Wall between us - Rozdział 7


 Przez kilka kolejnych dni nie wychodziłem z domu - nie miałem na to siły. Ledwo zauważałem fakt, że Altin przysyłał do mnie codziennie jakąś kobietę, która przygotowywała dla mnie posiłki ale nawet nie zatroszczyłem się o to, skąd wziął klucze do mojego mieszkania bo ani trochę mnie to nie obchodziło. Czułem się źle i nie chciałem się nawet ruszać ze swojego łóżka, na którym zaległem w dzień śmierci mojego dziadka. Nie jadałem podstawianych mi pod nos posiłków, chociaż wyglądały smacznie i z pewnością były bardzo dobre. Nie potrafiłem się jednak zmusić do jedzenia a gdy raz spróbowałem... no cóż, nie ma co ukrywać, że mój żołądek zbuntował się przeciwko mnie i zwymiotowałem. Tyle dobrze, że zdołałem dotrzeć do łazienki bo chyba bym umarł ze wstydu, gdyby ta miła kobieta natknęła się gdzieś w domu na moje wymiociny. Słyszałem, że codziennie coś do mnie mówiła ale absolutnie nie docierała do mnie ani treść ani sens jej słów, więc nigdy jej na nic nie odpowiedziałem.

Wpatrywałem się tak kompletnie bez celu w ścianę, gdy poczułem za sobą czyjąś obecność. Ktoś był w moim pokoju i domyślałem się, że jest to przysłana tu przez młodego Altina gosposia czy kimkolwiek była ta przemiła kobieta, więc nawet się tym nie zainteresowałem i nie zareagowałem. Wiedziałem, że za chwilę zostawi mnie w spokoju i będę mógł w spokoju kontemplować moją bezsensowną egzystencję. Chyba dlatego zdziwiłem się, gdy poczułem czyjąś ciepłą dłoń na moim czole. Wzdrygnąłem się i spojrzałem w tył z zaskoczeniem zauważając, że za moimi plecami na zimnej, drewnianej podłodze klęczy Młody Dziedzic a jego twarz wyraża ni mniej, ni więcej niż troskę i ogromne zmartwienie. Chciałem coś powiedzieć, ale kompletnie zaschło mi w gardle. Nie spodziewałem się go tutaj i nie byłem pewien, dlaczego on się tutaj tak właściwie pojawił. 

-Hej, Yurij. 

Powiedział miękko, próbując się uśmiechnąć ale coś zaprzątało jego głowę na tyle, że niezbyt mu się to udało. Skinąłem mu lekko głową na powitanie i odwróciłem się w jego kierunku, próbując podnieść się do siadu ale było to o wiele trudniejsze, niż mi się wydawało. Dopiero w tym momencie uświadomiłem sobie, jak słaby jestem i jak bardzo wpływa na mnie brak jedzenia i normalnego funkcjonowania. Niezbyt jednak miałem w sobie motywację, żeby cokolwiek z tym zrobić czy to zmienić. Mimo to z wdzięcznością przyjąłem podaną mi przez chłopaka szklankę wody i wypiłem ją za jednym zamachem.

-Lepiej?

Zapytał z troską, na co pokiwałem głową i oblizałem usta, bo woda nigdy jeszcze nie smakowała tak słodko, jak w tym momencie. Oparłem głowę o ścianę za łóżkiem i spojrzałem na niego z wdzięcznością, chociaż ciągle nurtowało mnie pytanie, dlaczego tak właściwie się tutaj pojawił.

-Dzięki.

Skrzywiłem się wewnętrznie słysząc, jak zachrypnięty i słaby był mój głos, jednak nie miałem zamiaru pokazywać po sobie, jak bardzo mnie to wkurzyło - i mam nadzieję, że mi to jakoś dobrze wyszło. 

-Nie jadasz. Pani Morison powiedziała mi, że codziennie twoje posiłki wracają nietknięte. 

-Nie jestem głodny.

-Może i nie, ale długo tak nie pociągniesz. Musisz jeść, żeby mieć siłę.

-Tylko na co?

Zapytałem kompletnie bez sensu nie wiedząc, co mam tak właściwie ze sobą zrobić. Minął... w sumie sam nie mam pojęcia, ile dni minęło od śmierci dziadka. Kompletnie straciłem poczucie czasu.

-Na realizację twoich marzeń, Yurij. Masz wielki talent, wiesz o tym.

-Może i tak, jednak i tak zostałem odrzucony na preeliminacjach.

Mruknąłem, popadając w jeszcze większą depresję, gdy sobie o tym przypomniałem. Wiedziałem, że nie ma to już dłużej żadnego znaczenia, nic już przecież nie ma znaczenia.

-Niesłusznie, doskonale o tym wiesz. Zorganizowałem pogrzeb twojego dziadka, odbędzie się jutro ale do tego czasu musisz się ogarnąć. Chodź, pójdziemy do kuchni i zjesz obiad przy stole, dobrze?

Poprosił tak miękko i patrzył na mnie tak proszącym wzrokiem, że nie potrafiłem mu za żadne skarby odmówić. Absolutnie nie miałem ochoty żeby wstawać jednak musiałem przyznać, że w jakiś sposób cała postawa i sam fakt troski, jaką otaczał mnie Otabek sprawiały, że nie mogłem go zawieść. Ująłem jego wyciągniętą w moim kierunku dłoń i pozwoliłem, by pomógł mi wstać z łóżka, jednak szybko straciłem równowagę. Dopiero teraz docierało do mnie bardzo boleśnie, jak bardzo zaniedbałem swoje ciało przez ten czas, gdy nic nie jadłem i o siebie nie dbałem. Zupełnie niesportowa postawa i miałem to sobie za złe, jednak nie mogłem teraz cofnąć czasu. Dziękowałem tylko w duchu, że mój towarzysz miał szybki refleks i nie pozwolił mi upaść, bo z moim fartem pewnie bym się połamał.

-O tym mówiłem. Nie możesz tak nie jeść przez siedem dni z rzędu i oczekiwać, że nic ci nie będzie. Poprosiłem panią Morison, żeby przygotowała dzisiaj coś lekkostrawnego, nie powinieneś wymiotować. Później przyjdzie lekarz i cię zbada, chcę mieć pewność że nic ci nie jest i że taka głodówka nie będzie mieć dla ciebie żadnych stałych konsekwencji. 

Westchnąłem cicho bo absolutnie nie miałem ochoty na to, o czym mówił do mnie Otabek jednak wiedziałem, że nie mogę mu odmówić. Wiedziałem, że i tak to zrobię chociażby tylko po to, żeby go zadowolić chociaż tak właściwie nie miałem pojęcia, dlaczego tak bardzo zależało mi na zadowoleniu tego praktycznie rzecz biorąc obcego mi człowieka.

-W porządku.

Przytaknąłem w końcu. Zjedzenie posiłku trwało całą wieczność - chociaż gotowane mięso z kurczaka i tłuczone ziemniaki były bardzo smaczne, to nie potrafiłem ich w siebie wcisnąć. Miałem wrażenie, że siedzieliśmy przy stole przez kilka dobrych godzin, zanim talerz przede mną w końcu stał się pusty a na twarzy Otabeka pojawił się zadowolony uśmiech. Potem zaprowadził mnie do łazienki i o dziwo - mimo że w normalnych okolicznościach kłóciłbym się i protestował - pozwoliłem mu pomóc mi się umyć i ogarnąć, po czym przyniósł mi świerze ubrania. Ledwo usiadłem na kanapie w salonie, gdy ktoś zapukał do drzwi ale gest ręki Młodego Dziedzica nakazał mi pozostać na miejscu, więc się nie ruszyłem ale nasłuchiwałem uważnie.

-Pani Morison, dziękuję że pani przyszła. Mogłaby pani zadbać o sypialnię Yurija? Dziękuję. I pan, panie doktorze, dziękuję że znalazł pan czas żeby tak szybko przyjść.

-Na pana wezwanie zawsze pojawię się najszybciej, jak tylko mogę. Pani Morison po drodze wprowadziła mnie już w sytuację. Gdzie znajdę mojego pacjenta?

-Proszę za mną, panie doktorze. Yurij siedzi w salonie i czeka na pana.

-Doskonale.

Zapadła cisza, przerywana jedynie dźwiękiem kroków ciężkich butów. Spojrzałem w kierunku drzwi i po chwili zauważyłem w nich uśmiechniętego Dziedzica i towarzyszącego mu lekarza, który wyglądał na może trochę ponad 40 lat. Otabek usiadł na fotelu z boku a lekarz rozłożył swoje torby na stole przy kanapie i uśmiechnął się do mnie, wyciągając w moim kierunku rękę, którą niepewnie uścisnąłem.

-Witaj, Yurij. Jestem doktor Ban, bardzo miło mi cię poznać. Pozwolisz, że cię zbadam?

Zdziwiło mnie, że zwraca się do mnie tak miło i oficjalnie, jednak nie skomentowałem tego. Nigdy nie byłem u innego lekarza, niż w ośrodku zdrowia i nie miałem doświadczeń z prywatną opieką zdrowia. Pokiwałem głową na zgodę i po chwili przechodziłem kompleksowe badania. Trochę mnie to denerwowało, bo nienawidziłem chodzić do lekarzy i nienawidziłem się badać a miałem wrażenie, że to badanie trwa całą wieczność i musiałem robić masę - jak na mój gust - dziwnych rzeczy, jednak nie komentowałem tego. Cały czas czułem na sobie czujny wzrok Altina i w jakiś sposób wiedziałem, że nie pozwoli mu zrobić mi nic złego.

-W porządku, to wszystko na dzisiaj. Może pan usiąść.

Oznajmił w końcu lekarz i zapisywał coś jeszcze w swoich notatkach, podczas gdy ja usiadłem z powrotem na kanapie i zastanawiałem się, czy wszystko w porządku. Każda sekunda ciszy w jakiś sposób wpędzała mnie w coraz większe zdenerwowanie.

-Cóż, ma pan całkiem dobre wyniki fizyczne. Krew muszę co prawda wysłać na badania do laboratorium, wyniki będą dopiero za dwa dni, jednak jest pan zdrowy jak ryba i widać, że regularnie pan ćwiczy. Co prawda widać gołym okiem lekkie odwodnienie i słabość organizmu, jednak nie jest to nic, czego nie da się naprawić w przeciągu kilku dni. Nie widzę w pana stanie nic niepokojącego.

Odetchnąłem z ulgą i zreflektowałem się zaraz, żeby podziękować lekarzowi i pożegnać go, nim opadłem znowu bez sił na kanapę. Westchnąłem cicho i... sam nie wiem, kiedy zasnąłem.

Komentarze

Popularne posty