Jak powietrze - Prawda bywa okrutna


Szczupłe palce przesuwały szybko po klawiaturze telefonu. Chłopak, wychodząc dziś rano do szkoły, zauważył sińce na ciele matki, co bardzo go zdenerwowało. Nie chciał, żeby ktoś tak ją traktował. 
Nie zasłużyła sobie na to. W końcu to nie jej wina, że jego ojciec okazał się dupkiem i zostawił ją, gdy tylko okazało się, że wpadli. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. To on powinien zostać ukarany, a nie Natasza. W ostateczności on sam mógłby przyjmować konsekwencje czynów swojego ojca, chociaż przez samo myślenie o tym włos mu się jeżył na głowie a dłonie zaczynały delikatnie drżeć. Ale przede wszystkim pragnął, by jego matka doznała ukojenia wcześniej, niż w kościstych ramionach wiecznego snu. Dlatego teraz z takim uporem przeglądał fora internetowe i z każdym jednym przeczytanym wpisem był coraz bardziej pewny, że to przez niego jego opiekunka cierpi, a z każdą minutą jego poczucie winy rosło. 

Westchnął cicho, gdy podręcznik opuścił rękę nauczyciela, rzucony wprost na jego biurko. Ze znudzeniem spojrzał na grubego, łysiejącego mężczyznę ze świńskimi oczkami. Przypominał mu Vernona z serii "Harry Potter", byli nawet podobni z charakteru, mógłby przysiąc. Twarz nauczyciela była wykrzywiona w grymasie gniewu.

-Plisetsky, zdejmij kaptur z głowy.

Nakazał dziwnie wysokim głosem. Uczniowie już dawno dowiedzieli się, że gdy ich nauczyciel jest zdenerwowany bądź sfrustrowany, zaczyna mówić kilka tonów wyżej. Blondyn z trudem powstrzymał uśmiech, cisnący mu się na usta i utrzymał znudzoną minę.

-Profesorze, jest zimno. Na zewnątrz minus dwadzieścia stopni Celsjusza a ja siedzę przy oknie.

Wyjaśnił, co w cale nie było kłamstwem. Było mu chłodno ale nie zamarzał.

-Po lodzie to sobie jeździsz w tych wyświechtanych ciuszkach ale w klasie nie usiedzisz, co?

No tak. Parę miesięcy temu ktoś go przyłapał na lodowisku i nagranie wideo rozeszło się po szkole w locie błyskawicy. Profesor matematyki był na niego wyjątkowo cięty od tego czasu. Westchnął, opierając podbródek na dłoni.

-Tam przynajmniej się ruszam, ćwiczę, więc jest mi gorąco. Tutaj siedzę na tyłku przez dobre osiem godzin dziennie.

Odpowiedział wciąż spokojnie. Może i normalnie już by się kłócił, ale myślami był dosyć daleko w tym momencie i nic nie mógł na to poradzić, że nie chciało mu się rozmawiać z jego własną wersją Wuja Vernona. Oczy nauczyciela zwęziyły się i mężczyzna prychnął.

-Najlepiej rzuć szkołę dla łyżwiarstwa.

-Chciałbym, ale edukacja jest dla mnie zbyt ważna.

Odpowiedział natychmiast na znieważenie ze strony nauczyciela. Odebrał to dość osobiście i jego gniew zaczął się budzić do życia.

-Jakoś nie widać tego po ocenach.

Zauważył złośliwie nauczyciel a Jura prychnął.

-Niech pan lepiej spojrzy w dziennik. Ze wszystkich przedmiotów mam najwyższe oceny w szkole. A pan mi wmawia, że wyników nie ma. Jedynie w matematyce są lepsi ode mnie. Jak pan myśli, to wina ucznia czy nauczyciela?

W tym momencie wiedział, że powiedział o dwa słowa za dużo, ale miał to w poważaniu. Nie zależało mu na zdaniu tego prosiaka. Mężczyzna dosłownie wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć. Jego twarz zrobiła się koloru dojrzałego pomidora a małe oczka zwęziły się jeszcze bardziej, prawie znikając pod fałdami tłuszczu na policzkach, który zaczął dziwnie unosić się w górę. Oddech nauczyciela był tak ciężki, że miał wrażenie, iż mężczyzna zacznie się dusić. Nawet nie byłoby mu specjalnie żal. Patrzył, jak nauczyciel drży z wściekłości i wskazuje grubym palcem na drzwi.

-Do dyrektora.

Wypiszczał, a chłopiec parsknął śmiechem, po chwili jednak wstając i zbierając swoje rzeczy. Pokazał nauczycielowi środkowy palec i słysząc za sobą coś, co miało być warknięciem, ale wyszło zbyt wysokie, podążył pustym korytarzem w stronę odpowiedniego pokoju. Zatrzymał się przed ciemnymi drzwiami i wszedł bez pukania, jednak zatrzymał drzwi otwarte tylko trochę. Przez chwilę nie oddychał, zaskoczony widokiem przed jego oczami. Poczuł, jak wszystkie siły go opuszczają a do oczu napływają łzy bólu i wściekłości. Nie mógł w to uwierzyć. Nie chciał. Ale wszystko wskazywało na to, że to właśnie brutalna prawda. Jego matka... jego rodzona matka, osoba, o którą tak bardzo się troszczył, za którą chciał przyjmować ciosy ojczyma, w której niewinność wierzył... siedziała na biurku nago, z szeroko rozłożonymi nogami, a w niej znajdowało się przyrodzenie jego dyrektora. Wchodził w nią brutalnie, a jej usta związane były chustką, by nie było zbyt głośno słychać jej jęków. Wyraźnie widział soki spływające po jej udach, wymieszane ze spermą mężczyzny. Czyli robią to już któryś raz dzisiaj... Dłonie czterdziestolatka na zmianę błądziły po jej ciele, bądź zaciskały się na jej piersiach lub ciągnęły włosy, powodując sapnięcia, jęki i drżenie obu osób. 

Zajęta sobą para nie zauważyła zamykających się drzwi i pędzącego w stronę łazienek piętnastolatka, po którego twarzy spływały łzy. Wciąż miał ten obraz przed oczami, nawet, gdy biegł. To, jak ten... ten mężczyzna pieprzy jego matkę. Nie winił dyrektora - wie, że mężczyźni, szczególnie samotni, łatwo ulegają wdziękom przebiegłych kobiet, a zwłaszcza tych pięknych. Taka ich natura. A Nataszy nikt nie mógł odmówić urody. Oprócz kilku siniaków i paru brakujących kilogramów, była piękna. Delikatna, blada skóra, idealna budowa, duże piersi, naturalne, długie, blond włosy, duże, czarne jak smoła oczy i drobna twarz, zdobiona pełnymi ustami. Z pewnością jest piękna. Ale dlaczego zdradza mężczyznę, z którym mieszkają, którego rzekomo kocha?
Chłopak wpadł do łazienek i oparł się o umywalki. Wściekłość mieszała się w jego organizmie z rozpaczą. Znalazł się w kropce. Co ma zrobić? Spojrzał w lustro na swoją zapłakaną twarz i poczuł odrazę do siebie. Pomijając oczy, wygląda bardzo podobnie do matki. Krzyknął wściekły i osunął się po ścianie, chowając twarz w dłoniach i podciągając nogi do klatki piersiowej. Rozpłakał się na dobre, starając się zrozumieć, wytłumaczyć matkę, ale nie potrafił. Gdy to zawiodło, zaczął rosnąć w nim wstręt i nienawiść do rodzicielki. W jednej chwili załamał się i całe jego współczucie i miłość do tej kobiety zniknęła.

-Jak ona mogła to zrobić?

Spytał sam siebie, chociaż wiedział, że nie znajdzie odpowiedzi. To coś... było zbyt... Nie potrafił tego nawet nazwać. Gdy po kolejnych 25 minutach przestał w końcu płakać, rozbrzmiał dzwonek, więc szybko schował się do jednej z kabin. Zamknął drzwi i czekał, aż przerwa minie. Nie chciał nikogo widzieć. Nagle w ściankę pomiędzy kabinami coś uderzyło i dało się słyszeć sapanie i ciche jęki.

-V... Vlad... wejdź już we mnie, pieprz mnie.

Usłyszał zdyszany, kobiecy głos. Vlad... chłopak z jego klasy. Mimowolnie w jego głowie pojawił się obraz chłopaka z jakąś dziewczyną a po chwili obrazy pary w kabinie obok obok jego matki zaczęły mieszać mu się w głowie. Przyłożył dłoń do ust, ledwo powstrzymując chęć zwymiotowania, chociaż żółć już cisnęła mu się do ust, pnąc się w górę przełyku. Starał się oddychać ustami i nie myśleć o dźwiękach, które słyszał, a które w cale mu się nie podobały. Sprawiały, że wciąż musiał myśleć o tym, co zobaczył zaledwie pół godziny temu. Gorące łzy spływały po jego policzkach. Bolało go to, co zobaczył. Zawsze miał swoją mamę za kogoś świętego, kogoś o usposobieniu Anioła, okrutnie i niesprawiedliwie potraktowanego przez los. Teraz ten obraz pękł i został nieodwracalnie zniszczony. I to sprawiało, że jego dziecięce serduszko pękało na pół.

Nigdy się nie zakocham. - obiecał sobie w duchu i z ulgą zorientował się, że zakochana para skończyła.... coś i wyszli z kabiny, wracając do swoich klas. Miał szczęście, że zamyślił się na tyle, by nie rejestrować wydawanych przez nich... dźwięków. Tak. Po prostu dźwięków.
Wyszedł z łazienki i przejrzał się w lustrze. Wyglądał na wściekłego i postanowił odpuścić sobie resztę lekcji na dzisiaj. Westchnął i wyszedł z pomieszczenia, kierując się w stronę głównych drzwi, gdzie, na nieszczęście, natknął się na dyrektora. Zerknął za drzwi, zauważając tam oddalającą się sylwetkę jego matki.

-Och, Jurij.

Radosny, męski głos wywołał w chłopcu niechęć, więc jedynie spojrzał na uśmiechającego się mężczyznę, ale wciąż widział tylko jego, jako kochanka rodzicielki.

-Co się stało, chłopcze?

Zapytał zatroskany. Dyrektor zawsze bardzo dbał o wszystkich swoich uczniów, więc jego troska nie była niczym nowym. Mimo to blondyn zrobił krok w tył, gdy męska dłoń chciała dotknąć jego ramienia.

-Nic. Idę do domu.

Zaskoczenie wymalowało się na pokrytej lekkim zarostem twarzy. Krzaczaste brwi spotkały się na środku zmarszczonego czoła.

-Jak to, do domu? Źle się czujesz?

Zaczęło się. - pomyślał Yurij, jednak nie wypowiedział tych słów na głos.

-Tak. Wymiotowałem. Idę do domu.

Powtórzył twardszym głosem, którego nauczył się od ojczyma. Na twarz dyrektora na powrót zagościła troska.

-Zadzwonię może po twoją mamę?

Wzdrygnął się i spojrzał na mężczyznę, a jego błękitno-szmaragdowe oczy zabłyszczały złowrogo.

-Nie. Sam sobie poradzę.

Oznajmił, i wyszedł ze szkoły, zostawiając za sobą osłupiałego nauczyciela. Prychnął na samą myśl o tym i włożył słuchawki na uszy, puszczając głośno muzykę i wciskając dłonie do kieszeni cętkowanej bluzy ruszył przed siebie, odpływając daleko myślami i nie zważając nawet na spadający z nieba deszcz.

Komentarze

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, biedny Jurij widzieć coś takiego, ale tak potrafi dogadać... rozbawił mnie tekst "mój własny venon"
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, biedny Jurij widzieć coś takiego, ale tak potrafi dogadać... bardzo rozbawił mnie tekst mój własny "venon"
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka 

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty