Opiekun - rozdział 2


Stałem i patrzyłem na tego dzieciaka nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie powiedział. Dopiero co wróciliśmy z treningu, jak co rano od półtorej miesiąca odkąd u mnie jest i nagle wyskakuje mi z taką bombą. Jak tak dalej pójdzie, to zejdę nie przez tytana który mnie pożre, a przez niego, bo doprowadzi mnie do zawału. Patrzył na mnie wyczekująco, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć.

-Słucham?

Spytałem, chcąc mieć pewność, że się nie przesłyszałem i faktycznie zapytał mnie o to, o co się zapytał. Może ja już mam omamy? Ale tak stary to chyba jeszcze nie jestem...

-Czy nauczysz mnie walki nożem? Mama mówiła, że jesteś w tym świetny.

A jednak, nie przesłyszałem się. Zastanowiłem się nad tym chwilę. W sumie to nie taki głupi pomysł. Szczególnie, że gdy będziemy na misjach to musi sobie jakoś radzić.

-Okey. Zaczniemy wieczorem.

Zgodziłem się, na co ten szczeniak wyszczerzył się jak głupi do sera. Westchnąłem i ubrałem w końcu bluzkę, bo jak się okazało stałem z nagim torsem, wpatrując się w niego, a to by nie wyglądało za dobrze gdyby ktoś wszedł. Usiadłem za biurkiem i zacząłem przeglądać przyniesione mi w trakcie treningu papiery, a Eren usiadł na parapecie za mną z książką w ręku. Upodobał sobie to miejsce sam nawet nie wiem dlaczego, ale wiedziałem gdzie jest i, że nic mu nie grozi, więc co za różnica? Z nieznanych dla mnie powodów chciałem go chronić przed całym złem tego świata, by na zawsze pozostał tak niewinną istotą jak do tej pory. Westchnąłem, patrząc cierpiętniczo na ten stos papierów przede mną. Przysięgam, że kiedyś zabiję Hanji za wysyłanie mi tylu rzeczy. Ja mam dziecko, halo! Muszę się nim zajmować. Czy tylko ja tu widzę problem? Chcąc nie chcąc, zająłem się papierami.

***

-Świetnie, Eren.

Pochwaliłem go, gdy po raz pierwszy udało mu się wykonać zamach poprawnie i wyrwać mi broń. Dzieciak zaskakująco szybko się uczył i był świetny w tym co robi. Po kim on to ma? No nieważne. W każdym razie... Zrobiłem z nim jeszcze kilka powtórzeń, żeby utrwalił sobie przećwiczone dzisiaj ruchy. To musi stać się dla niego tak naturalne, jak oddychanie. Podszedłem i poczochrałem go po głowie.

-Starczy na dziś.

Zarządziłem i poszedłem z nim w stronę jadalni, gdzie właśnie zaczynała się kolacja. Uroczym obrazkiem było widzieć jak ze smakiem wcina przygotowane przeze mnie kanapki. Oczywiście zachowałem moją maskę obojętności i nigdy w życiu nie przyznałbym się, że wygląda uroczo, nawet na torturach, ale sam przed sobą mogę się przyznać do wszystkiego. Wytarłem mu buzię gdy skończył i zabrałem do pokoju na rękach gdy zauważyłem, że robi się powoli senny. Pomogłem mu przebrać się w piżamkę i położyłem do łóżka, chociaż protestował.

-Levi, ja nie chcę jeszcze spać. Mogę poczytać?

Poprosił. Westchnąłem i zastanowiłem się chwilę. Jeśli nie chce spać, to i tak nie zaśnie, więc będzie tylko marudził, a ja mam masę roboty z papierami... skinąłem głową, a on poderwał się i zabrał jedną z książek z regału, po czym wspiął się na parapet i usiadł na nim, otwierając książkę na zaznaczonej wcześniej stronie. Usiadłem przy biurku, mając go za prawym ramieniem i zająłem się swoją robotą, niemal zupełnie zapominając o jego obecności. Był bardzo cichy gdy siedzieliśmy sami w pokoju i nie wiedziałem czy to dobrze, czy źle. Ale on się z tym najwyraźniej dobrze czuł.

-Levi?

Zapytał, odrywając mnie od papierów. Gdy na niego zerknąłem, książka była zamknięta. Za oknem już się ściemniło, ale on spoglądał na niebo pustym wzrokiem. Tym przerażającym, beznamiętnym wzrokiem, jakiego on nigdy nie powinien mieć.

-Tak, Eren? Coś się stało?

Spytałem, gdy cisza się przedłużała. Uśmiechnął się smutno a ja odwróciłem się przodem do niego. Niepokoiło mnie jego zachowanie. Pamiętałem jaka była Mikasa jako dziecko i jakie były inne dzieci. A może wszystkie są takie, jak Eren? Nie mam pojęcia...

-Wiesz dlaczego Mikasa nie chce się mną zajmować?

Mówiąc to spojrzał mi prosto w oczy, a mnie przeszedł dreszcz. Jego spojrzenie było martwe jak u lalki. Poza tym...

-O czym ty mówisz?

Przecież jego siostra kilka razy dziennie pytała o niego. Chociaż faktycznie, jej zachowanie było dosyć dziwne. Sam fakt, że zostawiła go od tak pod moją opieką był przynajmniej zastanawiający.

-Mikasa i Armin myślą, że to ja zabiłem rodziców.

Wyznał, a mnie zmroziło. Ale nie dałem tego po sobie poznać. Ten dzieciak plecie głupoty, ale trzeba być w miarę delikatnym w stosunku do niego.

-A jak było?

Zapytałem, uważnie go obserwując. Przerażał mnie. Nie chciałem, by te piękne oczy były martwe. Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu czułem do niego przywiązane i chciałem, żeby był zawsze szczęśliwy. Musiałem jakoś do tego doprowadzić.

-Ktoś zapukał do drzwi gdy byłem w pokoju. Mama mówiła, że przyjdzie Mikasa, więc myślałem, że to ona. Zbiegłem po schodach ale wystraszyłem się, bo zobaczyłem tatę jak leżał na podłodze i się nie ruszał. Mama krzyczała a tata patrzył prosto na mnie. Bałem się i schowałem się pod schodami. Oni coś krzyczeli do mamy, ale nie wiem co. Wtedy widziałem jak tną jej szyję, a mama upada. Wymienili kilka zdań i wybiegli z domu i upuścili nóż. Myślałem, że mogę pomóc mamie, więc do niej pobiegłem. Próbowałem obudzić mamę albo tatę, ale czułem, że to nic nie da. Siedziałem cały we krwi na podłodze gdy przyszli Mikasa z Arminem. Nie wiedziałem co się dzieje. Mikasa mówiła, że zanim zwróciłem na nich uwagę to patrzyłem się w nóż i byłem przerażający. Nie było śladów nikogo innego, więc myśli, że to ja zabiłem mamę i tatę. Nie słuchała jak opowiadałem jej co się stało. Nazwała mnie potworem. Patrząc mi prosto w oczy powiedziała, że nigdy nie widziała tak bezwzględnej bestii, która nie ma nic wspólnego z człowiekiem, i się mnie brzydzi. Nienawidzą mnie.

Nie mogłem uwierzyć w to co mówił. Co ten dzieciak musiał przejść? Jak wielki ból nosił w sobie od momentu, gdy zmuszony był patrzeć na śmierć ukochanych rodziców? A mimo to wciąż był tak szczery i niewinny, wciąż uśmiechał się i był... sobą. Zrobiło mi się go tak autentycznie żal, że ledwo powstrzymałem się od przytulenia go.

-Dlaczego więc Levi wciąż tu jest? Przecież jestem potworem. Powinieneś pozwolić im zabrać mnie do Podziemnego Miasta i zginąć. Brzydzić się mną, tak jak wszyscy inni.

Dodał cicho, a ja czułem jak coś nieprzyjemnie ściska mnie w żołądku. Jednocześnie czułem wściekłość, że ktoś pozwolił temu dziecku winić się za śmierć rodziców. Chwyciłem go w ramiona tuląc mocno do piersi. Muszę uchronić tego dzieciaka. Muszę mu pomóc, muszę... Nie mogę go tak zostawić. Po prostu nie mogę. Posadziłem go na parapecie przodem do mnie i schyliłem się, by patrzeć mu w twarz.

-Eren? Eren, spójrz na mnie.

Poprosiłem, a gdy na mnie spojrzał zobaczyłem przebłyski powracającego życia w jego niezwykłych, zielonych oczach.

-Eren, jestem tu. Nie jesteś potworem, nie daj sobie wmówić, że jesteś potworem, bo to nie jest prawda. Nie zrobiłeś nic złego i masz prawo żyć. Musisz żyć. Jesteś dobry i musisz o tym pamiętać. Udowodnij im. Udowodnij, że się mylą i źle cię osądzili. Jesteś uzdolniony i dobry. Pamiętaj o tym. Jestem przy tobie, bo na to zasługujesz.

Powiedziałem patrząc mu prosto w oczy. Z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem do jego oczu powracało życie a zaraz potem wezbrały się w nich łzy, które spłynęły mu po policzkach. Przytuliłem go do siebie mocno głaszcząc przy tym po plecach. Jednak nie chciałem pokazywać mu, jak bardzo mnie to ruszyło. Wtulał się w moją klatkę piersiową, kurczowo zaciskając drobne dłonie na mojej koszulce. Płakał tak bardzo, że aż łamało mi się serce. Jak mam mu pomóc? Nie jestem dobrym wzorem ojca. Ale zobowiązałem się zająć się nim i go wychować, więc zrobię to najlepiej jak potrafię. On nie jest sam, nie zostawię go. Nie zasłużył na to by być samemu, by cierpieć. On nie powinien cierpieć, pod żadnym pozorem. Kołysałem go w ramionach dopóki nie zasnął, zmęczony płaczem. Wtedy ułożyłem go na łóżku i przykryłem kołdrą, przyglądając się jego czerwonej i skąpanej w słonych łzach twarzy. Pogładziłem go po głowie i wróciłem na swoje miejsce przy biurku, wracając do papierkowej roboty. Jednak to, co mi powiedział, nie chciało opuścić moich myśli ani na moment, sprawiając, że zdecydowałem się chronić tego dzieciaka i dać mu to, co najlepsze. Dam z siebie wszystko. Tylko proszę, Eren, nie poddawaj się. Bo nie możesz się poddać.
Nie możesz...
Z tą myślą w głowie, głaszcząc jego drobne plecy, odpłynąłem do krainy snów.

Komentarze

Popularne posty