Zapisane w gwiazdach - Rozdział 11


 -Panie doktorze, co to oznacza?

Po dość długiej chwili ciszy odezwał się ten chłopak siedzący obok mnie a jego głos brzmiał jakoś tak... słabo. Gdy na niego spojrzałem zauważyłem, że odrobinę zbladł a na jego twarzy nie pozostał nawet ślad wcześniejszego szczęścia.

-Cóż, pan Winter w wypadku doznał bardzo poważnych obrażeń. Na zdjęciach rentgenowskich wokół jego mózgu był obrzęk, musiał się zmniejszyć, skoro się obudził. Jednak wpływa to na jego pamięć. 

-Odzyska wspomnienia? Będzie dawnym sobą?

-Nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić. Mimo rozwoju medycyny, ludzki mózg wciąż jest dla nas ogromną tajemnicą. Być może niedługo odzyska wspomniania a może być też tak, że już nigdy sobie nic nie przypomni. W każdym razie nie można go pospieszać. 

Westchnąłem ciężko. Wiedziałem, że ich rozczarowałem. I wiedziałem, że oboje są dla mnie ważni. Nie chciałem ich tak rozczarować, ale nic nie mogłem na to poradzić. 

-Dzisiaj i jutro wykonamy panu Winterowi kilka badań. Jeśli jego stan ogólny będzie dobry i pozostanie nam tylko amnezja i rehabilitacja po złamaniach i śpiączce, pan Winter będzie mógł zadecydować, gdzie chce zamieszkać po wyjściu ze szpitala. 

-Może zadecydować?

-Owszem. Mimo amnezji pan Winter ma skończone 16 lat i może o sobie decydować a oboje państwo deklarują się, żeby mu pomóc i się nim zaopiekować. 

Oboje moich gości westchnęło ciężko a ja zastanawiałem się, co mam z tym fantem zrobić. Nie miałem pojęcia o żadnym z nich. Chciałem im w jakiś sposób poprawić humor, więc mój mózg gorączkowo myślał nad jakimkolwiek rozwiązaniem. 

-Hej, kochani, nie martwcie się. W końcu sobie wszystko przypomnę, zobaczycie. 

Uśmiechnąłem się do nich najładniej jak umiałem i poczułem lekki ból w policzkach. Spojrzałem na Dredziarza i przez chwilę zastanawiałem się, co mogę mu powiedzieć albo w sumie, które pytanie powinienem mu zadać najpierw. 

-Opowiesz mi o... o wszystkim? 

Chłopak pokiwał głową i spojrzał na moment na tą kobietę, która uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo, nim skierowała swój wzrok na mnie. 

-Bill, pojadę po kilka twoich rzeczy i przywiozę twoje pamiętniki, dobrze? Wrócę wieczorem.

-Dobrze.

Skinąłem głową i po chwili - no, dłuższej chwili, bo jednak chodziła o kulach - już jej nie było. Chłopak obok mnie podał mi do ręki otwartą butelkę wody i z wdzięcznością napiłem się kilka łyków. Dopiero, gdy zimny płyn wtargnął do moich ust zdałem sobie sprawę, jak bardzo spragniony jestem. Więc oczywiście w butelce nie pozostało później kompletnie nic. 

Odetchnąłem lekko i opadłem z powrotem na poduszki, gdy ten chłopak znów ujął moją dłoń i uniósł ją do swoich ist, po czym pocałował lekko moje palce, na co się uśmiechnąłem. Czułem, że byliśmy ze sobą blisko ale nie potrafiłem określić, jak bardzo. 

-Więc... Może już usłyszałeś, że nazywam się Tom. Tom Kaulitz. Nie wiem jeszcze za wiele o twojej przeszłości... Przeniosłeś się do nas jakoś półtorej miesiąca po rozpoczęciu roku szkolnego. Do szkoły w Hannover, chociaż mieszkałeś w Hamburgu. Spotkaliśmy się pierwszego dnia jeszcze przed lekcjami, zgubiłeś się w drodze do szkoły i pomogłem ci trafić. Potem okazało się, że jesteśmy razem w klasie i jakoś tak... Zbliżyliśmy się do siebie. Niedawno zostaliśmy parą, chociaż od początku nas do siebie ciągnęło. Spędzałeś u mnie ostatnio każdy weekend i no wiesz... Rozmawialiśmy, oglądaliśmy filmy, spacerowaliśmy i przytulaliśmy. Uwielbiałeś się we mnie wtulać i ze mną całować, w każej możliwej sytuacji. Dużo się śmiałeś i jeszcze więcej mówiłeś. Buzia ci się niemal nie zamykała a ja uwielbiałem twój głos. Uwielbiałeś śpiewać i często to robiłeś. Szczególnie chętnie gdy miałeś dobry humor. Po prostu zaczynałeś śpiewać i tańczyć, chociaż nie było do tego żadnej okazji. To było... urocze, czarujące. Magiczne. Gdy śpiewałeś, nie sposób było odwrócić od ciebie wzrok. Wiem, że wychowałeś się w domu dziecka w Hamburgu. Marta, ta kobieta, która przed chwilą wyszła, wychowała cię tam od niemowlęcia. Niestety nie wiem za wiele z czasów, zanim dołączyłeś do naszej szkoły. Wiem, że zaraz po Nowym Roku miałeś się przenieść do akademika z naszej szkoły w Hannover.

Czułem, że pomija jakąś część, że o czymś mi nie mówi. Nie chciałem go jednak ciągnąć za język bo widziałem, że nie łatwo mu o tym mówić. O dziwo sam ze spokojem przyjąłem to wszystko. Czułem się trochę, jakby mówił o kimś zupełnie innym, jakby mnie to nie dotyczyło. 

-Co się stało? Jak się tu znalazłem?

Zapytałem po chwili milczenia a na twarzy chłopaka zauważyłem grymas bólu. Spuścił wzrok nim znowu zaczął mówić.

-Miałeś przyjechać do mnie na weekend. Marta zaoferowała się, że cię podwiezie i przy okazji mnie pozna. Była bardzo ciekawa, kim jest chłopak, w którym się zakochałeś. Byliście właśnie na autostradzie, mniej więcej w jednej trzeciej drogi do Hannover. Samochód dostawczy uderzył w was od strony pasażera. Kierowca miał zawał za kierownicą. 

-Byłem w śpiączce, prawda?

-Trafiłeś do szpitala w stanie krytycznym. Marcie cudem udało się skontaktować ze mną, gdy jeszcze była a karetce, najwyraźniej dałeś jej mój numer. Lekarze nie dawali ci zbyt wielu szans na przeżycie. Ja... trochę mi wstyd, ale zrobiłem tu okropną aferę. Kazałem im cię ratować za wszelką cenę. Nie mam pojęcia, ile cię operowali, chyba całą noc. Miałeś masę obrażeń wewnętrznych i nie byli pewni, czy nie masz uszkodzonego kręgosłupa, czy nie wylądujesz na wózku. Po kilku dniach twój stan się ustabilizował i lekarze byli pewni, że fizycznie będziesz w pełni sprawny, chociaż czeka cię rehabilitacja. Problem był w tym, że się nie budziłeś. Okazało się, że obrzęk na mózgu nie zmniejsza się od dnia wypadku. Ściągnąłem lekarzy z całego kraju na konsultacje, ale wszyscy rozkładali ręce. Musieliśmy czekać. Po prostu czekać.

-A teraz obudziłem się z amnezją. Przepraszam. Nie tego oczekiwałeś.

Blondyn spojrzał na mnie zaskoczony i ścisnął mocniej moją dłoń w swoich palcach. W jego oczach widziałem taki ogrom miłości, że czułem się nim aż przytłoczony. 

-Nie przepraszaj. To nie twoja wina. Odzyskasz wspomnienia, zobaczysz. Wiem, że nic nie pamiętasz i że musi być ci ciężko. Zrobię, co będziesz chciał. Jeśli tego będziesz chciał, odejdę w cień, przynajmniej dopóki nie poczujesz się lepiej i nie będziesz chciał się znowu ze mną spotkać.

Tym razem to ja ścisnąłem jego dłoń i uśmiechnąłem się lekko, chcąc go w jakiś sposób uspokoić, chociaż nie miałem pojęcia, czy to w ogóle zadziała.

-Nie chcę, żebyś odchodził. To dziwne ale czuję, że jesteś kimś ważnym. I dobrze się przy tobie czuję. 

Odpowiedziałem i widziałem ulge malującej się na jego twarzy. Schylił głowę i położył ją na moim ramieniu. Przez chwilę po prostu nic nie mówiliśmy i trwaliśmy tak w ciszy a ja cieszyłem się, że był ze mną tak blisko. Moje ciało zdecydowanie na niego reagowało, chociaż nie byłem w stanie nic sobie przypomnieć.

-Dziękuję.

Usłyszałem cichy szept i poruszyłem się lekko, chcąc go objąć, co mi średnio wyszło. Tom uniósł głowę i spojrzał na mnie, po czym uniósł lekko brwi.

-Chciałem cię przytulić.

Wyjaśniłem, na co chłopak się zaśmiał cicho i pokiwał głową. 

-Przez ponad miesiąc miałeś tylko rehabilitację, nic dziwnego, że ciężko ci się poruszać. Pomogę ci. 

I faktycznie, Dredziarz pomógł mi unieść rękę i po chwili dzięki niemu, mogłem go w końcu objąć. Czułem się dobrze, trzymając blondyna w swoich wciąż słabych ramionach. Nie wiedziałem, że to będzie aż tak dobre uczucie ale dzięki temu miałem pewność, że był dla mnie na prawdę ważny. Ważniejszy, niż mogłoby mi się wydawać.

-Nie pozwól mu odejść.

Zamrugałem szybko zaskoczony i rozejrzałem się dookoła, jednak nie zauważyłem nikogo, kto mógł to powiedzieć a zdecydowanie nie był to głos Toma. Miałem wrażenie, jakby ten głos rozbrzmiał tylko w mojej głowie a nie w pomieszczeniu. Pomyślałem, że mi się przesłyszało i chciałem to zignorować, ale wtedy ten głos rozbrzmaił ponownie.

-NIE POZWÓL MU ODEJŚĆ!

W jakiś sposób wiedziałem, że ten głos mówi o Tomie. Musiałem zatrzymać Toma przy sobie za wszelką cenę chociaż nie wiedziałem, dlaczego ten głos aż tak mnie o to błaga. Bo ten ton nie był agresywny - był proszący, wręcz błagalny, jakby ktoś błagał mnie o życie. Westchnąłem ciężko i opadłem z powrotem na poduszki a Tom nie odrywał ode mnie wzroku. Zupełnie, jakby czekał na cud.

-Lekarze mówili, że będziesz bardzo senny, gdy już się obudzisz, więc często będziesz ucinał sobie drzemki. Od jutra rozpoczniesz rehabilitację i będzie ona kontynuowana w domu. Możesz zamieszkać u mnie, jeśli chcesz, tam też będziesz miał dobrą opiekę. Marta na razie się do mnie przeniosła, sama też potrzebuje pomocy i rehabilitacji, więc jest to wygodniejsze. 

-Co jej się tak właściwie stało?

Świadomie nie odpowiedziałem na zawarte pomiędzy wierszami jego wypowiedzi pytanie. Chciałem mieć te dwa czy trzy dni, żeby to sobie przemyśleć. Przecież i tak mieli mi zrobić jeszcze badania. 

-O dziwo w ogóle nie straciła przytomności. Miała złamaną prawą nogę i zwichnięty bark, w dodatku wstrząs mózgu i kilka rozcięć, nic więcej. To wręcz cud, że nic więcej jej się nie stało. 

Pokiwałem powoli głową i zamknąłem oczy. Nie chciałem spać, chciałem sobie poukładać te wszystkie informacje w głowie. Tom chyba jednak stwierdził, że chcę się przespać, bo słyszałem jak podniósł się ze swojego miejsca i się do mnie nachylił tak, że czułem jego oddech na swoim uchu. 

-Pójdę po coś do jedzenia i po więcej wody. Odpocznij.

Wyszeptał po czym po chwili zawahania pocałował mnie w czoło i wyszedł. A szkoda, bo gdyby poczekał jeszcze chwilę, zobaczył by na mojej twarzy wielki uśmiech. Co mogłem poradzić? Czy miałem wspomnienia czy nie - ciągnęło mnie do niego i nie mogłem temu zaprzeczyć. Nawet szczerze mówiąc nie chciałem. Czułem, że z nim będę bezpieczny.

Komentarze

Popularne posty