Dla Ciebie - Alternativ - Rozdział 1


BILL

Obudziły mnie odgłosy rozmowy. A może był to monolog? Ciężko stwierdzić, gdy głosy wydają się dobiegać z odległości kilkudziesięciu kilometrów a słowa zlewają się w jedną, niezrozumiałą całość, z której człowiek nie potrafi nic zrozumieć. Byłem otoczony przez pustkę, która pochłaniała mój próbujący wrócić do normalności umysł. Poczułem, że spadam, i wtedy wszystko zniknęło, bym po chwili poczuł słodką woń świeżego powietrza. Słyszałem pikanie jakiejś maszyny i rozmowę. Czułem ucisk na lewej dłoni - coś ciepłego ją trzymało. Powoli, z wielkim trudem uniosłem powieki, chcąc zobaczyć, gdzie się znajduję. Co do tego, że ciepło na mojej dłoni jest powodowane przez odpowiednik bliźniaka, nie miałem wątpliwości. Czułem się jak z ołowiu, ciężki i obolały. A jednak odwróciłem głowę w stronę brata i uśmiechnąłem się ciepło do niego, dostrzegając strach i ulgę wymalowaną na jego twarzy. Wspominałem, że ma na prawdę cudowną twarz? Niby jesteśmy tacy sami a potrafię znaleźć tyle różnic między nami...

-Billy? Braciszku, jak się czujesz? Lepiej ci?

Zapytał wyraźnie zmartwiony moim stanem. Odszukałem w pamięci ostatnie wydarzenia. Źle się czułem, mieliśmy jechać do studia ale Tom jechał spotkać się z Rią, pokłóciliśmy się o to i gdy chciałem wyjść z domu zemdlałem. Teraz obudziłem się tutaj. Jak długo byłem nieprzytomny? Sądząc po tym, że już wieczór, kilka godzin. Zmarszczyłem brwi gdy po chwili dotarł do mnie jeszcze jeden, jakże oczywisty fakt. Mój brat... płakał. Przeze mnie? Powiedzcie, że nie. Nie chcę go doprowadzać do płaczu. Ale zaczerwienione kąciki oczu i zachrypnięty głos właśnie na to wskazują. Ścisnąłem lekko jego dłoń tak, jak robiłem to zawsze a on z lekkim uśmiechem na ustach splótł nasze palce. Często choruję, więc Tom zawsze się mną zajmuje. Jestem mu wdzięczny. A tym daje mi znak, że jest przy mnie i mnie kocha. Tak to wyjaśnił, gdy mieliśmy może pięć lat. Tak zostało do teraz.

-Wybacz. Znów sprawiam problemy.

Odparłem szeptem. Nie powiem, w gardle miałem Saharę, dosłownie. Ale nie chciałem, żeby bliźniak mnie opuszczał tylko po to, by przynieść mi trochę wody, więc na razie nic nie mówiłem. Koniuszkiem języka zwilżyłem wargi i uśmiechnąłem się przepraszająco, na co mój braciszek zmarszczył swoje brwi. Obserwowałem go z zaciekawieniem. Niby znam wszystkie jego reakcje, a wciąż uwielbiam go obserwować. Już chciał coś odpowiedzieć, ale w tym momencie do pokoju wszedł, oczywiście bez pukania, lekarz z kartą pacjenta w dłoni. Omiótł mnie spojrzeniem zimnych oczu i zajrzał w kartę.

-Widzę, że odzyskał pan przytomność. W takim razie może bez zbędnych ceregieli przejdźmy do pytań: Jak długo pan się głodzi?

Zapytał a mnie zamurowało. Głodzić się? Od kiedy ja się głodzę? No na prawdę pytam bo nie wiem! Przyznam się, że nie jadam zbyt wiele, od dziecka zapominam o tym, żeby coś zjeść. Nigdy nie było to problemem bo brat zawsze był przy mnie i pilnował, żebym jadł, ale sam z siebie nie zwracałem nigdy na to uwagi. A odkąd spotyka się z Rią... no, stracił głowę, jak widać. Czasem dzień lub dwa nic nie jem, ale raczej nie dlatego, że się głodzę.

-Nie czuję głodu. Jem, jak jestem głodny.

Wyjaśniłem, co mężczyzna od razu odnotował. Poczułem, że twoja dłoń znika więc spojrzałem na ciebie i z zaskoczeniem ujrzałem twarz wykrzywioną wściekłością. Chociaż zaskoczenie w moim wypadku to mało powiedziane. Byłem w permanentnym szoku, widząc cię takim.

-Nie możesz pamiętać, żeby coś zjeść?! Prosiłem! Musisz niszczyć mój związek?! Bo co, bo jesteś sam?!

Wykrzyczał i wyszedł, chociaż trafniejszym określeniem byłoby wybiegł, z mojego tymczasowego lokum. Ja natomiast, po pierwszym szoku, poczułem wzbierające w oczach łzy, które w krótkim czasie zaczęły żłobić sobie drogę na moich policzkach. Skuliłem się i schowałem twarz w dłoniach. Słyszałem, jak ktoś wchodzi do pokoju, ale nie zareagowałem. Dobrze wiedziałem, że nie jest to osoba, którą w tej chwili chcę widzieć najbardziej. Zanosiłem się płaczem, nie mogąc tego opanować. Prawda, kocham Tom'a, zupełnie inaczej, niż powinienem i nic na to nie poradzę, ale nigdy nie zniszczyłbym mu związku z tak egoistycznych pobudek! Zależy mi na jego szczęściu i nigdy nie byłem przeciwko niemu, a poczułem się, jakbym zniszczył mu życie tylko tym, że istnieję.

Przeszkadzam mu? Jestem zawadą w jego życiu? Powinienem zniknąć?

Gdy w końcu trochę się uspokoiłem, otarłem łzy i spojrzałem na przybyłych. Jost właśnie wyprowadzał lekarza, cicho z nim rozmawiając a Geo i Gus siedzieli przy mnie zmartwieni. Uśmiechnąłem się blado i sięgnąłem po leżący na szafce telefon, chcąc porozmawiać z bratem. Jednak nie odebrał. Ani za pierwszym, ani za drugim razem. Coś mnie ścisnęło za serce. Poprosiłem chłopaków, by zostawili mnie samego, co niechętnie ale zrobili. Wiedziałem, że się martwią, ale potrzebuję zostać sam. Może z Tom'em powinniśmy odpocząć od siebie? Kilka dni... dobrze nam to zrobi, prawda? Wyjadę gdzieś i jak wrócę, będzie jak wcześniej. Oby...

W wyszukiwarce szybko znalazłem zadowalające mnie wakacje w słonecznej Grecji, jednak nie potrafiłem się cieszyć tym wyjazdem. Zawsze jeździliśmy razem, a teraz czułem się, jakbym uciekał. Ale ja na prawdę nie mam siły na kłótnie z nim... Zrobiłem rezerwacje na dwa tygodnie i gdy tylko lekarz przyszedł do pokoju, zażądałem wypisu na własną odpowiedzialność. Wylot mam jeszcze dzisiaj. Nikomu nic nie powiem, zrobią wszystko, bym został. Czułem się słabo ale chciałem uwolnić się od tego koszmaru, jakim stało się moje życie, więc czym prędzej dotarłem do domu, zostawiając taksówkarzowi spory napiwek i wpadłem do pustego domu. Mój bliźniak zaszył się gdzieś, pewnie w jakimś barze albo u Rii. Zaprzedam duszę samemu Diabłu, ale błagam, niech on będzie szczęśliwy... zniknę z jego życia, jeśli tego chce... Pakowałem się, wciąż ocierając łzy nieprzestające płynąć po moich policzkach. Miałem mało czasu. Zerknąłem na zegarek. Za godzinę muszę być na lotnisku. Wziąłem kartkę i długopis w dłoń i zacząłem pisać.

Tom,
nie chciałem tego, ale chyba nie mam innego wyjścia. Wyjeżdżam. Rozłąka jest w tej chwili tym, czego chyba nam potrzeba. Nawet nie wiesz, jaki ból odczuwam w sercu robiąc to.... ale to, co się z nami stało, odkąd w naszym życiu jest Ria... to dla mnie zbyt wiele. Nie potrafię tak żyć, Tom. Wrócę za dwa tygodnie. Jeśli nic się nie zmieni, poszukam jakiegoś mieszkania a dom zostawię Wam. Zawsze byłeś obok mnie i nigdy nie chciałem niszczyć Ci życia, zbyt mi na Tobie zależy. Oddałbym swoje życie za Twoje szczęście. Byliśmy nierozłączni przez 20 długich lat, wspaniałych lat a teraz te dwa tygodnie wydają się całym życiem... ale może to jedyne wyjście?
Pod spodem zostawiam Ci wszystkie dane moich "wakacji". 
Przepraszam za wszystko. Na prawdę.
 Kocham Cię,
 Bill

Szybko zapisałem wszystkie potrzebne dane i zgiąłem kartkę na pół, pisząc na niej imię mojego brata. Najdroższe imię, jakie jest w moim sercu. Trzy litery a gdybym mógł, dałbym się za nie pokroić. Ocierając łzy zebrałem swoje rzeczy i wyniosłem do czekającej taksówki. W progu obejrzałem się jeszcze na nasz ukochany dom. Tak bardzo cieszyliśmy się, gdy go kupiliśmy... teraz nie wiem, czy kiedyś do niego wrócę. Westchnąłem ciężko i zamknąłem za sobą drzwi, opierając o nie na moment czoło. Zacisnąłem zęby, by więcej nie płakać, co na niewiele się zdało i wsiadłem do taryfy, pozwalając zawieźć się na lotnisko.

TOM

Oczywiście prosto ze szpitala pojechałem do ulubionego baru. Bill mnie najzwyczajniej w świecie wkurzył. Nie wyobrażam sobie życia bez niego, ale ostatnio ciągle się kłócimy i nie jest między nami najlepiej. Próbuje zniszczyć mi związek czy co? Wiem, że to powiedziałem, ale szczerze mówiąc nie wierzę, by był zdolny zrobić coś takiego, nawet, jeśli wiele razy przez to płakał. Zupełnie, jak wczoraj. Widziałem, jak w jego oczach zaszkliły się łzy, nie pierwszy raz, odkąd spotykam się z Rią doprowadziłem go do płaczu. Czułem się z tym podle, ale ta dziewczyna jest dla mnie jak narkotyk. Nie umiem jej odstawić na bok nawet dla bliźniaka.  Nie wiem, co by się musiało stać, żebym się na to zdobył. Wiedziałem teraz tylko, że zdecydowanie przesadziłem z obwinianiem Bill'a. W końcu u niego normą jest niejedzenie, jeśli nikt mu niczego nie podsunie pod nos lub jeśli serio nie jest głodny. Ile to już razy bolała go głowa i wręcz mdlał z bólu, bo zapominał jeść? Ale jego żołądek się nie odzywał, więc nie jadł. A potem, na przykład po koncertach, blady i oblany potem wpadał w moje ramiona, oddychając ciężko i umierając z bólu. Nieraz wymiotował. Prosił wtedy tylko, żebym był przy nim, i czuwałem, póki nie zasypiał zmęczony targającymi torsjami i bólem. Spał wtedy ufnie wtulony w moje ramiona a rano grzecznie zjadał śniadanie. Zamyśliłem się. Zawsze jestem na jego zawołanie, nigdy mi to nie przeszkadzało, zawsze tak było, czemu więc się o to na niego wydarłem? Czemu ostatnio mnie to drażni? Co się z nami dzieje, Bill?

Myślałem nad tym, popijając drinki, aż w końcu dosiadła się do mnie jakaś laska i jeżdżąc dłonią po moim udzie wyrwała mnie z zamyślenia.

-No hej, przystojniaku. Ale masz mięśnie. Ten tutaj też jest taki rozbudowany?

Zapytała, zaciskając palce na moim członku. Spojrzałem a nią, zamroczony przez alkohol, który jednak nie odebrał mi rozumu. Laska mnie ani trochę nie podnieca, jak miałby mi stanąć? W dodatku jej twarz... matko, chciało mi się płakać, jak na nią patrzyłem. Skrzywiłem się i odtrąciłem jej rękę.

-Z dziwkami się nie zadaję.

Powiedziałem wprost a ta odeszła, prychając. Piłem, nawet przestałem liczyć. A Bill zawsze się drze, że za dużo piję i chyba ma rację. Westchnąłem cicho i wychodząc z baru wyciągnąłem telefon.

-Halo?

Odezwał się zaspany głos po drugiej stronie słuchawki.

-Geooo... ratuj.

Powiedziałem żałośnie, opierając się o ścianę budynku. Usłyszałem ziewanie.

-Hmm? Spiłeś się? Gdzie jesteś?

Nom, na przyjaciół zawsze można liczyć. Na szczęście moi przyjaciele są dla mnie jak bracia. Nie tak, jak Billy, ale jednak. Westchnąłem i rozejrzałem się dookoła.

-Nie wiem. Jak się nie mylę to w moim ulubionym barze. Ale mam doła. I chce mi się płakać. I boli mnie brzuch. I chcę do Bill'a.

Wyliczyłem. Tym razem to on westchnął.

-Czekaj, ubieram się. Będę po ciebie niedługo. Pokłóciłeś się z nim, to normalne, że się źle czujesz. Jak weszliśmy do jego sali to płakał, jakbyś powiedział mu, że go nienawidzisz. Nie płacz, bo tego już nie zmienisz i nie ma sensu, jutro z nim porozmawiasz i będzie dobrze. A brzuch cię boli od picia.

Ten to potrafi pocieszyć człowieka, nie ma co. Jakbym nie pamiętał, że to właśnie przeze mnie mój bliźniak się rozpłakał i że po części wpływał na moje emocje. Pewnie biedaczek czuje się okropnie. Nic dziwnego, że ja też. Już od dawna ignorowałem takie negatywne emocje z jego strony, starając się z nim porozmawiać i mu pomóc, ale gdy mówił, że nie chciał,  po prostu je odrzucałem bo chciałem jak najwięcej czerpać z czasu spędzonego z moją dziewczyną. Po prostu... ona namawiała mnie, że na pewno mi zazdrości i wyzbywałem się tych negatywnych emocji. Może źle robiłem? Co, jak on mnie wtedy potrzebował a ja go zostawiłem? Nie wybaczę sobie tego, jeśli okaże się, że właśnie tak było. Westchnąłem cicho i usiadłem na ziemi.

-Wiem, Geo. Ale... Bill... kocham go. Kocham go nad życie, nie ma mnie bez niego, a tak go szmacę.

Wyznałem, chociaż pewnie obaj z Gus'em domyślali się, że nie traktuję go ostatnio najlepiej. Po moich policzkach popłynęły łzy. Jak bardzo cię zraniłem, Bill? Niestety, albo stety, po alkoholu zawsze robiłem się szczery, co mnie bolało.

-Wiem, ostatnio nie jest z wami dobrze.

Zaśmiałem się gorzko na jego słowa.

-Też to zauważyłeś, co nie? Płacze, nie je, nie śpi, jest blady i cały nerwowy bo cały czas się z nim kłócę. Co się z nami stało, Geo? W którym momencie go straciłem?

Zapytałem przyjaciela wprost. Westchnął i chwilę milczał.

-Wiesz... wkurzysz się za to, co powiem, ale odkąd spotykasz się z Rią totalnie go zlałeś. Jakby nic dla ciebie nie znaczył.

Zamilkłem, zdając sobie sprawę, ile jest prawdy w tym, co powiedział. Nienawidzę siebie za to.

-Nie kocham jej, Geo. Kochałem, na prawdę, zawróciła mi w głowie, ale kiedy na nią patrzę, widzę tylko ciało, które mnie pociąga. Żadnej miłości.

Powiedziałem, czym sam siebie zdziwiłem. Ale po chwili uświadomiłem sobie, że to przecież prawda.

-Więc ją zostaw i zajmij się odbudową relacji z Bill'em. On cię potrzebuje i gubi się w tym wszystkim.

Wyjaśnił. Przytaknąłem mu, dobrze wiem, że tak jest. Oparłem głowę o zimną ścianę.

-Masz rację. Muszę przeprosić Bill'a.

Westchnąłem. On tylko mruknął potwierdzająco i się rozłączył. Spojrzałem w przestrzeń przed sobą, przybity, gdy poczułem tak wielki ogarniający mnie smutek, że nie mogłem powstrzymać płaczu i skuliłem się bardziej. Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu, gdy spojrzałem w górę, ujrzałem przyjaciela.

-Co się stało? Dobrze się czujesz?

Zapytał a ja otarłem trochę łzy.

-Czuję się, jakbym stracił coś bardzo cennego, Geo.

Pomógł mi wstać i podążyliśmy do jego samochodu.

-To przez tę kłótnie z Bill'em. Jutro wszystko się ułoży, zobaczysz.

Zapewnił mnie i pomógł zapiąć pasy, po czym zasiadł na miejscu kierowcy i ruszył. W połowie drogi poczułem się słabo i świat przed oczami mi zawirował.

-Tom?

Usłyszałem zaniepokojony głos basisty, gdy nie odpowiadałem. Spojrzałem na niego nieprzytomny i walczyłem z sennością.

-Nic mi nie jest. Zmęczony jestem.

Powiedziałem bardzo powoli i z lekkim trudem. Zmarszczył brwi i zaparkował w końcu pod Bill'a i moim domem. Naszym domem. Pomógł mi wysiąść i dotrzeć do łóżka.

-Geo? Możesz przynieść mi coś z pokoju Bill'a?

Poprosiłem. Wiem, że zachowuję się dziecinnie, ale potrzebuję tego. Skinął głową i wyszedł, po chwili wracając, zdaje się - trochę bledszy niż wcześniej. Podał mi jedną z poduszek bliźniaka, w którą wtuliłem nos i momentalnie zasnąłem, słysząc tylko kroki i to, jak przyjaciel zaczyna z kimś rozmowę przez telefon.


BILL

Siedziałem na lotnisku i ścierałem łzy z policzków. Odprawiłem już bagaż i teraz czekałem już tylko na otworzenie gate'u, do którego miałem się skierować by dostać się do samolotu. Siedząc tak i tłumiąc smutek starałem się nie myśleć o bliźniaku i wsłuchać w dźwięki muzyki. W pewnym momencie jednak ktoś mnie postukał po ramieniu, więc zdjąłem słuchawki i uśmiechnąłem się blado do stojącego naprzeciw mnie siwego staruszka o niskiej ale grubej posturze. Coś mnie niepokoiło w jego twarzy ale stwierdziłem, że mam jakąś paranoję i po prostu czekałem, czego chce.

-Bill Kaulitz?

Zapytał. Czyżby fan? Wiedziałem, że mamy fanów w różnym wieku, ale nie, że aż tak. No a uniformu lotniska nie mam, więc kto?

-Tak, a o co chodzi?

Zapytałem ciekaw i uśmiechnąłem się szerzej. Mężczyzna splótł dłonie za plecami.

-Bardzo mi przykro, ale nie dotrze pan na pokład samolotu.

Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować na usłyszane słowa, ktoś objął mnie żelaznym uściskiem w pasie i przyłożył szmatkę nasączoną jakimś płynem do ust i nosa. Zacząłem się wyrywać, jednak na niewiele się to zdawało. Zaczęło mi się kręcić w głowie a staruszek podszedł do mnie z jakąś strzykawką w dłoni i wbił ją w moje obnażone ramię.

-Spokojnie, to cię tylko uśpi.

Powiedział. Zrobiło mi się czarno przed oczami i po niedługim czasie odpłynąłem.

Komentarze

  1. Ach...to to opowiadanie. Już sobie przypomniałam. I na samą myśl co znowu będę przechodzić czytając to opowiadanie wściekłość mnie opanowuje. Nie że to opowiadanie jest złe czy coś. Wręcz przeciwnie. Opowiadanie świetne i bardzo dobrze napisane. Ale to co tam się dzieje...aż płakać mi się chce na samą myśl. Ale przetrwam to i będę czytać dalej. Ciekawe czy jakoś dużo zmieniłaś w tym opowiadaniu. No nic czekam na dalsze części. Ze strachem ale czekam. Pozdrawiam i całuję kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę Ci powiedzieć, że do momentu odbicia Bill'a niewiele zmieniłam, za to potem będzie sporo różnic 😊
      Pozdrawiam~

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty