Dla Ciebie - Alternativ - Rozdział 4
Hey i ho~
W zeszłym rozdziale zapomniałam o części Tom'a >.<
Dlatego w tym zaczniemy Tom'em.
W sumie Tom'a miały być 2 części tutaj, ale nie dałam rady, przepraszam.
Nie dam rady zrobić kolejnej części Tom'a w tym odcinku.
Postaram się wyrównać w 5 rozdziale, wybaczcie.
Dlatego w tym zaczniemy Tom'em.
W sumie Tom'a miały być 2 części tutaj, ale nie dałam rady, przepraszam.
Nie dam rady zrobić kolejnej części Tom'a w tym odcinku.
Postaram się wyrównać w 5 rozdziale, wybaczcie.
A tak poza tym, to mam do Was prośbę:
Do końca... na razie do końca miesiąca, potem się zobaczy, zbieram od Was pytania i zrobię osobny post, w którym na nie odpowiem.
Możecie pytać o wszystko: bloga, postacie, o mnie...
Co Wam przyjdzie do głowy~!
Do końca... na razie do końca miesiąca, potem się zobaczy, zbieram od Was pytania i zrobię osobny post, w którym na nie odpowiem.
Możecie pytać o wszystko: bloga, postacie, o mnie...
Co Wam przyjdzie do głowy~!
Więc czas start - czekam na Wasze pytania :)
A teraz:
A teraz:
Zapraszam~!
TOM
Kolejny ranek. Znów nie wiedziałem, co robić. Znaczy... układałem w głowie plan, jak wykastrować tych porywaczy plastikowym nożykiem, ale ciężko było mi się skupić, gdy wciąż obwiniałem się za zaistniałą sytuację. Bo że była moją winą byłem w 100% pewny, a nawet w 200%! To przez tę kłótnię w szpitalu!
-Nie możesz pamiętać, żeby coś zjeść?! Prosiłem! Musisz niszczyć mój związek?! Bo co, bo jesteś sam?!
Wykrzyczałem mu wtedy w twarz. Widziałem wtedy smutek i żal malujący się na jego bladym obliczu, ale wtedy nawet się cieszyłem z tego, a teraz? Teraz zrobiłbym wszystko, by cofnąć czas i nie dopuścić, by te słowa kiedykolwiek opuściły moje usta.
Usiadłem na łóżku i przetarłem zmęczone oczy, bo pół nocy nie mogłem spać. Położyłem się wcześniej do łóżka tylko dlatego, że wiedziałem, że od rana będę musiał wszystko ogarniać, by znaleźć i odbić Bill'a, ale nic nie dawało mi spać. W pewnym momencie nawet poczułem, że zbiera mi się na wymioty, a w kolejnym po prostu płakałem. W ciągu kolejnych kilku chwil poczułem ból, rozchodzący się po całym moim ciele, aż w końcu zasnąłem, zmęczony tym wszystkim. Spojrzałem na zegarek. 9 rano. I tak spałem za długo.
Zwlokłem się z łóżka, które było takie samo, jak Bill'a, bo on pierwszy je kupił i tak dobrze się spało, jak kiedyś u niego zasnąłem, że kilka dni potem kupiłem takie samo, założyłem dresy i bluzę na nagi tors, które kupił mi kiedyś Bill w zestawie. W sumie to chyba 90% ciuchów mam od niego... bo konto mamy wspólne, to nie ma "tyle na ciebie wydaję!" i tym podobnych rzeczy, które są często między rodzeństwem bądź partnerami. Ale wracając, ubrałem się szybko po czym zszedłem na dół zaparzyć kawę. W momencie, gdy nastawiłem ekspres o kolorze dobrego wina, który tak się spodobał mojemu bratu, że kupił go w dniu promocji, ktoś zadzwonił do drzwi. Z westchnieniem godnym cierpiętnika zdjętego z krzyża podążyłem w stronę tego jakże pięknego, wybranego przez mojego braciszka, drewna o kolorze tak ciemnym, że niemal czarnym, i chwyciłem za złotą klamkę. No... pozłacaną. Złota nie było, a pewnie Bill by się zachwycił i wziął. W sumie to ciekawe, jak teraz bardzo zauważam, ile w moim życiu robi mój mały braciszek...
Za drzwiami stały dwie osoby - uśmiechnięty od ucha do ucha kurier, z którym Czarny nieraz stoi pół godziny w drzwiach i o czymś rozmawia, a zaraz za nim moja wkurwiona dziewczyna, z twarzą wykrzywioną w grymasie złości. Od razu odechciało mi się żyć dzisiaj, widząc jej piękne lico. Ech... Uśmiechnąłem się do... Ben'a i odebrałem przesyłkę.
-Dzięki. Straszny upał dziś, napijesz się wody?
Zapytałem, opierając się o framugę drzwi i patrząc, jak jasnowłosy chłopak kręci głową.
-Obejdzie się, dzięki. Masz gościa.
Zaśmiał się i puścił mi oczko, po czym odwrócił się i wyszedł do samochodu, a ja przeniosłem wzrok na okalaną czerwonymi kosmykami twarz mojej dziewczyny. Wpuściłem ją do środka i poszedłem do kuchni, od razu upijając łyk czarnego naparu z, jak się dopiero teraz zorientowałem, ulubionego kubka Bill'a. To zabawne, bo sam mu go kupiłem - czarny z białym kotkiem i napisem Du bist die Beste! /Jesteś najlepszy/. Uśmiechnąłem się sam do siebie, nim oparłem biodro o grafitowy blat w kuchni i spojrzałem wyczekująco na Rię.
-No hej, piękna, co tam?
Odezwałem się po kilku minutach milczenia. Prychnęła jak wściekła kotka... nie! Jak wściekła lwica, po czym skierowała na mnie oskarżycielsko palec wskazujący.
-Olewasz mnie.
Powiedziała oschle. Czy ja przypadkiem nie odrzucałem połączeń od niej od kiedy Billy wylądował w szpitalu?
-Wiesz, skarbie, Bill został porwany i jestem zajęty.
Znów prychnięcie, a mnie chyba ciśnienie skoczyło i to w cale nie przez trzymaną w lewej dłoni kawę. Wziąłem głębszy wdech. Przy Rii to nauczyłem się wszystkich tajników yogi i technik relaksacyjnych, przysięgam!
-A co mnie obchodzi Bill? Co NAS obchodzi? Ciągle nam przeszkadza, bardzo dobrze, że w końcu go nie ma.
Usłyszałem. Chociaż nie... ja się chyba przesłyszałem! Ona... jak ta dziwka w ogóle śmie?! W tym momencie wszystkie moje hamulce puściły i nie widziałem w niej już dziewczyny, w której się zakochałem - widziałem najokropniejszą istotę, jaką jestem w stanie sobie wyobrazić. Wykrzywiłem usta w grymasie niesmaku.
-Słuchaj, suko. Nie będziesz się tak wyrażać o moim bliźniaku, to raz. Dwa, to nie wiem, kiedy usłyszałaś, bym w stosunku do ciebie i mnie użył słowa "nas". NAS to może oznaczać Bill'a i mnie, a nie taką tanią dziwkę jak ty. Obchodzi mnie, to trzy, bo to najbliższa mi osoba i znajdę go i odbiję, choćbym miał postawić na nogi całą Europę. A teraz wypieprzaj z mojego domu i nigdy nie wracaj, zanim wezwę ochronę. I tak, dobrze to rozumiesz - zrywam z tobą.
Powiedziałem zadziwiająco spokojnym tonem głosu, chociaż słowa wręcz ociekały jadem. Czarny mi kiedyś opowiadał, że jak wkurzyłem się na chłopaka, co go uderzył, to byłem przerażający - nie oddałem mu za bliźniaka, po prostu przeszywałem go wzrokiem a moje opanowanie i słowa przeraziły nawet mojego własnego brata. W tym momencie byłem dokładnie taki sam, sądząc po jej minie.
-Jeszcze do mnie wrócisz na kolanach.
Syknęła, wstając. Uniosłem kąciki ust w ironicznym uśmiechu.
-Nie licz na to, kotku.
Odparłem i odprowadziłem ją wzrokiem do drzwi, którymi trzasnęła, aż się szafki zatrzęsły. Szafki z drzewa wiśni, które tak się spodobały Bill'owi, gdy urządzaliśmy ten dom. Spojrzałem na pozostawioną na stole paczkę i prawie zakrztusiłem się tym, co miałem w ustach widząc imię Bill'a na paczce. Odstawiłem kubek na blat i pobiegłem do salonu z zawiniątkiem w dłoni. W kartonie znów odnalazłem kasetę, więc szybko ją włączyłem. Ekran zaśnieżył a po chwili pojawił się mój braciszek, siedzący na krześle. Miał spuszczoną głowę, wyglądał, jakby się poddał. Ale się nie poddasz, prawda, Billy? Nie możesz, nie zrobisz mi tego.
-Czas na drugi filmik dla braciszka. Jak myślisz, zbiera już pieniądze dla ciebie?
Zapytał ten sam mężczyzna co wczoraj, unosząc twarz Czarnego, gdy trzymał go za podbródek. Zobaczyłem dużego siniaka pod jego lewym okiem. Zacisnąłem dłoni w pięści. Niech ten popapraniec go nie dotyka! Na bladej twarzy pojawił się uśmiech mimo, że w oczach widziałem rezygnację.
-Mach das nicht, Tom. /Nie rób tego, Tom./
Powiedział, lekko zachrypniętym głosem, po czym znów go uderzono w twarz. Złość we mnie wzbierała. Czarnowłosy odkaszlnął tylko i złapał powietrza do płuc.
-Mam nadzieję, że o mnie zapomniał.
Na chwilę zapadła cisza.
-Och tak? A to dlaczego?
Znów rozbrzmiał jadowity głos, w którym tym razem dało się wyczuć nutkę zaciekawienia.
-Ponieważ sprawiam mu jedynie problemy. Teraz, gdy mnie już nie ma, w końcu może żyć pełnią życia.
Powiedział mój braciszek, przymykając po chwili smutne oczy.
-Czyli byłoby lepiej, gdybyśmy cię zabili?
Padło kolejne pytanie. I tym razem Bill przytaknął, a po jego policzku popłynęła łza. Chciałem go przytulić, ale wiedziałem, że to nieosiągalne. Jak on musi cierpieć przez moje fochy? Przez nic nie wartą dla mnie kobietę, która stanęła pomiędzy nami? Wiedziałem, że mój brat nie chciał umrzeć, miał jeszcze tyle planów... miał, on wciąż je ma! I je spełni! Któregoś dnia!
-Niestety nie tak nam kazano.
Po chwili z rogu ekranu wyszła postać z zasłoniętą białym materiałem twarzą, ubrana w gustowny i drogi garnitur. Dementorzy, bo tak nazwałem ubranych na czarno mężczyzn, zerwali mojego braciszka z krzesła i związali mu ręce linami, zwisającymi z sufitu. Widać było, że chłopak się chwieje, ale związano go tak, by stał. Przeczuwałem, co zaraz nastąpi i na samą myśl ścisnął mi się żołądek. Mężczyzna ociągnął go w dół do klęczek, po czym zsunął spodnie i bokserki, a mnie zaschło w ustach na ten widok.
-Zajmij się mną.
Rozkazał nieprzyjemnym głosem, a po policzkach mojego braciszka popłynęły łzy.
-Nein, bitte, ich kann nicht... /Nie, proszę, ja nie mogę.../
Szepnął, jednak dostał za to tylko kolejny policzek.
-Nie obchodzi mnie, czego chcesz. Albo zaspokoisz mnie tak, albo cię wyrucham.
Zagroził. Wiedziałem, że Bill jest biseksualny, ale dla niego mimo wszystko jest to ciężki wybór, szczególnie w tej sytuacji. Z dwojga złego w końcu zdecydował się na zrobienie mu laski, chociaż na jego twarzy malowało się obrzydzenie. Minęło kilka sekund, od kiedy członek tego mężczyzny zniknął w ustach mojego brata, a garniak się zniecierpliwił i chwycił go mocno za włosy.
-Jesteś do niczego.
Oznajmił i zaczął się poruszać, ruchając mojego bliźniaka w jego malinowe usta. One zawsze są takie miękkie i roześmiane... Płakał rzewnie, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Zmuszono go do połknięcia wszystkiego, po czym zaczął się krztusić. Pewnie stąd u mnie ten odruch wymiotny w nocy... a po chwili ten sam mężczyzna, co wczoraj, podszedł do niego ze strzykawką z białym płynem.
-Nie, proszę, nie...
Szepnął z wyraźnie słyszalnym strachem w głosie, ale tym również nikt się nie przejął. Już po kilku sekundach leżał na ziemi, walcząc o każdy oddech i płacząc. Błagał o śmierć a mnie serce się krajało... po moich policzkach popłynęły łzy.
-Tom! Sag ihn! Sag, dass du mich nicht brauchst! Bitte! /Tom! Powiedz mu! Powiedz, że mnie nie potrzebujesz! Proszę!/
W pewnym momencie po prostu opadł bezwładnie na ziemię a ja wciąż płakałem.
-Tot mich. /Zabij mnie./
Szepnął nim film się urwał. Poczułem przypływ złości na tych ludzi. Chciałem tylko odbić mojego brata. Wstałem i odwróciłem się a za sobą zobaczyłem Geo z dziwnym wyrazem twarzy.
-Usłyszałem Bill'a, przyszedłem sprawdzić, o co chodzi.
Powiedział. Pokiwałem głową i pobiegłem do siebie do pokoju. Wyciągnąłem laptopa i zacząłem pisać maila do odpowiednich osób.
-Geo! Przynieś mi komórkę, jest w salonie w szufladzie pod telewizorem w pudełku po czekoladzie!
Krzyknąłem na cały dom. Po chwili trzymałem urządzenie w dłoni. Specjalny telefon, w którym zebraliśmy numery, które mogłyby nam się przydać na takie krytyczne sytuacje, a których na co dzień nie potrzebujemy. Nigdy nie sądziłem, że będę musiał go użyć. Podłączyłem do niego słuchawki, które założyłem na uszy i wybrałem pierwszy z potrzebnych numerów, wciąż pisząc maile do innych osób.
Pisanie maili i dzwonienie zeszło mi do późnej nocy. Kontaktowałem się z całym światem, więc jedyny język, w którym mówiłem cały dzień, to angielski. Pewnie dlatego było dla mnie szokiem, gdy nagle Geo przyszedł i powiedział do mnie po niemiecku.
-Chcesz coś zjeść?
Przez kilka chwil spoglądałem na niego przez kilka sekund, nim zrozumiałem kierowane do mnie pytanie.
-Chętnie. Co dobrego ugotowałeś?
Zapytałem, zamykając klapę laptopa a telefon pakując do kieszeni. Trzeba powiedzieć, oprócz tego, że chłopak znośnie gra na gitarze, to jeszcze dobrze gotuje. Zszedłem za nim na dół, znajdując na stole kinoe i szparagi oraz sos pomidorowy. Uśmiechnąłem się i zabrałem do jedzenia.
-I jak przygotowania?
Zapytał a ja spojrzałem na niego z uśmiechem.
-Odbijemy go, albo nie nazywam się Tom Kaulitz.
BILL
Ocknąłem się nagle, z powrotem w swojej celi. Bolała mnie dosłownie każda komórka ciała i byłem w 90% pewien, że mam gorączkę. Kręciło mi się w głowie, ledwo widziałem na oczy i mój oddech stał się cięższy. Obok mnie znajdował się talerzyk i butelka wody. Szybko porwałem życiodajny napój i zacząłem pić. Mięśnie paliły mnie z bólu, ale nie obchodziło mnie to - woda sprawiła, że czułem się trochę lepiej.
W końcu podniosłem się na drżących ramionach i usiadłem, opierając się o ścianę. Wziąłem na kolana talerz i spojrzałem na kanapkę. Wyglądała dziwnie i coś z niej wystawało. Podniosłem kromkę do góry i poczułem tak wielki strach i obrzydzenie, że nie dość iż zacząłem krzyczeć ze strachu, to jeszcze wywaliłem talerz z całą zawartością na przeciwległy koniec pomieszczenia.
Na chlebie znajdował się... kawałek nerki. Żołądek podszedł mi do gardła, ale nie miałem czym wymiotować, więc poza kaszlem nic nie wyszło. Napiłem się wody, uprzednio chyba ze dwie minuty sprawdzając, czy przy niej nie czeka mnie żadna niespodzianka. I wtedy mnie coś tknęło.
Podciągnąłem do góry bluzkę i panicznie zacząłem badać ciało. Nic mi nie wycięli... ulżyło mi w pewnym stopniu. Opadłem z powrotem na posłanie i próbowałem wyzbyć się tego okropnego obrazu z głowy. Zacząłem płakać.
Nie tak wyobrażałem sobie przyszłość... dlaczego mnie porwano? Niby wiem, po co, ale człowiek zawsze zadaje sobie takie bezsensowne pytania w takich chwilach. Pomyślałem o Tom'ie i niemal bezwiednie zacząłem cicho śpiewać "Rette mich", chociaż z całych sił walczyłem z wiarą, że mnie uratuje. Chciałem, by zapomniał, a jednocześnie chciałem móc się do niego przytulić i wiedzieć, że już wszystko jest dobrze, że już obaj jesteśmy bezpieczni.
Skuliłem się na materacu i płakałem tak długo, aż nagle zapaliło się światło. Wzdrygnąłem się i zaraz poczułem, jak silna ręka jednego z ochroniarzy ciągnie mnie za włosy do góry. Syknąłem i spojrzałem na stojącego przede mną z uśmiechem Staruszka.
-Widzę, że nie smakował ci obiad.
Powiedział, śmiejąc się, a na mojej twarzy pojawił się grymas. Skinął na ochroniarza, który zaczął ciągnąć mnie w stronę drzwi. Znów zawiązano mi oczy i wyniesiono z pomieszczenia, przenosząc do innego.
Gdy odsłonili mi oczy, zobaczyłem leżącą na stole kobietę w ciąży. Była blada i przerażona. Usadzono mnie na stole obok niej i przywiązano mi ręce i nogi do krzesła. Patrzyłem przerażony na te wszystkie ostrza.
-Nie chcemy cię zbytnio uszkodzić... na razie. Po pierwsze dlatego, że mielibyśmy z tego mniejsze korzyści, ale po drugie.... bo to musi być ciekawe, zniszczyć twoją psychikę.
Zaśmiał się Staruszek i znów włączył kamerę. Skinął na ubranego na biało, zamaskowanego mężczyznę. Dopiero teraz zauważyłem, że kobieta jest przywiązana do stołu. Przeczuwałem, co nadejdzie. Chciałem odwrócić wzrok, ale mi nie pozwolono - ochroniarz trzymał mnie mocno za włosy.
Biały mężczyzna podszedł do kobiety ze skalpelem w dłoni i w akompaniamencie jej głośnych krzyków rozciął brzuch, po chwili wyciągając dziecko. Trzymał je byle jak, szybko przeciął pępowinę. Zacząłem płakać. Gdy mężczyzna skręcił dziecku kark, zdałem sobie sprawę, że krzyczę razem z matką noworodka. Błagałem ich, by przestali, ale Staruszek tylko bardziej się śmiał, a mężczyzna odłożył zwłoki na drugi stół i włożył rękę we wnętrze kobiety przez ranę, którą jej zrobił by wyjąć dziecko. Nie wiem, co jej ruszał, ale kobieta krzyczała niemiłosiernie, a ja razem z nią. Chyba nigdy tak bardo nie bolało mnie gardło od krzyku. Płakałem, krzyczałem, ale ich to nie ruszało. W końcu kobieta zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej, co było chyba niemożliwe.
-Przypatrz się, stąd się biorą nasze specjały, które dziś tak bezmyślnie odrzuciłeś.
Oznajmił Staruszek, a ja nie byłem w stanie odwrócić wzroku. Kobieta w końcu przestała krzyczeć a po kilku chwilach zupełnie przestała się ruszać. Zabili ją. Krzyk zamarł mi na ustach ale wciąż płakałem. Proszę, nie... nie chcę takiego życia...
-Zabijcie mnie.
Powiedziałem głośno. Nie zniosę takich rzeczy. W odpowiedzi jednak dostałem tylko śmiech.
-Szybko się poddajesz. Mamy kolejny filmik dla braciszka.
A potem silne uderzenie w głowę i nie słyszałem już nic.
-Nie możesz pamiętać, żeby coś zjeść?! Prosiłem! Musisz niszczyć mój związek?! Bo co, bo jesteś sam?!
Wykrzyczałem mu wtedy w twarz. Widziałem wtedy smutek i żal malujący się na jego bladym obliczu, ale wtedy nawet się cieszyłem z tego, a teraz? Teraz zrobiłbym wszystko, by cofnąć czas i nie dopuścić, by te słowa kiedykolwiek opuściły moje usta.
Usiadłem na łóżku i przetarłem zmęczone oczy, bo pół nocy nie mogłem spać. Położyłem się wcześniej do łóżka tylko dlatego, że wiedziałem, że od rana będę musiał wszystko ogarniać, by znaleźć i odbić Bill'a, ale nic nie dawało mi spać. W pewnym momencie nawet poczułem, że zbiera mi się na wymioty, a w kolejnym po prostu płakałem. W ciągu kolejnych kilku chwil poczułem ból, rozchodzący się po całym moim ciele, aż w końcu zasnąłem, zmęczony tym wszystkim. Spojrzałem na zegarek. 9 rano. I tak spałem za długo.
Zwlokłem się z łóżka, które było takie samo, jak Bill'a, bo on pierwszy je kupił i tak dobrze się spało, jak kiedyś u niego zasnąłem, że kilka dni potem kupiłem takie samo, założyłem dresy i bluzę na nagi tors, które kupił mi kiedyś Bill w zestawie. W sumie to chyba 90% ciuchów mam od niego... bo konto mamy wspólne, to nie ma "tyle na ciebie wydaję!" i tym podobnych rzeczy, które są często między rodzeństwem bądź partnerami. Ale wracając, ubrałem się szybko po czym zszedłem na dół zaparzyć kawę. W momencie, gdy nastawiłem ekspres o kolorze dobrego wina, który tak się spodobał mojemu bratu, że kupił go w dniu promocji, ktoś zadzwonił do drzwi. Z westchnieniem godnym cierpiętnika zdjętego z krzyża podążyłem w stronę tego jakże pięknego, wybranego przez mojego braciszka, drewna o kolorze tak ciemnym, że niemal czarnym, i chwyciłem za złotą klamkę. No... pozłacaną. Złota nie było, a pewnie Bill by się zachwycił i wziął. W sumie to ciekawe, jak teraz bardzo zauważam, ile w moim życiu robi mój mały braciszek...
Za drzwiami stały dwie osoby - uśmiechnięty od ucha do ucha kurier, z którym Czarny nieraz stoi pół godziny w drzwiach i o czymś rozmawia, a zaraz za nim moja wkurwiona dziewczyna, z twarzą wykrzywioną w grymasie złości. Od razu odechciało mi się żyć dzisiaj, widząc jej piękne lico. Ech... Uśmiechnąłem się do... Ben'a i odebrałem przesyłkę.
-Dzięki. Straszny upał dziś, napijesz się wody?
Zapytałem, opierając się o framugę drzwi i patrząc, jak jasnowłosy chłopak kręci głową.
-Obejdzie się, dzięki. Masz gościa.
Zaśmiał się i puścił mi oczko, po czym odwrócił się i wyszedł do samochodu, a ja przeniosłem wzrok na okalaną czerwonymi kosmykami twarz mojej dziewczyny. Wpuściłem ją do środka i poszedłem do kuchni, od razu upijając łyk czarnego naparu z, jak się dopiero teraz zorientowałem, ulubionego kubka Bill'a. To zabawne, bo sam mu go kupiłem - czarny z białym kotkiem i napisem Du bist die Beste! /Jesteś najlepszy/. Uśmiechnąłem się sam do siebie, nim oparłem biodro o grafitowy blat w kuchni i spojrzałem wyczekująco na Rię.
-No hej, piękna, co tam?
Odezwałem się po kilku minutach milczenia. Prychnęła jak wściekła kotka... nie! Jak wściekła lwica, po czym skierowała na mnie oskarżycielsko palec wskazujący.
-Olewasz mnie.
Powiedziała oschle. Czy ja przypadkiem nie odrzucałem połączeń od niej od kiedy Billy wylądował w szpitalu?
-Wiesz, skarbie, Bill został porwany i jestem zajęty.
Znów prychnięcie, a mnie chyba ciśnienie skoczyło i to w cale nie przez trzymaną w lewej dłoni kawę. Wziąłem głębszy wdech. Przy Rii to nauczyłem się wszystkich tajników yogi i technik relaksacyjnych, przysięgam!
-A co mnie obchodzi Bill? Co NAS obchodzi? Ciągle nam przeszkadza, bardzo dobrze, że w końcu go nie ma.
Usłyszałem. Chociaż nie... ja się chyba przesłyszałem! Ona... jak ta dziwka w ogóle śmie?! W tym momencie wszystkie moje hamulce puściły i nie widziałem w niej już dziewczyny, w której się zakochałem - widziałem najokropniejszą istotę, jaką jestem w stanie sobie wyobrazić. Wykrzywiłem usta w grymasie niesmaku.
-Słuchaj, suko. Nie będziesz się tak wyrażać o moim bliźniaku, to raz. Dwa, to nie wiem, kiedy usłyszałaś, bym w stosunku do ciebie i mnie użył słowa "nas". NAS to może oznaczać Bill'a i mnie, a nie taką tanią dziwkę jak ty. Obchodzi mnie, to trzy, bo to najbliższa mi osoba i znajdę go i odbiję, choćbym miał postawić na nogi całą Europę. A teraz wypieprzaj z mojego domu i nigdy nie wracaj, zanim wezwę ochronę. I tak, dobrze to rozumiesz - zrywam z tobą.
Powiedziałem zadziwiająco spokojnym tonem głosu, chociaż słowa wręcz ociekały jadem. Czarny mi kiedyś opowiadał, że jak wkurzyłem się na chłopaka, co go uderzył, to byłem przerażający - nie oddałem mu za bliźniaka, po prostu przeszywałem go wzrokiem a moje opanowanie i słowa przeraziły nawet mojego własnego brata. W tym momencie byłem dokładnie taki sam, sądząc po jej minie.
-Jeszcze do mnie wrócisz na kolanach.
Syknęła, wstając. Uniosłem kąciki ust w ironicznym uśmiechu.
-Nie licz na to, kotku.
Odparłem i odprowadziłem ją wzrokiem do drzwi, którymi trzasnęła, aż się szafki zatrzęsły. Szafki z drzewa wiśni, które tak się spodobały Bill'owi, gdy urządzaliśmy ten dom. Spojrzałem na pozostawioną na stole paczkę i prawie zakrztusiłem się tym, co miałem w ustach widząc imię Bill'a na paczce. Odstawiłem kubek na blat i pobiegłem do salonu z zawiniątkiem w dłoni. W kartonie znów odnalazłem kasetę, więc szybko ją włączyłem. Ekran zaśnieżył a po chwili pojawił się mój braciszek, siedzący na krześle. Miał spuszczoną głowę, wyglądał, jakby się poddał. Ale się nie poddasz, prawda, Billy? Nie możesz, nie zrobisz mi tego.
-Czas na drugi filmik dla braciszka. Jak myślisz, zbiera już pieniądze dla ciebie?
Zapytał ten sam mężczyzna co wczoraj, unosząc twarz Czarnego, gdy trzymał go za podbródek. Zobaczyłem dużego siniaka pod jego lewym okiem. Zacisnąłem dłoni w pięści. Niech ten popapraniec go nie dotyka! Na bladej twarzy pojawił się uśmiech mimo, że w oczach widziałem rezygnację.
-Mach das nicht, Tom. /Nie rób tego, Tom./
Powiedział, lekko zachrypniętym głosem, po czym znów go uderzono w twarz. Złość we mnie wzbierała. Czarnowłosy odkaszlnął tylko i złapał powietrza do płuc.
-Mam nadzieję, że o mnie zapomniał.
Na chwilę zapadła cisza.
-Och tak? A to dlaczego?
Znów rozbrzmiał jadowity głos, w którym tym razem dało się wyczuć nutkę zaciekawienia.
-Ponieważ sprawiam mu jedynie problemy. Teraz, gdy mnie już nie ma, w końcu może żyć pełnią życia.
Powiedział mój braciszek, przymykając po chwili smutne oczy.
-Czyli byłoby lepiej, gdybyśmy cię zabili?
Padło kolejne pytanie. I tym razem Bill przytaknął, a po jego policzku popłynęła łza. Chciałem go przytulić, ale wiedziałem, że to nieosiągalne. Jak on musi cierpieć przez moje fochy? Przez nic nie wartą dla mnie kobietę, która stanęła pomiędzy nami? Wiedziałem, że mój brat nie chciał umrzeć, miał jeszcze tyle planów... miał, on wciąż je ma! I je spełni! Któregoś dnia!
-Niestety nie tak nam kazano.
Po chwili z rogu ekranu wyszła postać z zasłoniętą białym materiałem twarzą, ubrana w gustowny i drogi garnitur. Dementorzy, bo tak nazwałem ubranych na czarno mężczyzn, zerwali mojego braciszka z krzesła i związali mu ręce linami, zwisającymi z sufitu. Widać było, że chłopak się chwieje, ale związano go tak, by stał. Przeczuwałem, co zaraz nastąpi i na samą myśl ścisnął mi się żołądek. Mężczyzna ociągnął go w dół do klęczek, po czym zsunął spodnie i bokserki, a mnie zaschło w ustach na ten widok.
-Zajmij się mną.
Rozkazał nieprzyjemnym głosem, a po policzkach mojego braciszka popłynęły łzy.
-Nein, bitte, ich kann nicht... /Nie, proszę, ja nie mogę.../
Szepnął, jednak dostał za to tylko kolejny policzek.
-Nie obchodzi mnie, czego chcesz. Albo zaspokoisz mnie tak, albo cię wyrucham.
Zagroził. Wiedziałem, że Bill jest biseksualny, ale dla niego mimo wszystko jest to ciężki wybór, szczególnie w tej sytuacji. Z dwojga złego w końcu zdecydował się na zrobienie mu laski, chociaż na jego twarzy malowało się obrzydzenie. Minęło kilka sekund, od kiedy członek tego mężczyzny zniknął w ustach mojego brata, a garniak się zniecierpliwił i chwycił go mocno za włosy.
-Jesteś do niczego.
Oznajmił i zaczął się poruszać, ruchając mojego bliźniaka w jego malinowe usta. One zawsze są takie miękkie i roześmiane... Płakał rzewnie, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Zmuszono go do połknięcia wszystkiego, po czym zaczął się krztusić. Pewnie stąd u mnie ten odruch wymiotny w nocy... a po chwili ten sam mężczyzna, co wczoraj, podszedł do niego ze strzykawką z białym płynem.
-Nie, proszę, nie...
Szepnął z wyraźnie słyszalnym strachem w głosie, ale tym również nikt się nie przejął. Już po kilku sekundach leżał na ziemi, walcząc o każdy oddech i płacząc. Błagał o śmierć a mnie serce się krajało... po moich policzkach popłynęły łzy.
-Tom! Sag ihn! Sag, dass du mich nicht brauchst! Bitte! /Tom! Powiedz mu! Powiedz, że mnie nie potrzebujesz! Proszę!/
W pewnym momencie po prostu opadł bezwładnie na ziemię a ja wciąż płakałem.
-Tot mich. /Zabij mnie./
Szepnął nim film się urwał. Poczułem przypływ złości na tych ludzi. Chciałem tylko odbić mojego brata. Wstałem i odwróciłem się a za sobą zobaczyłem Geo z dziwnym wyrazem twarzy.
-Usłyszałem Bill'a, przyszedłem sprawdzić, o co chodzi.
Powiedział. Pokiwałem głową i pobiegłem do siebie do pokoju. Wyciągnąłem laptopa i zacząłem pisać maila do odpowiednich osób.
-Geo! Przynieś mi komórkę, jest w salonie w szufladzie pod telewizorem w pudełku po czekoladzie!
Krzyknąłem na cały dom. Po chwili trzymałem urządzenie w dłoni. Specjalny telefon, w którym zebraliśmy numery, które mogłyby nam się przydać na takie krytyczne sytuacje, a których na co dzień nie potrzebujemy. Nigdy nie sądziłem, że będę musiał go użyć. Podłączyłem do niego słuchawki, które założyłem na uszy i wybrałem pierwszy z potrzebnych numerów, wciąż pisząc maile do innych osób.
Pisanie maili i dzwonienie zeszło mi do późnej nocy. Kontaktowałem się z całym światem, więc jedyny język, w którym mówiłem cały dzień, to angielski. Pewnie dlatego było dla mnie szokiem, gdy nagle Geo przyszedł i powiedział do mnie po niemiecku.
-Chcesz coś zjeść?
Przez kilka chwil spoglądałem na niego przez kilka sekund, nim zrozumiałem kierowane do mnie pytanie.
-Chętnie. Co dobrego ugotowałeś?
Zapytałem, zamykając klapę laptopa a telefon pakując do kieszeni. Trzeba powiedzieć, oprócz tego, że chłopak znośnie gra na gitarze, to jeszcze dobrze gotuje. Zszedłem za nim na dół, znajdując na stole kinoe i szparagi oraz sos pomidorowy. Uśmiechnąłem się i zabrałem do jedzenia.
-I jak przygotowania?
Zapytał a ja spojrzałem na niego z uśmiechem.
-Odbijemy go, albo nie nazywam się Tom Kaulitz.
BILL
Ocknąłem się nagle, z powrotem w swojej celi. Bolała mnie dosłownie każda komórka ciała i byłem w 90% pewien, że mam gorączkę. Kręciło mi się w głowie, ledwo widziałem na oczy i mój oddech stał się cięższy. Obok mnie znajdował się talerzyk i butelka wody. Szybko porwałem życiodajny napój i zacząłem pić. Mięśnie paliły mnie z bólu, ale nie obchodziło mnie to - woda sprawiła, że czułem się trochę lepiej.
W końcu podniosłem się na drżących ramionach i usiadłem, opierając się o ścianę. Wziąłem na kolana talerz i spojrzałem na kanapkę. Wyglądała dziwnie i coś z niej wystawało. Podniosłem kromkę do góry i poczułem tak wielki strach i obrzydzenie, że nie dość iż zacząłem krzyczeć ze strachu, to jeszcze wywaliłem talerz z całą zawartością na przeciwległy koniec pomieszczenia.
Na chlebie znajdował się... kawałek nerki. Żołądek podszedł mi do gardła, ale nie miałem czym wymiotować, więc poza kaszlem nic nie wyszło. Napiłem się wody, uprzednio chyba ze dwie minuty sprawdzając, czy przy niej nie czeka mnie żadna niespodzianka. I wtedy mnie coś tknęło.
Podciągnąłem do góry bluzkę i panicznie zacząłem badać ciało. Nic mi nie wycięli... ulżyło mi w pewnym stopniu. Opadłem z powrotem na posłanie i próbowałem wyzbyć się tego okropnego obrazu z głowy. Zacząłem płakać.
Nie tak wyobrażałem sobie przyszłość... dlaczego mnie porwano? Niby wiem, po co, ale człowiek zawsze zadaje sobie takie bezsensowne pytania w takich chwilach. Pomyślałem o Tom'ie i niemal bezwiednie zacząłem cicho śpiewać "Rette mich", chociaż z całych sił walczyłem z wiarą, że mnie uratuje. Chciałem, by zapomniał, a jednocześnie chciałem móc się do niego przytulić i wiedzieć, że już wszystko jest dobrze, że już obaj jesteśmy bezpieczni.
Skuliłem się na materacu i płakałem tak długo, aż nagle zapaliło się światło. Wzdrygnąłem się i zaraz poczułem, jak silna ręka jednego z ochroniarzy ciągnie mnie za włosy do góry. Syknąłem i spojrzałem na stojącego przede mną z uśmiechem Staruszka.
-Widzę, że nie smakował ci obiad.
Powiedział, śmiejąc się, a na mojej twarzy pojawił się grymas. Skinął na ochroniarza, który zaczął ciągnąć mnie w stronę drzwi. Znów zawiązano mi oczy i wyniesiono z pomieszczenia, przenosząc do innego.
Gdy odsłonili mi oczy, zobaczyłem leżącą na stole kobietę w ciąży. Była blada i przerażona. Usadzono mnie na stole obok niej i przywiązano mi ręce i nogi do krzesła. Patrzyłem przerażony na te wszystkie ostrza.
-Nie chcemy cię zbytnio uszkodzić... na razie. Po pierwsze dlatego, że mielibyśmy z tego mniejsze korzyści, ale po drugie.... bo to musi być ciekawe, zniszczyć twoją psychikę.
Zaśmiał się Staruszek i znów włączył kamerę. Skinął na ubranego na biało, zamaskowanego mężczyznę. Dopiero teraz zauważyłem, że kobieta jest przywiązana do stołu. Przeczuwałem, co nadejdzie. Chciałem odwrócić wzrok, ale mi nie pozwolono - ochroniarz trzymał mnie mocno za włosy.
Biały mężczyzna podszedł do kobiety ze skalpelem w dłoni i w akompaniamencie jej głośnych krzyków rozciął brzuch, po chwili wyciągając dziecko. Trzymał je byle jak, szybko przeciął pępowinę. Zacząłem płakać. Gdy mężczyzna skręcił dziecku kark, zdałem sobie sprawę, że krzyczę razem z matką noworodka. Błagałem ich, by przestali, ale Staruszek tylko bardziej się śmiał, a mężczyzna odłożył zwłoki na drugi stół i włożył rękę we wnętrze kobiety przez ranę, którą jej zrobił by wyjąć dziecko. Nie wiem, co jej ruszał, ale kobieta krzyczała niemiłosiernie, a ja razem z nią. Chyba nigdy tak bardo nie bolało mnie gardło od krzyku. Płakałem, krzyczałem, ale ich to nie ruszało. W końcu kobieta zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej, co było chyba niemożliwe.
-Przypatrz się, stąd się biorą nasze specjały, które dziś tak bezmyślnie odrzuciłeś.
Oznajmił Staruszek, a ja nie byłem w stanie odwrócić wzroku. Kobieta w końcu przestała krzyczeć a po kilku chwilach zupełnie przestała się ruszać. Zabili ją. Krzyk zamarł mi na ustach ale wciąż płakałem. Proszę, nie... nie chcę takiego życia...
-Zabijcie mnie.
Powiedziałem głośno. Nie zniosę takich rzeczy. W odpowiedzi jednak dostałem tylko śmiech.
-Szybko się poddajesz. Mamy kolejny filmik dla braciszka.
A potem silne uderzenie w głowę i nie słyszałem już nic.
Wow aż ciarki przechodzą... Niech Tom szybko znajdzie braciszka i później wyciągnie go z traumy kochając i tuląc do siebie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Dziękuję
UsuńAż mi zaschło w gardle od tego wszystkiego.
OdpowiedzUsuńNaprawdę podziwiam Toma, że zachował taki spokój. Ja na jego miejscu chyba bym się załamała...
Mam nadzieję, że szybko odnajdzie Billa i zemści się na tych sukinsynach:P
Buziaki:*
Dziękuję
UsuńHej kochana, kiedy nowy odcinek?
OdpowiedzUsuńJakoś niedługo
UsuńBędą kolejne? :'(
OdpowiedzUsuńBędą
UsuńKiedy będzie coś nowego? Tesknie za tym opowiadaniem!! :D
OdpowiedzUsuńBędzie kolejna część?
OdpowiedzUsuńBędzie, nowe części są napisane i czekają na poprawki a potem zostaje tylko rozplanowanie ich w czasie ;)
Usuń