niespotykany opór, którego się spodziewałem ale nie o takiej sile. Anieli nie chcieli jej wypuścić ze swoich rąk i byli gotowi zrobić to za wszelką cenę.

Trwało to dłuższą chwilę, podczas której próbowałem ściągnąć ją do nas. Raz jej energia była silniejsza, raz słabsza - jednak co chwilę ją traciłem. W pewnym momencie poczułem przebiegający przez moje ciało prąd i w następnej chwili stałem w zupełnie innym miejscu. Tylko przez sekundę, jednak udało mi się ją zobaczyć, nim na dobre straciłem z nią jakiekolwiek połączenie. Wylądowałem na zimnej posadzce mojej własnej piwnicy, nie będąc w stanie ruszyć nawet palcem. Czułem, że drżę ale całe moje ciało opuściły jakiekolwiek siły. 

-Bill! Cholera jasna! -James był zdenerwowany i nie dziwiłem mu się. Musiałem wyglądać strasznie. Poczułem, jak obraca mnie na plecy i spojrzałem w niego zmartwioną twarz. Ze zdziwieniem zauważyłem łzy na jego policzkach. Rzadko widziałem go w takim stanie. -Bill, kontaktujesz?

Chciałem się odezwać, chciałem mu odpowiedzieć ale jednak nie potrafiłem się odezwać nawet słowem. Ledwo udawało mi się przełknąć ślinę, co dopiero otworzyć usta aby sformułować jakąś wypowiedź. James przytknął mi mokry ręcznik do twarzy i za chwilę dojrzałem, że zabarwił on się na czerwono. Więc to jest ten smak, który czułem w gardle...

-Bill? -cichy głos dobiegł do nas z góry a później dźwięk kroków. Przekląłem w myślach, bo na głos nie byłem w stanie. Widziałem tylko, jak James poderwał się z miejsca i słyszałem, jak pobiegł na górę. 

-James, gdzie jest Bill? Chciał ze mną porozmawiać ale nie pokazał się przez cały wieczór... -głos Tom'a zdradzał jego zdenerwowanie i niepewność co sprawiało, że czułem się jeszcze gorzej. 

-Poczekaj tutaj, proszę. Chociaż lepiej byłoby, żebyś poszedł do domu. -głos mojego przybranego ojca drżał ze zdenerwowania i oczami wyobraźni widziałem, jak Tom w ten charakterystyczny sposób mu się przygląda, tak jakby wiedział więcej, niż mu się mówi.

-Co tu się stało? Dlaczego nie mogę się z nim zobaczyć? -ledwo zrozumiałem te słowa. Miałem wrażenie, że Tom był bardziej zdenerwowany, niż myślałem. 

-Mieliśmy kolejną próbę. -przyznał James z tak ogromną rezygnacją w głosie, że aż coś mnie ścisnęło w żołądaku. -Nie udało nam się.

-Co z Bill'em? -gdy padło to pytanie, cisza ze strony mojego ojca trwała zdecydowanie zbyt długo. -James, co się stało z Bill'em?

-Jest ranny ale...

-Kurwa. -Tom wydawał się bardziej wkurzony, niż byłbym w stanie się po nim spodziewać. Usłyszałem krótkie zamieszanie i szybkie kroki dwóch osób, nim poczułem ciepłe palce na swojej dłoni. -Bill... 

Gdy na niego spojrzałem, Dredziarz wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać. Spróbowałem się uśmiechnąć, dać mu znać, że nic takiego się nie stało, jednak nie udało mi się to.

-Co to jest? -Tom patrzył w któryś punkt na moim ciele, jednak nie potrafiłem określić, na co konkretnie.

-Kara za wejście nieproszonym do Nieba. Sam nie wiem, jak tego dokonał. -wyjaśnił James, ponownie obmywając moją twarz z krwi. Aż się dziwiłem, że jeszcze nie zachłysnąłem się swoją własną krwią.

Poczułem, jak Tom splata swoje palce z moimi i zdziwiłem się czując przepływającą od niego energię. Spojrzałem na jego twarz i widziałem, że on też to czuje. Chciałem go powstrzymać, jednak wciąż nie miałem na to sił. Minęła dłuższa chwila, nim byłem w stanie się ruszyć i wykorzystałem całą swoją siłę, by wyrwać dłoń z jego uścisku.

-Nie. -mój głos brzmiał cholernie słabo, jednak nie było to najistotniejszą rzeczą dla mnie w tym momencie. -Nie rób tego, nie możesz.

-Ale... co ja zrobiłem? -blondyn był zupełnie zbity z tropu co przypomniało mi, że on przecież nie ma pojęcia, co się działo. Dotknąłem opuszkami palców jego wciąż wyciągniętej do mnie dłoni.

-Niesamowite... -James był w niemniejszym szoku, niż ja. Coś takiego nie zdarza się często. -Oddałeś mu swoją energię. 

-Oddałem? Jak? 

-Niezwykle rzadko ale zdarza się, że jedna osoba może oddać drugiej swoją energię. -wyjaśniał cierpliwie, chociaż wciąż słyszałem nutkę szoku w jego głosie. -W pewien sposób uzdrawiasz tym Bill'a albo pomagasz mu wrócić do zdrowia. Dla ciebie ma to tylko takie konsekwencje, że będziesz zmęczony chociaż zależy, ile energii mu oddasz. Jeśli oddasz za dużo, możesz umrzeć.

-Rozumiem. -chciałem sam od siebie coś dodać, jednak Tom ponownie zacisnął palce na mojej dłoni. Mocno. Do tego stopnia, że to aż bolało. -W takim razie pomogę ci chociaż trochę. 

Chciałem zaprzeczyć, jednak nie potrafiłem, widząc wyraz jego twarzy. To twarde zdecydowanie w jego oczach. Nie potrafiłem go znowu odepchnąć. Zrobiłem to dopiero, gdy byłem w stanie się ruszać - ale i tak tylko po to, by wtulić się w jego ramiona.

-Dziękuję. -szepnąłem cicho, wciąż czując ogromne zmęczenie. Czułem, jak ciężko oddycha ze zmęczenia ale słysząc bicie jego serca wiedziałem, że nic mu nie będzie. To mnie trochę uspokoiło. Szczególnie, gdy poczułem oplatające mnie, ciepłe ramiona.

-Nie myśl, że nie ma takich rzeczy, których bym dla ciebie nie zrobił. -wyszeptał odrobinę zdyszany. Coś mnie ścisnęło w sercu, słysząc to.

-Przepraszam za wcześniej. -mówiłem cicho, jednak to musiało być powiedziane, nawet jeśli czułem się cholernie głupio. -Nie powinienem był cię tak traktować. Nie miałem do tego prawa.

-Spokojnie. -jego ciało zatrzęsło się lekko, gdy się zaśmiał. -Jeszcze sobie to odbiję. Wymyślę ci jakąś karę, jak ten koszmar się skończy. 

Nie mogłem się nie uśmiechnąć, słysząc jego obietnicę. Odwróciłem trochę głowę, by spojrzeć na James'a. 

-Widziałem ją. Przez sekundę, ale widziałem ją. Nic jej nie jest. Wymyślimy coś, żeby ją odbić ale póki co nic jej nie jest. -wyznałem i poczułem się cholernie źle widząc, jak mężczyzna chowa twarz w swoich dłoniach.

-Nie mogę tego od ciebie wymagać, Bill. -wyznał tak zbolałym tonem, że niemal fizycznie czułem jego ból. -Popatrz, ile już się skrzywdziłeś przez to. Ty też jesteś moim dzieckiem, nie mogę pozwolić, żebyś tak się wykańczał dla mnie. 

-James...

-Nie. -w jednej chwili jego głos przybrał ten twardy ton nieznoszący sprzeciwu. -Masz sobie odpuścić, Bill. Zabraniam ci się tym zajmować. Szczególnie, że długi czas zajmie ci zregenerowanie się po tym. -dodał, wskazując na moją rękę. Spojrzałem na swoje przedramię i jęknąłem cicho.

Na bladej skórze miałem ranę w kształcie pióra. Doskonale wiedziałem, że to odcisk anieslkiego pióra na mojej ręce. Kara za to, że odważyłem się nieproszony wejść do Nieba, co nie było moim zamiarem. Sam nie wiem, jak się tam znalazłem. Miałem wrażenie, że to Anioły mnie tam wciągnęły specjalnie, aby mnie ukarać.

-James, posłuchaj...

-Nie, Bill, to ty mnie posłuchaj. -jego twardy głos sprawił, że zamilkłem dokładnie tak samo, jak gdy byłem dzieckiem. -Sam się tym zajmę. Nie narażaj dla mnie więcej swojego życia.

Rozkazał i rozpłynął się w powietrzu, nim zdołałem cokolwiek powiedzieć. W głwoie miałem tylko jedną myśl.

Zawiodłem.

Komentarze

Popularne posty