Proszę, żyj! - rozdział 4

Witajcie,
na początek przepraszam, że zawiesiłam to opowiadanie, nawet nie wiem, dlaczego.
Możecie się spodziewać, że na tym blogu póki co skończę "Proszę, żyj!" oraz "Od początku", nim zabiorę się za nowy projekt.
Jeśli chodzi o opowiadania z moimi postaciami <klik!> to w niedługim czasie powinnam kontynuować "Bez nadziei".
Natomiast tutaj <klik!> możecie na 100% spodziewać się rozdziałów :)
Kontakt do mnie, linki do blogów, informacje o postach itd możecie znaleźć tutaj :)
Zapraszam~


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie siedzieliśmy u Roppi'ego zbyt długo. Wiedzieliśmy, że musi odpoczywać. Z ociąganiem wyszedłem z pokoju numer 307 i podążyłem za chłopakami. Zdziwiłem się, że to właśnie Izaya i to akurat teraz przypomniał o naszym małym bractwie. Nie pamiętam już, kto wpadł na ten pomysł, ale wtedy jeszcze Roppi nie nienawidził tak świata. Wręcz przeciwnie. Z resztą... wszyscy byliśmy inni. Ja się nie wstydziłem i nie jąkałem, ale wolałem czytać książki. Izaya był miły, ale inteligentny i uważny. Hibiya lubił droczyć się ze wszystkimi, ale zawsze miał w sobie coś z księcia. Shizuo nie wpadał tak łatwo w złość i nie próbował zniszczyć wszystkiego wokół. Delic nie był taki pyskaty, raczej potulny jak baranek. Tsugaru był żywiołowy i wszędzie było go pełno. A Psyche... w sumie to tylko różowooki jest taki, jaki był. Mimo wieku biologicznego on wciąż zachowuje się jak dziecko, chociaż umie stać się śmiertelnie poważny.
Podążałem za nimi, uważnie obserwując, co robią.
Izaya właśnie drażnił się z Shizuo, w skutek czego w połowie drogi do cukierni zaczęli się ganiać i powietrze przecinały znaki drogowe.
Hibiya narzekał głośno, jak to pospólstwo się zachowuje i wrzeszczał na Delic'a, który zapalił.
Psyche skakał jak mała dziewczynka idąc po murku, a obok niego spokojnie podążał Tsugaru.
Piękny obrazek, prawda? Tylko... bez Roppi'ego jakoś mi tak pusto. Chciałem, żeby wyzdrowiał jak najszybciej. Kocham go, więc to chyba normalne, prawda?

W każdym razie wróciliśmy do domu, każdy do swojego i siedzieliśmy... no dobra, ja siedziałem, nie wiem, jak inny. Oprócz Izayi i Shizuo. Słyszałem jakieś dziesięć minut temu, jak wywrócili się na schodach.

Powietrze przeciął śmiech czarnowłosego.

-Ora, ora, Shizzy, na klatce schodowej jeszcze tego nie robiliśmy.

Powiedział, lekko zdyszanym głosem. Ktoś warknął.

-Zamknij się, pchło. Zaraz będziemy u mnie i się tobą zajmę tak, że wszyscy i tak będą cię słyszeć.

Zagroził, jednak młody informator wcale nie przejął się taką groźbą.

-Więc chyba dobrze, że zawczasu kazałem przerobić twój pokój na dźwiękoszczelny?

Zaśmiał się Orihara, a zaraz dało słyszeć się trzask drzwi do jednego z mieszkań Heiwajima.

Chyba każdy domyśla się, jak potoczyła się reszta. Tak, ja też się domyślam i zrobiło mi się aż gorąco na myśl o tym. My... my z Roppi'm nigdy tego nie robiliśmy. W sensie... nie było nawet tematu. Chociaż wiem, że pozostali to robią, to my jakoś... ja jestem zbyt nieśmiały, a Roppi nigdy nie proponował, większość czasu jest po prostu obojętny na wszystko i wszystkich. Ale nie przeszkadza mi to! Jest cudowną osobą i kocham go takiego, jakim jest. Wróciłem myślami do wspomnień. Może teraz ciężko w to uwierzyć, ale kiedyś Roppi był naprawdę rozmowny i uśmiechnięty, dlatego to głownie te zdjęcia, gdzie się pięknie uśmiecha, są u mnie w ramkach. Tęsknię za jego szczęśliwą twarzą. Kiedyś było łatwiej, a potem życie się skomplikowało. To przez mamę Roppi tak nienawidzi świata i ludzi, i chociaż nigdy się nie przyzna, nigdy nie znienawidził naszych rodzin. Uśmiechnąłem się pod nosem.

Roppi... pokażę ci świat, w który warto wierzyć.

Komentarze

Popularne posty