Ludzka maszyna - 10

Hej~
Zaczynamy więc z rozdziałami z nowej serii :D
Nie wszystkie będą aż tak długie jak ten, ale będą dłuższe, niż poprzednie :)
Mam nadzieję, że Wam się spodobają~!
Pozdrawiam,
Neko

~~

Mijały dni. Jeden. Dwa. Pięć. Dziesięć. Po dwóch tygodniach myślałem, że oszaleję. Czarny nie pojawił się do tej pory w szkole i nie odpisał na ani jedną wiadomość, nie mówiąc o odebraniu telefonu czy oddzwonieniu, bo to chyba byłby cud. Chodziłem nerwowy po domu, w szkole, wręcz nie potrafiłem się skupić na niczym innym jak na tym, że nie wiem, co się z nim dzieje. Właśnie wróciłem ze szkoły, po raz piętnasty odnotowując brak Humanoidka w moim życiu. Cisnąłem torbę w kąt i właśnie w tym momencie rozdzwonił się mój telefon. Odebrałem, nie patrząc na wyświetlacz.

-Słucham?

Zapytałem, chwilę potem słysząc roztrzęsiony głos matki.

-Tom? Przyjedź do szpitala. Bill...

Nic więcej nie zdążyła powiedzieć, bo rozłączyłem się i szybko zadzwoniłem po taksówkę. Po dosłownie 3 minutach siedziałem roztrzęsiony na miejscu pasażera w kremowym samochodzie marki Volks Wagen i bębniłem nerwowo palcami o drzwi, co chyba irytowało kierowcę bo co chwilę na mnie zerkał, ale nic nie powiedział, widząc moje zdenerwowanie. Dokładnie kwadrans później podałem mu banknot by uregulować należność i wystrzeliłem z samochodu, wbiegając do szpitala. Podbiegłem do siedzącej na krześle rodzicielki, która bledsza niż zwykle wpatrywała się w przeciwległą ścianę. Dopadłem do niej i klęknąłem, zaglądając jej w twarz.

-Mamo? Mamo, co się stało?

Zapytałem spokojnym tonem, co było dla mnie nie lada wyczynem w tej sytuacji. Spojrzała na mnie przerażona i kilka razy jedynie otwarła drżące usta, nie wydając ani jednego dźwięku, nim zdołała coś powiedzieć.

-Ja... byłam poczytać dzieciom jak zwykle i... gdy wychodziłam, przywieźli Bill'a... w dłoni miał to.

Podała mi woreczek, w którym było zaczęte opakowanie tabletek usypiających i kartka. Wyjąłem kawałek papieru i otworzyłem go, po chwili odczytując słowa.

Tom,
przepraszam. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Pierwszy raz ktoś się mną zainteresował, zaopiekował a nie odtrącił. Słyszałeś Nicky'ego - zakochałem się w Tobie. Podarowałeś mi kawałek serca, a ja zapragnąłem je całe. A jednak nigdy na nie nie zasłużyłem. Powiedziałem Ci kiedyś, że jestem wpadką. Nigdy też nie powinienem był się urodzić. Dlatego też teraz oddaję je dobrowolnie. Coś, czego nigdy nie powinienem mieć, już nie będzie moje. Proszę, wybacz mi wszystko, co Ci zrobiłem, jeśli masz na tyle siły.
Acacia  nigdy nie powinna zostać wydana. A jednak Acantus sprawił, że ujrzała światło dzienne. To mój Agapanthus do Ciebie. Twoja Aster jest godna podziwu, Tom. Aster amellus z Tobą to najtrudniejsze, co przyszło mi zrobić. Zachowaj mnie jako Vinca minori zamiast Ocimum basilicum, jeśli mogę prosić. Byłeś moim Centaurea cyanus. Miałem Cyklamen, że będzie dobrze, lepiej. Pamiętaj, Syzygium aromaticum. Ale to Scabiosa. Helenium zawsze będą... były obecne w moim życiu, nie pozwól, by były w Twoim. Jestem Campanula, że mogłem Cię spotkać. To moje największe Molucella laevis.
Dianthus carryophyllus,
Bill

 W tym momencie byłem tak samo zaskoczony jak i poruszony jego listem. Ostatnie linijki, język kwiatów, którego uczyliśmy się wspólnie, oznaczają tyle co:
Ukryta miłość nigdy nie powinna zostać wydana. A jednak podstęp sprawił, że ujrzała światło dzienne. To mój list miłosny do Ciebie. Twoja cierpliwość jest godna podziwu, Tom. Pożegnanie z Tobą to najtrudniejsze, co przyszło mi zrobić. Zachowaj mnie jako Czułe wspomnienie, zamiast nienawiści, jeśli mogę prosić. Byłeś moim jedynym szczęściem. Miałem nieśmiałą nadzieję, że będzie dobrze, lepiej. Pamiętaj, Kocham Cię potajemnie. Ale to nieszczęśliwa miłość. Łzy zawsze będą... były obecne w moim życiu, nie pozwól, by były w Twoim. Jestem wdzięczny, że mogłem Cię spotkać. To moje największe szczęście.
Nigdy Cię nie zapomnę,
Bill
Nawet nie zauważyłem, kiedy moje ręce zaczęły drżeć. Schowałem wszystko z powrotem do woreczka i schowałem do kieszeni, po czym zduszonym głosem skierowałem pytanie do matuli.

-Gdzie on jest?

Wyciągnęła dłoń w prawą stronę, pokazując na windy.

-Drugie piętro, pokój 214.

Wyszeptała. Rzuciłem się biegiem w stronę wind, ale obie były zajęte, więc czym prędzej znalazłem schody i biegłem, przeskakując susami po trzy schodki. Dosłownie dwie minuty później stałem pod drzwiami pokoju Bill'a. Zawahałem się tylko przez chwilę nim wszedłem. Gdy go w końcu zobaczyłem... zupełnie opadłem z sił. Blada, cienka skóra, zaschnięte na policzkach łzy i rurki w ciele - ten widok zupełnie mnie rozbroił. Padłem na kolana i zacząłem płakać, płakać jak jeszcze nigdy, klęcząc obok jego łóżka. Ująłem jego dłoń w swoje. Musiałem, musiałem czuć, że jest tutaj i że mam go blisko. Wyglądał, jakby spał. Dotknąłem delikatnie opuszkami jego twarzy. Teraz tylko jego unosząca się i opadająca klatka piersiowa świadczyła o tym, że żyje. Płakałem tak kilka minut, przypominając sobie wszystkie spędzone z nim chwile. Chciałem mieć ich z nim więcej. Tylko błagam, niech on wyzdrowieje!
Do sali ktoś wszedł, jednak nawet nie zwróciłem na to uwagi, dopóki ten ktoś, a dokładniej lekarz Humanoida nie zaczął do mnie mówić.

-Będzie nieprzytomny jeszcze kilka godzin ale jego życiu już nic nie zagraża, zrobiliśmy płukanie żołądka.

Powiedział, najwyraźniej chcąc mnie zapewnić, że wszystko już pod kontrolą. Spojrzałem na starszego mężczyznę.

-Jak on się tu znalazł?

W końcu dobrze wiem, że rodzina go nienawidzi. Doktor podrapał się po głowie.

-Sam zadzwonił. Podał adres i ilość zażytego leku po czym przyznał, płacząc, że zrobił głupstwo. Że on chce jeszcze trochę pożyć, nawet, jeśli ma cały ten czas cierpieć. Potem zemdlał.

Wyjaśnił a ja znów spojrzałem na Czarnego. Błagam cię, żyj, Billy! Proszę, wszystko się zmieni, obiecuję, tylko mnie nie opuszczaj.

Błagałem w myślach, czekając, aż się obudzi, aż jego orzechowe oczy, teraz pewnie zamglone smutkiem, spojrzą na mnie, aż jego malinowe wargi ułożą się w słowa a drżący głos wypowie moje imię, aż drobna dłoń zaciśnie się na mojej, aż będzie przytomny, aż będę wiedział, że jest ze mną i że mnie nie opuścił, że żyje i wróci, że nie ma już żadnej szansy że go stracę.

Nie wiem, na prawdę nie mam pojęcia, ile tak siedziałem. Moja mama już była przynieść mi soku i jakieś ciastka po czym kazałem jej jechać do domu a sam wciąż czekałem. Na dworze zrobiło się ciemno. Już nie płakałem. Ja po prostu czekałem. Bo jeśli on się nie obudzi, to wraz z nim umrze jakaś część mnie, tak ważna, że już nigdy nie będę mógł funkcjonować. A przynajmniej nie normalnie, jak wcześniej. Skradł jakąś część mnie i mimo, iż wiem, że jej już nigdy nie zwróci, nie chcę, żeby mi ją oddawał. Najważniejsze jest, żebym miał go przy sobie. Nic innego się nie liczy. Kocham tego walniętego czarnym piorunem czubka. Zaraz.... co ja właśnie pomyślałem? Że go kocham? Spojrzałem znów na jego spokojną twarz. Lekko rozchylone wargi były wysuszone ale wciąż miały swój piękny kształt i malinowy kolor. Długie rzęsy, które jakoś mnie zaintrygowały, bo nie widziałem jeszcze takich u chłopaka. Czy... czy ja... Czy go kocham? Chcę go mieć przy sobie, chcę go chronić i chcę dla niego wszystkiego, co najlepsze. Tęsknię za nim, gdy go nie ma, ostatnio tak, że to aż boli. Zajmuje moje myśli, jakby nic i nikt poza nim nie istniał. Zwracam uwagę na każdą rzecz związaną z nim, na każdy drobiazg. Pragnę go przytulić tak, by zniszczyć w nim cały lęk. Chciałbym posmakować tych słodkich ust i spojrzeć z bliska w jego orzechowe oczy, które tak ślicznie błyszczą, gdy się cieszy. Przytknąłem jego dłoń do ust i pocałowałem wierzch.

-Chyba cię kocham, Humanoidzie.

Szepnąłem, sam nie do końca potrafiąc w to uwierzyć. Dobrych kilka minut zajęło mi oswojenie się z tą myślą, aż w końcu się uśmiechnąłem. Przecież... co z tego, że zakochałem się w chłopcu? Przecież to nic! Zależy mi na nim i nie zamierzam rezygnować z niego tylko przez to, jakiej jest płci. Uśmiechnąłem się w końcu sam do siebie. Gdy się obudzi, powiem mu, że odwzajemniam jego uczucie. Że pragnę go zupełnie tak, jak on pragnie mnie. Że go kocham i chcę ochronić przed całym światem. Że nie pozwolę już więcej nikomu go skrzywdzić, tylko musi mi zaufać i pozwolić sobie pomóc, być ze mną szczery. Musi uwierzyć, że nie jestem jego zagrożeniem tylko wsparciem. Ale jak go do tego przekonać? Bo on sam raczej jeszcze w to nie wierzy...

Nie wiem, ile tak siedziałem i myślałem, o nim, o mnie, o nas, ale w końcu dłoń, którą trzymałem między własnymi dłońmi, zacisnęła lekko palce na mojej skórze, wyrywając z zamyślenia. Od razu skupiłem wzrok na jego twarzy. Widziałem, jak zaciskał lekko powieki, po czym uniósł je. Mrugnął kilka razy aż w końcu umęczony wzrok orzechowych oczu spoczął na mnie. Widziałem zaskoczenie na jego twarzy.

-Tom?

Spytał cicho, chropowatym głosem. Skinąłem głową i pogładziłem lekko jego blady policzek, na co przymknął oczy.

-Napędziłeś mi niezłego stracha. Prawie oszalałem, gdy byłeś nieprzytomny.

Powiedziałem, na co na jego twarzy pojawiła się skrucha. Po masce nie było ani śladu i byłem zadowolony. Podałem mu wody, którą wcześniej zostawiła tu moja mama, by zwilżył sobie gardło.

-Dziękuję. I przepraszam, ale... kiedy dowiedziałeś się, że to właśnie ty jesteś osobą, w której się zakochałem, byłem załamany. Nie potrafię budować relacji z ludźmi, nie umiem funkcjonować w społeczeństwie, w dodatku jestem tak dziwny, jak tylko to możliwe. A ta rewelacja, że nie dość, że jestem gejem, to jeszcze zakochałem się akurat w tobie, musiała być... sporym zaskoczeniem dla ciebie. Bałem się spojrzeć ci w twarz.

Wyjaśnił a z kącika jego oka popłynęła samotna łza, którą delikatnie starłem z jego skóry. Spojrzał mi w oczy.

-Przepraszam.

Powtórzył, ale pokręciłem głową na znak, że nie musi przepraszać. Wszystko rozumiem.

-Wiesz, Bill... może to cię zdziwi, ale...

Widziałem strach na jego twarzy. Jawnie bał się tego, co powiem, a przecież miały być to dobre wieści.

-Ja.. zdaje mi się, że sam się w tobie zakochałem. Nie wiem nawet, kiedy. Po prostu... wariowałem, gdy nie było cię przy mnie przez te dwa tygodnie a kiedy zobaczyłem cię tutaj... te wszystkie emocje.. zdałem sobie sprawę, że to już nie tylko przyjaźń. Że to coś więcej.

Powiedziałem, na co jego twarz zmieniła wyraz ze strachu na szok i niedowierzanie wymieszane z ogromnym szczęściem.

-Boże, Tom, nawet nie wiesz, jak się cieszę, ale... jesteś pewien? W końcu wiesz... ja nie jestem normalny...

Powiedział a jego głos drżał. Uśmiechnąłem się i pocałowałem go czule w czoło by dać mu świadomość, że jestem przy nim.

-Wiem. I takiego cię kocham. Zaufaj mi.

Poprosiłem, patrząc wprost w te cudowne oczy. Przez chwilę obaj milczeliśmy, ale w końcu na jego obliczu wykwitł delikatny uśmiech, który był dla mnie tak cudowny, niczym woda na pustyni.

-Ufam ci, Tom, nawet nie wiesz, jak bardzo.

 ----

Bill musiał zostać w szpitalu jeszcze przez dwa dni, podczas których siedziałem przy nim i opiekowałem się tak, jak tylko potrafiłem najlepiej. Nie opuszczałem go na krok i ze wszystkim mu pomagałem. Ponieważ jest jeszcze niepełnoletni sądziłem, że zostaną wezwani jego rodzice, jednak jak się okazało, jego sytuacja rodzinna była doskonale znana tutejszym lekarzom, którzy leczyli go na odpowiedzialność mojej mamy. Zostały dwa miesiące i Bill będzie w końcu wolny. Ma urodziny w połowie sierpnia, więc urządzę mu jakieś małe przyjęcie. Nie będzie dużo ludzi - tylko on, mama, Gordon i ja. Raczej nikt więcej - wiem, że Humanoidek niespecjalnie przepada za ludzkim towarzystwem. Niemniej mam nadzieję, że pod moim wpływem przestanie aż tak stronić od ludzi. Nie, żeby miał od razu im się rzucać na szyję - po prostu na tyle, by zwykłe wyjście na miasto nie napawało go strachem. Zaproponowałem mu przeprowadzkę do mnie. Rodzina w końcu i tak o niego nie dba, pewnie się ucieszą. Nie odpowiedział mi przez cały pobyt w szpitalu. Dopiero, gdy z wypisem w dłoni wychodziliśmy ze szpitala, zatrzymał się a ja zerknąłem na niego. Spojrzał mi na moment w oczy, jednak zaraz spuścił wzrok i strzelał nerwowo palcami. Uśmiechnąłem się do niego czule i uniosłem delikatnie jego podbródek, by mógł mi spojrzeć w twarz.

-Moglibyśmy... pojechać do ciebie?

Zapytał niepewnie. Zamarłem na kilka sekund. Na prawdę o to zapytał? Na prawdę?! O matko, on chyba nawet nie wie, jak się cieszę, słysząc te słowa z jego ust. Wyszczerzyłem ząbki w uśmiechu i przytuliłem go.

-Mój dom to także twój dom.

Powiedziałem, po czym ująłem jego delikatną dłoń, splotłem z nim palce i ruszyliśmy do taksówki. Gdy wsiedliśmy, patrzył za okno całą drogę ale nie puszczał mojej ręki. W pewnym momencie usłyszałem coś, co na zawsze pozostanie w mojej pamięci.

-Mój dom to twoje serce.

Wyznał cicho, jednak na tyle głośno, by miał pewność, że go słyszę. Spojrzałem na niego zaskoczony, po czym uśmiechnąłem się i przytaknąłem. Sam przypomniałem sobie przeczytane gdzieś kiedyś słowa "Dom jest tam, gdzie serce twe." Może autor miał na myśli, że "serce" to nasza ukochana osoba? Przynajmniej ja tak to odbieram.
Niedługo później wysiedliśmy pod moim domem i trzymając się za ręce, weszliśmy do środka. Mama, jak tylko nas zobaczyła, uśmiechnęła się i porwała Czarnego w ramiona.

-Bill, chłopcze, tak się cieszę, że nic ci nie jest! Zostajesz z nami, prawda?

Zapytała z radosnym uśmiechem na twarzy, odsuwając go od siebie na odległość ramienia i przyglądając mu się. Jego orzechowe oczy przez chwilę lub dwie skakały z twarzy mojej rodzicielki na moją i z powrotem, aż w końcu spuścił wzrok na swoje dłonie.

-Znaczy... nie wiem... było by miło i w ogóle...

Plątał się trochę, na co roześmiałem się i przytuliłem go, chowając w swoich ramionach.

-Głupek. Pewnie, że zostajesz.

Powiedziałem, na co kobieta wyraźnie się ucieszyła a chłopak się rozluźnił. Zacząłem go prowadzić na górę, gdy zatrzymał nas głos mojej mamy.

-Obiad będzie za godzinę na stole.

Powiadomiła nas, po czym zniknęliśmy za drzwiami mojego pokoju. Nic się tu nie zmieniło odkąd był tu po raz ostatni, a jednak rozglądał się ciekawie po pomieszczeniu, jakby nigdy tu nie był. Podszedłem do stojącej pod ścianą komody i otworzyłem pierwszą szufladę.

-Tu są ubrania, które u mnie zostawiłeś. Na drugiej półce od góry w łazience są twoje kosmetyki i inne takie. Twoja torba, którą zostawiłeś w szkole jest w na dnie szafy, w której są też twoje dwie bluzy i kurtka, zdaje się, że nawet są tam jakieś buty. Książki i inne takie rzeczy są na regale. Ogółem masz dostęp do wszystkiego i nie bój się o nic prosić.

Uśmiechnąłem się ciepło, co oddał troszkę niepewnym, lekkim uśmiechem. Pociągnąłem go na łóżko i posadziłem sobie na kolanach okrakiem, patrząc mu w zagubione oczy.

-Chcę wiedzieć, jak daleko mogę się posunąć.

Wyjaśniłem. Spojrzał na mnie z mieszaniną strachu i ciekawości, ale nic nie odpowiedział. Ująłem jego dłoń i przez chwilę się nią bawiłem, splatając nasze palce, całując każdy palec z osobna, wnętrze i wierzch jego dłoni. Czułem na sobie cały czas jego wzrok i sam co chwilę zerkałem mu w oczy. W miarę upływu czasu jego strach znikał. Po chwili dotykałem jego twarzy. Badałem strukturę jego skóry, kości policzkowe i rysy twarzy. Zaraz potem zacząłem go całować. Najpierw gładkie czoło. Potem zgrabny nosek. Wstające kości policzkowe. Podbródek. Tuż pod szczęką i... obrysowałem palcami kontur jego ust. Patrzył mi w oczy już bez cienia niepokoju czy strachu. Pocałowałem go. Jego słodkie wargi oddawały niepewnie pieszczotę. Najpierw była powolna, delikatna, z każdą chwilą przybierała coraz bardziej namiętnego i dzikiego wyrazu. W końcu oderwałem się od jego ust i pogładziłem policzek, schodząc dłońmi na szyję. Odrzucił głowę w tył i pozwalał mi pieścić palcami swoją delikatną skórę. Zadrżał, gdy palce zastąpiły moje usta. Chwilę później oderwałem się od jego szyi i znów spojrzałem mu w oczy. Wsunąłem dłoń pod jego T-shirt. Gładziłem jego plecy, liczyłem kostki kręgosłupa. Zadrżał, gdy przeniosłem dłoń na brzuch. Spojrzałem mu w oczy. Czaił się w nich niepokój, który próbował ukryć i zagryzał wargę. To jego granica. Chciał dalej, chciał więcej, ale bał się, widziałem to po nim. Wyjąłem rękę spod bluzki i ująłem jego podbródek, składając czuły pocałunek na jego delikatnych ustach. Spojrzał mi w oczy i już otwierał usta, by przeprosić, ale go uprzedziłem.

-Przyzwyczaisz się. Powoli.

Uśmiechnąłem się i pogładziłem go po policzku. Uniósł lekko kąciku ust.

-Tom? Mogę dotknąć twoich dredów?

Zapytał, na co skinąłem głową. Jego delikatne, szczupłe palce zdjęły mi czapkę i bandanę i zaczęły przeczesywać moje włosy, brały pojedyncze dredy w palce i przyglądał im się. Uśmiechnął się lekko i spojrzał mi w twarz.

-Fajne są. Pasują ci.

Wyznał, co mnie ucieszyło.

-Dzięki.

Odparłem i przytuliłem go. Zaraz potem wypuściłem go z objęć a on wstał i podszedł do komody, sprawdzając swoje rzeczy. Wyciągnął swój bordowy T-shirt w którym ostatnio spał i przyłożył do twarzy. Spojrzał na mnie zdziwiony. Wszystko wyprałem. No.. prawie wszystko. Był tylko jeden T-shirt, którego nie wyprałem. Ten, który leżał pod moją poduszką i przypominał mi o Czarnym. Uśmiechnął się i ułożył go na wierzchu, chcąc najwyraźniej potem go ubrać, a na nim położył parę bokserek. Wrócił do mnie i na chwilę się zawahał, ale zaraz złożył pocałunek na moim policzku. Uśmiechnąłem się radośnie a moje serce zabiło mocniej.

Zaraz potem zeszliśmy na kolację.

Komentarze

  1. O mój boże! *.* cudo cudo cudo! Wreszcie długi odcinek. Jeju kochają sie. I Bill zamieszkał u Toma. No cud mód i malinki. Teraz Tom musi powoli go przygotowywać do TEGO żeby sie nie bał. Jestem taka szczęśliwa. Tylko boje sie co może sie jeszcze stać. Bo coś sie pewnie stanie. No biedny ten Bill że chciał sie aż zabić. Ale dobrze że zadzwonił na pogotowie. Że w ostatniej chwili zmądrzał. Wszystko zmierza ku dobremu i bardzo sie z tego powodu ciesze. Emocje mnie roznoszą bo jak pewnie wiesz dzisiaj był pierwszy koncert TH z tej trasy i oglądałam filmiki i komentowałam razem z alienami na grupie na fb. Wszyscy przeżywali ten koncert i ja też. Pewnie z tych emocji nie moge teraz w nocy spać a wstaje za ponad godzine. Lece jeszcze czytać jeden odcinek. Czekam na reszte opowiadania. Pozdrawiam i całuje kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem chyba jednym z nielicznych Aliens którzy nie oglądali tego koncertu. Za trzy dni sama ich zobaczę i nie chcę sobie tego wcześniej zaspiolerować :P Ale racja, emocje są :P
      Ojj biedna :/ jak Ty wstaniesz?
      Cieszę się, że się podobało :) Papa~

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty