W ciemną noc - Rozdział 9
*pov. Tom*
Z przerażeniem patrzyłem, jak klęczący na ziemii Bill pada bezwładnie na kamienną posadzkę, jednak nie byłem w stanie się ruszyć. Nie byłem w stanie ani drgnąć, nie mogłem do niego podbiec. Dopiero po kilku sekundach cały zamęt ucichł, pokój znów był ciepły i wypełniony zapachem cynamonu a uczucie, że nie mogę się ruszyć, zniknęło. Razem z James'em obaj pognaliśmy do nieprzytomnego chłopaka i z przerażeniem zauważyłem krew - płynęła z jego ust, nosa i z oczu. Serce zamarło mi gdy sprawdziłem jego puls i był on ledwie wyczuwalny.
-Bill? Bill! Bill, obudź się, proszę cię, Bill! -próbowałem go ocucić, ale dłoń mężczyzny powstrzymała mnie. Wziął bezwładne ciało na ręce i wstał z klęczek, więc poszedłem za nim do salonu, gdzie ułożył chłopaka na kanapie.
-Przynieś ciepłą wodę i ręczniki. Nic mu nie będzie, obiecuję. -zapewnił mnie, samemu pochylając się nad Bill'em i zaczynając mruczeć jakieś zaklęcia. Szybko przyniosłem rzeczy, o które prosił i delikatnie zacząłem obmywać twarz Bill'a z krwi obserwując, jak ręcznik i woda zabarwiają się na czerwono.
Drżałem, byłem cholernie przerażony i miałem wrażenie, że zaraz się rozpłaczę. Widok Bill'a w takim stanie... to mnie po prostu rozbrajało. Nawet nie zorientowałem się, że James skończył wymawiać inkantacje nad nieprzytomnym chłopakiem.
-Zrobiłem, co mogłem. Teraz Bill potrzebuje jeszcze tylko czasu, żeby się zregenerować. -powiedział tak pewnym siebie tonem, że nie mogłem mu w to nie uwierzyć. Usiadłem wygodniej na ziemii tuż obok chłopaka i zacząłem bawić się jego długimi włosami mając jakąś absurdalną nadzieję, że to mu pomoże.
-Dlaczego nie przestał wcześniej? Dlaczego doprowadził się do takiego stanu? -pytałem, chociaż głos wiązł mi w gardle. Czułem na sobie wzrok James'a, który uważnie mi się przyglądał.
-Bill jest cholernie lojalny. Nie znam nikogo, kogo lojalność jest tak niezłomna, jak jego. Dla swoich bliskich potrafi zrobić absolutnie wszystko. -zaczął wyjaśniać. -Bill trafił na próg mojego domu, gdy byłem świeżo po ślubie z moją żoną. Miał wtedy sześć lat, bystry wzrok i niezwykłe umiejętności. Znalazłem go w lesie, gdy zbierałem zioła przydatne do zaklęć i eliksirów. Siedział na brzegu rzeki przy ciele swojej matki, zupełnie spokojny chociaż po jego twarzy wciąż płynęły łzy. Na początku nie mogłem nawet się do niego zbliżyć, moce Lucyfera nie pozwalały nikomu go skrzywdzić. Dużo czasu zajęło mi przekonanie go, że nic mu nie grozi i dopiero wtedy opuścił swoją gardę.
-Co się stało z jego matką?
-Zaatakował ich inny czarnoksiężnik, przekonany, że dziecko Lucyfera nie może chodzić po tym świecie. Nie zdołał go jednak zabić. Jego ciało znalazłem w drzewach kilkanaście metrów dalej. Bill już wtedy miał ogromne umiejętności, teraz jest niemal wszechmocny. W każdym razie zabrałem go wtedy ze sobą do domu a moja żona od razu go pokochała. Był uroczym dzieckiem, naszą dumą i oczkiem w głowie. Wychował się u nas w domu, nim postanowił rozpocząć samodzielne życie i przeniósł się tutaj. Kiedy usłyszał, że spodziewamy się dziecka, przeprowadził się do nas i opiekował się moją żoną, robił jej specjalne napary wzmacniające... robił wszystko, żebyśmy byli bezpieczni. Był przy mnie, gdy moja żona zmarła przy porodzie. Został ze mną na pół roku, pomagając mi z opieką nad córeczką. Wyrzucał sobie, że nie zrobił wystarczająco, by tego uniknąć, chociaż te komplikacje były nie do przewidzenia. Od tamtej pory Bill nie pojawiał się u nas, chociaż często coś wysyłał, szczególnie dla mojej córeczki. Chyba nie potrafił nam spojrzeć w twarz, nie wybaczył sobie tego, że nie uratował kobiety, która go wychowała i dała mu dom.
Przez chwilę milczeliśmy, po prostu przyglądając się wciąż nieprzytomnemu chłopakowi. Miałem wrażenie, że jego twarz była nawet bledsza, niż wcześniej.
-Jaki był Bill? Jako dziecko. -przerwałem w końcu milczenie, chcąc zacząć jakiś przyjemniejszy temat. Zdziwiłem się, gdy James wcisnął mi plik zdjęć do ręki. Na pierwszym stał roześmiany, sześcioletni chłopiec z szerokim uśmiechem, czerwonymi oczami i ciemnymi włosami.
-Kiedy się u nas pojawił, był bardzo skryty i niewiele się odzywał. Ciężko to sobie wyobrazić biorąc pod uwagę, na jakiego gadułę wyrósł. Często nie panował nad swoimi mocami, jego matka wychowała go uważając, że do każdej rzeczy należy używać magii. Uczyliśmy go załatwiać wiele spraw samodzielnie i w końcu się tego nauczył, jednak stare przyzwyczajenia nie są tak łatwe do wyplenienia i musieliśmy się czasem nieźle gimnastykować, żeby ukryć jego umiejętności przed śmiertelnikami. Lucyfer często zostawiał mu księgi, z których chłopak sam się uczył. Po tym, jak się do nas przyzwyczaił i nam zaufał, zaczął się zmieniać. Zawsze był skryty i często nie mówił o wszystkim ale zaczął czuć się przy nas swobodnie. Wtedy zaczął też tak dużo mówić i śmiać się, stał się bardzo wesołym dzieckiem. -James opowiadał to z takim rozżewnieniem, że nie mogłem się nie uśmiechnąć. Spojrzałem na kolejne zdjęcie, gdzie kilkunastoletni Bill miał już zafarbowane na czarno włosy i ze śmiechem wystawiał język do kamery.
-Jako nastolatek nie sprawiał nam wielu problemów. Miał swoje wybuchy i obrażał się czasem, jednak nawet kiedy się z nami nie zgadzał, pomagał ze wszystkim i miał najlepsze oceny w szkole. Jego moce wymknęły się wtedy spod kontroli i mieliśmy z tym trochę problemów, jednak udało nam się to w końcu opanować. Zazwyczaj nastoletni czarodzieje mają z tym problem, nie było to nic nietypowego. -wyjaśnił. -Wtedy też zakochał się po raz pierwszy. Moja żona była chyba tak samo podekscytowana, jak on. Pamiętam, jak godzinami przygotowywał się na pierwszą randkę a ona mu pomagała. -roześmiał się. -Bill był tak zakochany i taki szczęśliwy... ale niestety, nie było mu to dane na długo. Bill nie ma stalowej psychiki ale radzi sobie. Jego chłopak, niestety, nie poradził sobie z prześladowaniem. Kiedy dotarła do nas wieść o jego samobójstwie i o tym, że wcześniej został wręcz zaszczuty przez innych uczniów, o czym nie powiedział nawet Bill'owi... Bill zwariował. Dalej trudno było panować nad jego nadzwyczajnymi umiejętnościami a tak silne emocje dodatkowo to utrudniają. To był pierwszy i jedyny raz, gdy bałem się go. Nie byliśmy w stanie nad nim zapanować. Dopiero sam Lucyfer był w stanie nad nim zapanować. Bill był w takim szale, że niemal nie pozabijał uczniów, których obwinił za śmierć swojej pierwszej miłości. Wtedy Bill zniknął. Zapadł się pod ziemię i to dosłownie, bo przez dwa miesiące mieszkał w Piekle i szkolił się u swojego ojca. Wrócił zupełnie odmieniony.
-Właśnie widzę... -mruknąłem, widząc na kolejnym zdjęciu tego bardziej znanego mi Bill'a: w czarnych, długich, wystylizowanych włosach, w mocnym makijażu i może odrobinę zbyt wyzywających ubraniach.
-Stał się o wiele spokojniejszy, jednak tylko przy nas zachowywał się swobodnie. Skończył szkołę i studia po czym oznajmił, że się wyprowadza. Serce nam pękało ale wiedzieliśmy, że ten dzień nadejdzie. Pomogliśmy mu w przeprowadzce tutaj i odwiedzaliśmy się nawzajem regularnie. Urządził nam baby shower, gdy dowiedział się o ciąży Stephanie. -roześmiał się James a ja przewinąłem do kolejnego zdjęcia, na którym Bill obejmował James'a i nieznaną mi kobietę, najwyraźniej jego zmarłą żonę, a tort przed nimi miał wielki napis "It's a girl!". Wyglądali na takich szczęśliwych. -Bill zawsze był bardzo dziwnym dzieckiem, nawet jak na standardy czarodziejów. Jednak ma dobre serce, nawet jeśli stara się to ukryć.
-Zdążyłem już się o tym przekonać. -przyznałem, odrywając się od zdjęć i wracając wzrokiem do Bill'a.
-Nie skrzywdź go. -ton głosu James'a zupełnie się zmienił i sprawił, że musiałem na niego spojrzeć.
-Nie zamierzam. -obiecałem, co chyba trochęgo uspokoiło. -Nie orientuję się w tym świecie, jest on dla mnie dziwny i pełen tajemnic. W sumie to sam się zastanawiam, czy przypadkiem nie oszalałem i sobie tego wszystkiego nie wyobrażam. Tylko że Bill jest taki... sam nie wiem. Coś mnie do niego ciągnie i nie potrafię tego wyjaśnić. Jest fascynujący i nie potrafię spokojnie siedzieć nie wiedząc, co się z nim dzieje. -przyznałem szczerze.
-Uwierz mi, nie zwariowałeś. Bill wprowadzi cię w ten świat i wszystko zrozumiesz. -zapewnił mnie. Sam nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo tego zapewnienia potrzebowałem, nim je usłyszałem.



Komentarze
Prześlij komentarz