Pełnia - Rozdział 2
Już na przystani czułem, jak niektórzy uczniowie mi się przyglądają i wiedziałem, że krążące wśród uczniów szepty przynajmniej częściowo dotyczą mojej osoby. Nienawidziłem tego. Chciałem naciągnąć kaptur od mojej szaty na głowę jednak wiedziałem, że tak nie przystoi. Wysiadając z pociągu automatycznie przyjąłem wyuczoną pozę, którą matka wpoiła mi lejąc mnie za każdym razem, gdy chociaż drgnąłem - wyprostowałem plecy, zminimalizowałem mimikę twarzy do zera i nie patrzyłem na nikogo konkretnego. Matka zawsze powtarzała mi, że nie mogę ani się niczym interesować, ani pokazywać żadnych emocji, będąc w towarzystwie. Zimna obojętność i duma były jedynymi wartościami, którymi mogłem emanować poza czterema ścianami mojego pokoju. Oczywiśnie nie mówiąc o strachu i nienaiwści które mogłem odczuwać i okazywać w towarzystwie mojej matki, co wręcz pochwalała. Była dumna z faktu, że jej dzieci się jej obawiały i nie chciała, aby ktokolwiek psuł jej tą reputację.
-Syriusz, co z tobą?
Usłyszałem obok siebie zaskoczony głos Jamesa a gdy spojrzałem w stronę moich towarzyszy z przedziału zauważyłem również, że Remus wygląda na z lekka przestraszonego zmianą mojej osobowości. Zawahałem się. Chciałem się rozluźnić i z nimi normalnie porozmawiać, jednak wpojone mi przez 11 lat zachowania po prostu nie chciały ze mnie wyjść.
-Wybaczcie.
Szepnąłem cicho, jednak nie mogłem nic więcej zrobić. Nie potrafiłem nic poradzić na to, co się ze mną działo automatycznie. To było dla mnie tak naturalne, jak oddychanie. Wiedziałem, że oni tego nie rozumieją ale nie mogłem ich teraz porządnie przeprosić ani im tego wyjaśnić. Powoli nawet zaczynałem im zazdrościć tego, że nie mieli takiego rygoru w domu i mogli po prostu zachowywać się swobodnie.
-Do Hogwarts dołączył pierworodny rodu Black! No proszę, Slytherin będzie miał kolejnego czarnoksiężnika!
Usłyszałem gdzieś w tłumie i aż poczułem, jak po plecach przechodzi mnie zimny dreszcz. Zignorowałem jegnak kogokolwiek, kto to powiedział i po kilku chwilach ruszyłem w tłumie ku łodziom, które zabrały nas do zamku. Wyglądał magicznie i wiele dałbym za to, by tak jak moi rówieśnicy móc się tym zachwycać i rozmawiać z nimi o tym, jednak nie było to właściwe. Mogłem tylko siedzieć i się przyglądać, bez drgnięcia nawet jednym mięśniem.
Droga do Hogwarts trwała jednocześnie bardzo długo i niewystarczająco długo, żeby móc się nacieszyć tym pięknym widokiem. W końcu jednak dobiegła końca i wróciłem do szarej rzeczywistości, przechodząc wraz z innmi pierwszorocznymi przez schody prowadzące do Wielkiej Sali - przynajmniej tyle wiedziałem z opowieści mojej mamy. U szczytu schodów pojawiła się ubrana w zielone szaty, bardzo dystyngowana kobieta i widać było po jej posturze i sposobie chodzenia, że jest dumna z tego, kim jest a jednocześnie tak bardzo różniła się od każdej kobiety, którą znałem. Nie potrafiłem tego określić ale w jakiś sposób samo jej spojrzenie sprawiało że miało się uczucie, iż można jej zaufać.
-Witajcie uczniowie. Dziś po raz pierwszy zawitaliście do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwards. Już za moment, po przekroczeniu wrót tej sali, zostaniecie przydzieleni do jednego z domów. Są to Huffelpuf, Gryffindor, Ravenclaw i Slytherin. Dom na czas szkoły zastępuje rodzinę. Za dobre oceny i sprawowanie otrzymujecie punkty, za przeiwnienia odejmujemy je. Na koniec roku sumujemy je i dom z największą ilością punktów wygrywa Puchar Domów. Dyrektor Dumbledore decyduje o tym, jaka jest w danym roku nagroda dla zwycięzkiego domu. Zapraszam za mną.
Zakończyła swoją wypowiedź i odwróciła się, po czym pchnęła delikatnie znajdujące się za nią drzwi a te otworzyły się na całą szerokość. Kilkanaście sekund później, kiedy przekraczałem wrota tej sali, moim oczom ukazał się wspaniały widok. Sufit przypominał nocne niebo a sala skąpana była w świetle świec. Wszyscy starsi uczniowie siedzieli przy stołach swoich domów, przyglądając nam się z ciekawością a nad każdym ze stołów wisiał herb jednego z domów. Każdy z uczniów miał szatę z detalami pasującymi kolorystycznie do domu, do którego przynależał. Na samym końcu sali znajdowało się podwyższenie, na końcu którego ustawiony był bardzo długi stół, przy którym siedzieli nauczyciele. Tylko jedno miejsce było puste i domyślałem się, że należało ono do mężczyzny stojącego przy złotej mównicy. Musiał to być Dumbledore, który od wielu lat piastował stanowisko dyrektora Hogwarts. Ustawiłem się razem z innymi współuczniami przed tą mównicą, przy której po chwili dopiero zauważyłem krzesło i dość stary kapelusz - najwyraźniej słynną Tiarę Przydziału.
-Witajcie, drodzy uczniowie. Raduje mnie powitać was w Hogwarts w nowym roku szkolnym. Widząc was wszystkich, chętnych do nauki tajemnic sztuki czarodziejskiej, jestem dumny mogąc prowadzić tak wiele młodych umysłów prosto do celu. Proszę, rozpocznijmy od przydzielenia naszych pierwszorocznych uczniów do ich domów. Droga profesor McGonagall, czy będziesz tak miła poprowadzić tą ceremonię?
-Oczywiście, dyrektorze. Kiedy wyczytam imię, wyczytana osoba podejdzie do mnie i usiądzie na krześle. Ja nałożę jej na głowę Tiarę Przydziału która powie nam, do jakiego domu będzie wyczytana osoba przynależeć.
Nauczycielka zaczęła wyczytywać nazwiska z listy a ja jak w transie czekałem na swoją kolej. Wiedziałem, że będę na początku ze względu na to, że szli po liście alfabetycznie a moje nazwisko zaczynało się na B. Drżałem na samą myśl o tym, że mnie zaraz wyczytają, aż ta chwila w końcu nadeszła.
-Syriusz Black.
Zamarłem. Czułem, jak koścista, oślizgła, niezwykle zimna dłoń zaciska swoje palce na mojej szyi i ledwo mogłem oddychać. Przeżegnałem się w duchu i wszedłem na podwyższenie, po czym zająłem miejsce i modliłem się... sam w sumie nie mam pojęcia, o co. Przecież nie wiedziałem, do jakiego domu chcę iść a wiedziałem, w jakim domu wszyscy mnie oczekują.
Hmm... zdajesz się być nietypowym młodzieńcem. Gdzie by cię tu przydzielić... Z pewnością...
Nie słuchałem dalej tego, co mówiła do mnie Tiara Przydziału w mojej głowie. Po prostu czekałem na to, aż wykrzyknie dom, do którego miałem dołączyć. Gdy w końcu to zrobiła - kompletnie zamarłem.
-GRYFFINDOR!
I już wiedziałem, że jestem skończony.
Komentarze
Prześlij komentarz