Rozdział 5 - Strach
Pokazywałem
właśnie Georgowi ruch, który wykonałem podczas koncertu i tłumaczyłem, jak go
się robi, ciągle się przy tym śmiejąc. Chłopcy stwierdzili, że ten ruch jest
bardzo uwodzicielski, więc ze śmiechem zacząłem ruszać się jak dziewczyna,
która chciałaby zaciągnąć ich do łóżka. Nagle
jednak usłyszałem pisk opon i gdy spojrzałem w tamtym kierunku, oślepiły mnie
światła reflektorów. Wiedziałem, że kierowca jedzie prosto na mnie, więc
cofałem się, chcąc uskoczyć, ale prowadzący tylko zmieniał kąt jazdy tak, by
być cały czas na wprost mnie. Czułem, że nie ucieknę. Spojrzałem w stronę
reszty i na chwilę wzrok mój i Toma skrzyżował się. Zaraz
potem poczułem, jak coś szarpie mnie za ramię, ciągnąc w tył, a do moich uszu
doszedł dźwięk dwóch wystrzałów. Upadłem na ziemię, obijając sobie tyłek, ale
nie przejąłem się tym teraz. Czułem, jak szybko bije przez to wszystko moje
serce i suchość w ustach. To wszystko rozegrało się w ciągu kilku sekund,
i gdyby nie osoba, która odciągnęła mnie w ostatnim momencie, leżałbym teraz przynajmniej ciężko ranny na zimnej ziemi. Właśnie...
kim jest ta osoba? Byłem ciekaw, więc zerknąłem na moje lewe ramię, na którym
wciąż zaciska się czyjaś drobna dłoń. Podążyłem wzrokiem w górę i aż mnie
zamurowało. Dosłownie! Albo mam zwidy, albo to ta sama dziewczyna, która
rozglądała się uważnie po hali przez cały nasz koncert. Zaraz
jednak widok na nią został mi zasłonięty przez Toma, który badał mnie, mówiąc
coś gorączkowo i upewniając się, że nic mi nie jest. Gdy dotarło do niego, że
jestem cały i zdrów, przytulił mnie mocno. Resztą zdążyła już ochłonąć, widząc,
że żyję. Teraz wszyscy uważnie przyglądali się mojemu wybawcy, nawet ja, więc
mój bliźniak w końcu zwrócił twarz w jej stronę i zastygł w bezruchu, będąc w
ewidentnym szoku.
-Dziękuję. - powiedziałem
nieco słabym głosem do dziewczyny, na co jej szare oczy spojrzały na mnie i
uśmiechnęła się ciepło. Schowała broń i wstała z kucek, rozglądając się
dookoła. Chciałem już ją o coś zapytać, ale uprzedził mnie bliźniak.
-Co ty tu
tak właściwie robisz? - był
wyraźnie zdenerwowany całą sytuacją i mógł ją nawet oskarżyć teraz o zamach na
moje życie. Potem wszystko by odwołał, ale i tak... Wstałem i położyłem mu dłoń
na ramieniu, by trochę ochłonął. Rzuciłem nieznajomej przepraszające spojrzenie,
na co roześmiała się ładnym, perlistym śmiechem, mącąc ciszę jaka nastała.
-Nie
dziwię się, że tak zareagował. W końcu wygląda to tak, jakbym was śledziła, co
po części jest prawdą. - wciągnąłem
głośno powietrze do płuc. Dlaczego ona nas śledzi? Chce czegoś od nas?
Pieniędzy? Ukartowała to, by łatwiej było jej nas urobić? Zanim zapytałem o
cokolwiek, wsunęła dłoń o torby, którą miała przy sobie i wyjęła jakąś kopertę.
Podała mi ją, spoglądając na mnie i Toma poważnie. -Jestem
tu z polecenia waszej matki. Z tego, co mówiła, wasz ojciec jest szychą na rynku
sportowym, a więc na pewno ma pozycje i pieniądze. Podobno stosunki między wami
a ojcem nie są zbyt dobre. Simone dostała ostatnio list z pogróżkami, że
niedługo zobaczy was po raz ostatni. - wyjaśniła,
a moje oczy robiły się coraz większe. Racja, nasze relacje z ojcem nie są
najlepsze. Gdy rozwiódł się z mamą nie było za wesoło, a potem zupełnie nas lekceważył.
Zaczął się odzywać ponownie, gdy zaczęliśmy naszą karierę. Podczas ostatniej
kolacji rodzinnej, na którą się wprosił, doszło między nami do kłótni. Oznajmił
wtedy, że się z nami policzy, ale czy był skłonny nas zabić?
-Co to
znaczy? - zapytał
mój brat, nie spuszczając czujnego wzroku z czarnowłosej. Muszę przyznać, że w
innych okolicznościach doceniłbym jej ubiór, ale teraz chciałem wiedzieć jak
najwięcej, więc spijałem wręcz każdą informację z jej ust.
-Simone
boi się, że coś wam się stanie. Dlatego prosiła mnie o dodatkową ochronę nad
wami. - wyjaśniła
spokojnie, ale martwiło mnie coś jeszcze, mianowicie...
-Ile
właściwie masz lat? - na to
pytanie uśmiechnęła się szeroko i rozejrzała jeszcze raz po parkingu, jakby
obawiając się czegoś, nim odpowiedziała.
-Siedemnaście. - wybałuszyłem
na nią oczy. Pięć lat różnicy? I dlaczego
w tak młodym wieku ma zamiar nas chronić? No i w ogóle... To przecież jeszcze
dziecko!
-Jak to
możliwe? - zapytał,
tym razem Geo, chcąc najwyraźniej uczestniczyć w tej rozmowie.
-Większość
mojej rodziny pracuje jako ochroniarze sławnych osób. Byłam do tego przygotowywana
już od dziecka, dlatego pół roku temu udało mi się ukończyć szkolenie.
Wszystkie potrzebne wam dokumenty są w teczce. A teraz wsiadajcie do samochodu,
nim ktoś urządzi sobie na was polowanie. - rozkazała,
a my jak potulne baranki posłuchaliśmy się jej. Jednak jest jeszcze jedna
rzecz, która mnie męczy, a mianowicie wystrzały. Słyszałem dwa, więc gdzie są
kule? Zastanawiałem się, podczas gdy dziewczyna usiadła wraz z nami. Spojrzałem
nie nią i wahałem się tylko przez moment.
-Co ze
strzałami? - zapytałem,
a powietrze znów wypełniło się jej śmiechem. Po chwili jednak poprawiła sobie
włosy, i spojrzała na każdego z nas poważnie.
-Strzelałam
za tym samochodem. Ale był trochę za szybki. Udało mi się jedynie
uszkodzić jego karoserię. - westchnęła
cicho, jakby to była jakaś straszna porażka. Przecież... uratowała mi życie,
jakby nie patrzeć. No i wykazała się odwagą, w końcu ją też mógł ten
szaleniec przejechać. Tylko kto siedział za kierownicą? Nasz ojciec? Przecież
to by było niedorzeczne! Ale... jeśli bardzo nas nienawidzi, to kto wie? Z
zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu, jak się okazało, naszej ochroniarki.
Rozmawiała z kimś szybko w jakimś dziwnym języku, nie byłem w stanie go
zrozumieć. Wlepialiśmy w nią spojrzenie, a oczy niemal wychodziły nam z orbit.
To ona jest Niemką czy kim? I co to za dziwny język? Nie
prowadziła zbyt długo tej konwersacji i już po chwili zwróciła się do nas.
-Jeśli
was nie zapytają, nie mówcie nic o tym wypadku. Za nic nie mówcie, że to ja tam
byłam i wam pomogłam. Jeśli mam was chronić, muszę pozostać widoczna dla jak
najmniejszej ilości osób. - wyjaśniła,
a moja brew powędrowała w górę.
-Jak niby
chcesz nas chronić? Nas jest czwórka i w dodatku jesteś młodsza... mówiłaś, że
masz to wyszkolenie, ale jak...
-Wybierzcie
jednego z waszych ochroniarzy. Albo wszystkich. Mogę wam pokazać, że moje
szkolenie różniło się od tego, jakie oni otrzymali i że dam im radę. Byłam do
tego przygotowywana odkąd zaczęłam chodzić, więc jest to dla mnie naturalne. Ja
pomogę wam, a wy mi. - uśmiechnęła
się tajemniczo, co w cale jakoś specjalnie mi się nie spodobało.
