Zapisane w gwiazdach - Rozdział 12


 Liczne badania w szpitalu o dziwo minęły szybko i już trzy dni później siedziałem w samochodzie Toma w drodze do jego domu. Samochodzie, ba, limuzynie! Obok mnie siedzieli Tom i Marta a ja w rękach trzymałem moją dokumentację ze szpitala i plan rehabilitacji oraz terminy wizyt kontrolnych. Byłem trochę przytłoczony i zaskoczony tym, ile tego jest i ile to jeszcze potrwa, nim wrócę do pełnej sprawności, ale jednocześnie w chwili opuszczenia szpitala od razu poczułem ulgę. Zdecydowanie nie chciałem tam być i chociaż nie odzyskałem wspomnień - cieszyłem się na przeprowadzkę do Toma. W międzyczasie Marta też zatroszczyła się o to, żeby moje zimowe rzeczy zostały przetransportowane z domu dziecka do szpitala, dzięki czemu mogłem się ciepło ubrać na wyjście na śnieg. Wszystko dookoła spowijał biały puch a temperatura spadła mocno poniżej zera. 

W końcu dojechaliśmy na miejsce i chociaż chyba powinienem czuć się zaskoczony na widok tej ogromnej willi - przynajmniej tak wnioskuję po minach wpatrzonych we mnie Toma i Marty - czułem się ciągle zwyczajnie. Tak, jakbym znał to miejsce, chociaż nie potrafiłem sobie przypomnieć, skąd. Wysiedliśmy z auta a drzwi się przed nami otworzyły, gdy tylko wspięliśmy się po schodach.

-Dzięki, Brandon.

Powiedziałem przekraczając próg, nawet o tym nie myśląc ale po chwili zdałem sobie sprawę, że kroki za mną ucichły. Odwróciłem się i zauważyłem trzy pary oczu, wpatrzone we mnie w szoku. Uniosłem lekko jedną brew i zdjąłem gruby, znoszony płaszcz zastanawiając się, o co im chodzi.

-Co ty właśnie powiedziałeś?

Wykrztusiła w końcu Marta a ja zmarszczyłem brwi nie mogąc dojść do tego, o co jej chodzi. Więc oczywiście zadałem bardzo inteligentne pytanie.

-He?

-Pamiętasz Brandona?

Sprecyzował Tom, pokazując na stojącego obok niego mężczyznę. Przypomniałem sobie, co powiedziałem wchodząc do środka i wzruszyłem ramionami.

-Nawet nie wiedziałem, że to powiedziałem. Przykro mi.

-A dokąd idziesz?

-Do...

Uświadomiłem sobie że faktycznie nie mam pojęcia, dokąd się kierowałem. Oddałem płaszcz pokojówce, w ślad za tym, co zrobili Marta i Tom i podrapałem się po głowie.

-W sumie to nie wiem. Jakoś tak... jakby moje nogi same wiedziały, gdzie iść.

-Pozwól im. Zobaczymy, dokąd dojdziesz.

Poprosił Tom a w jego głosie wyczułem sporą nutę ekscytacji. Nie chciałem go zawieźć ale miałem nadzieję, że nie żywi sobie zbyt dużo nadziei. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem dalej, wchodząc po schodach na drugie piętro - co w cale nie było takie proste i wkurzałem się sam na siebie, jak słaby jestem i jak wiele razy musiałem się zatrzymywać! - aż w końcu dotarłem do punktu, do którego podświadomie zmierzałem i stałem przed ciemnymi, zamkniętymi drzwiami. Tom i Marta oczywiście szli tuż za mną.

-Mój pokój. 

-Według lekarzy takie przypadki to albo pamięć fizyczna albo podświadomość.

-Tak czy siak to krok na przód. 

Tom wyszedł przede mnie i wpuścił nas do swojego królestwa. Rozejrzałem się ciekawie po ogromnym pomieszczeniu. Chociaż nie potrafiłem go sobie przypomnieć, wszystko tutaj wydawało mi się bardzo znajome. Usiadłem w końcu obok Toma na kanapie i zanim zdążyłem o tym pomyśleć, położyłem mu głowę na ramieniu a chłopak objął mnie i pocałował mnie w czubek głowy. Marta zajęła miejsce na fotelu obok nas. Oglądałem ciekawie krajobraz za drzwiami balkonowymi, który chociaż zupełnie nowy, wydawał mi się bardzo znajomy i uspokajający. 

-Jak się czujesz?

Zapytała w końcu kobieta a ja spojrzałem na nią i zorientowałem się, że w sumie to o czymś rozmawiali odkąd się tu znaleźliśmy, ale nie zarejestrowałem ani słowa z ich dyskusji. Uśmiechnąłem się lekko. 

-Dobrze. W sumie... czuję się tutaj dobrze, chociaż to wszystko jest takie... obce. Sir Thomasie, masz może wodę? 

Oboje spojrzeli na mnie w szoku a ja uniosłem głowę i spojrzałem na nich, nie do końca wiedząc, o co im chodzi ale po atmosferze w pomieszczeniu czułem, że powiedziałem coś nie tak. 

-Jasne, Bill. Zaraz przyniosę. Masz jeszcze na coś ochotę?

Powiedział w końcu Tom jakby się zreflektował, że przez ich reakcję czuję się głupio i wstał z miejsca. Pokręciłem głową i podciągnąłem kolana do brody. Ledwo zamknęły się za nim drzwi do pokoju a Marta westchnęła. 

-Zawsze się tak sadzałeś, gdy czułeś się niepewnie. Co się dzieje? 

Zapytała miękko a gdy na nią spojrzałem, na jej ustach widniał ciepły uśmiech, który spróbowałem odwzajemnić. Widziałem, że dalej ciężko jej było chodzić i że dalej odczuwała skutki tego wypadku, zapewne niemniej niż ja. 

-Sam nie wiem, Marta. Czuję się... zagubiony. Ty, Tom, ten dom, ten pokój... to wszystko wydaje się takie znajome a jednocześnie nie mam pojęcia, kim jesteście ani kim ja jestem. Wiem tylko tyle, co mi powiedzieliście i ile wyczytałem z mojego pierwszego pamiętnika, ale miałem wtedy pięć lat, więc nie jest to za wiele. Nie chcę was ranić a czuję, że przez mój brak wspomnień ciągle to robię i że was zawodzę tym, że nie potrafię sobie nic przypomnieć. Chciałbym się obudzić rano i powiedzieć, "hej, wszystko sobie przypomniałem" i po prostu żyć dalej, ale... nie potrafię.

Przyznałem po chwili milczenia, w trakcie której próbowałem jakoś zebrać myśli i dobrać odpowiednie słowa, chociaż i tak nie byłem pewien, czy to w ogóle ma sens.

-Rozumiem, Bill. Ale musisz sobie dać po prostu czas. Nie ważne, czy odzyskasz wspomnienia czy nie, na mnie i na Toma zawsze możesz liczyć, nie ważne, jakie decyzje podejmiesz. Nie rozczarowujesz nas niczym i zabraniam ci tak myśleć. Cieszymy się, że chociaż fizycznie czujesz się coraz lepiej.

-Zachowujecie się przy mnie sztywno.

Zarzuciłem jej, na co Marta roześmiała się i podrapała zakłopotana po policzku.

-Masz rację i przepraszam cię za to. Ani Tom ani ja nie chcemy cię zranić, poganiać ani nic z tych rzeczy. Trochę boimy się, że przez brak wspomnień inaczej odbierzesz pewne nasze zachowania czy słowa i wolimy nie ryzykować. My też musimy przyzwyczaić się do tej nowej sytuacji i trochę nam to zajmie, nie miej nam tego za złe.

-Nie mam. Po prostu... czuję, że przez tę cholerną amnezję straciłem coś bardzo ważnego.

-Z czasem to odzyskasz, Bill. Wiem, że to frustrujące, ale musisz po prostu dać sobie czas.

Prychnąłem cicho, słysząc to, chociaż miała rację. "Dać sobie czas". Chyba znienawidzę to powiedzenie.

***

Minęło kilka dni, podczas których mieszkaliśmy u Toma. Dredziarz w jednej z rozmów wyjawił mi, że jego rodzice dużo podróżują w interesach i niezbyt często są w domu, przez co raczej prędko ich nie poznamy - podobno nawet przed amnezją ich nie poznałem - i mam się czuć jak u siebie. Ale "jak u siebie" to znaczy jak? W każdym razie czułem się dobrze w ich towarzystwie i w tym domu a zarówno Tom jak i Marta zachowywali się przy mnie coraz swobodniej, co bardzo mnie cieszyło. Rehabilitacja domowa również przynosiła postępy i już byłem w stanie zejść do jadalni na parterze i wrócić na górę bez zadyszki, co było sporym osiągnięciem - rehabilitantka powiedziała, że wchodzenie po schodach może mi pomóc odzyskać szybciej sprawność, więc zmuszałem się do tego jak najczęściej. Do tego stopnia się uparłem na szybki powrót do formy, że Tom musiał mnie stopować, bo gotów byłem sobie sam jeszcze zaszkodzić.

Jedynym minusem było moje niewyspanie. Noc w noc śniły mi się dziwne... sny? Chociaż to chyba złe słowo. Te sny były jak wspomnienia, jednak były one zupełnie różne, to kilka rzeczy je łączyło. Czasem miałem wrażenie, że to moje wspomnienia i po przedyskutowaniu tego z Martą i z Tomam okazywało się, że taka sytuacja faktycznie miała miejsce co sprawiało, że oboje byli szczęśliwi a mnie cieszyła ich radość. Liczyli na to, że to dobry znak i niedługo wszystko sobie przypomnę, więc nie chciałem im odbierać tej nadziei. Jednak w części z tych wspomnień przybierałem różne postaci a i epoki wydawały się być zupełnie inne. Chociaż było to absurdalne miałem wręcz nachalne wrażenie, że te rzeczy na prawdę się wydarzyły w przeszłości i ja je przeżyłem. Dodatkowo często w trakcie tych snów a także na jawie, ciągle słyszałem jeden i ten sam głos. Nie mówił on już jednak "Nie pozwól mu odejść" tylko "Przypomnij sobie". Chciałem, ale co mogłem zrobić, żeby sobie przypomnieć? Absolutnie nic.

Zastanawiał mnie jeszcze jeden fakt. Chociaż Toma znałem zaledwie przez dwa i pół miesiąca przed wypadkiem a Martę przez całe życie, to właśnie blondyn jakby z powietrza wiedział, czego mi w danej chwili trzeba. Czytał ze mnie jak z otwartej księgi i często nie musiałem niczego komunikować żeby doskonale wiedział, co mam na myśli.

Tego wieczoru, trochę ponad dwa tygodnie od wyjścia ze szpitala, oglądaliśmy film. Tom wrócił ze szkoły i popołudnie spędziliśmy razem z Martą, jednak ona poszła już spać. Siedzieliśmy więc na kanapie u Toma - trzymałem głowę na jego ramieniu a silna ręka obejmowała mnie w pasie - oglądając film, aż w końcu zobaczyliśmy napisy końcowe. Wiedziałem, że jest już późno i obaj powinniśmy iść spać - Dredziarz od rana ma szkołę a ja rehabilitację i przydałoby się wyspać - jednak nie chciałem się ruszać. Miałem jedno przeczucie, które dopiero po chwili udało mi się ubrać w myśl. Tom właśnie głaskał mnie po włosach, drugą ręką wyłączając telewizor, gdy uniosłem się czym spowodowałem, że spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i niemym pytaniem.

-Mogę dzisiaj z tobą spać?

Zapytałem i wiedziałem, że to jest dobre. Coś w środku podpowiadało mi, że powinienem to zrobić a po krótkim zastanowieniu się stwierdziłem, że faktycznie sam tego chciałem. Tom przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu, po czym pokiwał głową.

-Oczywiście. Jeśli tylko chcesz, moje łóżko jest twoim łóżkiem. Z resztą sam wiesz, często już razem spaliśmy.

Wiedziałem oczywiście, o czym mówi. Chociaż nigdy nie uprawialiśmy seksu, często u niego nocowałem a wtedy zawsze spałem wtulony w niego, na jego królewskim łożu. Oczywiście wiedziałem to z jego relacji i z mojego pamiętnika, który w pewnym momencie stał się strasznie dziwny i pokręcony a części rzeczy, które tam pisałem, dalej nie potrafiłem zrozumieć. Nieźle, prawda?

-Przypomnij sobie...

Usłyszałem niemal błagalną prośbę w głowie i zagryzłem wargę. Chciałem, ale co mogłem jeszcze zrobić, żeby sobie coś przypomnieć? Wypróbowałem chyba już każdy sposób z Internetu!

Wstałem z kanapy i złapałem Toma za rękę, po czym ułożyliśmy się u niego na łóżku pod ciepłą kołdrą. Czułem, że Dredziarz nie do końca wie, jak ma się zachować, więc sam ułożyłem głowę na jego piersi i wtuliłem się w niego, oddychając z ulgą. Czułem się faktycznie, jakbym był na właściwym miejscu. 

-Dobranoc. Kocham cię, Tom.

Powiedziałem nim zodłałem o tym pomyśleć ale uświadomiłem sobie, że faktycznie dokładnie to chciałem powiedzieć i dokładnie to czułem. Usłyszałem ruch kołdry a po chwili Tom pocałował mnie w czubek głowy. 

-Też cię kocham, Billy. Śpij dobrze.

Wyszeptał cicho a ja zapadłem w pierwszy odkąd się wybudziłem ze śpiączki, spokojny sen.

Komentarze

Popularne posty