Halloween 2019
Zdjęcie znalezione w Google!
Stałem naprzeciw niego i wpatrywałem się w dzikie ślepia, które z kolei wpatrywały się we mnie. Złoto-zielone tęczówki wilka nie odrywały ode mnie swojego wzroku nawet na sekundę. Bałem się. Oczywiście, że się bałem. Nawet mimo mojej siły i szybkości, on mógł mnie dopaść i zabić dużo szybciej, niż bym tego chciał. Nie mogłem aż tak ryzykować i odwrócić się do niego tyłem, by spróbować uciec. Z resztą nie sądzę, bym miał szansę mu umknąć. Jestem głodny a on... on jest silny. I w swej ludzkiej postaci jest cholernie seksowny. Szkoda, że natura zrobiła z nas wrogów...
-Nie próbujesz uciekać?
Usłyszałem jego zdziwiony głos. Otrząsnąłem się z otępienia i spojrzałem na rozpościerające się ponad drzewami niebo. Na tej polanie mogłem doskonale zobaczyć jego ciemną barwę, wiele gwiazd i błyszczący na czerwono Księżyc. Westchnąłem i zamknąłem na moment oczy. Strach jakby mnie opuścił. Od czego by tu zacząć... zostałem przemieniony w 1247 roku, gdy miałem 17 lat. Przeżyłem więc wiele, wiele lat. Niestety, przemieniono mnie i pozostawiono potem samemu sobie, przez co przez długi, długi czas nie potrafiłem zapanować nad ogarniającym mnie pragnieniem, wskutek czego wybiłem co do nogi kilkanaście wiosek, w tym własną rodzinę. Zgromadziłem pokaźny majątek, ale co mi z pieniędzy, skoro jestem samotny? Większość moich przyjaciół, nawet tych wampirzych, już zginęła. Na świecie pozostała nas zaledwie garstka. Musimy przemieniać ludzi, by przetrwać, by nasza rasa mogła dalej istnieć. Sam wychowałem kilka pokoleń młodych wampirów, ale wszyscy już odeszli. Część z nich jest szczęśliwa, część z nich zginęło, pozostali nie skontaktowali się ze mną odkąd opuścili dom, który im dałem. W całym moim życiu spotkałem tylko dwóch mężczyzn, których pokochałem. Jednak oni już dawno nie żyją. Przeżyłem więc wiele setek lat. Zrobiłem dobre i złe rzeczy. Kochałem i byłem kochany. A teraz moim ukochanym jest wilk, stojący przede mną, który powinien zabić mnie w pierwszej sekundzie, gdy mnie zobaczył. Nie mam więc nic, co po tylu latach trzymałoby mnie przy życiu. Może dzięki temu obiekt mojej nieszczęśliwej miłości będzie w końcu spokojny i szczęśliwy?
Uśmiechnąłem się lekko i usiadłem pod najbliższym drzewem, bawiąc się kwiatami, które rosły obok. Wyczuwałem zdziwienie wilczka, gdy zobaczył moje zachowanie.
-Nie.
Odpowiedziałem w końcu krótko, rozpamiętując miłości mego życia. Czy będzie mi dane spotkać ich po drugiej stronie? Posiadanie tej nadziei jest raczej absurdem, skoro wampiry raczej nie mają duszy, prawda? Ale ta nadzieja w jakiś sposób koi moją starą, rozerwaną na części duszę. Poczułem wiatr i po chwili obok mnie przysiadł umięśniony, lekko opalony chłopak z czarnymi warkoczykami na głowie, w samych szortach i wpatrywał się w moją zawoalowaną kotarą czarnych włosów twarz. Zaskoczyło mnie jego zachowanie, ale mam nadzieję, że nie dałem mu tego po sobie poznać. Nie chcę, żeby się dowiedział, że jestem w nim na zabój zakochany. Odgarnąłem część włosów za ucho i spojrzałem na niego z delikatnym uśmiechem na ustach.
-Co się stało, Tom?
Zapytałem, wpatrując się w jego piękne, brązowe oczy, w które chciałbym móc patrzeć wiecznie. Nigdy nie czułem do nikogo czegoś tak silnego. Ale to niemożliwe. To się nigdy nie wydarzy, choćbym nie wiem, jak bardzo tego pragnął. Nie mogę nawet zmienić tego, kim jestem. Nigdy mi się nie udało, chociaż przez pół życia próbowałem. Niczego nie żałuję.
-Nie rozumiem cię.
