Lód - rozdział 3
Obudziłem się czując ciepło. Pościel, w której leżałem, pachniała przyjemnie płynem do płukania. Powoli otworzyłem oczy, zauważając wpadające przez zasłonięte okno nikłe światło Słońca. Był ranek i to raczej niezbyt późny, a przynajmniej tak mi się wydawało. Chciałem przekręcić się na prawy bok, bo na plecach akurat było mi niewygodnie, ale gdy tylko ledwo się ruszyłem, zaraz tego pożałowałem. Całe ciało i wszystkie wnętrzności tak bardzo mnie bolały, że przy najmniejszym ruchu ból wyrwał jęk z mojego ciała. Poczułem drobną, ciepłą dłoń na swoim policzku i mimo, że powieki były ciężkie, jak z ołowiu, otworzyłem oczy. Zauważyłem drobną kobietę o wielkich, błękitnych oczach, którymi się we mnie wpatrywała i niezwykle długich, jasnych włosach. Jej pełne wargi, które pomalowała delikatną, różową szminką, wygięły się w uśmiechu, osłaniając rządek równych, białych zębów.
-Obudziłeś się, nareszcie. Jak się czujesz?
Zdziwiłem się, słysząc ton jej głosu. Był miękki i ciepły, słychać było troskę i zmartwienie. Nie słyszałem nigdy takiego głosu u mojej mamy a ta kobieta chyba była w jej wieku, więc byłem bardzo zaskoczony i zmieszany i nie wiedziałem, jak zareagować. Przełknąłem ślinę pomimo, że miałem piasek w ustach i miałem wrażenie, że gardło i usta zaraz popękają mi, niczym przesuszona ziemia w trakcie suszy.
-W porządku.
Odpowiedziałem cicho, starając się lekko uśmiechnąć, co niestety słabo mi wyszło, sądząc po wzroku tej kobiety. Tak szczerze, nie wiedziałem, gdzie jestem. Pamiętam tylko, że wsiadłem do auta Thomasa i zasnąłem. Ale... czy to, gdzie się znajduję, ma jakiekolwiek znaczenie? Dla mnie niezbyt. Nawet, jeśli miałaby tu mnie spotkać krzywda, nie miałbym nic przeciwko.
-Nie kłam.
Usłyszałem po drugiej stronie. Ostrożnie odwróciłem głowę i zobaczyłem Warkoczyka, stojącego w drzwiach, w czarnych dresach i czarnym podkoszulku i trzymającego w rękach tacę, na której widziałem jakiś talerz, z którego unosiła się para, oraz szklanka wody. Starszy chłopak podszedł do mnie i położył tacę na szafce nocnej obok łóżka, na którym leżałem i spojrzał mi poważnie w oczy, marszcząc przy tym brwi, jakby szukał we mnie oznak... sam nie wiem, czego, ale wyglądał na zmartwionego. Spojrzał na blondwłosą kobietę i uniósł jedną brew, przekazując jej tym wiadomość, jakby rozumieli się bez słów. Niebieskooka podniosła się i zauważyłem, że jest w mocno zaawansowanej ciąży, a biała sukienka delikatnie opadała na jej duży brzuch, na którym trzymała delikatną, zadbaną dłoń. Idąc w stronę drzwi uścisnęła jeszcze ramię starszego chłopaka i uśmiechnęła się ciepło do mnie. Starałem się odwzajemnić gest, ale chyba niezbyt mi to wyszło. Gdy drzwi się za nią zamknęły, czekoladowe oczy spojrzały na mnie badawczo, a Tom usadził się obok mnie na materacu.
-Lekarz był tu w nocy i cię zbadał. Założył ci szwy na głowie. Masz złamane żebro, wybity bark, stłuczoną śledzionę, pękniętą kość udową, rozwalony łuk brwiowy, nacięcia na szyi i ręce oraz inne, liczne ślady pobicia. Prawdopodobnie przez kolejne dwa miesiące będziesz mieć problemy z poruszaniem się. W dodatku lekarz martwi się, bo w badaniach wyszła anemia i niedożywienie. Wiem, że mało jesz, ale nie sądziłem, że jest aż tak źle. W takim razie zadam ci ponownie pytanie, które zadała ci już moja mama. Jak się czujesz?
Jego słowa wirowały w mojej głowie, ale nie przejmowałem się i spojrzałem na twarz Warkoczyka.
-Przepraszam.
Powiedziałem cicho, co wyraźnie zdziwiło mojego towarzysza. Pochylił się do mnie i zaczął głaskać moje włosy długimi palcami, cały czas patrząc mi w twarz.
-Za co ty mnie przepraszasz?
Zapytał miękko, zaczynając głaskać palcami mój zapadły policzek. Wtuliłem się w jego dłoń, na chwilę zamykając oczy, a gdy znów je otwarłem, Tom wciąż tam był i czekał na moją odpowiedź.
-Za to, że sprawiłem ci kłopot.
Odparłem, zamykając oczy, ale już ich nie otwierając. Powieki były po prostu zbyt ciężkie. Westchnąłem cicho, gdy zabrał swoją dłoń od mojej skóry.
-Nie sprawiłeś mi kłopotu. Cieszę się, że w końcu jesteś bezpieczny. Teraz zadbam o to, żeby tak zostało i żebyś jak najszybciej wyzdrowiał.
Odpowiedział cicho i poczułem jego ciepłe dłonie na mojej talii.
-Wstań, dam ci coś do picia.
Poprosił, a ja z trudem uniosłem się lekko, z pomocą chłopaka opierając się o poduszki w pozycji wpół leżącej, i już po chwili czułem, jak przytyka mi chłodne szkło do ust. W pierwszej chwili zadrżałem ze strachu. Kilka lat temu kilku osiłków w mojej szkole chciało nakarmić mnie szkłem. Na szczęście, przyłapał ich nauczyciel i zostali umieszczeni w zakładzie poprawczym, gdyż to nie był ani ich pierwszy, ani najgorszy wyskok. Tom umieścił jedną dłoń na moim karku i pomógł mi wypić wodę. Życiodajna, chłodna ciecz przyjemnie chłodziła moje gardło i nawilżała język i spierzchnięte usta. W końcu oderwał szkło od moich ust i pomógł mi ułożyć się na łóżku, co niestety poskutkowało kilkoma jęknięciami bólu, które wyrwały się z mojego gardła.
-Przepraszam.
Usłyszałem spokojny głos Warkoczyka. Uśmiechnąłem się i delikatnie pokręciłem głową, dając mu znać, że to nic takiego. Jego ciepła dłoń znów zaczęła głaskać mnie po głowie i uśmiechnąłem się lekko, czując, jak powoli odpływam, chociaż tego nie chciałem.
-Śpij, Billy, wszystko będzie dobrze.
Cicha obietnica rozbrzmiewała w moich myślach, nawet wtedy, gdy zanurzyłem się już w piasku snu Morfeusza.
Komentarze
Prześlij komentarz