Przypadek - Rozdział 10


 BILL

Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem od bliźniaka. Nigdy w życiu nie byłem na niego tak wściekły. Nawet wtedy gdy dowiedziałem się, że razem z chłopakami specjalnie podwyższał mi stopień trudności śpiewu za moimi plecami, żebyśmy byli "unikalni" i koniec końców tańczyłem tak, jak mi zagrali.*

*(W tym miejscu jest odniesienie do innego opowiadania z kategorii Twincest, innej autorki. Ktoś zgadnie, o którym opowiadaniu tu mowa? - Neko)

Jeszcze trzęsły mi się ręce, gdy taksówkarz wysadził mnie pod moim domem i wpadłem tam jak burza, przepakowując swoją walizkę na wyjazd. Zamówiłem taksówkę na za półtorej godziny, żeby mieć pewność że nie spóźnię się na lotnisko i odrzuciłem kolejne połączenie od brata. Że też miał czelność jeszcze w ogóle próbować ze mną porozmawiać, gdy przez jego durne pomysły Emily wylądowała w szpitalu!

Chodziłem niemal po ścianach, nim w końcu dostałem powiadomienie, że taksówka czeka już pod moim domem. Zebrałem się w rekordowym tempie trzech minut i już po chwili siedziałem na tylnym siedzeniu taksówki, jadąc na lotnisko. Dziękowałem niebiosom, że udało mi się jeszcze dostać bilet na najbliższy lot. Co prawda klasa ekonomiczna, bo wszystko inne było wykupione, ale nie miało to teraz najmniejszego znaczenia. Wysiadając z auta zarzuciłem na siebie bluzę z długim rękawem, założyłem okulary przeciwsłoneczne i czapkę z daszkiem - co prawda i tak wyróżniałem się z tłumu ale chociaż nie rzucałem się aż tak bardzo w oczy, jak zazwyczaj.

Oczekiwanie na samolot i sam 15-godzinny lot, podczas którego byłem odcięty od świata, nakręcały mnie i nie potrafiłem się uspokoić nawet na chwilę. Próbowałem, ale nie potrafiłem się uspokoić. Coś musiało być w mojej minie, bo poza rzucaniem mi spojrzeń nikt nie próbował do mnie podejść ani nawet prosić o autograf czy cokolwiek innego. Bardzo mi to w tym momencie odpowiadało i nie interesowały mnie newsy, jakie prawdopodobnie jutro już będą o mnie krążyć.

Wyszedłem z lotniska prosto do taksówki, włączając telefon. Zingorowałem powiadomienia o wiadomościach i nieodebranych połączeniach od bliźniaka, chociaż źle się z tym czułem, ale zasłużył na to. Przeszedłem prosto do relacji od Geo.

GeoNa razie nic nowego. 

Geo: Chyba właśnie lecisz? Bezpiecznej podróży.

Geo: Lekarze mówią, że niedługo się obudzi.

Geo: Obudziła się. Zabrali ją na badania.

Odetchnąłem odrobinę z ulgą mając świadomość, że Emily się już obudziła bo to znaczyło tylko tyle, że teraz może być już tylko lepiej. Nie mogłem się doczekać, aż w końcu znajdę się w szpitalu i będę mógł ją zobaczyć, przytulić, dotknąć. Wysiadłem pod kliniką i wybrałem numer przyjaciela.

-No hej, Bill. Gdzie jesteś?

Całe szczęście miał telefon pod ręką i odebrał po drugim sygnale.

-Pod głównym wejściem. Gdzie mam iść?

-Czekaj, wyjdę po ciebie, ten szpital to cholerny labirynt.

Powiedział i rozłączył się. Dreptałem ze zdenerwowania, czekając na mojego przyjaciela i niecierpliwiąc się, ale nie mogłem nic na to poradzić. Po prostu nie mogłem się doczekać, żeby w końcu móc się znaleźć przy Emily.

-Hej, Bill. Wszystko ok? Tom dzwonił ze dwadzieścia razy.

-Nie mam zamiaru rozmawiać z tym debilem. Zaprowadzisz mnie do Emily?

Poprosiłem i podążyłem za basistą, dając się prowadzić przez szpitalne korytarze. Wiedziałem, że moja agresywna odpowiedź go zaskoczyła, co dało mi pewność, że mój bliźniak nie przyznał się do tego, co zrobił ale nie miałem zamiaru teraz tego wyjaśniać. Geo zatrzymał się w końcu pod jednymi drzwiami i położył dłoń na klamce, odwracając się przodem do mnie. Spojrzał na mnie cosik niepewnie ale po prostu westchnął i otworzył przede mną drzwi sali szpitalnej.

Wszedłem do środka i na moment zamarłem a moje serce ominęło uderzenie, gdy ją zobaczyłem. Siedziała na łóżku oparta o poduszki i przyglądała mi się z lekkim uśmiechem. Na głowie miała bandaż a na policzku plaster a jej cera zdawała się być jeszcze bledsza, niż zazwyczaj. Nie wiedziałem, że to zrobiłem ale wiedziałem o tym, po dźwięku spadających na podłogę bagaży - wypuściłem torby z dłoni i podbiegłem do niej, zamykając ją w moich ramionach. Czułem, jak dziewczyna wtula się we mnie a w pokoju rozbrzmiał jej wdzięczny, krótki śmiech.

-Nie musiałeś przylatywać z drugiego końca świata, Bill. 

Wyszeptała mi w pierś a ja odsunąłem ją od siebie i spojrzałem w te intensywne, zielone oczy, które oczarowały mnie już przy naszym pierwszym spotkaniu.

-Zostałaś napadnięta i wylądowałeś w szpitalu. Nie ma opcji, że zostawię cię samą.

-Wiem, Billy. Dziękuję.

Pokręciłem głową i w końcu przywitałem się też z Samuelą, nim w końcu usiadłem na brzegu łóżka Emily i złączyłem nasze dłonie.

-Co powiedzieli lekarze?

-Nic wielkiego mi nie jest, przeżyję.

Skwitowała krótko Emily ale dobrze znałem ten trick, sam stosowałem go o wiele za często w przeszłości. Spojrzałem na siedzącego naprzeciwko mnie Geo, który westchnął ciężko.

-Ma wstrząśnienie mózgu, obrzęk jeszcze nie do końca zszedł ale jej stan nie zagraża życiu. Może zasypiać w różnych momentach i mieć zawroty głowy przez kilka dni ale przejdzie jej w przeciągu dwóch do trzech tygodni. Ogólnie musi dużo odpoczywać i się nawadniać. Poza tym, ma tylko kilka powierzchownych obrażeń.

-Czyli nic mi nie będzie.

Wszyscy roześmiali się słysząc, jak całą sytuację skwitowała Emily ale mnie wcale nie było do śmiechu. Gotowałem się w środku na samą myśl o tym, co mogło się stać.

-Hej, Bill, nie martw się tak.

-Powinieneś widzieć, jak urządziła tamtego chłopaka. Twoja Emily jest bardzo niebezpieczna, wbiła mu nóż w brzuch, jego operacja niedawno się skończyła a gość dalej leży nieprzytomny na SOR.

Chwalił ją Geo a ja kiwałem głową, ale to w cale nie to mnie martwiło.

-Emily, Samuelo... Muszę was przeprosić. 

Zacząłem w końcu, na co wszyscy spojrzeli na mnie z niezrozumieniem. Nie mogłem się dziwić ale musiałem wyznać, dlaczego Emily skończyła w szpitalu.

-Tom, mój bliźniak, bardzo się martwił czy twoje uczucia są szczere. Ten mężczyzna, który cię napadł, to jego znajomy. Miał cię dla niego sprawdzić.

W pokoju zapadła cisza jak makiem zasiał i czułem się winny tej sytuacji, mimo że przecież nie miałem z tym nic wspólnego, nim w końcu Emily ścisnęła mocniej moją dłoń a ja odważyłem się na nią spojrzeć. Uśmiechała się, chociaż widziałem w jej oczach strach.

-To nie twoja wina, Billy.

Zapewniła mnie a ja w tym momencie nie wytrzymałem, i po prostu zacząłem płakać.

Komentarze

Popularne posty