Odpowiedział. Spojrzałem na niego z zaciekawieniem, przekrzywiając głowę lekko na bok i udając, że nie wiem, o co mu chodzi. W końcu to przecież normalne, że wampir tak po prostu bez walki, pozwala wilkołakowi się zabić. Hahaha.. kogo ja próbuję oszukać?
-Wampir tak po prostu pozwalający się zabić wilkołakowi, poddając się i nawet nie próbując walczyć lub uciekać. To nie jest normalne. Zbrzydło ci życie, czy co?
Zapytał, wpatrując się we mnie swoim świdrującym spojrzeniem. Zaśmiałem się cicho, udając, że to nic takiego.
-No wiesz... żyję tu tyle lat, a podczas pogoni za czarownicami wasi wybili wampiry. Straciłem prawie wszystko, a miłość mojego całego, wampirzego życia jest i pozostanie na zawsze nieodwzajemniona.
Wyjaśniłem z dobrze skrywanym smutkiem i spoglądając na gwiazdy, nie chcąc, by zobaczył moje prawdziwe uczucia. Przez długie minuty panowała cisza. Zacząłem nawet powoli przysypiać, ale wtem poczułem krew, której zapach przyniósł wiatr. Otworzyłem szeroko oczy i zaciągnąłem się. Tak daleko od miasta nie powinno być żadnych ludzi. A jednak... w promieniu kilkunastu kilometrów ktoś był i się zranił. Wyczułem, jak ciało obok mojego spięło się w gotowości, by powstrzymać mnie przed zabiciem tego człowieka. Ale nie wiedział, że zbyt długo się nie żywiłem, mając nadzieję, że się zagłodzę, a raczej przez to, że nie mogę być ani trochę bliżej niego, i nie byłem w stanie jeść. Westchnąłem i położyłem się na trawie, zamykając oczy. Czułem na sobie jego badawcze spojrzenie.
-Nie zaatakujesz go?
Zapytał ostrożnie, ale w jego głosie słyszałem źle skrywaną nutę ciekawości. Zaśmiałem się w myślach, wciąż zmuszając swoje ciało do pozostania w tej całkiem wygodnej pozycji.
-Nie.
Odpowiedziałem, starając się skupić na chłodnym powietrzu i barwie jego głosu, by nie myśleć o tym ssącym uczuciu w żołądku. Oddychałem przez usta, by mniej czuć ten kuszący zapach. W sumie to nie muszę oddychać, ale przez tyle lat udawania już się przyzwyczaiłem i nieoddychanie jest dla mnie nienaturalne. Podniosłem powieki a jego piękne oczy wpatrywały się uważnie w moją twarz.
-Dlaczego?
Prychnąłem. On tak na poważnie?
-Czy ty, drogi Tomie, zapytałeś mnie właśnie, dlaczego nie zerwę się na równe nogi i nie zaatakuję tego biednego człowieka i nie wyssę z niego krwi?
Zapytałem, patrząc, jak na jego twarz wpływa delikatne zmieszanie i zażenowanie jednocześnie, ale skinął głową.
-Dokładnie.
Stwierdził po chwili, wciąż bacznie mi się przyglądając. Ułożyłem ręce pod głową i znów zamknąłem oczy, mając zamiar się przespać. Kto wie, może uda mi się odejść we śnie? Byłoby miło.
-Nie mam siły.
Odparłem rozbrajająco szczerze. Poczułem ruch, ciepło czyjegoś ciała i gorący oddech, a gdy znów otworzyłem oczy jego przystojna twarz była tylko kilka centymetrów od mojej. Przez chwilę przestałem oddychać, poczułem zawroty głowy i ucisk w żołądku. Mój wzrok błądził od jego oczu do jego kształtnych ust i z powrotem, ale ja wiedziałem, że nie wytrzymam, zanim sobie to na dobre uświadomiłem. Nie wiedząc, co robię, złapałem go za kark i wpiłem się w te miękkie, ponętne wargi. Odepchnął mnie, kładąc mi dłoń na szyi i przyciskając do ziemi i odcinając mi dopływ tlenu. Uśmiechnąłem się i spoglądałem w jego oczy. W pewnym momencie nachylił się i pocałował mnie agresywnie, stanowczo. Gdy chciałem go objąć, warknął ostrzegawczo, dając mi znać, że jeśli to zrobię to mnie skrzywdzi, więc poddałem się i leżałem spokojnie, pozwalając mu się podduszać i smakując jego malinowych, smakujących czekoladą warg. Pomiędzy naszymi pocałunkami z mojego gardła wymsknęło się ciche westchnięcie zadowolenia. Gdy odsunął się, byłem zawiedziony, ale nie protestowałem, jednak gdy jego dłoń zacisnęła się na moim lekko nabrzmiałym penisie przez materiał spodni, wciągnąłem głośniej powietrze i zamknąłem oczy.
-Pan wielki wampir ma na mnie ochotę?
Zapytał i mógłbym przysiąc, że podniósł jedną brew zadając to pytanie. Zagryzłem dolną wargę i skinąłem głową. Nim zdążyłem zareagować, byłem już całkowicie nagi, na trawie, skąpany w blasku księżyca, leżąc pod ubranym jedynie w szorty ciałem Warkoczyka, na jego łasce i niełasce. Patrzyłem na niego niepewnie. I tak nie mam nic do stracenia. Więc czemu mu na to nie pozwolić?
-Williamie, czy zdajesz sobie sprawę z tego, jaki jest dzisiaj dzień?
Usłyszałem skierowane do mnie pytanie. Zimne powietrze owiało mnie, czego nie czułem, ale zadrżałem mimowolnie z ekscytacji, jaką czułem, gdy wypowiadał te słowa swoim głębokim i ciepłym, ale jednak niebezpiecznym głosem.
-Ostatni październik.
Odpowiedziałem, i zaraz poczułem, jak uderza mnie w bok. Jęknąłem, chociaż ledwo to poczułem. Tak bardzo starałem się upodobnić do ludzi, że aż zacząłem reagować jak oni.
-Źle. Dzisiaj jest noc duchów. Demonów. Nasza noc. Dlatego dzisiaj cię oszczędzę. I dam ci to, czego obaj pragniemy.
Zapewnił mnie, ale po chwili nie byłem już w stanie myśleć. Jego usta i dłonie błądziły po moim ciele, brutalnie je raniąc i doprowadzając mnie do szaleństwa. W pewnym momencie odsunął się a gdy otworzyłem oczy zobaczyłem, jak zdejmuje spodnie i znów się nade mną nachyla. Wpił się w moje wargi i wszedł w moją dziurkę jednym, silnym i płynnym ruchem. Mimo, że jestem wampirem, zabolało mnie to i aż krzyknąłem a z oczu popłynęły mi łzy. Zdziwiło mnie, gdy scałował je z mojej twarzy i zaczął namiętnie mnie całować. Jęk wyrwał się z mojego gardła, gdy jedną dłonią zabrał moje ręce ze swojego ciała i przytrzymał mi je nad głową, a drugą ręką zaczął pieścić moje przyrodzenie. Po kilku chwilach zaczął się we mnie poruszać, doprowadzając mnie do szaleństwa.
Nigdy nie przeżyłem tak ostrego, agresywnego, naturalnego, namiętnego i cudownego seksu, jak w noc duchów. Gdy skończyliśmy, leżeliśmy na polanie obok siebie, z zamkniętymi oczami. W pewnym momencie chłopak zerwał się do siadu i niuchał, co uważałem za zabawne i urocze jednocześnie.
-Zbieraj się. Niedługo zacznie świtać, Słońce cię zabije.
Westchnął, patrząc na mnie, jednak ja nie ruszyłem się nawet o milimetr.
-Za kilka minut dotrze tu światło słoneczne, nie dociera?! Zjeżdżaj stąd!
Usłyszałem w jego głosie troskę i.. strach. Uśmiechnąłem się ciepło i wstałem, by go pocałować.
-Tom... po co się oszukiwać? Przeżyłem wiele, cudownych lat. A na koniec kochałem się z osobą, która zawładnęła całym moim jestestwem od pierwszego momentu. Idealne zakończenie mego żywota.
Odparłem, widząc niedowierzanie w jego oczach. Złapał moją twarz w dłonie i zmusił, bym patrzył mu w twarz, nie odwracając wzroku.
-Masz się schować i nie wychodzić na Słońce. Od pierwszego spotkania nie mogłem wyrzucić cię z myśli i teraz wiem, dlaczego. Idź się schować, już!
Ostatnie zdanie już wrzasnął, ale ja posłuchałem. Całe szczęście, że już jakiś czas temu się ubraliśmy. Już miałem odchodzić, gdy zatrzymałem się.
-Tom?
-Co?
-Przechrzciłem się na Bill niecałe sto lat temu.
Odpowiedziałem i uciekłem w stronę domu, szczęśliwy jak nigdy.
-Dobrze... Bill.
Za rok na haloweny poproszę zmianę Toma w hybrydę i żyli wiecznie i raczej szczęśliwie, bro
OdpowiedzUsuńNie no, przeczytała bym ciąg dalszy xD
~Azu