-Jakiej
pomocy oczekujesz? - zapytał
mój bliźniak, chcąc mieć jasność sytuacji. Dziewczyna westchnęła i usiadła po
turecku.
-Do tej
pory byłam ochroniarzem dodatkowym, czyli głównie zajmował się ludźmi ktoś inny
a ja im pomagałam. Chociaż kilka razy zdołałam udowodnić, że mogę już sama
zająć się ochroną, nie pozwalano mi. Teraz jednak ubiegłam innych i wasza matka
też była stanowcza. Z tego, co wiem, mój kuzyn chronił kiedyś Davida, więc
musiał jej o naszej rodzinie wspominać. - wyjaśniła
a mnie ciekawiła już tylko jedna rzecz.
-Jak masz
na imię? - nie
odpowiedziała od razu, jakby myślała, czy powinna to zrobić. Spojrzała za okno,
zwilżyła wargi koniuszkiem języka i dopiero, gdy jej wzrok znów padł na mnie,
odpowiedziała.
-Alice.
TOM
Byłem wstrząśnięty tym wypadkiem i wszystkim, co się
wydarzyło. Ta dziewczyna dostarczyła nam na prawdę dużo nowych informacji, a ja
nie miałem pojęcia, że takie coś w ogóle jest możliwe. Myślałem, że takie
rzeczy zdarzają się tylko w filmach. A jednak teraz rozpoczynał się koszmar z
nami w roli głównej.
-Czy ten ktoś może chcieć skrzywdzić też Georga i Gustava? - zapytałem, chcąc wiedzieć, ilu ludzi musi chronić ta drobna
istota. W końcu ona jest o połowę mniejsza od Billa! A co dopiero ode mnie. Ona
chyba też ma jakąś niedowagę, bo jest strasznie chuda. Obserwowałem, jak
marszczy brwi, intensywnie nad czymś myśląc. Blada, niemal biała skóra odcinała
się od czarnych włosów, nawet mój bliźniak przy niej wydawał się opalony!
-To zależy... Jeśli jest to wasz ojciec i on po prostu chce
się na was za coś zemścić, to nie powinien. Jednak jeśli jest to ktoś inny,
może chcieć zlikwidować cały zespół. Być może konkurencja? A może macie jakiś
wrogów? - pytała, najwyraźniej chcąc mieć jakieś rozeznanie.
Spojrzałem na brata i wiedziałem, o czym myślał. Szkoła. Wiele osób z naszej
szkoły nas krytykowało i nienawidziło. Jednak czy ktokolwiek z nich mógłby
chcieć zrobić nam coś takiego? W końcu my nawet nie daliśmy im powodu do
zemsty...
-Nie sądzę, ale w szkole...
-Wiem. Wasza matka powiedziała mi, jakie były wasze relacje
z rówieśnikami. Musimy więc założyć, że zagrożeni jesteście wszyscy. Będziemy
musieli więc ustalić kilka zasad, żeby były jak najmniejsze szanse na zrobienie
wam krzywdy. - przerwała mi, a ja myślałem, jakież to zasady ona chce
ustalać. Tym razem to ja zmarszczyłem brwi, a Bill chyba zrobił to samo, bo to
właśnie on zadał kolejne pytanie. G&G jedynie nam się przysłuchiwali.
-Jakie zasady? - dziewczyna sięgnęła do kieszeni i wyjęła komórkę. Zdziwiłem
się, gdy sprawdzała coś na niej, ale zaraz znów go odłożyła i zwróciła się do
nas. Nie zna własnych zasad? Może jednak jest ktoś inny, kto może nam pomóc? -Przepraszam, tata pyta, czy wszystko w porządku. - wyjaśniła, a Czarny skinął głową, dając znak, że rozumie.
Każdy rodzic jest zdenerwowany, gdy jego dziecko wyfruwa z gniazda. Mama też
nie dawała nam przez pewien czas spokoju, ciągle dzwoniąc. W końcu długie palce
z pomalowanymi na szaro paznokciami zaczęły bawić się pierścionkiem na palcu. -Tak więc... Przede wszystkim będziecie musieli nosić chipy
i pejdżery. Udało mi się poprosić znajomego, żeby połączył je razem i będą
wręcz niewidoczne. Bill dostanie go w postaci pierścionka, Tom jako opaskę na
nadgarstek, Gustav w sprzączce od paska, a Georg jako bransoletę. Dzięki temu
będę wiedzieć, gdzie jesteście i będziecie mogli mnie powiadomić, gdy będzie
wam potrzebna pomoc. - wyjaśniła, zdejmując pierścionek w kształcie krzyża, którym
się bawiła i pokazała nam go. Bill wziął go w palce i razem oglądaliśmy go
uważnie z bliska, zauważając na spodzie mały przycisk.
-Dzięki temu będziecie mogli mnie znaleźć. Zainstaluję w
waszych komórkach aplikację, dzięki której będziemy mogli znaleźć siebie nawzajem.
No dobrze, przejdźmy do dalszej części... - dodała, odbierając nam pierścionek i zakładając go z
powrotem na palec. Splotła ze sobą szczupłe palce i spojrzała na nas badawczo.
Wszyscy siedzieliśmy teraz w ciszy, słuchając jej uważnie. -Musicie być czujni. Cokolwiek was zaniepokoi, mówcie mi o
tym. Ochrona nie zostanie znacznie zwiększona, tylko tyle, ile normalnie w
takich przypadkach. Trzeba wymyślić też dobrą przykrywkę a propos tego, że
kręcę się koło was. Nad tym jeszcze pomyślimy. Każdy z was dostanie też coś do
obrony. Na początku paralizator, jeśli będzie trzeba, dostaniecie też broń. - mówiła, a my spijaliśmy każde słowo z jej ust, dokładnie
tak, jak wcześniej widownia na naszym koncercie.
-Kochanka. - wyszeptał mój bliźniak, na co spojrzałem na niego ze
zdziwieniem i szokiem wymalowanym na twarzy. Co on znowu wygaduje? Jaka
kochanka? O co mu chodzi?! Chyba nie chce mnie zostawić, prawda? PRAWDA?!
-Billy, o czym ty mówisz? - zapytałem cicho, czując suchość w ustach. Co też się dzieje
teraz w jego okalanej czarnymi włosami główce? Spojrzał na mnie z błyszczącym
rozbawieniem w ciemnych oczach i znów przeniósł wzrok na zieolonooką.
-Alice mogłaby udawać dziewczynę któregoś z nas. To
wyjaśniałoby jej ciągłą obecność u naszego boku. Pomyśl, Tom, to by mogło
przejść. Chyba, że wiedzą, jak wygląda. Ale poza tym przeszłoby bez szwanku,
czy się mylę? - wyjaśnił, a ja odetchnąłem z ulgą, opierając głowę o
zagłówek. Śmiech rozniósł się po samochodzie i śmiali się wszyscy, nawet ja
zacząłem się trząść w niekontrolowanym napadzie chichotu, którym mnie zarazili.
-Tak, to przejdzie, na szczęście nie widzieli mnie.
Ustalcie resztę między sobą. - poprosiła i wysiadła jako pierwsza, gestem nakazując nam
chwil poczekać. Najwyraźniej dojechaliśmy pod hotel. Bill jest najbardziej
romantyczny, ja bym ją jeszcze przeleciał, a Geo i Gus mają dziewczyny, więc
byłoby słabo, gdyby nagle wywołali skandal, że zdradzają je w trakcie trasy.
Spojrzałem na bliźniaka i przez kilka sekund patrzyliśmy sobie w oczy, po czym
skinął głową, zgadzając się niemo. Wysiadłem zaraz za nim i zobaczyłem, jak
objął dziewczynę w pasie, a ta po prostu szła jakby nigdy nic obok niego. Widać
znaczną różnicę wzrostu, Bill ma 185 cm a ona około 170... ciężko dokładnie
stwierdzić, ale jestem pewien, że różnica jest spora. Dogoniłem ich i każdy ze
swoją torbą w dłoni ruszył do swojego pokoju. Nasza nowa ochroniarka rozejrzała
się i spojrzała na nas.
-Jeśli pozwolicie, skorzystam z łazienki i zbiorę was
tutaj. Rozdam wam chipy i pójdę sprawdzić hotel. Dogadam się też z Jostem w
sprawie waszych wywiadów... - chyba chciała powiedzieć coś jeszcze, ale nie zdążyła, bo
do pokoju wpadł nasz rozgorączkowany menager. Obrzucił nas obu spojrzeniem i
widocznie odetchnął z ulgą, jednak zaraz zesztywniał, widząc czarnowłosą.
