Od początku - rozdział 12
Czy ja pisałam komuś ostatnio, że będzie musiał poczekać na rozdział?
W takim razie niech mi wybaczy!
Mam wenę więc sporo tego piszę, a ponieważ ktoś chciał, to proszę - od razu wstawiam kolejny rozdział Shizayi.
Zapraszam~
W takim razie niech mi wybaczy!
Mam wenę więc sporo tego piszę, a ponieważ ktoś chciał, to proszę - od razu wstawiam kolejny rozdział Shizayi.
Zapraszam~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Informator obudził się rano. Było wcześnie, ale już tak miał
– zawsze wstawał skoro świt. Westchnął cicho i podniósł się do siadu. Było
przyjemnie spać z Bestyjką… szkoda, że nie mógł spać z nim częściej. Popatrzył
na śpiącego obok blondyna i uśmiechnął się do siebie. Był taki bezbronny gdy
spał, ktoś z łatwością mógł mu wbić nóż w serce… Ale tego nie zrobi. Nie chciał
tego. Wstał po cichu i bezszelestnie przeszedł do kuchni. Zdecydowanie był
głodny i postanowił przygotować śniadanie. Znalazł jajka i banany, więc
postanowiłem zrobić naleśniki. Zmiksowałem te dwa składniki i wylał ciasto na
rozgrzaną patelnie. Smakowity zapach szybko rozniósł się po domu, drażniąc nozdrza
jeszcze na wpół śpiącego Heiwajimy. Szybko na talerzyku pojawił się stosik
naleśników. Było ich sporo, więc Izaya postanowił podzielić się z gospodarzem
mieszkania i położył na stole dwa talerze, a pomiędzy nimi stos naleśników. Zaparzył
jeszcze sobie kawę a przyjacielowi przygotował mleko. Dobrze wiedział, że w
przeciwieństwie do niego nie lubi kawy. Przysiadł przy stole i w tym momencie
do pomieszczenia wszedł Heiwajima, w rozciągniętej, białej bluzce i bokserkach.
Robił jeszcze większy nieład we włosach niż miał.
-Cześć, Shizzy~. – wyśpiewał rozbawiony tym widokiem brunet. Złote oczy padły na niego i ich właściciel zaraz usiadł naprzeciw.
-Yo… za ile mamy lekcje? – zapytał sennie. Widać, że nie spojrzał na zegarek.
-No cóż, mamy dopiero na drugą godzinę a jest 6:30, więc jeszcze masz przynajmniej godzinę żeby się rozbudzić i zebrać. –wyjaśnił przydługo Izaya obserwując ucieszony, jak blondyn próbuje skupić się na jego słowach bez ziewania, co wyglądało komicznie. Zerknął na jedzenie pomiędzy nimi.
-Zrobiłeś śniadanie? – zapytał głupio złotooki, wciąż jedną nogą będąc w krainie snu. Brunet zachichotał cicho. Wyspał się dzięki czemu wrócił mu dobry humor.
-Nie, Shizu-chan. Krasnoludki przyszły i zrobiły~. – odparł lekko złośliwie, ale wywołał tym uśmiech na twarzy przyjaciela.
-Krasnoludki, huh? Sądziłem, że nie istnieją, Ty krasnoludku. – roześmiał się i zabrał do jedzenia. – Smacznego.
-Smacznego. – Izaya co chwilę zerkając na przyjaciela zjadł dwa naleśniki i spasował. A stosik był dosyć duży. Jednak blondyn dał radę zjeść wszystko sam.
-Dobre, dzięki, krasnoludku. Jak następnym razem będziesz coś ode mnie chciał, to w zamian masz mi zrobić śniadanie. – zażądał, dopijając mleko i przytomniej wszystko ogarniając.
-Tak, tak~. Ahm i w ogóle to dzięki za przenocowanie, Shizzy~.
-Eh? Drobiazg. Idę do łazienki. – chłopak wzruszył ramionami i poszedł doprowadzić się do porządku. – Masz czyste ciuchy? – zapytał jeszcze w progu.
-Zawsze mam zapasową parę ubrań! – krzyknął za nim Orihara i zabrał się za sprzątanie. Drażnił go bałagan, dlatego wiecznie wszystko sprzątał. Wślizgnął się do pustej już łazienki gdy tylko skończył i przygotował się do szkoły. Sprawdził też wyciszony wieczorem telefon. 23 nieodebrane połączenia od Mama. Westchnął cicho i włożył urządzenie z powrotem do kieszeni. Nie miał ochoty z nią teraz rozmawiać, poza tym nic to nie da, po szkole i tak go dorwie i tak. Z lekko popsutym już humorem wyszedł do salonu, gdzie czekał na niego blondyn.
-Idziemy? – zapytał.
-Jasne. – odparł brunet z uśmiechem i chwycił torbę, po czym pobiegł do przedpokoju ubrać buty i kurtkę. Wyszli, chociaż mieli jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia lekcji. Izaya postanowił wykorzystać ten czas i napisać do jednego z kontaktu, nazwanego Hime.
-Cześć, Shizzy~. – wyśpiewał rozbawiony tym widokiem brunet. Złote oczy padły na niego i ich właściciel zaraz usiadł naprzeciw.
-Yo… za ile mamy lekcje? – zapytał sennie. Widać, że nie spojrzał na zegarek.
-No cóż, mamy dopiero na drugą godzinę a jest 6:30, więc jeszcze masz przynajmniej godzinę żeby się rozbudzić i zebrać. –wyjaśnił przydługo Izaya obserwując ucieszony, jak blondyn próbuje skupić się na jego słowach bez ziewania, co wyglądało komicznie. Zerknął na jedzenie pomiędzy nimi.
-Zrobiłeś śniadanie? – zapytał głupio złotooki, wciąż jedną nogą będąc w krainie snu. Brunet zachichotał cicho. Wyspał się dzięki czemu wrócił mu dobry humor.
-Nie, Shizu-chan. Krasnoludki przyszły i zrobiły~. – odparł lekko złośliwie, ale wywołał tym uśmiech na twarzy przyjaciela.
-Krasnoludki, huh? Sądziłem, że nie istnieją, Ty krasnoludku. – roześmiał się i zabrał do jedzenia. – Smacznego.
-Smacznego. – Izaya co chwilę zerkając na przyjaciela zjadł dwa naleśniki i spasował. A stosik był dosyć duży. Jednak blondyn dał radę zjeść wszystko sam.
-Dobre, dzięki, krasnoludku. Jak następnym razem będziesz coś ode mnie chciał, to w zamian masz mi zrobić śniadanie. – zażądał, dopijając mleko i przytomniej wszystko ogarniając.
-Tak, tak~. Ahm i w ogóle to dzięki za przenocowanie, Shizzy~.
-Eh? Drobiazg. Idę do łazienki. – chłopak wzruszył ramionami i poszedł doprowadzić się do porządku. – Masz czyste ciuchy? – zapytał jeszcze w progu.
-Zawsze mam zapasową parę ubrań! – krzyknął za nim Orihara i zabrał się za sprzątanie. Drażnił go bałagan, dlatego wiecznie wszystko sprzątał. Wślizgnął się do pustej już łazienki gdy tylko skończył i przygotował się do szkoły. Sprawdził też wyciszony wieczorem telefon. 23 nieodebrane połączenia od Mama. Westchnął cicho i włożył urządzenie z powrotem do kieszeni. Nie miał ochoty z nią teraz rozmawiać, poza tym nic to nie da, po szkole i tak go dorwie i tak. Z lekko popsutym już humorem wyszedł do salonu, gdzie czekał na niego blondyn.
-Idziemy? – zapytał.
-Jasne. – odparł brunet z uśmiechem i chwycił torbę, po czym pobiegł do przedpokoju ubrać buty i kurtkę. Wyszli, chociaż mieli jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia lekcji. Izaya postanowił wykorzystać ten czas i napisać do jednego z kontaktu, nazwanego Hime.
Od: Izaya
Do: Hime
Temat: Numerek.
Treść: Hej, Hime-chan~. Nie masz ochoty się zabawić? Znów mi libido skacze… wyżyjesz się przy okazji, ne~? Więc jak, może jutro koło 18?
Do: Hime
Temat: Numerek.
Treść: Hej, Hime-chan~. Nie masz ochoty się zabawić? Znów mi libido skacze… wyżyjesz się przy okazji, ne~? Więc jak, może jutro koło 18?
Izaya nie był jakoś szczególnie wstydliwy, jeśli chodziło o
jego życie seksualne. Mógł śmiało powiedzieć, z
kim sypiał i kiedy, ale nie robił tego na prośbę swoich kochanków i
kochanek. Zastanowił się chwilę. Może to dziwne, że po tej całej sprawie z Kaname w ogóle chciał, żeby go dotykał
jakikolwiek mężczyzna, ale czuł potrzebę takiej bliskości. Hime mógł
kontrolować, wiedział o nim zbyt wiele by chłopak chociażby spróbował mu
zaszkodzić. Co prawda nie ufali sobie nawzajem, co nie było dla Orihary zbyt korzystne
w takim układzie, ale co poradzić… nie umiał znaleźć sobie prawdziwego chłopaka
na dłużej, jego związki rozpadają się po trzech lub czterech tygodniach.
Chociaż dziewczyny, a nawet niektórzy
chłopcy walczą o niego, aby jednak dalej byli parą, to niezbyt im to wychodzi i
jest to zawsze naciągane, na siłę, bez sensu. Czuło się to i zazwyczaj kończyło
jeszcze gorzej dla partnerek chłopaka. Ale co zrobić? Same chciały to niech
cierpią.
W rozmyślaniach przerwał mu dźwięk sms’a. Dostał potwierdzającą
odpowiedź. Uśmiechnął się lekko asymetrycznie i w końcu zaczął słuchać tego, co
od dłuższego czasu mówi do niego blondyn.
-…i powiedziała, że nie obchodzi jej to, co musi zrobić ale
go zdobędzie, że nawet zabije ‘tę całą Celty jeśli ona stoi na drodze ich
miłości’. To naprawdę żałosne, że niektóre dziewczęta nie umieją pogodzić się
ze stratą ani z tym, że ich miłość nigdy nie zostanie odwzajemniona. Ale co
poradzić? Shinra załamał się jak mu to powiedziałem i prawdopodobnie nie
przyjdzie dziś do szkoły i nie wypuści nigdzie Celty, chcąc być jak najbliżej
niej i móc ją w razie czego ochronić. Osobiście uważam, że to kolejny wymysł
tego okularnika i pretekst, żeby zbliżyć się do Celty, ale no naprawdę troszkę
już przesadza. Ona sama mi powiedziała, że lubi Shinrę, ale póki co nie myśli
żeby mogli być razem, mimo że może i by chciała, to jednak obecnie nie jest w
stanie, ale on nie bardzo słucha tego co się do niego mówi. Niby nic niezwykłego,
ale chyba powinien słuchać najważniejszej dla niego kobiety na świecie, Ne? – blondyn zakończył swój wywód
i spojrzał wyczekująco na przyjaciela. Brązowooki skinął głową.
-Wiesz, jaki jest Shinra~. Nie przyjmie do wiadomości niczego co dotyczy Celty, a mogłoby oznaczać, że nie będą razem. To w końcu nasz szalony okularnik. On się fascynuje, gdy może chociażby dotknąć Celty, niemal tak bardzo jak wtedy, gdy może kogoś zszyć. To jest naprawdę chore. Ale który z nas jest normalny~? Gdyby wszyscy byli zrównoważeni psychicznie, życie byłoby nudne, nie sądzisz, Shizuś~? – roześmiał się i wskoczył na murek. Heiwajima odruchowo przysunął się do niego by móc w razie czego złapać przyjaciela.
-Nie wiem.. oi, czy tam pod szkołą nie stoją Twoi rodzice? – zapytał blondyn, dostrzegając mamę Izayi. Z trudem ją rozpoznał, bo znów zmieniła kolor włosów. Tym razem były jakby czerwone wymieszane z czarnym… ładnie wyglądała ale widać było, że jest zła.
-Tak, tak, nie przejmuj się. Olej ich, idziemy na lekcje~. – Izaya doskonale wiedział, że powiedział to na tyle głośno, by rodzice go usłyszeli, ale nie dbał o to. Nawet się z tego cieszył. Poza tym nie wróci teraz do domu nie ma, nawet najmniejszego zamiaru. Ma teraz lekcje i musi iść do szkoły.
-Izaya. – powiedziała ostro matka chłopaka, gdy przechodzili obok niej. Blondyn co prawda chciał się odwrócić, ale nie zdążył, bo kobieta złapała bruneta za ramię i pociągnęła do siebie. – Po pierwsze, nie będziesz nas ignorował, rozumiesz? Po drugie wsiadaj do auta, jedziemy do domu. Już Cię zwolniliśmy u dyrektora. Po trzecie masz szlaban na miesiąc, zero imprez, spotkań ze znajomymi czy czegokolwiek. I chyba powinieneś nam coś wyjaśnić, nie uważasz? – kobieta coraz bardziej podnosiła głos, a ludzie przechodzili szybko ze spuszczonymi głowami. Większość osób z Ikebukuro znało matkę Izayi z wybuchowego charakteru. Potrafiła być naprawdę straszna. Nikt nie chciał z nią zadzierać. Niektórzy nawet wyciągali komórki by powiadomić resztę o jej tymczasowym powrocie do miasta. Jednak Izaya zdecydowanie odziedziczył charakter po niej.
-Po pierwsze idę na lekcje i nie możecie zabronić mi pobierania nauki. Po drugie nie będę się was słuchał, już dawno straciłem do was szacunek. Po trzecie mam 17 lat i będę robić co chcę i kiedy chcę, a Wam nic do tego. Poza tym, nie wasza sprawa z kim sypiam. – warknął, wyrywając ramię z silnego uścisku. Rozmasował je lekko, cały czas mierząc postacie przed sobą morderczym wzrokiem. Wtedy został uderzony w policzek. Mama wymierzyła mu cios z otwartej dłoni i chłopak zdezorientowany aż zachwiał się i otworzył szerzej oczy. Jeszcze nigdy się nie zdarzyło, aby rodzice zastosowali wobec niego jakąkolwiek przemoc.
-Uważaj, co i do kogo mówisz, gówniarzu. Do samochodu, już. – odparła jego matka, próbując chociaż trochę się uspokoić, by nikomu nie zrobić krzywdy. Jednak z ust jej syna wyrwał się tylko głośny, psychopatyczny śmiech, który niejednego by wystraszył.
-Hahaha~! Naprawdę sądzisz, że Cię posłucham? Wolę zginąć niż z wami wrócić! – krzyknął i odbiegł w stronę miasta. Znał wszystkie kluby, kryjówki, zaułki, ganki… wszystko, czego potrzebował, aby przetrwać. A nawet więcej. Ponad połowę mieszkańców mógł bez problemu szantażować. Co prawda nie miał zamiaru tego robić, bez wyraźnej potrzeby.
-Izaya! – usłyszał jeszcze wołanie trzech wyraźnie zaniepokojonych głosów, ale nawet nie zwolnił. Biegł dalej, korzystając ze wszelkich przejść i kryjówek jakie znał, na wypadek gdyby chcieli go ścigać. W końcu przysiadł w jednym ze starych, opuszczonych magazynów, na górnej belce. Tu go nie znajdą. Próbował uspokoić bicie serca i oddech. Oparł się plecami o inną belkę i patrzył w sufit. Wtedy, jego uszy wychwyciły rozmowę.
-To jak, dasz nam to czego chcemy po dobroci czy musimy to odebrać siłą? – zapytał jeden głos. Był niski i zachrypnięty.
-Ale ja naprawdę tego nie mam! Mario to zabrał! – piszczał inny, przesiąknięty przerażeniem głos. Zaciekawiony Orihara doczołgał się do takiego miejsca, z którego niezauważony mógł wyraźnie obserwować trzy postacie.
-No weź nie udawaj, dobrze wiemy, że ten cały Mario uciekł do Stanów dwa miesiące temu. Nie mógł tego zabrać. – powiedział drugi głos, wyraźnie rozbawiony całą sytuacją.
-Kiedy ja naprawdę tego nie mam! – zaprzeczał rozpaczliwie piskliwy głos. Jego właściciel był chudy, wysoki i nie miał ani trochę mięśni.
-Niestety, nie obchodzi nas to. Zadarłeś z Awakusu-kai. Musimy Cię unieszkodliwić. – mężczyzna o zachrypniętym głosie wyjął spod marynarki pistolet i wymierzył w chuchro przed sobą. Strzelił i mężczyzna padł w szybko powiększającą się kałużę jego własnej krwi.
-Chodźmy już stąd. Jeśli ktoś nas usłyszał może wezwać policję. – ponaglał drugi mężczyzna. Już byli przy wyjściu, już mieli wyjść, gdy Orihara kichnął. Przeklinał siebie w myślach za to, że nie umiał się powstrzymać.
-Kto tu jest? – zapytał strzelec i zaczął przeczesywać wzrokiem pomieszczenie. Jednak to drugi mężczyzna, w białym garniturze, pierwszy zauważył bruneta i strzelił. Chłopak stracił równowagę i spadł na dół, tłukąc sobie wszystkie kości. Na szczęście nic nie złamał ani nie dostał. Kula przeleciała tuż obok jego ucha, bał się, co miał poradzić na to, że jego serce nagle zaczęło szybciej bić ze strachu? Adrenalina zaczęła żywiej krążyć w jego żyłach, a oczy rozszerzyły się w niemym przerażeniu.
To koniec.
Pomyślał zrozpaczony i zaczął się cofać pod ścianę. Jednak mężczyźni w garniturach niemiłosiernie się do niego przybliżali.
-Patrz, to zwykły licealista. – stwierdził ze zdziwieniem strzelec.
-Sprzątnij go i po sprawie. – zimny głos i te słowa sprawiły, że serce na chwilę przestało bić w piersi Izayi.
-Ale Shiki-san kazał nie tykać dzieci i młodzieży, wiesz przecież. Potem możemy mieć przez to niezłe kłopoty, a wolę się mu nie narażać. – stwierdził z wahaniem mężczyzna i w końcu wyjął szmatkę i butelkę z jakimś płynem. –Odurzymy go i zabierzemy ze sobą. Shiki-san zdecyduje, co z nim zrobić. – powiedział wreszcie i nasączył szmatkę płynem. Przyklęknął obok przerażonego chłopaka i przytknął mu ją do ust, przytrzymując jego głowę. – Spokojnie, to tylko pomoże Ci zasnąć. – uśmiechnął się, ale ten uśmiech w cale nie uspokajał Orihary. W dodatku ta blizna na policzku też nie wyglądała najlepiej.
Jednak chłopak nic nie mógł poradzić na to, że zaczął odpływać i chociaż nie chciał i walczył z tym uczuciem jak mógł, w końcu stracił władzę nad ciałem.
-Patrz, jeszcze walczy. Nieźle. Ciekawy z niego przypadek. – roześmiał się strzelec i to było ostatnie, co usłyszał otępiony od narkotyku mózg bruneta.
-Wiesz, jaki jest Shinra~. Nie przyjmie do wiadomości niczego co dotyczy Celty, a mogłoby oznaczać, że nie będą razem. To w końcu nasz szalony okularnik. On się fascynuje, gdy może chociażby dotknąć Celty, niemal tak bardzo jak wtedy, gdy może kogoś zszyć. To jest naprawdę chore. Ale który z nas jest normalny~? Gdyby wszyscy byli zrównoważeni psychicznie, życie byłoby nudne, nie sądzisz, Shizuś~? – roześmiał się i wskoczył na murek. Heiwajima odruchowo przysunął się do niego by móc w razie czego złapać przyjaciela.
-Nie wiem.. oi, czy tam pod szkołą nie stoją Twoi rodzice? – zapytał blondyn, dostrzegając mamę Izayi. Z trudem ją rozpoznał, bo znów zmieniła kolor włosów. Tym razem były jakby czerwone wymieszane z czarnym… ładnie wyglądała ale widać było, że jest zła.
-Tak, tak, nie przejmuj się. Olej ich, idziemy na lekcje~. – Izaya doskonale wiedział, że powiedział to na tyle głośno, by rodzice go usłyszeli, ale nie dbał o to. Nawet się z tego cieszył. Poza tym nie wróci teraz do domu nie ma, nawet najmniejszego zamiaru. Ma teraz lekcje i musi iść do szkoły.
-Izaya. – powiedziała ostro matka chłopaka, gdy przechodzili obok niej. Blondyn co prawda chciał się odwrócić, ale nie zdążył, bo kobieta złapała bruneta za ramię i pociągnęła do siebie. – Po pierwsze, nie będziesz nas ignorował, rozumiesz? Po drugie wsiadaj do auta, jedziemy do domu. Już Cię zwolniliśmy u dyrektora. Po trzecie masz szlaban na miesiąc, zero imprez, spotkań ze znajomymi czy czegokolwiek. I chyba powinieneś nam coś wyjaśnić, nie uważasz? – kobieta coraz bardziej podnosiła głos, a ludzie przechodzili szybko ze spuszczonymi głowami. Większość osób z Ikebukuro znało matkę Izayi z wybuchowego charakteru. Potrafiła być naprawdę straszna. Nikt nie chciał z nią zadzierać. Niektórzy nawet wyciągali komórki by powiadomić resztę o jej tymczasowym powrocie do miasta. Jednak Izaya zdecydowanie odziedziczył charakter po niej.
-Po pierwsze idę na lekcje i nie możecie zabronić mi pobierania nauki. Po drugie nie będę się was słuchał, już dawno straciłem do was szacunek. Po trzecie mam 17 lat i będę robić co chcę i kiedy chcę, a Wam nic do tego. Poza tym, nie wasza sprawa z kim sypiam. – warknął, wyrywając ramię z silnego uścisku. Rozmasował je lekko, cały czas mierząc postacie przed sobą morderczym wzrokiem. Wtedy został uderzony w policzek. Mama wymierzyła mu cios z otwartej dłoni i chłopak zdezorientowany aż zachwiał się i otworzył szerzej oczy. Jeszcze nigdy się nie zdarzyło, aby rodzice zastosowali wobec niego jakąkolwiek przemoc.
-Uważaj, co i do kogo mówisz, gówniarzu. Do samochodu, już. – odparła jego matka, próbując chociaż trochę się uspokoić, by nikomu nie zrobić krzywdy. Jednak z ust jej syna wyrwał się tylko głośny, psychopatyczny śmiech, który niejednego by wystraszył.
-Hahaha~! Naprawdę sądzisz, że Cię posłucham? Wolę zginąć niż z wami wrócić! – krzyknął i odbiegł w stronę miasta. Znał wszystkie kluby, kryjówki, zaułki, ganki… wszystko, czego potrzebował, aby przetrwać. A nawet więcej. Ponad połowę mieszkańców mógł bez problemu szantażować. Co prawda nie miał zamiaru tego robić, bez wyraźnej potrzeby.
-Izaya! – usłyszał jeszcze wołanie trzech wyraźnie zaniepokojonych głosów, ale nawet nie zwolnił. Biegł dalej, korzystając ze wszelkich przejść i kryjówek jakie znał, na wypadek gdyby chcieli go ścigać. W końcu przysiadł w jednym ze starych, opuszczonych magazynów, na górnej belce. Tu go nie znajdą. Próbował uspokoić bicie serca i oddech. Oparł się plecami o inną belkę i patrzył w sufit. Wtedy, jego uszy wychwyciły rozmowę.
-To jak, dasz nam to czego chcemy po dobroci czy musimy to odebrać siłą? – zapytał jeden głos. Był niski i zachrypnięty.
-Ale ja naprawdę tego nie mam! Mario to zabrał! – piszczał inny, przesiąknięty przerażeniem głos. Zaciekawiony Orihara doczołgał się do takiego miejsca, z którego niezauważony mógł wyraźnie obserwować trzy postacie.
-No weź nie udawaj, dobrze wiemy, że ten cały Mario uciekł do Stanów dwa miesiące temu. Nie mógł tego zabrać. – powiedział drugi głos, wyraźnie rozbawiony całą sytuacją.
-Kiedy ja naprawdę tego nie mam! – zaprzeczał rozpaczliwie piskliwy głos. Jego właściciel był chudy, wysoki i nie miał ani trochę mięśni.
-Niestety, nie obchodzi nas to. Zadarłeś z Awakusu-kai. Musimy Cię unieszkodliwić. – mężczyzna o zachrypniętym głosie wyjął spod marynarki pistolet i wymierzył w chuchro przed sobą. Strzelił i mężczyzna padł w szybko powiększającą się kałużę jego własnej krwi.
-Chodźmy już stąd. Jeśli ktoś nas usłyszał może wezwać policję. – ponaglał drugi mężczyzna. Już byli przy wyjściu, już mieli wyjść, gdy Orihara kichnął. Przeklinał siebie w myślach za to, że nie umiał się powstrzymać.
-Kto tu jest? – zapytał strzelec i zaczął przeczesywać wzrokiem pomieszczenie. Jednak to drugi mężczyzna, w białym garniturze, pierwszy zauważył bruneta i strzelił. Chłopak stracił równowagę i spadł na dół, tłukąc sobie wszystkie kości. Na szczęście nic nie złamał ani nie dostał. Kula przeleciała tuż obok jego ucha, bał się, co miał poradzić na to, że jego serce nagle zaczęło szybciej bić ze strachu? Adrenalina zaczęła żywiej krążyć w jego żyłach, a oczy rozszerzyły się w niemym przerażeniu.
To koniec.
Pomyślał zrozpaczony i zaczął się cofać pod ścianę. Jednak mężczyźni w garniturach niemiłosiernie się do niego przybliżali.
-Patrz, to zwykły licealista. – stwierdził ze zdziwieniem strzelec.
-Sprzątnij go i po sprawie. – zimny głos i te słowa sprawiły, że serce na chwilę przestało bić w piersi Izayi.
-Ale Shiki-san kazał nie tykać dzieci i młodzieży, wiesz przecież. Potem możemy mieć przez to niezłe kłopoty, a wolę się mu nie narażać. – stwierdził z wahaniem mężczyzna i w końcu wyjął szmatkę i butelkę z jakimś płynem. –Odurzymy go i zabierzemy ze sobą. Shiki-san zdecyduje, co z nim zrobić. – powiedział wreszcie i nasączył szmatkę płynem. Przyklęknął obok przerażonego chłopaka i przytknął mu ją do ust, przytrzymując jego głowę. – Spokojnie, to tylko pomoże Ci zasnąć. – uśmiechnął się, ale ten uśmiech w cale nie uspokajał Orihary. W dodatku ta blizna na policzku też nie wyglądała najlepiej.
Jednak chłopak nic nie mógł poradzić na to, że zaczął odpływać i chociaż nie chciał i walczył z tym uczuciem jak mógł, w końcu stracił władzę nad ciałem.
