Dlaczego? - Rozdział 29

 GEORG

Gus pomógł mi wstać i chociaż wciąż było mi słabo z powodu tej całej sytuacji, to pozwoliłem zaprowadzić się do ładnie urządzonej kuchni. Opadłem ciężko na drewniane krzesło przy dużym stole i schowałem twarz w dłoniach, nie potrafiąc tego wszystkiego ogarnąć rozumem. Próbowałem to sobie jakoś poukładać ale nie byłem w stanie. Nie mogłem nawet spojrzeć na krzątających się po kuchni bliźniaków ale wiedziałem, że Gustav coś do mnie mówi chociaż nie rozumiałem ani słowa.

-Geo.

Usłyszałem i uniosłem wzrok, natrafiając prosto na zmartwione spojrzenie brązowych oczu Billa. Niemal się wystraszyłem.

-Napij się. 

Dodał i wsunął mi zimną szklankę w dłoń. Zerknąłem na jej zawartość i zauważyłem rozpuszczającą się w wodzie tabletkę.

-To na wzmocnienie. Sam kiedyś musiałem wmuszać to w Billa, więc wciąż mamy na wszelki wypadek. 

Wtrącił się Tom i potrząsnął w ręce jakimś opakowaniem z apteki. Nie, żebym im nie ufał ale po tym wszystkim sam już nie wiedziałem, co jest prawdą a co nie. Ledwo zdążyłem wypić całą zawartość szklanki, co swoją drogą smakowało okropnie, kiedy na stole wylądowały cztery talerze z parującym makaronem, który wyglądał zdecydowanie lepiej niż się spodziewałem - zapach i wygląd przypominały te drogie dania z makaronu w fancy restauracjach - a chłopaki zajęli miejsca naprzeciwko nas. Postawili na stole jeszcze szklanki i butelki wody i coli a gdy znów uniosłem wzrok, przyglądali nam się z uśmiechem.

-Jak to się stało, że żyjecie? 

Zapytał znowu Gustav a ja nie mogłem znaleźć lepszego pytania na ten moment. Bill rzucił bliźniakowi szybkie spojrzenie jakby nie był pewien, co ma odpowiedzieć.

-Cóż, złożyło się na to wiele czynników...

Przyznał ale Tom pokręcił głową i upił kilka łyków wody ze szklanki, nim westchnął ciężko.

-Tak właściwie to to wszystko moja wina. Wiecie, że przez lata zarobiłem sporo pieniędzy. Nie trzymałem oczywiście wszystkiego na koncie bankowym, jakiś czas temu kupiłem ten dom i zacząłem go remontować. Miałem zamiar go wynająć ale jak widać znalazł inne zastosowanie. 

Odetchnął głęboko jakby bardzo ciężko było mu o tym mówić a Bill splótł ze sobą ich dłonie, jakby chciał mu dodać otuchy. 

-Poznałem też w swoim życiu wielu, bardzo wielu ludzi. Kiedy zamknęli Billa w szpitalu skontaktowałem się z lekarzem, którego synowi zaprojektowałem pokój i załatwiłem jakieś warsztaty graficzne na które ciężko było się dostać więc wisiał mi przysługę. Pech chciał, że był wtedy na jakimś konsylium i nie mógł wrócić od razu. Za ten czas Jost zorganizował ten cholerny test, po którym omal nie zginąłem. 

-Byliśmy cholernie wściekli i na rodziców, którzy się na to zgodzili, i na Josta. Mieliśmy zamiar przeczekać kilka tygodni do naszych 18 urodzin i się wyprowadzić ale nękanie Davida i nie spuszczająca nas z oka matka, Gordon próbujący wzbudzić w nas wyrzuty sumienia za to, że z nimi nie rozmawiamy... to było za dużo.

Wciął się Bill a gdy na niego spojrzałem zauważyłem, że wpatrywał się w smutno w swój talerz.

-Gdy ten lekarz się o tym wszystkim dowiedział, wrócił do Niemiec i skontaktował się ze mną. Widziałem, jak to wszystko wykańcza Billa. Zorganizowałem całą tą akcję chociaż wyszła nie do końca tak, jak chciałem. Byłem pewien, że nie będzie chciał się pokazać w studio i akurat wziąłem dostane od lekarza leki. Plan był prosty, leki miały na tyle spowolnić pracę mojego serca, by rodzice zadzwonili po karetkę. Na pogotowiu dyżur miał mój znajomy lekarz. Miał wystawić akt zgonu i powiedzieć moim rodzicom, że nie żyję a kiedy Bill wpadnie w szał, miał dać mu ten sam lek, który miał go "przypadkiem" zabić. Niby że Bill źle zareagował na lek uspokajający. On jednak niespodziewanie wyciągnął mnie do studia i to w taksówce poczułem się źle. Na pogotowiu opowiedziałem o wszystkim lekarzowi i ustawił swoich ludzi, żeby wyjechali na wasze wezwanie do kryjówki.

