Miłość leczy rany - Rozdział 5

 


TOM 

O dziwo kilka kolejnych dni było bardzo spokojnych. Praktycznie nie widywałem swojego bliźniaka, który jakoś zaszył się w swoim pokoju i wychodził praktycznie tylko w trakcie posiłków. Po prawie 2 tygodniach zainteresowała mnie jedna rzecz. Dlaczego on nie chodzi do szkoły? Myślałem o tym przez całą lekcję matematyki, ale nie potrafiłem znaleźć na to logicznego wytłumaczenia, więc stwierdziłem, że trzeba go o to zapytać, gdy wrócę do domu. Jak postanowiłem, tak zrobiłem i pierwszym, co zrobiłem będąc już w domu to skierowałem swoje kroki do pokoju brata, gdzie wparowałem bez zapowiedzi i trochę mnie zatkało, jeśli mam być szczery. Na środku pokoju stał manekin a dookoła porozrzucane były różne kawałki materiałów i jakieś ubrania, gdzieś pośród tego zauważyłem centymetr a Bill był tak zajęty i zatracony w muzyce płynącej z jego słuchawek, że nawet mnie nie zauważył. Przyjrzałem mu się uważniej i zauważyłem, jak śmiesznie marszczy brwi, skupiając się tylko i wyłącznie na wykonywanej przez siebie czynności i jak przygryza wargę, przypinając do siebie szpilkami kolejne skrawki materiału, jednocześnie tupiąc stopą w rytm muzyki i nucąc pod nosem. Skoro nie widuje światła, to chyba tłumaczy to jego niezwykle bladą cerę. W końcu mnie zauważył i był tak zaskoczony, że aż dziabnął się szpilką w palec, który od razu włożył do ust i ściągnął z uszu słuchawki.

-Mogę ci jakoś pomóc?

Zapytał, sepleniąc przez palec wciąż tkwiący w jego ustach, co było dosyć zabawne. 

-W sumie chciałem cię o coś zapytać, ale kompletnie ignorowałeś mnie przez ostatnie kilka minut.

Odpowiedziałem zaczepnie, widząc jak zabawnie marszczy brwi najwyraźniej próbując przypomnieć sobie, czy coś słyszał albo czy zauważył mnie choć przez chwilę i faktycznie stałem tam tak długo, przez co ledwo powstrzymywałem śmiech.

-Wybacz. Więc o co chciałeś zapytać?

W końcu wyjął palec z ust i przyjrzał mu się uważnie, po czym podszedł do biurka i zerknął na rozrzucone na blacie kartki. Z daleka nie widziałem dokładnie, ale wydawało mi się, że to projekty jakiś ciuchów albo coś w tym stylu.

-Dlaczego nie chodzisz do szkoły? Skoro jesteśmy w tym samym wieku to niedługo powinieneś razem ze mną zdawać maturę.

 Widziałem, jak nagle zamarł, chociaż trwało to tylko kilka sekund. Wydawało mi się, że jego dłoń drży, ale szybko położył ją na biurku, udając, że coś przegląda i przekłada.

-Rzuciłem szkołę jakiś czas temu. 

Rzucił niby od niechcenia, a jednak coś mnie tknęło i miałem silne wrażenie, że nie mówi mi prawdy.

-Kłamiesz.

Spojrzenie jego brązowych oczu uważnie mnie badało i widziałem, jak lustruje mnie z góry na dół, jakby nie był pewny, jak się ma teraz w stosunku do mnie zachować. Przygryzł dolną wargę i oparł dłonie na biodrach, opierając większą część ciężaru ciała na lewej nodze.

-Dlaczego tak myślisz?

Zapytał w końcu, a jego głos znów nie wyrażał kompletnie żadnych emocji. Nie słyszałem tego tonu od jego pierwszego dnia w naszym domu.

-Po prostu to wiem. Powiesz mi prawdę czy będziesz dalej grać idiotę?

Założyłem ręce na klatce piersiowej i przyglądałem mu się z uwagą, nie chcąc żeby cokolwiek mi umknęło i żeby znowu mnie okłamał. Wzruszył ramionami i z powrotem odwrócił się przodem do manekina, majstrując coś przy nim. 

-Miałem zbyt dużo nieobecności, więc skreślono mnie z listy uczniów. Niby teraz mógłbym znów pójść do szkoły, ale mam za dużo zaległości, już i tak nie nadrobię do matury.

Nie patrzył na mnie i mówił o wiele ciszej niż wcześniej. Wydawało mi się, że w ogóle nie chce o tym rozmawiać, ale na jego nieszczęście zainteresował mnie ten temat. Wszedłem w głąb jego pokoju i zamknąłem za sobą drzwi, siadając po chwili na łóżku. Widziałem, jak uniósł na chwilę brew w górę w geście zdziwienia, ale ani na mnie nie spojrzał, ani tego nie skomentował. 

-Dlaczego opuszczałeś szkołę? Wagary są świetne, to fakt, ale jakoś trzeba zdać. 

Nie zamierzałem odpuścić mimo że słyszałem, jak westchnął ciężko.

-Nie miałem możliwości chodzić na zajecia. I więcej ci na ten temat nie powiem. Skończmy tę rozmowę.

Mówił twardo, jakbym już całkiem go zirytował, ale w cale mnie to nie interesowało. 

-Jeśli mam ci zaufać to chcę wiedzieć o tobie wszystko.

-To nie jest coś, co powinieneś wiedzieć. 

-Dlaczego?

-Bo to prywatne.

-Jesteś moim bratem.

-Tylko genetycznie. Nie wychowywaliśmy się razem ani nigdy nie widzieliśmy się przed naszymi osiemnastymi urodzinami. W praktyce jesteśmy sobie obcy.

-Ale chcesz, żebym ci ufał.

-Tak.

-Więc dlaczego nie mówisz mi prawdy?

-Bo to nie twój interes.

-Jeśli jest twój, to jest to też mój interes. Chcę wiedzieć.

-To nie jest koncert życzeń.

Po tej krótkiej wymianie zdań byłem już mocno wkurzony. Wstałem i doskoczyłem do niego, bo nagle bardzo zaczęło mnie irytować to, że na mnie nie patrzy i zajmuje się jakimś pieprzonym manekinem i złapałem go za przedramię. Patrzył się na mnie bez wyrazu, próbując wyrwać rękę z mojego uścisku.

-Puszczaj. 

Poproisł cicho, od razu pokorniejąc. Wydawało mi się, że nawet trochę sie boi.

-Więc odpowiedz mi szczerze, dlaczego rzuciłeś szkołę.

To był jedyny warunek. Przecież to nic wielkiego, prawda? Dlaczego więc mój kochany braciszek robił z tego taką tajemnicę, jakby było to samo rozwiązanie enigmy? 

-Kilku chłopaków ze szkoły mocno się nade mną znęcało. Doszło do tego, że na miesiąc wylądowałem w szpitalu. Potem już nie wróciłem do szkoły bo za bardzo się bałem. Zadowolony?

Teraz autentycznie zrobiło mi się głupio, że zmusiłem go do powrotu do tak przykrych wspomnień. Poza tym było mi go żal, że takie chuchro jak on musiał to przeżyć. Przytuliłem go, czego nie odwzajemnił, ale nie przeszkadzało mi to. 

-Przepraszam. Nie pomyślałem, że to było coś takiego.

Powiedziałem cicho, ale o dziwo odtrącił mnie i odsunął na długość swojego ramienia, trzymając dłoń na swojej klatce piersiowej, jednak nie patrzył na mnie a w okno za moimi plecami.

-Więc może czasem pomyśl. Życie w bidulu nie jest takie kolorowe jak życie w takim pałacu. Mam inne doświadczenia niż ty i nikomu bym tego nie życzył. A teraz zostaw mnie samego. 

Poprosił, odwracając się do mnie plecami a ja zastanawiałem się, co mogę zrobić, by go jakoś przeprosić i mu pomóc. Westchnąłem ciężko, mentalnie dając sobie w twarz i poszedłem do siebie, nie mogąc uwierzyć, że nie wpadłem na tak oczywisty powód jego odejścia ze szkoły.


BILL 

Do kolacji udało mi się jakoś ogarnąć i na posiłek z rodzinką zszedłem z lekkim uśmiechem na ustach. Na prawdę cieszyłem się, że w końcu mam rodzinę i to prawdziwą - w końcu udało mi się odnaleźć moją matkę i brata, chociaż chyba raczej powinienem powiedzieć, że to oni odnaleźli mnie.

-Bill, zastanawialiśmy się, czy nie chcesz pójść do szkoły wieczorowej? Chyba że chcesz zrezygnować z matury i iść od razu do szkoły zawodowej?

Pomiędzy kolejnymi kęsami z błogiego niemyślenia wyrwały mnie słowa mamy i przez chwilę musiałem się skupić, by zrozumieć ich sens. Samo słowo szkoła wywoływało u mnie zawroty głowy i nudności, więc szybko odłożyłem sztućce na w połowie pełny talerz, bojąc się, że zaraz na prawdę puszczę pawia.

-Nie zastanawiałem się nad tym jeszcze.

To nie była do końca prawda. Myślałem o tym, by już nigdy nie wrócić do jakiegokolwiek budynku zwanego szkołą. Nigdy więcej.

-Więc pomyśl o tym i daj nam znać w przeciągu dwóch tygodni. Zbliżają się terminy zapisów i powinniśmy się nad tym pochylić. 

Tym razem głos zabrał Gordon, a ja pokiwałem w milczeniu głową, akceptując to, co do mnie powiedzieli, ale w cale nie miałem zamiaru o niczym takim decydować. Nie w najbliższym czasie.

-Przepraszam, ale nie najlepiej się czuję. Pójdę do siebie. Dziękuję za kolację.

Rzuciłem cicho i wstałem, czując na sobie wzrok bliźniaka gdy wychodziłem z jadalni i niemal pobiegłem do swojego pokoju, gdzie zamknąłem się na klucz i od razu uciekłem do łazienki, gdzie zacząłem wymiotować. Ledwo udało mi się dotrzeć do kibla i nie puścić pawia na ładny, ciemnoszary dywan leżący na podłodze. Targało mną tak, jak już dawno tego nie robiło i czułem się paskudnie. Byłem pewien, że jestem sam, ale w pewnym momencie poczułem, jak ktoś odgarnia mi włosy od tyłu i przytrzymuje je w kucyku. Spróbowałem powstrzymać konwulsje i spojrzeć w górę, ale zauważyłem tylko skrawek workowatych ciuchów. 

-Co cię tak dopadło? Wyrzuć z siebie to wszystko, zajmę się tobą.

Usłyszałem spokojny głos i po chwili ciepła dłoń zaczęła gładzić mnie uspokajająco po plecach. Jego obecność jednocześnie pomagała a w tym samym czasie czułem się cholernie głupio, że widzi mnie w takim stanie.

-Dzięki.

Rzuciłem zachrypniętym głosem, gdy w końcu przestało mną targać. Z wdzięcznością przyjąłem od niego szklankę wody i wypłukałem usta, po czym ponownie ją napełnił i tym razem wypiłem jej zawartość jednym haustem, po czym oparłem się o kant toalety i przymknąłem oczy, czując nadchodzący ból głowy.

-Chodź, zaprowadzę cię do łóżka a potem przyniosę ci jakieś leki.

Mówił cicho, jakby czuł podskórnie, że za chwilę nadejdzie migrena, która rozsadzi mi czaszkę. Westchnąłem cicho i spróbowałem wstać, ale nie za bardzo potrafiłem. Ciało dosłownie odmawiało mi posłuszeństwa i było tak za każdym razem, gdy byłem chory, za co cholernie się nienawidziłem i uważałem to za totalnie upokarzające. Całe szczęście mój bliźniak był obok mnie i pomógł mi się doczłapać do łóżka, po czym wyszedł z mojego pokoju. Wgramoliłem się pod kołdrę i skuliłem do pozycji embrionalnej, zastanawiając się, jak mam przetrwać tę noc, gdy nagle drzwi znów się otworzyły. Po kilku chwilach w ustach miałem tabletki przeciwbólowe a w dłoni trzymałem szklankę wodę. Po chwili zorientowałem się, że na stoliku nocnym stoją dwie butelki z wodą a przy łóżku stoi wypełniona odrobiną wody plastikowa misa.

-W razie, gdybyś w nocy wymiotował. 

Usłyszałem za plecami a gdy się odwróciłem zorientowałem sie, że Tom wpakował mi się pod kołdrę.

-Co ty robisz?

Walnąłem się mentalnie w czoło słysząc, jak mój głos słabo brzmi i nie było mi to za bardzo w smak.

-Zajmuję się tobą podczas choroby. Mama zawsze tak robiła, gdy byłem chory, więc ja też się tak tobą zajmę. Zasłużyłeś na to.

Usłyszałem, po czym mnie przytulił i było to bardzo miłe. Było ciepło i przyjemnie a jego zapach był dziwnie kojący. Wtuliłem się w bliźniaka i powoli odpływałem do krainy snów, czując jego dłoń muskającą moje włosy.

Komentarze

Popularne posty