W ciemną noc - Rozdział 11


 *pov. James*

Oderwałem wzrok od ostatniego zdjęcia mojej małej córeczki, żeby wrócić do książek - kochana Connie uśmiechała się na nim szeroko, trzymając w rękach swojego ukochanego, pluszowego króliczka, którego jej mama własnoręcznie uszyła kiedy dowiedzieliśmy się, że będziemy mieć córeczkę. Wyglądała jak mały aniołek w błękitnej sukience i ze swoimi złotymi włosami - w dokładnie tym samym odcieniu, jakie miała jej matka. To zdjęcie było dla mnie teraz cenniejsze niż złoto i bałem się, że nigdy już nie zobaczę mojej małej córeczki. Jeśli chciałem mieć jakąkolwiek szansę, musiałem się na tym skupić. Jednak mój zmęczony stresem i brakiem snu mózg nie mógł już dłużej się koncentrować na drobnym druku. Postanowiłem na chwilę odłożyć książki i spojrzałem na mojego przybranego syna. Na wpół siedział na kanapie, plecami oparty o ramię tego człowieka, który niespodziewanie stał się dla nas ogromną podporą, pomimo że to wszystko musiało go okropnie przerażać i zadziwiać. Teraz wyglądali niemal jak wyciągnięci z jakiegoś obrazka. Niemal.

Tom co chwilę zerkał na czarnowłosego, widać było że jest zmartwiony. Pewnie wolałby, żeby ten leżał jeszcze w łóżku i całkowicie wydobrzał, zamiast wertować księgi w poszukiwaniu rozwiązań, jednak sam też siedział z książką w rękach i skanował każdą stronę wzrokiem. Mój łobuziarski Bill z kolei wciąż był bledszy niż zwykle chociaż wyglądał o wiele lepiej, niż kilk godzin temu. Był spokojny ale znałem go na tyle dobrze by wiedzieć, że w środku się gotował i martwił się o Connie niemal tak samo, jak ja. Metodycznie przeglądał księgi zastanawiając się, co może dla nas zrobić ale wydawał się o wiele spokojniejszy mając tego człowieka przy sobie.

Miałem ogromne szczęście, że trafiłem w swoim życiu na tę dwójkę, musiałem to przyznać. Nie mogłem nic poradzić na cisnący mi się na usta uśmiech, nawet jeśli sytuacja ogólnie nie była zbyt wesoła, delikatnie mówiąc.

Ułożyłem się wygodniej na fotelu, który okupowałem od kilku godzin, przymykając na moment oczy. Nie wiem, kiedy odpłynąłem ale ocknąłem się, czując jakiś ruch obok siebie i za moment spoglądałem na zdezorientowaną twarz młodego człowieka.

-Wybacz, nie chciałem cię obudzić. -szepnął i dopiero wtedy zauważyłem w jego dłoniach koc, którym mnie okrywał.

-Nie szkodzi. -odpowiedziałem i zerknąłem mu ponad ramieniem na Bill'a. Chłopak wyglądał, jakby był bardzo zmęczony i potrzebował się przespać, a jednak dzielnie dalej przeglądał kolejne strony ksiąg. -Wy też powinniście odpocząć. -nie skończyłem jeszcze mówić, jak Tom pokiwał przecząco głową. Widziałem, że próbuje być najciszej jak może co dopiero po chwili zrozumiałem. Mój syn był tak zatracony w szukaniu rozwiązania, że nie rejestrował nic, co się dzieje dookoła niego. Westchnąłem ciężko, jakbym miał na to jakikolwiek wpływ, a nie miałem.

-Nie poruszył się o pół godziny poza przewracaniem kartek. -szepnął Tom, który najwyraźniej trochę się tym martwił. Zdziwiło mnie, pozytywnie oczywiście, że nie próbował zmusić Bill'a, by ten przestał. -Mam wrażenie, że jak mu przerwę to będzie zły, więc dam mu jeszcze trochę popracować. -wyjaśnił.

Ten człowiek... zdecydowanie jest bardzo dziwny. W pozytywny sposób, ale wciąż dziwny.

-Czasem wpada w taki trans. -wyjaśniłem. -Wyrwij go z niego za jakiś czas. -poprosiłem czując, jak oczy same mi się zamykają. Po raz kolejny obudziłem się dopiero gdy usłyszałem, jak coś rozbiło się na podłodze.

-Cholera jasna! -ten głos rozpoznałbym zawsze i wszędzie. Zebrałem w sobie wszystkie siły, nim spojrzałem na rozgrywającą się przede mną scenę. Bill miał minę, jakby chciał wszystkich pozabijać a Tom próbował pozbierać resztki talerza i jedzenia, które wylądowały na podłodze. Czarny w końcu machnął ręką i w jednej sekundzie to posprzątał, wprawiając swojego chłopaka w osłupienie.