-Patrz, jeszcze walczy. Nieźle. Ciekawy z niego przypadek. – roześmiał się strzelec i to było ostatnie, co usłyszał otępiony od narkotyku mózg bruneta.
***
Gdy chłopak się obudził, leżał na nieskazitelnie białej,
skórzanej kanapie w jakimś ciemnym pokoju. Rozmasował skronie i spróbował usiąść.
Przymknął oczy, przypominając sobie wszystko sprzed stanu, gdy stracił
przytomność. Rozejrzał się po pokoju. Był ładnie urządzony, chociaż utrzymany w
ciemnej tonacji. Tylko dwie kanapy stojące naprzeciw siebie były białe. Przy
oknie zauważył jakąś postać, odzianą w biały garnitur, odwróconą tyłem do
niego.
-Obudziłeś się? – padło z ust nieznajomego. Orihara jednak nic nie odpowiedział. Dobrze wiedział, gdzie trafił. Znajduje się w bazie należącej do jednej z najgroźniejszych mafii, Awakusu-kai, a do tego trafił do samego szefa organizacji, Shiki’ego Haruya’i. Chociaż serce szybciej mu biło i strasznie się bał, nie okazywał tego po sobie. Mężczyzna odwrócił się i podszedł do niego, siadając na stojącej naprzeciwko kanapie. – W końcu do nas trafiłeś, Orihara. – powiedział. Te słowa nie spodobały się Izayi. Jakie ‘W końcu’?
-Nie rozumiem, o co Ci chodzi, Shiki-san. – skwitował chłopak. Czarnooki roześmiał się i poprawił swój naszyjnik.
-Widzę, że coś tam o mnie wiesz. A wracając do tego o co mi chodzi… czekaliśmy na Ciebie od dawna. – widząc jednak, że chłopak dalej niewiele rozumie z jego wypowiedzi, kontynuował. – Byłeś ostatnim rocznikiem dzieci, które pisały w przedszkolu obowiązkowy test kompetencji. Wiesz przecież, że teraz można go napisać, ale nie trzeba, zależnie od decyzji rodziców. W komisji był jeden z moich ludzi. Gdy przyszły Twoje wyniki szybko je skopiował i przyniósł tu. ‘Spójrz, Shiki-san, ten dzieciak ma niesamowity wynik! W całej historii egzaminów były tylko dwie osoby, które uzyskały podobny. Jedną z nich była jego matka. Jednak on ma jeszcze wyższy wynik. To niesamowite, takie coś się nie zdarza! On może być kiedyś dla nas naprawdę niebezpieczny.’ Zachwycał się Tobą jak małym, słodkim szczeniaczkiem. Dlatego zaczęliśmy Cię obserwować, chcąc wiedzieć jak najwięcej o Tobie i Twoich umiejętnościach, aby móc oszacować, czy nam zagrażasz czy nie. Jednak wkrótce okazało się, że tak. – na chwilę zawiesił głos i odpalił papierosa. – Jednak nie mieliśmy zamiaru cały czas Cię obserwować, robiliśmy to raczej sporadycznie, tylko by być pewnym postawionej ileś lat temu diagnozie. Była prawdziwa i wciąż jest.
-Co teraz? Zabijecie mnie? – zapytał Izaya, gdy mężczyzna skończył swoją opowieść. Coś kojarzył, ale czy naprawdę trzeba było to roztrząsać?
-Nie, nie, nie, nic z tych rzeczy. Mamy dla Ciebie pewną propozycję. – oznajmił Shiki. Gdy chłopak milczał, mówił dalej. – Lubisz obserwować ludzi, doskonale znasz ich naturę i zachowania… Co Ty na to żeby zostać naszym informatorem? Sam ustalasz ceny za dane informacje. Co Ty na to? – zapytał. Chociaż niby pozostawiał Oriharze wolny wybór, chłopak wiedział, że nie pożyje długo, jeśli się nie zgodzi. Ale w sumie dlaczego nie? Kocha zbierać informacje o innych, kocha wszystkich ludzi, więc czemu by na tym nie zarabiać? Rozważył jeszcze wszystko i w końcu skinął głową.
-Zgadzam się.
-Cieszymy się. Witaj więc w naszej rodzinie, w Awakusu-kai, Orihara Izaya. – oznajmił Shiki zgniatając w popielniczce niedopałek i wyciągając dłoń w stronę chłopaka, by przypieczętować umowę.
-Mamy twój numer telefonu, zadzwonimy gdy będziemy czegoś potrzebować. – mężczyzna wyciągnął w jego stronę komórkę. – A to oddajemy. –dodał i odprowadził bruneta wzrokiem do drzwi.
-Więc… teraz mam nowe zajęcie, huh? – mruknął do siebie Izaya wychodząc z budynku i kierując się w tylko sobie znaną stronę, byleby nie musiał wracać do domu. Jego cień wydłużał się od promieni zachodzącego już słońca. Odetchnął głęboko. Tak… może będzie zabawnie.
-Obudziłeś się? – padło z ust nieznajomego. Orihara jednak nic nie odpowiedział. Dobrze wiedział, gdzie trafił. Znajduje się w bazie należącej do jednej z najgroźniejszych mafii, Awakusu-kai, a do tego trafił do samego szefa organizacji, Shiki’ego Haruya’i. Chociaż serce szybciej mu biło i strasznie się bał, nie okazywał tego po sobie. Mężczyzna odwrócił się i podszedł do niego, siadając na stojącej naprzeciwko kanapie. – W końcu do nas trafiłeś, Orihara. – powiedział. Te słowa nie spodobały się Izayi. Jakie ‘W końcu’?
-Nie rozumiem, o co Ci chodzi, Shiki-san. – skwitował chłopak. Czarnooki roześmiał się i poprawił swój naszyjnik.
-Widzę, że coś tam o mnie wiesz. A wracając do tego o co mi chodzi… czekaliśmy na Ciebie od dawna. – widząc jednak, że chłopak dalej niewiele rozumie z jego wypowiedzi, kontynuował. – Byłeś ostatnim rocznikiem dzieci, które pisały w przedszkolu obowiązkowy test kompetencji. Wiesz przecież, że teraz można go napisać, ale nie trzeba, zależnie od decyzji rodziców. W komisji był jeden z moich ludzi. Gdy przyszły Twoje wyniki szybko je skopiował i przyniósł tu. ‘Spójrz, Shiki-san, ten dzieciak ma niesamowity wynik! W całej historii egzaminów były tylko dwie osoby, które uzyskały podobny. Jedną z nich była jego matka. Jednak on ma jeszcze wyższy wynik. To niesamowite, takie coś się nie zdarza! On może być kiedyś dla nas naprawdę niebezpieczny.’ Zachwycał się Tobą jak małym, słodkim szczeniaczkiem. Dlatego zaczęliśmy Cię obserwować, chcąc wiedzieć jak najwięcej o Tobie i Twoich umiejętnościach, aby móc oszacować, czy nam zagrażasz czy nie. Jednak wkrótce okazało się, że tak. – na chwilę zawiesił głos i odpalił papierosa. – Jednak nie mieliśmy zamiaru cały czas Cię obserwować, robiliśmy to raczej sporadycznie, tylko by być pewnym postawionej ileś lat temu diagnozie. Była prawdziwa i wciąż jest.
-Co teraz? Zabijecie mnie? – zapytał Izaya, gdy mężczyzna skończył swoją opowieść. Coś kojarzył, ale czy naprawdę trzeba było to roztrząsać?
-Nie, nie, nie, nic z tych rzeczy. Mamy dla Ciebie pewną propozycję. – oznajmił Shiki. Gdy chłopak milczał, mówił dalej. – Lubisz obserwować ludzi, doskonale znasz ich naturę i zachowania… Co Ty na to żeby zostać naszym informatorem? Sam ustalasz ceny za dane informacje. Co Ty na to? – zapytał. Chociaż niby pozostawiał Oriharze wolny wybór, chłopak wiedział, że nie pożyje długo, jeśli się nie zgodzi. Ale w sumie dlaczego nie? Kocha zbierać informacje o innych, kocha wszystkich ludzi, więc czemu by na tym nie zarabiać? Rozważył jeszcze wszystko i w końcu skinął głową.
-Zgadzam się.
-Cieszymy się. Witaj więc w naszej rodzinie, w Awakusu-kai, Orihara Izaya. – oznajmił Shiki zgniatając w popielniczce niedopałek i wyciągając dłoń w stronę chłopaka, by przypieczętować umowę.
-Mamy twój numer telefonu, zadzwonimy gdy będziemy czegoś potrzebować. – mężczyzna wyciągnął w jego stronę komórkę. – A to oddajemy. –dodał i odprowadził bruneta wzrokiem do drzwi.
-Więc… teraz mam nowe zajęcie, huh? – mruknął do siebie Izaya wychodząc z budynku i kierując się w tylko sobie znaną stronę, byleby nie musiał wracać do domu. Jego cień wydłużał się od promieni zachodzącego już słońca. Odetchnął głęboko. Tak… może będzie zabawnie.
Komentarze
Prześlij komentarz