Ludzka maszyna - 3
Przepraszam, że musieliście tyle czekać... poprawię się, obiecuję! Mam nadzieję, że miło spędziliście święta.
~~~~~~~~
Siedzę właśnie przy biurku, a przede mną leży kartka zapisanych po łacinie słów. Dlaczego języka kwiatów uczymy się na łacinie? Ponieważ po łacinie są nazwy kwiatów, a nasza nauczycielka uwielbia dzielić się ze swoimi uczniami w taki a nie inny sposób. Przynajmniej tyle udało mi się dowiedzieć od nowych kolegów w klasie. A że językiem kwiatów można dużo przekazać... Westchnąłem cicho i wziąłem znów kartkę do ręki, żeby nauczyć się tych nazw i znaczeń. W poprzedniej szkole nie było nacisku na łacinę, dlatego mam teraz spore zaległości z tego przedmiotu. Cholera...
~~~~~~~~
Siedzę właśnie przy biurku, a przede mną leży kartka zapisanych po łacinie słów. Dlaczego języka kwiatów uczymy się na łacinie? Ponieważ po łacinie są nazwy kwiatów, a nasza nauczycielka uwielbia dzielić się ze swoimi uczniami w taki a nie inny sposób. Przynajmniej tyle udało mi się dowiedzieć od nowych kolegów w klasie. A że językiem kwiatów można dużo przekazać... Westchnąłem cicho i wziąłem znów kartkę do ręki, żeby nauczyć się tych nazw i znaczeń. W poprzedniej szkole nie było nacisku na łacinę, dlatego mam teraz spore zaległości z tego przedmiotu. Cholera...
Aminek większy
- Ammi majus - fantazja
Bluszcz
pospolity - Hedera helix - wierność
Bugenwilla
okazała - Bougainvillea spectabilis - pasja
Dzięgiel -
Angelica - inspiracja
Dzwony
irlandzkie - Molucella laevis - szczęście
Gerbera -
Gerbera - radość
Na
szczęście na razie nie zapowiedziała więcej. Powiedziała, że na następnej
lekcji zrobi kartkówkę z tych słówek i zacznie nam dawać słowa związane z
miłością, bo według niej to te powinniśmy poznawać w pierwszej kolejności. W sumie
język kwiatów jest całkiem ładny i dobrze przemyślany. Podając nazwy kwiatów,
nawet po łacinie, można wyrazić tak wiele. Aż sobie przypomniałem ostatnią lekcję...
-Bill, powiedz, proszę, jak wyraziłbyś swoje uczucia?
Zapytała ciekawie nauczycielka, a czarnowłosy przez chwilę milczał.
-Cyklamen (nieśmiała nadzieja), Synapis (zraniono mnie), Calenula (żal).
Na prawdę tak się czuje?
Zmęczony odłożyłem kartkę na biurko i zerknąłem na zegarek. Dopiero po dziesiątej, ale czuję się dziwnie senny. Zrezygnowany wyłączyłem lampkę stojącą przy biurku i powlokłem się do łóżka, na które padłem bez sił. Nie sądziłem, że szkoła może być taka męcząca! W dodatku Bill w cale nie pomagał. Ignorował mnie, mimo, że usilnie starałem się nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. Praktycznie się już do końca dnia do mnie nie odezwał, nie mówiąc nawet o spojrzeniu na mnie! To się robi frustrujące. Dlaczego przejmuję się jakimś tam chłopakiem, którego znałem zaledwie jeden dzień? Nie rozumiem tego, ugh!
-Bill, powiedz, proszę, jak wyraziłbyś swoje uczucia?
Zapytała ciekawie nauczycielka, a czarnowłosy przez chwilę milczał.
-Cyklamen (nieśmiała nadzieja), Synapis (zraniono mnie), Calenula (żal).
Na prawdę tak się czuje?
