Umieram w ciszy - rozdział 5

Hej i ho~!
Wiem, wiem, wrzucam rozdział trochę później, ale...
znalazłam moje opowiadania, które piszę na lekcjach, a jest tego dosyć sporo i nigdy się tu nie pojawiły, przez co trochę nad tym siedziałam - ale pojawią się kiedyś :)
W dodatku wypadł mi aktualnie jeden duży projekt, który dla Was szykuję, i się zasiedziałam... hehe?
A póki co podaję Wam rozdział, jak dobrze pójdzie kolejny pojawi się w piątek 21.07.2017 :)
Pozdrawiam~
Neko

Pomimo pozytywnego nastroju poprzedniego popołudnia, po nocy pełnej koszmarów zacząłem obawiać się Tom'a bardziej, niż wcześniej. Uważnie śledzę jego ruchy, a na każdy podejrzany gest drżę i się kulę. Od wstania nie pozwalam się dotknąć ani jemu, ani personelowi szpitala, bo mam wrażenie, że wszyscy spiskują przeciwko mnie. Parę razy zdawało mi się, że widziałem za szybą naszą matkę, ale nigdy nie byłem pewien w stu procentach. Westchnąłem i na moment pozwoliłem sobie przymknąć oczy. Wróciłem wspomnieniami do momentu, gdy pierwszy raz zacząłem zachowywać się jak kukiełka. Jakbym nie miał uczuć... dobrych uczuć. Zdrowych. Wspomnienia wybudziły we mnie tak dobrze znaną apatię, którą odrzuciłem nie wiadomo kiedy w tym szpitalu. A przecież dobrze mi z nią? Nie chcę się jej pozbywać! Naprawdę! Tak więc ucieszyłem się, kiedy zaczęła mnie wypełniać i nagle całe moje ciało ogarnął spokój, to samo stało się z umysłem. Niestety, moja dusza nigdy go nie zazna. Po kilkunastu minutach w miejsce spokoju wdarło się otępienie i obojętność. Mogłem powiedzieć, że nawet ucieszyłem się z takiego stanu rzeczy. Tom od rana wydawał się jakiś inny, dlatego tym bardziej należało na niego uważać. Gdy otworzyłem oczy, wisiał nade mną i wpatrywał się w moją twarz.

-Bill.. - nie zwróciłem uwagi na jego błagalny ton głosu, po prostu go zignorowałem i spojrzałem za okno. Na zewnątrz szalała burza i w tym momencie wolałem leżeć tutaj - już nawet przyzwyczaiłem się do twardego łóżka i cienkiej pościeli. Poczułem dłoń bliźniaka na ramieniu i dopiero wtedy podniosłem na niego wzrok. Patrzył na mnie zaniepokojony, jednak nim zdążył coś dorzucić, do pokoju weszła pielęgniarka. Spojrzałem na młodą kobietę i obserwowałem ją, jak mierzyła mi temperaturę i zapisywała rzeczy z monitora, jednocześnie kokietując mojego brata, który cały czas, świadomie bądź nie, ją olewał. Wtedy coś mi zaświtało w głowie...

-Pana temperatura spadła. Powinien pan coś zjeść. - oznajmiła a ja pokręciłem jedynie głową. Rano miałem 36,4 stopnie. Jak bardzo spadła? Poczekałem, aż kobieta wyszła i wstałem z łóżka, idąc za nią do drzwi.

-Gdzie idziesz? - padło pytanie za moimi plecami. Uśmiechnąłem się lekko, chociaż w cale się nie cieszyłem.

-Nigdzie. - krótka odpowiedź pada z moich spierzchłych ust i po chwili zamykam drzwi na klucz, który następnie kładę pod doniczką z kwiatkiem, który stoi na stoliku przy drzwiach. Nie odwracając się twarzą do mojego brata, kieruję się w stronę okien z korytarza. -Wiesz, przez ten szpital zupełnie zapomniałem... - jedna zasłona poszła w dół. -...o moich obowiązkach jako marionetki...  - odciąłem nas od szpitala i skierowałem się do okien wychodzących na ogród. -...względem swojego pana... - klik i okna są zamknięte a zasłony szczelnie blokują światło. -...i że powinienem dbać o jego potrzeby, jeśli on sam o tym zapomina. - dokończyłem, stając przed nim i wpatrując się w rozszerzone szokiem, czekoladowe niczym rzeka w "Charlie i fabryka czekolady" tęczówki i uśmiecham się lekko, nie wiedzieć czemu. Ująłem jego twarz w dłonie. -Ta pielęgniarka przypomniała mi o czymś, co zaniedbałem. Moja niedyspozycja nie jest żadną wymówką. - powiedziałem a moje oczy pociemniały. Byłem tego pewien, w jego zaszklonych łzami oczach doskonale widziałem swoje własne. Starłem z jego policzka pierwszą łzę i mój umysł się wyłączył, pozostawiając mnie takim, jakim byłem przez większość czasu od naszych piętnastych urodzin. Zdjąłem spodnie i koszulkę i nagi stanąłem przed moim właścicielem.  -Powinieneś sobie ulżyć. - stwierdziłem, samemu jednak nie robiąc już ani kroku w tym kierunku. Nie zrobiłbym tego nigdy, ale częste gwałty przyzwyczaiły mnie już do tego, że powinienem mu się oddawać zawsze, w każdej sytuacji.

-Bill... - usłyszałem własne imię wypowiedziane jego ciepłym tonem, aż coś we mnie pękło. Tylko co? Smukłe palce owinęły się wokół moich nadgarstków. -Nie rób tego. - poprosił, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Posadził mnie na łóżku i klęknął przede mną. -Żałuję wszystkiego, co ci zrobiłem. - BUM. Nikt nie słyszał tej eksplozji? Czy była ona tylko w mojej głowie? -Chciałbym mieć mojego brata z powrotem... zakochałem się w tobie już dawno, kocham cię tak bardzo, a tak bardzo cię skrzywdziłem. - jego ton wypełniony tak bezbrzeżnym żalem i bólem... po moich policzkach popłynęły łzy, gdy mnie ubierał. Gdy klęknął przede mną znów, usłyszałem kolejny wybuch i spojrzałem w jego oczy. W oczy Toma, którego znałem jako dziecko.

-Tom... - nie zdążyłem powiedzieć nic więcej, bo przed moimi oczami pojawiła się ciemność i zemdlałem wprost w ramiona bliźniaka.

Komentarze

  1. Kurde no to się porobiło...
    Tylko czemu tak krótko? :(

    Dużo weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie super, ale błagam Was, ludzie. Przestańcie wpierdalać apostrofy tam, gdzie ich nie potrzeba, bo aż w oczy kłuje.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty