Na granicy - Rozdział 6


 Chociaż Tommy już dawno wstał, ja wciąż nie potrafiłem znaleźć motywacji do zebrania się z łóżka i powrotu do świata żywych. W głowie cały czas analizowałem to, o czym mówiliśmy ostatnimi dniami - mianowicie o temacie zakończenia mojej kariery muzycznej. Nie miałem ani ochoty na wyjście na scenę ani weny na tworzenie nowej muzyki. Wiedziałem, że w pewnym momencie będę musiał podjąć jakąś sensowną decyzję ale chciałem odciągnąć to jak najdalej od siebie w czasie. To wszystko po prostu mnie przytłaczało i nie wiedziałem, co miałem ze sobą począć. Prawdą jest, że uwielbiam śpiewać i nie wyobrażam sobie życie bez muzyki, jednak możliwość bycia z Tommym przez cały czas było dla mnie o wiele ważniejsze niż to wszystko, co czułem będąc na scenie. 

Przewróciłem się na drugi bok i przytuliłem do siebie poduszkę decydując, że dzisiaj zostanę w domu. I tak nie miałem żadnych planów, bo nikogo nie poinformowałem o moim powrocie, więc nikt mnie nie niepokoił a wciąż miałem przed sobą miesiąc przerwy, nim mój manager zacznie się rzucać o to, że nic nie robię i że powinienem wrócić do swoich obowiązków. Pewnie za kilka dni znajomi i przyjaciele zaczną się do mnie dobijać, chcąc mieć pewność że nic mi nie jest i chcąc w końcu wznowić próby, jednak zdecydowanie jest to problem na późniejszy czas.

Drgnąłem lekko, gdy poczułem chłodną dłoń na moim czole a gdy uniosłem wzrok spojrzałem prosto w zmartwione oczy mojego ukochanego. Nie mogłem się nie uśmiechnąć ani nic poradzić na motyle w moim brzuchu, które nagle zaczęły się o siebie obijać.

-Dobrze się czujesz, Adaś?

Zapytał miękko mój ukochany a ja spijałem każde słowo z jego ust. Zastanawiałem się, jak wiele czasu pozostało mi na wsłuchiwanie się w jego piękny głos, jak wiele razy będę mógł usłyszeć jak wymawia moje zdrobniałe imię i jak wiele razy będzie mi dane spojrzeć w jego piękne, ciemne oczy.

-Nic mi nie jest. Jestem tylko zmęczony.

Na jego czole pojawiła się głęboka zmarszczka, gdy zmarszczył brwi i przypatrywał mi się uważnie. Nie miałem pojęcia, co mu siedzi w głowie ale wiedziałem, że to ja jestem powodem jego zmartwień. Chciałem zrobić cokolwiek, żeby odjąć mu te zmartwienia ale nie mogłem znaleźć w sobie motywacji, żeby wstać z łóżka i zrobić cokolwiek ze swoim życiem.

-Jesteś pewien? To trzeci dzień, gdy nie wychodzisz z łóżka.

Westchnąłem ciężko i wtuliłem się bardziej w poduszkę licząc na to, że zakończę tym całą tą konwersację, która w gruncie rzeczy była dla mnie cholernie kłopotliwa. Nie chciałem rozmawiać na żaden temat, chciałem po prostu żeby wszyscy zostawili mnie w spokoju i chciałem móc leżeć w swoim łóżku do końca świata a nawet dłużej, już wtedy gdy świat się skończy. Usłyszałem zrezygnowany jęk Tommy'ego i wiedziałem, że w jakiś sposób go zawodzę w tym momencie ale nie potrafiłem nic z tym zrobić. Zamiast znaleźć jakąkolwiek motywację, poczułem się jeszcze gorzej niż chwilę temu.

-Adaś, nie możesz tak leżeć w łóżku całymi dniami, to niezdrowe.

Wiedziałem to. Wiedziałem, że Tommy ma rację i że powinienem coś z tym zrobić, że powinienem znaleźć w sobie siłę na zawalczenie o moje własne życie i o naszą przyszłość i doczesność a jednocześnie... jednocześnie nie potrafiłem nic zrobić. Nie pozostało ze mnie nic z tej radości, którą czułem gdy dowiedziałem się, że Tommy w jakimś sensie jednak żyje. Zastanawiałem się, co mam z tym wszystkim zrobić ale każde rozwiązanie zdawało się być zbyt dużym wysiłkiem jak na moje siły.

-Porozmawiaj ze mną, Adaś, proszę.

Nie potrafiłem. Zacisnąłem mocno powieki, czując wzbierające w moich oczach łzy. Wiedziałem, że jeszcze chwila i się rozpłaczę ale nie chciałem, żeby Tommy to zauważył. Poczułem, jak chłopak wstaje z łóżka a po chwili wyszedł z sypialni, zostawiając mnie samego. Przez kilka kolejnych godzin na przemian przysypiałem i budziłem się i wiedziałem tylko tyle, że Tommy kręci się po mieszkaniu i od czasu do czasu przychodzi do mnie do sypialni. Chyba nawet coś do mnie mówił ale nie mam pojęcia, co takiego bo nie byłem w stanie się na tym skupić. W pewnym momenie ocknąłem się zlany potem, leżąc na plecach i czując, że ktoś jest ze mną w sypialni. Poczułem zimne palce na czole ale podświadomie wiedziałem, że to nie jest mój kochany Tommy. Ta dłoń zdecydowanie do niego nie należała ale zajęło mi dłuższą chwilę, nim otworzyłem oczy. Mimo, że w pomieszczeniu panowała ciemność, bolały mnie oczy od samego wpatrywania się w sufit.

-Mówisz, że nagle po prostu jakby opadł z sił i przestał wychodzić z łóżka?

Nie znałem go. Nie znałem głosu mężczyzny, który właśnie się nade mną pochylał. Wiedziałem tylko, że ten ktoś rozmawia z moim ukochanym Tommym i w jakiś pokrętny sposób poczułem się w tym momencie niezwykle zazdrosny z tego powodu.

-Tak. Najpierw był przeszczęśliwy, gdy do niego wróciłem, przysięgam że nigdy nie widziałem go aż tak szczęśliwego. Potem wróciliśmy tutaj i nagle... jakby ktoś go wyłączył. Jakby miał zjazd. Myślałem, że to tylko kwestia psychiki i uda mi się go za kilka dni postawić na nogi ale gdy zaczął gorączkować... pomyślałem, że powinienem do ciebie zadzwonić.

Słuchałem zmartwionego głosu Tommy'ego i czułem się cholernie źle z tym faktem, że się tak bardzo o mnie martwił. Zawsze obiecywałem dać mu życie jak z bajki a tymczasem zawiodłem go tak bardzo. Nienawidziłem się za to w tym momencie bardziej, niż jestem w stanie to opisać słowami.

-Dobrze zrobiłeś ale nie mylisz się, jego stan fizyczny jest konsekwencją jego stanu psychicznego. 

-Co to znaczy?

-Nie jestem specjalistą ale domyślam się, co się mogło stać. Prawdopodobnie po tym, jak cię odzyskał i szczęście uderzyło mu do głowy, doświadczył swojego rodzaju zjazdu. Uświadomił sobie, co omal nie stracił i nie potrafi sobie z tym wszystkim poradzić.

Na moment w pokoju zapadła cisza ale ja nie miałem pojęcia, co oznacza to o czym oni w ogóle rozmawiają, mimo że wszystko słyszałem. Po prostu starałem się walczyć z bólem głowy i z ogarniającą mnie coraz mocniej ciemnością. Westchnąłem ciężko i wtuliłem się mocniej w poduszki.

-Co mam zrobić?

Usłyszałem kolejne pytanie ze strony Tommy'ego ale nie dałem sobie z tym więcej rady. Odpłynąłem, czując się jak ostatni śmieć. Marzyłem tylko o tym, żeby wreszcie mieć święty spokój.

Komentarze

Popularne posty