-Bill, siedzisz tak od prawie sześciu godzin, powinieneś zrobić sobie małą prze...

-Zamknij się! Nic nie rozumiesz! Nie masz zielonego pojęcia, o czym do cholery mówisz! Jak masz tu tak przeszkadzać, to lepiej wypierdalaj! -wybuchł mój syn i wiedziałem, że muszę wkroczyć.

-Bill. -nie musiałem mówić nic więcej. Chłopak od razu się zamknął i spojrzał na mnie z jawną nienawiścią, jednak od razu się uspokoił. Spojrzałem na stojącego między nami Dredziarza, który wyglądał gorzej, niż gdyby dano mu w twarz. Nie spuszczał wzroku z siedzącego na kanapie Bill'a, przynajmniej do czasu. 

Najpierw tylko drgnął. Tak, jakby nie był pewien, co powinien był zrobić. Potem po prostu wyszedł - tylko cicho trzasnęły za nim drzwi, zostawiając napiętą atmosferę za sobą.

-Nie powinieneś był tak na niego krzyczeć. -pouczyłem chłopaka, przecierając twarz dłońmi.

-Zamknij się. -warknął, wracając do książek. Co ja mam zrobić z tym chłopakiem? Na razie postanowiłem nic nie robić. Dobrze go znam i wiem, że za chwilę będzie zupełnie inaczej mówić, nawet jeśli moment zajmie mu dojście do tego, że zachował się gorzej niż źle. 

Zaparzyłem nam obu herbaty i wróciłem do książek, od czasu do czasu obserwując coraz bardziej wiercącego się na kanapie Bill'a. Widziałem po nim wyraźnie, że dręczy go to, jak potraktował swojego partnera ale jego duma wciąż nie pozwalała mu się do tego przyznać. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, gdy trochę ponad godzinę później chwycił za telefon i wybrał numer. Ledwo powstrzymałem śmiech, gdy odłożył go po chwili z cichym warknięciem.

-Myślę, że po takich słowach może nie odbierać od ciebie telefonu. -stwierdziłem po prostu, czując na sobie piorunujące mnie spojrzenie Bill'a. Wiedziałem, że chciałby się w tej chwili wyładować, jednak pozostał spokojny. Zazwyczaj była to cisza przed burzą ale wiedziałem, że nie tym razem.

-Wrócę za godzinę. -oznajmił w końcu i zniknął, nim zdążyłem mu odpowiedzieć. 

Normalnie miałbym mu za złe to, że zostawia mnie w takiej chwili. Miałem jednak świadomość, że nie mógłby on się skupić ciągle myśląc o tym, jak podle potraktował swojego partnera. Wróciłem więc do swojej pracy i postanowiłem poczekać, co się wydarzy.

Czytałem właśnie jeden z rytuałów po raz trzeci zastanawiając się, czy faktycznie znalazłem coś, co będzie mogło nam pomóc, gdy usłyszałem trzaśnięcie drzwi wejściowych. Poderwałem wzrok by zobaczyć, że Bill wrócił sam i to w niezbyt dobrym humorze. 

-Coś poszło nie tak? -zapytałem na tyle spokojnie, na ile mogłem.

-Tom jest teraz w pracy. Przyjął moje przeprosiny ale powiedział, że na razie nie chce ze mną rozmawiać i że zadzwoni jak wyjdzie z pracy. -mruknął tonem obrażonego dziecka, opadając bezwładnie na kanapę. Pokręciłem głową, słysząc go. Już dawno nie musiałem nic mówić, żeby znał moje reakcje.

-Chyba coś znalazłem. Spójrz na to. -zmieniłem temat, podając mu księgę otwartą na odpowiedniej stronie. -To rytuał przyzwania ale przyzwalibyśmy tylko Connie. Myślę, że mogłoby się udać. Co sądzisz?

Błysk w oczach chłopaka powiedział mi więcej, niż mógłby wyrazić jakimikolwiek słowami. Strzał w dziesiątkę - a przynajmniej obaj mieliśmy na to nadzieję.

-Potrzeba będzie do tego trochę rzeczy, nie mam wszystkiego na miejscu... -mruknął pod nosem, zapisując potrzebne mu rzeczy na kartce, która chwilę później zniknęła w powietrzu. -Całe szczęście znam ludzi, którzy je mają. -dorzucił, uśmiechając się szeroko i wstając z książką w ręce. -Idę przygotować piwnicę, ty się prześpij. Będzie nam potrzebna każda odrobina siły, jaką zdołamy zebrać. -zapowiedział i zniknął w piwnicy, zostawiając mnie z nową dawką nadziei w sercu.

Komentarze

Popularne posty