Zmęczony odłożyłem kartkę na biurko i zerknąłem na zegarek. Dopiero po dziesiątej, ale czuję się dziwnie senny. Zrezygnowany wyłączyłem lampkę stojącą przy biurku i powlokłem się do łóżka, na które padłem bez sił. Nie sądziłem, że szkoła może być taka męcząca! W dodatku Bill w cale nie pomagał. Ignorował mnie, mimo, że usilnie starałem się nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. Praktycznie się już do końca dnia do mnie nie odezwał, nie mówiąc nawet o spojrzeniu na mnie! To się robi frustrujące. Dlaczego przejmuję się jakimś tam chłopakiem, którego znałem zaledwie jeden dzień? Nie rozumiem tego, ugh!
Mimo
zmęczenia długo wierciłem się z boku na bok, nim w końcu zmorzył mnie sen. Nie
spałem jednak zbyt dobrze i rano obudziłem się z bolącym karkiem i w dodatku
zmęczony. Przetarłem zaspane oczy, chcąc pozbyć się z nich piasku i zwlokłem
się powoli z łóżka, kierując się do łazienki. Wczoraj wieczorem myłem dredy,
mam nadzieję, że już wyschły. Szybko się umyłem, nakremowałem, wyszorowałem
zęby i znów w samym ręczniku wlazłem do pokoju, wyjmując z szafy pierwsze
lepsze ciuchy. Matko, ja nie mogę spać! Potrzebuję czegoś do obudzenia się i to
najlepiej już, zaraz.
Zszedłem
cicho na dół i z zadowoleniem stwierdziłem, że na stole stoi kubek kawy i
karteczka od mamy.
Pewnie będziesz nieprzytomny - zostawiam ci kawę, podgrzej w
mikrofali gdyby zdążyła wystygnąć.
Mam dziś dużo spraw do załatwienia, także będziesz dzisiaj musiał
zjeść sam.
Tata pojechał na kilka dni do Berlina, w nocy dostał telefon od
wujka. Nie martw się, wszystko z nimi w porządku.
Całuję,
Mama
Uśmiechnąłem
się sam do siebie. Moja rodzicielka zawsze myśli o wszystkim i o wszystkich.
Odziedziczyłem to po niej. Kawa jednak była jeszcze gorąca, co oznacza, że
musiała właśnie wyjść. Wypiłem ją szybko i od razu poczułem się trochę lepiej.
Chwila minie, nim kofeina zacznie swobodnie krążyć w moich żyłach, ale
przynajmniej się rozbudzę.
Zarzuciłem
plecak na ramię i wyszedłem z domu, kierując się na przystanek autobusowy
spokojnym krokiem. Po kilku minutach byłem już na miejscu, akurat przyjechał
autobus, którym miałem jechać. Szybko wsiadłem, pokazując kierowcy bilet.
Usiadłem na jednym z wolnych miejsc i spojrzałem na krajobraz za oknem. Zwykle
tego nie robię, ale zapomniałem dzisiaj zabrać mp3. Szlag by moje
roztargnienie.
Droga do
szkoły minęła mi szybko i nim się obejrzałem, wchodziłem przez główną bramę
budynku. Sprawdziłem jeszcze szybko plan lekcji i skierowałem się pod klasę do
angielskiego. Przysiadłem na jednym z parapetów i zacząłem szperać w telefonie,
czekając na dzwonek. Zauważyłem zbliżającego się Humanoida i od razu schowałem
komórkę, idąc do niego z uśmiechem na twarzy. Pusty wzrok czekoladowych oczu
spoczął na mnie i zaraz potem prześlizgnął się znów na drogę przed nim.
-Cześć,
Bill.
Przywitałem
się, idąc obok niego i siadając wraz z nim na wcześniej zajmowanym przeze mnie
parapecie. Nie odpowiedział, jedynie gapił się w okno. Jednak ja nie
zamierzałem odpuszczać, co to, to nie.
-Jak ci
idzie ten język kwiatów? Niestety, jestem słaby z łaciny i mam z tym
trudności...
Zapytałem
tylko po to, by zacząć jakiś temat. W cale nie kłamałem z tym, że jestem słaby
z łaciny, chociaż się staram.
-Iam
nostis. (Już to umiem.)
Zatkało
mnie. On.. zna łacinę, i to najwyraźniej całkiem nieźle. Zaraz jednak mentalnie
dałem sobie z liścia w twarz. Nawet jeśli, to jest to przecież jego kolejny
sposób na pozbycie się mnie. Nie ma tak łatwo, Humanoiku, oj nie. Ja jestem
uparty i to jak. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Zaraz
potem zadzwonił dzwonek. Nie odzywaliśmy się do siebie wiele, ale ciągle byłem
obok niego. Mimo tego, że mnie ignorował a banda wyrostków znów uprzykrzała nam
dzień, to nie poddawałem się. Dlaczego tak bardzo zależy mi na zbliżeniu się do
niego? Nie wiem, ale coś w nim jest, coś takiego, co sprawia, że nie potrafię
się powstrzymać. Rozważałem w ciągu dnia nawet możliwość, że jedynie podnieca
mnie w sposób fizyczny, ale szybko zdałem sobie sprawę, że to nie to. To coś
innego, nie mogę jednak zrozumieć, czym ta drobna istota z rozczochranymi
włosami tak mnie fascynuje.
Z takimi
myślami wracałem do domu po skończonych zajęciach. Ciągle zastanawiałem się, co
zrobić, aby w końcu móc się do niego zbliżyć. Jest wyzwaniem i to tym bardziej
mnie motywuje.
W domu
zasiadłem do lekcji, ale ciągle odpływałem myślami, nie mogąc się na niczym na
dłużej skupić. Skończyło się na tym, że zdenerwowany rzuciłem książkami o łóżko
i zszedłem do kuchni, aby przygotować sobie coś do jedzenia. W połowie schodów
jednak stwierdziłem, że nie mam ochoty gotować, więc zamówiłem pizzę. Włączyłem
telewizor i w oczekiwaniu na dostawcę rozłożyłem się na kanapie, ze szklanką
Coca-Coli w dłoni. Skakałem po kanałach, aż w końcu znalazłem jakiś w miarę
ciekawy film, który oczywiście co chwilę komentowałem na głos, sam do siebie.
Jak wariat jakiś. Tak się właśnie czuję.
Na dźwięk
dzwonka do drzwi aż podskoczyłem, jednak podszedłem do nich szybkim krokiem i
otworzyłem je. Po drugiej stronie stał na oko dwudziesto-paroletni mężczyzna z
szerokim na całą twarz uśmiechem i z kartonem mojej pizzy w ręce. Zapłaciłem mu
z nawiązką i szybko odprawiłem, czując uporczywe ssanie żołądka. W sumie przez
cały dzień zjadłem tylko jabłko... Matko, jak ja żyję?
Załamany
tym, co się ze mną dzieje, wróciłem do obijania się na kanapie i komentowania
tego dziwnego filmu.
Obudziłem
się, gdy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Drgnąłem i poderwałem się z kanapy,
patrząc na postać przede mną. Odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem życzliwą twarz
mamy. Najwyraźniej przysnąłem a ona dopiero wróciła.
-Przepraszam,
że cię wystraszyłam.
Powiedziała
zamiast powitania z nutą rozbawienia. Uśmiechnąłem się do niej łobuzersko.
Zamieniliśmy jeszcze kilka słów, ale oboje zmęczeni szybko przyszykowaliśmy się
do snu, i po niespełna czterdziestu minutach oddawałem się objęciom Morfeusza.
Czuje niedosyt...
OdpowiedzUsuńO to mi chodziło :)
UsuńMe 2
OdpowiedzUsuńZgadzam sie z osoba wyzej :-(
#pandowa
Bardzo fajny odcinek ����
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńWszyscy czekają:-)
OdpowiedzUsuń// Aga
Od dziś zostaję twą czytelniczką <3
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze piszesz, z niecierpliwością jak nigdy pochłaniałam rozdział za rozdziałem. Super!
O jeju... dziękuję <3
UsuńRozdział o 23 :)