Umieram w ciszy - rozdział 4


Spadam w dół. Czuję, że spadam, ale nie boję się. Co mogę jeszcze zrobić? Zamykam oczy i gdy je otwieram widzę nad sobą podekscytowaną twarz mojego brata. Zerkam na niego z niepewnością, ale zaraz spuszczam wzrok. Czym się tak cieszy? Coś mi zrobił? Ale nic mnie nie boli. Może to oznaka, że powinienem się bać? Usiadłem powoli, opierając się o poduszki i zobaczyłem obok lekarza, jednak nie mojego prowadzącego a młodego, uśmiechniętego chłopaka. Spojrzałem na niego lekko niepewnie.

-Witaj, Bill. Jestem lekarzem psychiatrii, William Noires, dzisiaj będę starał się znaleźć blokadę w twoim umyśle. - blokadę? Psychiatra? Och... zwymiotowałem po zjedzeniu posiłku i się rozpłakałem, prawda? Tom ścisnął moją dłoń, ale ja wciąż uparcie wpatrywałem się w pościel. -Aby to uczynić, wprowadzę cię w stan hipnozy. Czy masz jakieś pytania? - zapytał, ale ja milczałem jak zaklęty. Usłyszałem dwa ciche westchnięcia i po chwili przed moimi oczami pojawił się wisiorek. Spojrzałem na niego i wodziłem za nim wzrokiem jeszcze zanim usłyszałem, jak lekarz wypowiada ten rozkaz. Nawet nie wiem, kiedy odpłynąłem.

TOM

Bill w stanie hipnozy... przecież wiem, że nigdy nie chciał być hipnotyzowany, zawsze go to przerażało, dlaczego więc się nie sprzeciwił? Czyżby aż tak był obojętny na własny los? Czyżby naprawdę wierzył, że jest... marionetką? Boże, co ja zrobiłem? Patrzyłem ze zmartwieniem w jego twarz, mogąc jedynie mieć nadzieję, że znajdziemy coś, co pomoże mi go odzyskać. Mojego brata... nienawidzę się za to, co mu zrobiłem.

-Bill, słyszysz mnie? - spojrzałem na spokojną twarz brata. Nie była wykrzywiona strachem, jak zawsze w mojej obecności, ale spokojna, melancholiczna, a oczy pozostawały zamknięte, gdy wykonywał potwierdzający ruch głowy. -Zaczynamy. Bill, kim jesteś? - zapytał lekarz. Czekałem w napięciu na odpowiedź.

-Jestem Bill Kaulitz, wokalista zespołu Tokio Hotel i jedna z ikon nastolatek. - odetchnąłem. Wszystko idzie dob... -Jestem również marionetką. Oszustem, który gra na scenie i przed kamerami, że ma idealne życie. Samobójcą, któremu się nie powiodło. Dwa razy. - cholera! Bill! CZEKAJ! STOP!!! JAKIE DWA? JA WIEM TYLKO O JEDNYM!!!

-Kiedy próbowałeś się zabić, Bill? - kontynuował spokojnie psychiatra. Jego nic nie rusza?

-Raz wtedy, gdy wystąpiliśmy w Meksyku. Podciąłem sobie żyły, ale Jost mnie znalazł. Za drugim razem wziąłem tabletki nasenne i wylądowałem w szpitalu. - jego niedyspozycja wtedy... próbował się zabić? A ja wtedy nabijałem się z jego słabości, że jest jak baba i się marze i.. i... Boże. Schowałem twarz w dłoniach, czując, że zaraz się popłaczę.

-Dlaczego nie jesz? - padło kolejne pytanie. Chwilę panowała cisza.

-Jaki sens ma jedzenie? Jedzą ludzie, którzy chcą być silni i żyć. Ja nie chcę. - odpowiedź była gorsza niż ta, której oczekiwałem. Złapałem jego dłonie i spojrzałem w zamknięte oczy.

-Bill, czujesz, prawda? Masz uczucia? - jeśli nie, to nic go nie uratuje.

-Moje uczucia... ja ich nie chcę. Odrzucam je, bo to boli. Jako zabawka nie mogę mieć uczuć, bo się popsuję. A nie chcę się popsuć, bo wtedy mój brat mnie wyrzuci. Więc wyrzekłem się emocji, i je ukryłem. Ale czasem.... czasem one wychodzą na wierzch i wtedy płaczę. Tak bardzo, mam ochotę krzyczeć, ale nie mogę. I zawsze wtedy, gdy widzę brata radosnego. Wtedy też się cieszę, bo wiem, że jestem dobrą zabawką, skoro jest szczęśliwy.

-Bill, czego pragniesz? - wtrącił się lekarz a ja wciągnąłem głośniej powietrze.

-Ja... ja chcę, żeby mój brat był szczęśliwy. A skoro jest szczęśliwy beze mnie, to chcę zniknąć, jak kamfora. Kocham go najbardziej na świecie. Chciałbym, żeby było jak kiedyś... żeby też mnie kochał. Chciałbym być szczęśliwy u jego boku, nawet, jeśli to oznacza zaprzedanie duszy Diabłu. - nie wytrzymałem i po moich policzkach popłynęły łzy. Bill... Billy... braciszku... tak bardzo cię kocham, przepraszam! Ja tylko... miałem dać ci nauczkę za odtrącenie mnie a potem być z tobą, ale... spieprzyłem. Zawaliłem tak bardzo.... Dałem sobą manipulować... Gdybym tylko mógł cofnąć czas. Nim się zorientowałem, psychiatra wyprowadził Billa ze stanu hipnozy a jego ciało opadło bezwładnie w moje ramiona, co przeraziło mnie na śmierć.

-Spokojnie, jest osłabiony, będzie chwilkę spał. - usłyszałem z boku i ułożyłem go na poduszkach. Przysięgam przed tobą, sobą, całym światem i wszechświatem, wyciągnę cię  z tego szaleństwa i odzyskam brata i będę z tobą. Jesteś całym moim światem, jesteś mną. Nigdy nie wybaczę sobie wyrządzonych ci krzywd.
Naprawię to, Bill.
Obiecuję.

BILL

Obudziłem się... znów. Mam wrażenie, że odkąd tu trafiłem nic nie robię, tylko śpię. Zabawne, prawda? Przewróciłem się na bok i westchnąłem. Spaaaać. Gdybym mógł, to bym tylko spał... Ale nie mogę. Znów wydałem ciche westchnięcie i otworzyłem oczy. Przede mną siedział Georg i uśmiechał się do mnie.

-Witaj w rzeczywistości, stary. - powiedział wesoło, a ja uśmiechnąłem się lekko i przeciągnąłem.

-Rzeczywistość ssie. - odpowiedziałem, czym rozbawiłem basistę. Podniosłem się do siadu i sięgnąłem po stojącą na szafce obok mnie wodę i po kanapkę która tam była. Z Nutellą! W życiu nie cieszyłem się tak na widok kanapki z Nutellą! Wsunąłem całą nawet nie wiem, kiedy i oblizałem usta. Ooo tak, mógłbym to jeść cały czas.

-O, Tom miał rację. - roześmiał się przyjaciel, na co spojrzałem na niego pytająco, unosząc jedną brew do góry.

-No wiesz, obiecał lekarzom, że najlepiej będzie dawać ci słodycze, bo to najprędzej zjesz i wychodzi na to, że miał rację. Jadłeś aż ci się uszy trzęsły! - wyjaśnił a ja uśmiechnąłem się lekko.

-Nutella to cukier a cukier to energia i endorfiny. A ja mam wrażenie, że od tygodnia tylko śpię. - wyznałem. Przy basiście potrafiłem się czasem rozluźnić i czuć jak prawdziwy, stary ja... szkoda, że tylko czasem i szkoda, że nie mogę się tak czuć zawsze. Westchnąłem i spojrzałem na niego tęsknym wzrokiem. Chciałbym, by przyszłość wróciła.

-Bill, ja... wiem, że Tom cię w jakiś sposób zranił, ale wiem też, że to naprawi. Znasz Toma niemniej niż ja, jeśli coś obieca, to to zrobi. Musisz tylko mu na to pozwolić i dać mu szansę. - wyjaśnił, łapiąc mnie za dłoń i pokazując tym, że mnie wspiera. Uśmiechnąłem się blado.

-Tylko że ja się boję, że znów mnie oszuka. Boję się, że chce mi pomóc tylko z poczucia winy a potem mnie zostawi, jak tylko poczuję się lepiej. Poza tym nie wiem, czy potrafiłbym mu znów zaufać. - powiedziałem cicho, co w sumie było prawdą. Basista ścisnął mocniej palce i gdy spojrzałem mu w twarz, uśmiechał się.

-Daj mu szansę. Widzę, że się zmienił i się stara. Siedzisz mu w głowie tylko ty i dla ciebie robi wszystko. Jost ledwo dał radę wyrzucić go stąd przed godziną, bo zagroził, że tobie w cale nie pomoże, jeśli on nie będzie o siebie dbać. Więc zabrał go do hotelu i na obiad. Wrócą wieczorem. Ale Tom pięć razy upewniał się przed wyjściem, że wszystko z tobą w porządku i że niczego nie potrzebujesz, a także prosił każdego, by dzwonić, jeśli tylko coś się stanie. On staje na głowie, by odzyskać twoje zaufanie i ciebie. Zmienił się i to widać. - powiedział radośnie chłopak, co trochę mnie ucieszyło, ale nie byłem w cale pewien. Spuściłem wzrok.

-Tylko że on nie jest jedynym, który się zmienił. - zapadło milczenie, na dosłownie kilka chwil. Westchnięcie i ciche słowa.

-Wiem, że mówisz, że nie masz emocji, ale to nie prawda. Po prostu zakopałeś je głęboko w swoim sercu. Nie bój się, wszyscy pomożemy i znów będzie jak wtedy, gdy podpisywaliśmy kontrakt. Może sława uderzyła do głowy twojego brata i nowi znajomi, ale nikt nigdy nie będzie ważniejszy od ciebie. Nawet na waszą matkę się wydarł i kazał jej wypierdalać jak przyjechała. - wzdrygnąłem się. Mama? Od roku jej nie widziałem...

-Była tu? - zapytałem cicho. Szatyn skinął głową.

-Zaczęła robić awanturę, że na pewno zaraziłeś się HIV albo innym dziadostwem bo to całe gejostwo przynosi tylko problemy i że ona nie pozwoli Tomowi się stoczyć, skoro ty się skoczyłeś i ma z nią odejść stąd w tej chwili. Na co twój bliźniak się wydarł, że nie opuści cię, a ona jak ma się tak odzywać to niech wypierdala i nie wraca i on nie chce mieć z nią nic wspólnego. - otworzyłem szerzej oczy. Tom się tak odezwał do własnej matki? Nie wierzę. Tom, on... w życiu by się tak nie zachował. Uśmiechnąłem się sam do siebie i zamknąłem oczy. Czy on naprawdę się zmienił?

Komentarze

  1. Rozpieszczasz częstymi postami :) ale nie narzekam, jak dla mnie częstotliwość jest ok. Tom jak zwykle jest draniem, który kocha swojego braciszka i musi naprawdę w końcu dojrzeć, aby to zauważyć i myślę,że uda mu się odzyskać Billa, ale nie za łatwo.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jest ok :)
      No jeszcze go pomęczę... długo... :P
      Pozdrawiam~!

      Usuń
  2. Opiszę ten rozdział tylko jednym słowem: BOSKI!!
    Czekam na więcej!
    Buziaki:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Już dzisiaj następny rozdział

      Usuń
  3. Kiedy kolejny ? ;(
    Czekam niecierpliwie!! ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty