Wall between us - Rozdział 8


 Obudziłem się kompletnie zdezorientowany. Znacie to uczucie, gdy budzicie się i nie macie pojęcia, jaki jest dzień, miesiąc ani rok? Dokładnie tak się czułem. Dodatkowej paniki dostałem gdy zorientowałem się, że nie znam miejsca w którym się znajduję. To nie był mój pokój, mało tego - to nie było nawet mieszkanie, w którym mieszkałem z dziadkiem od smarkacza. Nie... Ten pokój, gdziekolwiek on się znajdował, był o wiele większy od mojego i miał pomalowane na biało ściany. Wszędzie w oczy rzucały mi się odcinające się wyraźnie od bieli ścian meble, chociaż nie było ich tak dużo - ogromna szafa z lustrem stała naprzeciwko łóżka, na którym w tym momencie siedziałem i niemal widziałem w szklanej tafli, jak mój mózg paruje próbując ustalić, gdzie ja się tak właściwie znajduję. Łóżko swoją drogą też było ogromne a do tego nieziemsko wygodne i muszę przyznać, że gdyby nie sytuacja w której się znalazłem, to pewnie za żadne skarby nie chciałbym z niego wychodzić. Pod wielkim oknem stało biurko a obok niego kilka regałów i wyglądające na wygodne krzesło. Gdzieś pomiędzy szafą a regałami zauważyłem drzwi, jednak trochę bałem się wstać i sprawdzić, co się za nimi znajduje. Po przeciwnej stronie od biurka, czyli po prawej od łóżka, znajdowały się kolejne drzwi i one również nie wyglądały jakoś szczególnie zachęcająco. Jedynymi pstrokatymi rzeczami w tym pomieszczeniu był wielki dywan na ciemnych panelach, który aż zachęcał żeby chodzić po nim bosymi stopami i wściekle czerwona pościel, w której leżałem. Rozglądałem się za jakąkolwiek wskazówką, gdzie mogę się znajdować i co się tak właściwie stało w czasie, gdy spałem, jednak nigdzie nie miałem nawet najmniejszego skrawka informacji. Z mojej pozycji za oknem mogłem dojrzeć jedynie korony drzew i błękit nieba, które powoli coraz gęściej zaściałały chmury. Czy to możliwe, że to wszystko był sen? Dostałem się do drużyny narodowej, odniosłem sukces i zamieszkałem z dziadkiem w tym dziwnym miejscu? Może dziadek tak na prawdę żyje, bo w końcu stać mnie było na operację dla niego i zaraz wejdzie przez jedne z tych drzwi i zapyta, czemu jeszcze śpię skoro przygotował dla mnie śniadanie?

Miałem taką nikłą nadzieję ale jednocześnie wiedziałem, że to nie jest możliwe. Coś z tyłu głowy podpowiadało mi, że nigdy nic takiego się nie stało - nigdy nie przyjęto mnie do drużyny a dziadek zmarł w szpitalu kilka dni temu. Miałem świadomość, że to właśnie TO była prawda a nie te mrzonki o których myślałem, a mimo to serce zabiło mi ze zdenerwowania mocniej gdy zorientowałem się, że ktoś otwiera jedna z ciemnych, drewnianych drzwi. Oczami wyobraźni już widziałem uśmiechniętego dziadka, który wchodzi raźnym krokiem i zalewa mnie opowieścią o tym, jak to trzeba wstawać wcześnie i o siebie dbać, bo wtedy ma się od życia wszystko, jednak bardzo szybko wróciłem do rzeczywistości, która ani trochę mi się nie podobała.

Do pokoju weszła jakaś kobieta, która jak tylko zauważyła że nie śpię, wyszła z pokoju nie zamykając za sobą drzwi. To było dziwne zachowanie, które tym bardziej mnie zaniepokoiło. Wstałem powoli z łóżka nie wiedząc, czego mogę się spodziewać i podszedłem tych kilka kroków do otwartych drzwi, wyglądając za nie. Widziałem korytarz - bardzo długi korytatz, w którym z jednej i z drugiej strony znajdowało się dość sporo drzwi. Kilka kroków od mojego pokoju zauważyłem kolejny korytarz, jednak zżerający mnie od środka strach nie pozwalał mi tam pójść i sprawdzić, co się kryje za rogiem. Wróciłem do pokoju i wyjrzałem przez okno, jednak poza ulicami po których plątali się ludzie, kilkoma samochodami i gdzieniegdzie drzewami i innymi budynkami nie zauważyłem absolutnie nic - a tym bardziej niczego, co mogłem rozpoznać i co mogłoby mi podpowiedzieć, gdzie ja się tak właściwie znajduję. Jednak miasto wciąż przypominało mi moje rodzinne strony a fakt, że prawdopodobnie nie znajduję się daleko od domu w jakiś sposób mnie uspokoił. Chociaż może było to trochę głupie, bo przecież wciąż nie miałem pojęcia ani jak się tu znalazłem, ani gdzie tak właściwie jest to "tu". 

-Panna Anna powiedziała, że już się obudziłeś. 

Odwróciłem się na dźwięk znajomego głosu i odetchnąłem z ulgą, widząc stojącego w drzwiach i lustrującego mnie wzrokiem Dziedzica. Przynajmniej mogłem być pewien, do kogo należy dom w którym się znalazłem. Nie wiem, dlaczego ale miałem jakieś dziwne przeczucie, że mogę mu ufać. 

-Jak się tu znalazłem?

-Zasnąłeś wczoraj po wyjściu lekarza. Dzisiaj pogrzeb twojego dziadka więc pomyślałem, że lepiej żebyś nie był sam i przywiozłem cię tutaj. Próbowałem cię budzić ale spałeś jak kamień, więc zostawiłem cię w spokoju. Ten pokój jest pokojem gościnnym, chociaż to nie jest mój dom.

-Więc czyj dom to jest?

-Siedziba ratusza. Na wyższych piętrach są pokoje, łazienki i inne tego typu rzeczy, urzędnicy czasem tu mieszkają kiedy mają długie sesje i obrady albo bardzo dużo do zrobienia. 

Chociaż trochę dziwne, to tłumaczenia Otabeka miały sens. Westchnąłem cicho i rozluźniłem się bo przynajmniej rozjaśniło mi się co nieco w głowie.

-Ile kosztował cię pogrzeb?

Zapytałem w końcu, bo skoro i tak musiałem znaleźć pracę to musiałem się zastanowić, w jaki sposób mam tak właściwie spłacić mój dług. 

-Nie powinieneś się tym przejmować.

-Muszę ci zwrócić te pieniądze więc powiedz, ile.

-Nie martw się tym. Powiem ci później, jak spłacisz swój dług.

Westchnąłem cicho bo doskonale wiedziałem, że nie mam w tym momencie już nic do gadania. Nie chciało mi się nawet teraz z nim kłócić. Starałem się tylko wyprzeć z myśli fakt, że dzisiaj po raz ostatni pożegnam się ze swoim dziadkiem. Nie chciałem się rozkleić w obecności mojego... wybawcy? Nie potrafiłem wymyślić lepszego określenia na Młodego Dziedzica, chociaż wydawało mi się niestosowne.

-W szafie są rzeczy dla ciebie, możesz się w nie przebrać. W łazience powinieneś znaleźć wszystko, czego ci potrzeba. Za godzinę i 20 minut musimy wyjść, więc zacznij się zbierać. Przyjdę do ciebie później.

Usłyszałem z jego ust a po chwili ciche zamknięcie drzwi i znowu zostałem sam. Minęło kilka sekund, nim ruszyłem się ze swojego miejsca i poszedłem do innych drzwi - za którymi jak się domyślałem znajdowała się łazienka - i zajrzałem za nie niepewnie. Pomieszczenie było niemal tak duże, jak mój pokój i urządzone w tej samej tonacji, co sypialnia. Wślizgnąłem się do pomieszczenia i zamknąłem za sobą drzwi, po czym spojrzałem w wiszące nad umywalką lustro - po raz pierwszy od dnia, w którym byłem w szpitalu i usłyszałem tragiczne wieści. Wyglądałem blado i na bardzo zmęczonego, jednak nie mogłem z tym nic zrobić - przez ostatnie kilka dni ani trochę o siebie nie dbałem. Zrzuciłem z siebie szybko ciuchy i wszedłem pod prysznic, odkręcając ciepłą wodę. Nawet nie rejestrowałem zbytnio spływających po moim ciele kropli wody ani pachnącego delikatną słodyczą mydła. To wszystko zeszło gdzieś na kraniec mojej podświadomości i sam nie do końca wiedziałem, ile czasu tak właściwie minęło. Wyszedłem w końcu spod prysznica i wytarłem się szybko ręcznikiem, po czym wróciłem do pokoju bo oczywiście w moim geniuszu zapomniałem wziąć ze sobą z szafy ubrania do łazienki.

Stanąłem przed szafą i otworzyłem jej rozsuwane drzwi, po czym przyjrzałem się wiszącym tam ubraniom. Czarny garnitur a pod nim na pułce buty i bielizna. Westchnąłem cicho i przebrałem się, chociaż moje mokre, przydługie włosy odrobinę moczyły białą, cienką koszulę na moim ciele. Nie miało to jednak absolutnie żadnego znaczenia w obliczu tego, że niedługo po raz ostatni zobaczę - albo raczej nie - mojego ukochanego dziadka, który poświęcił dla mnie całe swoje życie i serce.

Westchnąłem cicho i przejrzałem się w lustrze. Dziadek byłby ze mnie dumny, bo wyglądałem porządnie i elegancko - chociaż nienawidzę nosić takich rzeczy to zawsze powtarzał, że powinienem więcej zwracać uwagę na swój wygląd i na moją prezencję.

-Gotowy?

Usłyszałem za plecami i niemal podskoczyłem z przestrachu, bo raczej nikogo się tutaj nie spodziewałem. Młody Dziedzic przyglądał mi się dość intensywnie i trochę mnie to peszyło, jednak nie miałem zamiaru dawać tego po sobie poznać - i mam nadzieję, że mi się to udało.

-Tak.

Przytaknąłem i założyłem na siebie marynarkę, wygładzając ją jeszcze odruchowo. Czułem się śmiesznie, bo nienawidziłem chodzić w tego typu rzeczach i zawsze jest mi w nich bardzo niewygodnie, jednak na taką specjalną okazję powinienem móc się na tyle wysilić, by wytrzymać parę godzin w tym niezwykle niewygodnym ubraniu.

-Chodźmy.

Zadecydowałem i wyminąłem chłopaka w drzwiach, sam nie wiedząc dokąd tak właściwie idę.

Komentarze

Popularne posty