-Całe szczęście Tom zna mnie lepiej niż sądziłem i zarówno w kryjówce jak i w domu podmienił mi narkotyki na ten sam lek, którego użył na sobie. Nie zdążyłem nawet podciąć sobie żył, nim straciłem przytomność.

-Ale... tam było tyle krwi...

Przerwał im Gus i przed oczami stanęła mi scena, jak znaleźliśmy Billa w ich kryjówce. 

-To prawda. Poprosiłem dobrze znanego mi scenarzystę, żeby miał oko na Billa i podałem mu dane do kryjówki. Była z nim jedna z pielęgniarek, z którą kiedyś kręciłem. Ona pomogła Billowi, gdy już stracił przytomność i zadbała, by mógł być "martwy" przez jak najdłuższy czas. Natomiast scenograf zadbał o sztuczną krew i inne detale. 

-Czyli ten napis to też jego sprawa?

-To akurat moja inwencja, wybaczcie. Na prawdę myślałem wtedy, że to koniec.

Wtrącił się Bill, który od jakiegoś czasu bardzo kręcił się na swoim miejscu. Zupełnie jakby jego krzesło nagle stało się bardzo niewygodne.

-W każdym razie Bill nigdy nie został przewieziony do szpitala. Dzięki temu, że tyle zwlekaliście z wezwaniem pomocy pracownicy tego scenarzysty mieli czas na przygotowanie naszych substytutów. To, co spoczywa pod naszmi nagrobkami, to manekiny. Lekarz wcisnął rodzicom kit, że po śmierci stężenie i tak dalej zmienia trochę wygląd ludzi i jakieś takie pierdoły. Bill i ja zostaliśmy przewiezieni tutaj, gdzie czekałem tu na karetkę z Billem. Lekarz zajął się jego ranami i doprowadził go do życia ale Bill i tak pozostawał nieprzytomny przez kolejne kilka dni. Bałem się, że umrze ale udało mu się jakoś to przetrwać.

-Gdy się obudziłem, byłem kompletnie skołowany. Myślałem, że się zabiłem a tu nagle budzę się podbięty do kroplówki w jakimś nieznanym miejscu... tylko to, że Tom siedział na krześle obok mnie uspokoiło i wiedziałem, że wszystko będzie dobrze... musi być.

-Załatwiłem nam nowe papiery i psychiatrę dla Billa. Zamieszkaliśmy tutaj i powoli próbowaliśmy się jakoś odnaleźć ale... Bill nie mógł się pogodzić z zostawieniem was na lodzie. Wrócił do domu naszych rodziców, gdy wyjechali i ukradł swój telefon. Poszedł na nasz pogrzeb i skontaktował się z wami... Nie uważałem, żeby wtedy był na to czas ale nie potrafiłem go przekonać do odczekania jakiegoś czasu. 

-Wybaczcie, że was nastraszyłem. To z tym przeprowadzeniem was tutaj to był mój pomysł, namówiłem Toma że tak będzie najlepiej. Chyba brakuje mi towarzystwa bo zrobiłem to bardziej dramatycznie, niż to było konieczne, wybaczcie.

Dodał Bill na zakończenie i obaj siedzieli jak na skazaniu, czekając na nasz wyrok. Odebrało mi mowę, dosłownie. Dzieciaki, które wykiwały wszystkich wokół.

-Co byście zrobili, gdybyśmy komuś powiedzieli że żyjecie?

-Mamy inne papiery, czysty przypadek że wyglądamy podobnie do zmarłych bliźniaków. Mam jeszcze kilka asów w rekawie, tylko dlatego pozwoliłem Billowi wam o wszystkim powiedzieć.

Gus pokiwał głową, najwyraźniej usatysfakcjonowany odpowiedzią na swoje pytanie i wiedziałem że spojrzał na mnie, chociaż sam nie spuszczałem oczu z bliźniaków.

-Zwariowaliście?

Zapytałem wreszcie. Zdawało mi się, że Bill skulił się w sobie ale w tym momencie mało mnie to obchodziło. Wstałem gwałtownie od stołu i walnąłem dłońmi w blat.

-Zdajecie sobie sprawę, co przeżyli wasi rodzice? Co my przeżyliśmy? Jesteście kurwa chorzy. 

Warknąłem i skierowałem się do wyjścia. Stałem na ganku przy otwartych drzwiach i czekałem na przyjaciela, który jakoś wyjątkowo się dzisiaj guzdrał.

-Trzeba się spakować, Billy, będzie…

Usłyszałem jeszcze głos Toma nim drzwi się za nami zamknęły i po chwili byliśmy już w drodze do studia.


GUSTAV

Wiedziałem, że mamy wszelkie prawo żeby się wkurzać ale i tak uważałem, że Geo przesadza. Pruł do studia wkurzony i musiałem przyznać, że dawno nie widziałem go w takim stanie. Wolałem jednak na razie się nie odzywać. Ciążyło mi tylko to, że bliźniacy najwyraźniej mieli zamiar wyjechać. Zaufali nam ze swoim sekretem a my nie daliśmy im powodu by wierzyli, że ich nie wydamy. Ukradkiem napisałem wiadomość na numer, dzięki któremu znaleźliśmy ich dom.

Pogadam z Geo. Poczekajcie trochę.

Nigdy nie dostałam odpowiedzi na moją prośbę. Do studia dotarliśmy w rekordowym tempie i nawet Jost przestał się do nas rzucać gdy zobaczył jak wkurwiony był mój przyjaciel. Przesłuchaliśmy kolejnych muzyków, którzy chcieli założyć zespół ale komentarze Geo zdecydowanie wychodziły poza normalną krytykę, więc gdy kolejny dzieciak zaczął płakać Jost wywalił nas ze studia i zabronił wracać póki się nie uspokoimy. 

Geo krążył wokół samochodu i wiedziałem, co mu siedzi w głowie ale postanowiłem poczekać aż trochę się uspokoi. W końcu walnął z pięści w ścianę budynku aż usłyszałem chrupnięcie i byłem pewien, że uszkodził sobie rękę ale nie skomentowałem tego.

-Przeszło ci?

Zapytałem w końcu i po raz pierwszy odkąd znaleźliśmy się w domu bliźniaków spojrzal na mnie. Musiałem się uśmiechnąć, chociaż jego wzrok ciskał piorunami.

-Wsiadaj.

Warknął w odpowiedzi i tym razem jechał bardzo ostrożnie, w przeciwieństwie do drogi do studia. Wiedziałem, gdzie jedziemy i nawet nie musiałem patrzeć na drogę ale i tak uśmiechnąłem się na to, gdy zaparkował. Wyciągnąłem z kieszeni klucze i podałem mu je.

-Chodźmy do tych wariatów.

Nie zrozumcie mnie źle - ja sam byłem w szoku i nie do końca wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć ale radość z tego, że chłopaki mają się dobrze była o wiele większa niż złość.

Wysiedliśmy z auta i weszliśmy do domu jak do siebie ale w środku panowała cisza. Zajrzałem do jadalni ale tam wciąż stały talerze z naszym niedoszłym obiadem, w salonie było pusto... Miałem złe przeczucie i zastanawiałem się, czy byliby w stanie wyjechać w przeciągu niecałych 3 godzin.

Weszliśmy po schodach na górę i zauważyłem jedne uchylone drzwi, więc zajrzałem przez nie czując za plecami Geo. Bill siedział na łóżku z twarzą ukrytych w dłoniach, jego ramiona niebezpiecznie się trzęsły a Tom siedział obok i głaskał go uspokajająco po plecach. Na podłodze leżała otworzona, w połowie zapakowana walizka.

-Billy, będzie dobrze, spokojnie... damy sobie radę...

Szeptał uspokajająco starszy z braci ale nie otrzymywał żadnej odpowiedzi. Tom westchnął ciężko. 

-Wiem, że nie chcesz wyjeżdżać ale nie mamy wyboru. Wiesz, że jeśli Geo pójdzie na policję albo do naszych rodziców, to nie damy rady przed tym uciec. Będziemy mieć przejebane, wszystkie nasze sekrety wyszły na jaw, wiesz że nie możemy tu zostać, to zbyt duże ryzyko...

-Nie musicie wyjeżdżać.

Bliźniacy podskoczyli i spojrzeli na nas kompletnie przerażeni. Bill wycierał łzy z oczu ale na niewiele się to zdawało a Tom od razu wstał z łóżka i zasłonił bliźniaka jakby bał się, że coś mu grozi. Cała jego postawa i mina świadczyły o tym, że jest gotów zabić w jego obronie.

-Co tu robicie?

Zapytał ostro i widziałem, jak w myślach kalkuluje wszystkie możliwe opcje i najwyraźniej szuka wszystkich możliwych form ucieczki. Nie mogłem go za to winić, szczególnie że od roku żyli w ukryciu i musieli być gotowi na wszystko. 

-Chciałem was przeprosić. Zaskoczyliście mnie...

Geo nagle przygasł i widziałem, że stara się to wszystko rozwiązać pokojowo ale wiedziałem też, że nie będzie to łatwe. Bliźniacy już raz udowodnili, że czując się zagrożeni są w stanie posunąć się do najbardziej szalonych pomysłów i skoczą za sobą w ogień. 

-Tom, odpuść, proszę.

Głos Billa był zachrypnięty od płaczu ale i tak stanął za bliźniakiem z lekkim uśmiechem na zapłakanej twarzy. Splótł palce z dłonią Toma i pociągnął go delikatnie do siebie a Warkoczyk jakby nagle się rozluźnił i wyłączył bojowe nastawienie w przeciągu sekundy. Zdobył się nawet na lekki uśmiech. 

-Chyba też trochę zawaliliśmy... W sumie mogliśmy się spodziewać, że tak zareagujecie.

Skwitował i odetchnął głęboko, wracając w pełni do tego starego Toma, którego znaliśmy. Spojrzał na Billa i uniósł brew, lustrując go wzrokiem.

-Nic dzisiaj nie jadłeś. Głodni?

Komentarze

Popularne posty