Pełnia - Rozdział 1
Nie musiałem się rozglądać by wiedzieć, że moja matka kroczy niczym śmierć ledwie pół kroku za mną. Wyczuwałem jej obecność na kilometr od urodzenia i nienawidziłem tego uczucia, jednak miało ono swoje dobre strony - przynajmniej zawsze wiedziałem, kiedy jest w pobliżu i mogłem na czas się przed nią ukryć. Albo ukryć to, co robiłem. Dziedzicowi rodu Black nie wypada robić wielu różnych rzeczy. Niewiele jest rzeczy, które przyniosą chwałę naszej rodzinie i nie mogłem powiedzieć, żeby którakolwiek z tych rzeczy przypadła mi do gustu - albo żebym miał ochotę je wykonać, jeśli mam być szczerym.
Wpatrywałem się uparcie w wózek z moim bagażem, starając się jak najbardziej ignorować zarówno moją matkę, jak i gapiących się na mnie - na nas - ludzi. Wiedziałem, dlaczego przyciągamy spojrzenia - bo to moja matka, wielka i przerażająca Walburga Black, zaszczyciła swoją obecnością dworzec King Cross, aby móc odprowadzić swoją pociechę i dumę, najstarszego z synów i zarówno prawowitego dziedzica czystokrwistego i potężnego rodu Black, który w tym roku rozpoczyna swoją naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwarts. Co za zaszczyt, co za szczęście, co za duma! Młody Black z pewnością przyniesie dumę swojej rodzinie i będzie kontynuował długoletnią tradycję swojego znamienitego rodu, ponieważ właśnie to jest od niego oczekiwane. Przecież ktoś tak wysoko urodzony MUSI zachowywać się z klasą i spęłniać rodzinne oczekiwania, nie ma innej opcji. Rodząc się w takiej rodzinie, nie masz wyboru. Takie jest twoje przeznaczenie, i nic z tym nie zrobisz.
W końcu, po spacerze trwającym całą wieczność - przynajmniej z mojej perspektywy, ponieważ po moich wcześniejszych i bardzo dokładnych wyliczeniach wiedziałem, że dotarcie tutaj w tym tłumie trwało od 3,5 do 4 minut - dotarliśmy do wagonu, w którym miałem w końcu zyskać swoją wolność, jak tylko do niego wsiądę. Nie zdążyłem nawet mrugnąć, gdy jeden z pracowników kolei zabrał moje bagaże, aby wpakować je do pociągu. No tak, nawet tego nie mogłem zrobić samodzielnie, w końcu mi nie wypada.
-Oczekujemy wraz z twoim ojcem, że przyniesiesz nam dumę podczas nauki. Dobrze wiesz, jak masz się zachowywać, prawda?
-Tak jest, madam.
-W takim razie idź, i przynieś chwałę swojej rodzinie.
-Tak jest, madam.
Odpowiedziałem niemal mechanicznie, nim odwróciłem się bardzo powoli i na sztywnych nogach wszedłem do wagonu, wypełnionego już nie mogącymi doczekać się rozpoczęcia roku szkolnego dziećmi oraz starszymi uczniami, którzy cieszyli się ze spotkania ze starymi znajomymi. Ja nie czułem tego wszystkiego. Chciałem tylko, aby pociąg w końcu ruszył i abym mógł chociaż na te kilka miesięcy uwolnić się od reżimu mojej matki. Chciałem pobyć trochę bez niej i bez strachu, chociaż przecież nie miałem pojęcia co mnie tak na prawdę czeka w Hogwarts. Być może moja sława wyprzedza mnie na tyle, że nie będę mógł nawet na moment zapomnieć o tym, z jakiej rodziny pochodzę i kim jestem.
Znalazłem przedział, w którym była tylko jedna osoba i odetchnąłem cicho, stojąc przed zamkniętymi drzwiami. Nie miałem zbyt wielu okazji do obcowania z innymi osobami w moim wieku i nie do końca wiedziałem, czego się mogę spodziewać ani jak zareagują rówieśnicy na moje nazwisko. W końcu jednak zdecydowałem się wejść i niemal od razu jasnobrązowe oczy spoczęły na mojej sylwetce. Cały poczułem, jak się spinam ale mimo to starałem się jak najbardziej naturalnie przejść te cztery kroki i usiąść naprzeciwko tego chłopaka, za to tuż przy oknie. Wiedziałem, że cały czas wstrzymywałem oddech ale nie wiedziałem, co mam ze sobą tak właściwie począć.
-Niedużo mówisz, prawda?
Usłyszałem z jego strony i byłem tym tak bardzo zaskoczony, że przez moment nawet nie mogłem uwierzyć w fakt, że się do mnie odezwał. Spróbowałem się uśmiechnąć chociaż domyślam się, że nie wyszło mi to najlepiej.
-Wybacz mój brak ogłady. Nie przystoi tak wejść do zajętego przedziału bez uprzedniego przywitania się. Nazywam się Syriusz Black, rozpoczynam w tym roku naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarts, aby nauczyć się czarodziejskiej ogłady, sztuki magii oraz by przynieść zaszczyt mojej rodzinie. Miło mi cię poznać i mam nadzieję na przyjemne spędzenie naszej wspólnej podróży.
Odpowiedziałem swoim wyuczonym językiem i niemal się nim dławiłem, nie mogąc się niemal wysłowić. Chłopak patrzył na mnie przez chwilę, po czym roześmiał się cicho czym do tego stopnia zbił mnie z tropu, że siedziałem jak na szpilkach. Sądziłem, że powiedziałem coś nie tak a za to czeka mnie z pewnością kara po powrocie do domu, nawet jeśli będzie to dopiero w wakacje.
-Ty zawsze tak mówisz? O rany! Ale w porządku. Jestem James Potter. Również pierwszy rocznik.
-Potter? Tak jak Fleamont Potter? Czarodziej, który wybił swoją rodzinę na kosmiczny poziom, ponieważ stworzył niezawodny żel do włosów?
-Owszem, to mój ojciec.
Nie miałem pojęcia, jak mam na to odpowiedzieć, więc po prostu milczałem. Byłem trochę zaskoczony, że już na samym początku pierwszą osobą na którą wpadłem, jest dziedzic niemal równie zamożnego rodu, co mój. Wiedziałem, że w Hogwarts uczy się wiele osób mugolskiego pochodzenia oraz wiele dzieci z biedniejszych, czarodziejskich rodzin. Nie było więc wielkiej szansy, abym od razu poznał kogoś z towarzyskiej śmietanki. Po chwili wpadło mi do głowy, w jaki sposób mógłbym podtrzymać rozmowę chociaż nie byłem pewien, czy to zadziała.
-Miałem okazję poznać twojego ojca i matkę na zeszłorocznym balu Bożonarodzeniowym, organizowanym przez Ministerstwo Magii. Są czarującymi ludźmi. Nie przypominam sobie jednak, abym cię tam widział.
-Rzeczywiście, nie było mnie tam. Rodzice stwierdzili, że nie muszę jeszcze chodzić na takie spotkania i pozwolili mi zostać w domu z moim dziadkiem.
-Henrym Potter'em, byłym członkiem Wizengamotu?
-Widzę, że masz rozeznanie.
-Znam drzewa genealogiczne wszystkich czystokrwistych rodzin. Koniec końców wszyscy jesteśmy ze sobą w mniejszym lub większym stopniu spokrewnieni. Wiedza na temat czarodziejów jest niezwykle ważna, według słów mojej matki, i może mi ona bardzo pomóc w późniejszym życiu oraz w zdobywaniu znajomości na tle towarzyskim.
-Nie za bardzo rozumiem sens tego wszystkiego ale w porządku. Zawsze mówisz takim językiem?
-W moim domu mówi się, że oficjalny język jest oznaką dobrego urodzenia i należytego wychowania.
-Rany, ale masz musztrę w domu! Musisz nauczyć się mowy potocznej, bo zginiesz w szkole!
Zaskoczyły mnie słowa Potter'a, jednak nie miałem jak się go o cokolwiek dopytać, ponieważ w tym momencie ktoś zapukał do drzwi, które potem lekko rozchylił.
-Przepraszam, mogę tu usiąść?
Zapytał cicho stojący w drzwiach chłopak, u którego od razu zauważyłem wielką bliznę biegnącą przez jego twarz. Zdziwiło mnie to, jednak nie byłem w stanie nic odpowiedzieć. Po tym, jak dosiadłem się do James'a sam wciąż czułem się, jak gość w obcym domu i nie uważałem, by to do mnie należała decyzja o przyjęciu do przedziału kolejnej osoby.
-Jasne, wsiadaj! Jestem James a ten oto tutaj archaiczny dziedziak z zeszłego stulecia to Syriusz.
Chłopiec wszedł cicho do przedziału i ostrożnie zamknął za sobą drzwi, po czym usiadł powoli na miejscu obok Potter'a i podał mu dłoń, nim odpowiedział.
-Remus, miło mi was poznać.
-Co ci się stało w twarz?
Zaskoczyło mnie to, jak bardzo bezczelny był James, zadając to pytanie prosto z mostu zaledwie kilkanaście sekund po tym, jak spotkał tego chłopaka.
-Jeśli to nie problem, nie chciałbym o tym rozmawiać.
-Jasne! Jedziesz po raz pierwszy do Hogwarts? Od razu to po tobie widać!
Słuchając niemal nieustającej paplaniny James'a i niemrawych, rzadkich odpowiedzi Remusa byłem pod takim wrażeniem, że nie potrafiłem się nawet odezwać. Nigdy nie uważałem się za osobę nieśmiałą, jednak w tym momencie przekonywałem się o tym, jak niewiele wiem o tym świecie i o kontaktach z moimi rówieśnikami. Niemal odetchnąłem z ulgą, gdy pociąg ruszył a moja matka została na dworcu i powoli zacząłem się od niej oddalać. Tak wiele bym dał, aby nigdy nie musieć wracać do tego przeklętego życia a jednak wiedziałem, że szkoła ma okrutnie długą przerwę w postaci wakacji...
-Syriusz? Syriusz! Kontaktujesz jeszcze?
Zamrugałem i z zaskoczeniem spojrzałem na przyglądającego mi się z bardzo bliska James'a, którego oczy widziałem tylko przez szkła jego okularów. Pokiwałem głową i spróbowałem ponownie się uśmiechnąć ale miałem wrażenie, że głupio z tym wyglądam - nie byłem przyzwyczajony do takiej mimiki twarzy, nigdy nie miałem okazji żeby to zrobić.
-Wybacz, zamyśliłem się. Mówiłeś coś?
Nie miałem pojęcia, jak ciężko się czułem w moim własnym domu, póki to uczucie całkowicie nie zniknęło podczas rozmowy z Jamesem i Remusem. Byłem zażenowany, gdy kilka razy się roześmiałem i miałem wrażenie, że zniszczyłem tym całą atmosferę, jednak chłopcy po prostu dalej ze mną rozmawiali, jakgdyby nigdy nic. Poczułem się tak dziwnie lekki, że nawet nie wiedziałem, kiedy moje ciało w jakiś sposób się rozluźniło a jednocześnie nastąpił ból. James zauważając moją minę od razu zapytał, co się stało a gdy opisałem mu to dziwne uczucie oznajmił mi, że żyję w ciągłym stresie przez co moje mięśnie są stale napięte a teraz po raz pierwszy udało mi się je rozluźnić i stąd ból, który niedługo minie. Remus był na tyle miły, by zaproponować mi gorzkiej czekolady ale musiałem odmówić, ponieważ nie przepadam za słodyczami ale i tak było mi miło, że tak się mną zainteresowali. Chyba po raz pierwszy w życiu ktoś tak okazał zainteresowanie moją osobą, aby zapytać mnie o moje samopoczucie i dać mi dobrą radę. Było to tak przyjemne uczucie że w tym samym momencie pomyślałem o tym, że nigdy nie chcę o tym zapomnieć.
Prawdziwy stres wrócił dopiero, gdy stanęliśmy na przystani i musieliśmy wysiąść z pociągu. Nie miałem pojęcia, jakie wpływy ma tutaj moja rodzina i jak będę traktowany a w dodatku bałem się, do jakiego domu zostanę przydzielony. Wiedziałem, że rodzina oczekuje ode mnie dołączenia do Slytherinu ale osobiście nie chciałem dołączać do tego domu. Miałem nadzieję, że to się w jakiś sposób magicznie rozwiąże bez mojego udziału.
Niestety, nic nie mogło po prostu mnie ominąć i nienawidziłem tego najbardziej na świecie...
Komentarze
Prześlij komentarz