-Alice?! - wykrzyknął zdziwiony, a ona wyszczerzyła się szeroko i pokiwała
głową. Najwyraźniej David został uspokojony, bo opadł na fotel i przetarł twarz
dłońmi.
-Panie Jost, chciałabym z panem później porozmawiać. Mam
nadzieję, że wszystko jest w porządku? Michael poprosił, bym zatroszczyła się
także o pana bezpieczeństwo. - jej głos rozniósł się po pomieszczeniu, a mężczyzna spojrzał
na nią badawczo. Potem nagle, ni z tego, ni z owego, wstał i ją przytulił.
Zakleszczył ją w silnym uścisku, który czarnowłosa odwzajemniła, z cichym
śmiechem.
-Matko, Alice! Nie dawaliście znaku życia, odkąd
wyjechaliście razem do Tajlandii, chroniąc tę dziewczynę... Martwiłem się o
was! - wrzeszczał, trzymając ją za ramiona i potrząsając lekko.
Zielonooka wyślizgnęła mu się i podeszła do torby, po czym wyjęła z niej jakiś
pakunek i podała mężczyźnie.
-Taka mała pamiątka z wycieczki do Tajlandii dla wujka. - wyjaśniła z szerokim uśmiechem, a mnie szczęka opadła. JOST
JEST JEJ WUJKIEM?! Patrzyłem wielkimi oczami to na nią, na Davida i na brata,
któremu oczy niemal wyszły z orbit. Widząc nas, oboje wybuchli śmiechem, niemal
tarzając się po ziemi.
-To... jesteście spokrewnieni? - zapytałem, na co oboje skinęli głowami i dopiero po kilku
minutach, gdy już mogli spokojnie oddychać, spojrzeli na nas z rozbawieniem.
-Taak.. Jestem bratem jej matki. - wyjaśnił nas menadżer, a my tylko skinęliśmy głowami i rozsiedliśmy
się na swoich łóżkach. Jost wyciągnął z papierowej torby figurkę Buddy. -Kiedy wróciliście?
-Kilka dni temu. Zaraz potem Michael dostał nowe zlecenie,
a potem dostałam telefon od pani Simone. Prosiła mnie o ochronę twoich
podopiecznych, więc jestem. A gdy się zorientowałam, kto się nimi opiekuje,
stwierdziłam, że to tym lepiej.
-I jak było w Tajlandii?
-Dobrze, ale mafia nie chciała nam dać spokoju. Matka
dziewczynki zginęła, ale jej samej nic nie zagraża.
-Gdzie trafił Michael? - na chwilę zapanowała cisza. Alice przygryzła wargę,
prostując się w fotelu. Spuściła wzrok na swoje dłonie i znów bawiła się
pierścionkiem.
-Nie mam pojęcia... ostatnio przysłał wiadomość z Tokio. Od
tamtego czasu nie ma z nim kontaktu... Boję się, że coś mu się stało. - wyszeptała, a jej dolna warga zaczęła niebezpiecznie drżeć.
Wstała i wyjęła coś z torby, po czym zniknęła za drzwiami łazienki. Niedługo
potem usłyszeliśmy szum wody, a Jost spojrzał na nas uważnie.
-Mimo, że to ona jest tutaj od waszej obrony, to proszę,
dbajcie o nią. Mimo wszystko to jeszcze dziecko. Stara się udowodnić sobie i
innym, że jest silna, ale to wciąż mała, delikatna dziewczynka, która płakała
ze strachu, gdy razem z tatą była na pierwszej misji.
-Ile miała wtedy lat? - Billa na pewno poruszył ten fakt. On zawsze umie utożsamić
się z uczuciami innych, nie to, co ja. Jest bardziej empatyczny i opiekuńczy.
-Pięć, nie więcej. Jej rodzice nie mogli się wycofać z
pracy, a ja byłem zbyt zajęty, by ich odciążyć. Więc proszę, dbajcie o nią. - to
powiedziawszy, wyszedł z pokoju, zostawiając nas samych sobie.
Komentarze
Prześlij komentarz