Nowe życie - rozdział 3


TOM

Czułem się winny przez to, że Czarny tak bardzo się wystraszył. Tuliłem w ramionach jego bezwładne ciało i uspokajałem myśli. Dla mnie ta sytuacja też była przeżyciem. Dlaczego go pocałowałem? Bo chciałem. Chciałem posmakować jego malinowych ust. Dlaczego tego chciałem? Ponieważ Bill mi się podoba. Podoba? Tak. Ale jako przyjaciel? Jako chłopak? Czy może to jego dziewczęca uroda? Nie wiem. Nie potrafię powiedzieć. Ale kiedy zaczął się tak rzucać, bałem się. Bałem się, że coś sobie zrobi i go stracę. A nie chcę go stracić. Zależy mi na tym rozczochrańcu.

Spojrzałem na jego spokojną twarz. Słone łzy zaschły już na bladych policzkach i widać było jedynie spokój na jego twarzy. Sztucznie wywołany, ale spokój. Bałem się, gdy tak wybuchł. Na szczęście mam w domu dużo leków, w tym te, którymi poczęstowałem młodego, nasennych. Będzie spał parę godzin. Podałem mu jednak dawkę dużo mniejszą niż zalecaną. Nie chcę mu przecież zaszkodzić, a jedynie uśpić, żeby mógł się uspokoić. I żebym ja ochłonął. Westchnąłem, czując, jak opuszcza mnie napięcie i schowałem twarz w jego włosach, przytulając wychudłe ciało do siebie. Zamknąłem na kilka minut oczy i po chwili wnosiłem go po schodach na górę, by móc ułożyć bezwładnego nastolatka na łóżku i okryć go kołdrą, by po chwili położyć się tuż obok, patrząc na niego i zbierając myśli. Myślałem o życiu, o wszystkim. O nim, o mnie. Chciałbym wiedzieć, co mam robić dalej. Wyciągnąłem rękę i zacząłem jeździć delikatnie palcami po jego ramieniu, zdejmując z niego trochę kołdry i podwijając rękaw. Blada skóra była taka delikatna i miękka, że nie chciałem przestawać. Co to za chora sytuacja? Zgwałciłem go, skrzywdziłem, rozdziewiczyłem, wykupiłem, mianowałem moim niewolnikiem i doprowadziłem do próby samobójczej, doprowadziłem do ataku paniki, a on wciąż tak bezgranicznie mi ufa i wtula się we mnie, jakbym był jego ostoją. Tak go skrzywdziłem, a znam go zaledwie trzy dni. Zabrałem mu tak wiele, a on wciąż chce mnie u swego boku. Czym sobie zasłużyłem na takie zaufanie, oddanie? Przecież nie zrobiłem nic szczególnego.

Nim się spostrzegłem, zasnąłem, zaciskając lekko palce na jego ramieniu, jakbym bał się, że mi ucieknie.

Obudziłem się dopiero parę godzin później, od razu natykając się na otwarte, orzechowe tęczówki, wpatrujące się we mnie, przymglone jeszcze odrobinkę sztuczną sennością i zmęczeniem. Uśmiechnął się lekko, po czym spuścił wzrok, nie patrząc na mnie dłużej. Zjechałem ręką na jego policzek i pogładziłem, prosząc tym samym, by na mnie spojrzał. Uśmiechnąłem się ciepło, gdy to zrobił.

-Hej.

Powiedziałem, a on się uśmiechnął. Zaraz zmarszczyłem brwi i wróciłem do tematu, o którym myślałem wczoraj.

-Bill? Myślę... nie jestem najlepszą osobą dla ciebie. Zraniłem cię... myślę, że powinieneś zamieszkać sam.

Powiedziałem, widząc szok na jego twarzy. Zaraz potem w jego oczach pojawiły się łzy.

-Nie chcesz mnie tutaj, prawda?

Spytał, gdy pierwsze słone krople popłynęły po jego policzkach. Ścisnęło mnie za serce, gdy zobaczyłem te oczka, skrzywdzonego człowieka bez cienia nadziei.

-Nie, ja po prostu... boję się, że nie jestem dla ciebie dobry, że cię jeszcze bardziej skrzywdzę.

-Ale ty mnie nie krzywdzisz, Tom.

Powiedział cicho, patrząc mi tak prosząco w twarz.

-Bill. Zgwałciłem cię. Zaatakowałem. Doprowadziłem do samobójstwa.

Zdziwiłem się, gdy zaczął gwałtownie kręcić głową i ocierać łzy.

-Tom, myślisz, że tylko ty doprowadziłeś mnie do próby samobójczej? Od trzynastu lat traktowano mnie, jak człowieka czwartej kategorii. To wszystko... to, że odebrałeś mi wolność, było tylko gwoździem do trumny. Ale podarowałeś mi więcej. Nie wiem, dlaczego... przywiązałem się do ciebie. Czuję, że jesteś dobry i... lubię cię. Nie wiem, czy też mnie lubisz, czy nie, ale nie chcę się wyprowadzać.

Powiedział, a ja porwałem go w ramiona i przytuliłem mocno.

-Idiota! Oczywiście, że mi na tobie zależy.

Czułem, jak wtula się we mnie. To mi wystarczyło. Poczucie, że jest tuż obok. Słyszałem, jak pociąga nosem i kilka razy wydawało mi się, że chce coś powiedzieć, jednak rezygnował. Dopiero po kilku minutach usłyszałem jego ciche słowa.

-Chcesz zamieszkać sam, prawda?

Powiedział całkiem spokojnie jak na kogoś, kto dopiero co płakał. Odsunąłem się i spojrzałem na niego, gdy ocierał łzy z policzków i z uśmiechem na twarzy spojrzał na mnie. Nie powiem, jego nagła zmiana frontu mnie zaskoczyła.

-Bill, o czym ty...

-Chcesz czy nie?

Przerwał mi. Zamknąłem usta. Nigdy wcześniej tak naprawdę nie myślałem o wyprowadzce. Jasne, że majaczyła mi gdzieś na horyzoncie w planach na "kiedyś", ale nigdy na poważnie. Natomiast od momentu pojawienia się Bill'a w moim życiu, myślałem o tym dość intensywnie. W tym domu zawsze, nawet teraz ktoś się kręci. Co dwa tygodnie są huczne imprezy lub wystawne przyjęcia. Ludzie się kłócą i godzą. Ten dom jest zbyt skrajny dla Czarnego, dlatego nie powinien tu żyć, i to było moim powodem do rozpoczęcia rozmyślań odnośnie znalezienia nowego lokum. Bill. To wokół niego zaczęło kręcić się moje życie. Kto by pomyślał, co? Nigdy na nikim tak naprawdę mi nie zależało, a teraz? Chyba zaczęło. Raczej na pewno zaczęło. Patrząc mu w oczy w tym momencie, kiedy na jego twarzy kwitł uśmiech ale w oczach czaiły się łzy, uświadamiałem sobie tylko, jak bardzo chcę, by był blisko oraz by był szczęśliwy.

-Chcę zamieszkać z tobą.

Powiedziałem cicho, jakby to miał być nasz sekret, cicha obietnica. W jego tęczówkach błysnęło coś na kształt zadowolenia a zaraz potem ulga i radość zalały jego twarz oraz oczy tak widocznie, że aż się uśmiechnąłem. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak bardzo bał się mojej odpowiedzi.

-Tom? Co będzie, gdy znajdziesz sobie dziewczynę?

Zapytał po kilku minutach myślenia i snucia planów. No, przynajmniej z mojej strony. Przyznam, że już mniej więcej wiedziałem, jak chcę by wyglądał nasz dom. Spojrzałem na niego lekko nieprzytomny, dopiero po kilku sekundach reflektując się, że zadał mi pytanie.

-Będziemy myśleć o tym, jak kogoś znajdę, a teraz się tym nie martw.

Poprosiłem i ucałowałem go w czoło. Tak na prawdę nie wyobrażałem sobie u swego boku kogoś innego, ale nie musi o tym wiedzieć. Jeszcze nie teraz. Zobaczymy, co będzie dalej. Przytuliłem  go i wstałem.

-Chodź. Zjemy coś i oglądniemy parę domów w internecie.

Powiedziałem wstając i wyciągając dłoń w jego stronę, którą chwycił lekko niepewnie i dopiero po chwili wstał, osłabiony wciąż niedowagą i lekami.

-Bill, obiecaj mi coś.

Poprosiłem, gdy stał obok mnie. Na moje słowa podniósł swoje cudne oczka na moją osobę.

-Przytyj troszkę. Boję się, że coś ci się stanie. Nie mówię bardzo, ale na tyle, żebyś mógł normalnie funkcjonować, dobrze? Nie chcę się bać za każdym razem, jak wyjdę do sklepu, że zastanę cię omdlałego na schodach, dobrze?

Spytałem, na co pokiwał głową, a ja zaciągnąłem go do gabinetu mamy i wyciągnąłem tabelę medyczną, po czym postawiłem go przy miarce pod ścianą a zaraz potem kazałem stanąć na wadze. Liczby sprawiły tylko tyle, że zbladłem i to mnie zrobiło się słabo. Jego BMI wychodziło tak niskie, że zacząłem rozważać zawiezienie go do szpitala i leczenie anoreksji. Ale... jadł. Więc nie może mieć jadłowstrętu psychicznego.

-Bill? Dlaczego nie jadasz?

Zapytałem, nie pokazując mu jeszcze wyników, a on zamyślił się.

-W domu z reguły nie było ani pieniędzy ani jedzenia, więc nauczyłem się jeść bardzo mało. W tym momencie nawet nie mam ochoty na jedzenie, więc nie jem. Znaczy nie myślę o tym, ale jak wspominasz to faktycznie reflektuję się, że jestem głodny. Aż tak źle?

Podszedł do mnie i spojrzał do kartki, po czym momentalnie zbladł. Jemu chyba też nie spodobał się wynik.

-A...ale jak to?

Spytał tak słabo, że prawie nie było go słychać.

-182 cm wzrostu i 50 kg wagi, co daje BMI 15.1. Jesteś wygłodzony, Bill. Prawdopodobnie funkcjonujesz jeszcze tylko dzięki silnej sile woli oraz długoletniemu przystosowaniu organizmu do ograniczonego dostępu do pożywienia. Inaczej nie umiem tego wytłumaczyć.

Po jego zapadłych policzkach popłynęły łzy, a ja ująłem jego piękną twarz w dłonie i starłem słone krople.

-Hej, nie płacz. Damy sobie z tym radę, nie martw się. Zobaczysz, raz dwa przybierzesz na wadze.

Uśmiechnąłem się do niego i pocałowałem w czoło.

-Nie martw się, proszę.

Poprosiłem i wyprowadziłem go z pokoju. Niech nie ogląda tych wyników więcej.

BILL

Wyszliśmy do kuchni, ale ja wciąż miałem przed oczami te liczby. Jestem jak anorektyk, a nigdy nie miałem problemów z apetytem. Nie miałem, prawda? Usiadłem na krześle w kuchni i czekałem, aż Tom przygotuje posiłek, jednak w pewnym momencie zobaczyłem, że zamiast gotować stoi nade mną z założonymi rękami. Spojrzałem niepewnie w jego zatroskaną twarz.

-Bill, wszystko będzie dobrze.

Powiedział miękkim, ciepłym głosem. Pokiwałem lekko głową. Dobrze wiem, co się wiąże z takimi spadkami wagi. W sensie co się dzieje osobie z niedowagą. Ale skoro ja ją mam nie od dziś, to może dam sobie radę, prawda? Spojrzałem na Dredziarza i uśmiechnąłem się lekko.

-Dam radę. Nie od dziś tyle ważę.

Wzruszyłem ramionami a po chwili wylądowały przede mną naleśniki z Nutellą i truskawkami oraz bitą śmietaną. Spojrzałem na Tom'a jak na wariata.

-No co? Ja dbam o formę, ale to nie znaczy, że nie mogę zjeść takich cudów od czasu do czasu. Swoją drogą... dam ci komputer po śniadaniu i poszukasz mieszkania a ja pójdę pobiegać, okey?

Zapytał, na co skinąłem głową, bo mówić nie mogłem. Miałem w końcu te przepyszne naleśniki w ustach. Nigdy nie jadłem lepszych! Wybacz, mamo, ale w porównaniu do Tom'a byłaś tylko bardzo dobrą kucharką, a nie wyśmienitą, jak zawsze myślałem. Widziałem zadowolenie na twarzy jedzącego chłopaka, ale nie zająłem się tym na dłużej, bo swój talerz opróżniłem w kilka sekund. Spojrzałem na niego oblizując wargi z czekolady i z wielkim uśmiechem na ustach. Słodycze i endorfiny ewidentnie mają ze sobą coś wspólnego! Tom zaśmiał się, gdy mnie zobaczył, a ja zajrzałem w jego czekoladowe oczka. Czeko-czeko-czekolaaaadaaaaaa~! Nie wiedziałem, że jestem aż takim wielbicielem słodyczy. Chłopak nachylił się w moją stronę.

-Pozwól.

Powiedział i nachylił się jeszcze trochę, po czym zlizał resztki bitej śmietany z mojej twarzy. Moje serduszko zabiło troszkę mocniej... albo dużo mocniej, a dorodny rumieniec ukryłem za kotarą włosów. Zaśmiał się lekko, a ja tylko się uśmiechnąłem i przyłożyłem dłoń do miejsca, gdzie jego język zetknął się z moją skórą. Zachowuję się jak zakochana nastolatka! Ale co mam na to poradzić? On naprawdę coraz bardziej mnie w sobie rozkochuje, świadomie lub nie. Uśmiechnąłem się lekko szerzej i zacząłem zapijać zakłopotanie sokiem, po czym spojrzałem na niego.

-Było pyszne.

Powiedziałem w końcu, na co zaczął się śmiać. Sam także siedział już przed pustym talerzem.

-Widziałem po tempie w jakim zniknęło z talerza.

Mrugnął do mnie i zabrał talerze, po czym wpakował je do zmywarki i wyszedł z kuchni. Nie bardzo wiedziałem, czy mam iść za nim czy nie, ale zostałem na miejscu i to był dobry ruch, bo zaraz wrócił z laptopem i ładowarką. Podłączył urządzenie do prądu i położył je na stole. Poklikał coś i odwrócił monitor w moją stronę.

-Poszukaj czegoś dla nas, wracam za pół godzinki.

Powiedział i po cmoknięciu mnie w skroń zniknął za drzwiami. Przez chwilę po prostu siedziałem, zanim zacząłem szukać domu dla nas.
Dla NAS. Jak to pięknie brzmi, prawda?

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty