Dlaczego? - Rozdział 6


 BILL 

Czułem się okropnie. Tak okropnie, jak już dawno się nie czułem. Nie potrafiłem sobie wybaczyć tego, jak słaby wczoraj się pokazałem i nienawidziłem faktu, że tak bardzo otworzyłem się przed bliźniakiem. Pragnąłem tego tyle czasu ale czując się upokorzony obiecałem sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię - że nie doprowadzę do takiej sytuacji i pozostanę dla niego tylko kimś, kogo będzie sporadycznie widywał. Teraz jednak pozowliłem runąć wszystkiemu, co stawiałem między nami i nie mogłem już tego cofnąć. Chociaż czułem się błogo w ramionach bliźniaka, nienawidziłem się za to, że znowu okazałem się tak słaby i żałosny w stosunku do niego. 

Oczywiście standardowo następnego ranka ominąłem śniadanie, czym zarobiłem sobie wykład od niezadowolonego bliźniaka, gdy szliśmy do szkoły. Czułem się okropnie w swojej własnej skórze i miałem ochotę z niej wyskoczyć - szkoda, że tak się nie dało. Byłem tak bardzo wybity z rytmu że nie zauważyłem, kiedy skończyły się lekcje - i szczerze mówiąc nie za bardzo wiedziałem, co się w ogóle działo tego dnia w szkole - a w pracy zbiłem trzy talerze i dwie szklanki. Gdy dodatkowo pomyliłem ze sobą dwa zamówienia, szefowa wysłała mnie do domu, przez co czułem się jeszcze gorzej.

W drodze do domu zaszedłem do sklepu i kupiłem jakiś alkohol czując, że to dla mnie za dużo. Chociaż często o tym myślałem i kusiło mnie coraz bardziej - nigdy nie spróbowałem narkotyków - jednak musiałem jakoś wyłączyć myślenie, jakoś poczuć się lepiej. Dlatego też usiadłem sobie na jednej z ławek w parku, którym zazwyczaj wracałem z pracy do domu i wpatrując się tempo w ścieżkę przede mną otworzyłem pierwszą puszkę rumu z colą. Chociaż starałem się o niczym nie myśleć, w głowie wciąż i wciąż - niczym mantrę - słyszałem głosy mojej rodziny i mój własny. Mówiły rzeczy, które przyprawiały mnie o ból serca i wiem, że nigdy w życiu nawet tak o mnie nie pomyśleli - a przynajmniej taką miałem nadzieję - jednak nie potrafiłem się od nich uwolnić. Nim się obejrzałem, otworzyłem kolejną puszkę.

TOM 

Leżałem w swoim pokoju na łóżku i czekałem. Czekałem i coraz bardziej się denerwowałem a mój świetny materac, który wybierałem ze trzy miesiące, nagle stał się bardzo niewygodny. Chociaż był poniedziałek i minęła już dawno północ, mój bliźniak wciąż nie pojawił się w domu. Byliśmy umówieni, że po jego pracy jeszcze do mnie przyjdzie - jednak słuch po nim zaginął. Telefon co prawda odpowiadał, jednak on nie odbierał - no bo po co, prawda? Na zmianę zalewała mnie krew, targały mną wyrzuty sumienia i dobijał mnie strach o brata. Westchnąłem ciężko gdy znów zerknąłem na zegarek. Dochodziła pierwsza w nocy i poważnie zastanawiałem się nad tym żeby wstać, ubrać się i pójść poszukać bliźniaka gdzieś na trasie praca-dom. Chociaż znając Czarnego znalazł jakąś najbardziej okrężną i skomplikowaną drogę no ale chyba nikt mi nie wmówi, że żeby uniknąć siedzenia z nami postanowił wrócić do domu, zwiedzając najpierw całe Niemcy! Prawda...? 

W końcu jednak z zamyślenia wyrwał mnie trzask drzwi i momentalnie odetchnąłem z ulgą. Wrócił! Chociaż jego kroki na schodach nie były tak ciche ani tak rytmiczne jak zazwyczaj, to zdecydowanie należały do niego. Czyli nic mu nie jest tylko zaszył się gdzieś po drodze do domu. Odetchnąłem głęboko, gdy usłyszałem jak zamykają się drzwi do jego sypialni. Postanowiłem odczekać parę minut bo gdzieś w podświadomości majaczył mi fakt, że mój brat zazwyczaj od razu po powrocie do domu idzie do łazienki zmyć makijaż i przebrać się w pidżamę, jednak gdy w końcu stwierdziłem, że minęło odpowiednio dużo czasu - wstałem z łóżka, żeby przypadkiem nie zasnąć, i bez pardonu wszedłem do pokoju bliźniaka.

Czy mnie zamurowało? Owszem. Czy się tego spodziewałem? Absolutnie nie. I krajało mi się serce. 

Mój kochany braciszek siedział na podłodze przy swoim łóżku, chowając głowę w kolanach i płacząc, a jego długie palce - z pewnością boleśnie - ciągnęły za jego długie, farbowane włosy. Zastanawiałem się, dlaczego znowu płacze, co też musiało się stać a jednocześnie dręczyło mnie, dlaczego nie przyszedł z tym do mnie. Najwyraźniej wrócenie do tego, co było między nami jeszcze dwa lata temu musiało zająć jeszcze trochę więcej czasu. Już chciałem się ruszyć by do niego podejść i przytulić, jakoś ukoić jego ból, ale zamarłem słysząc jego głos. Przez moment myślałem, że mówił do mnie, jednak potem dotarło do mnie, że te bolesne słowa kierował sam do siebie.

-Skończony kretyn. Nawet talerza nie potrafisz utrzymać. Idiota. Nienawidzę cię. Powinieneś był umrzeć już dawno temu. Albo lepiej, nie powinieneś był się w ogóle urodzić.

Jego głos ociekał wściekłością, obrzydzeniem i... smutkiem. Tak przeogromnym smutkiem, że aż ścisnęło mnie za serce. Ledwo mogłem słyszeć przerywane płaczem słowa ale i tak doskonale je rozumiałem. Czując znajome pieczenie pod powiekami, uklęknąłem przy bliźniaku i ułożyłem jedną dłoń na jego ramieniu. Powoli uniósł głos, na której miał rozmazane łzy wymieszane z makijażem a na czoło opadło mu kilka czarnych kosmyków. Spojrzał na mnie dosyć dziwnym wzrokiem zapłakanych, zaczerwienionych oczu czym zbił mnie z tropu - jednak po chwili zorientowałem się, w czym rzecz. W oddechu z jego rozchylonych ust dosyć wyraźnie wyczułem alkohol więc oczywiście wiedziałem, co się stało. A przynajmniej mogłem się domyślić. Miał słaby dzień w pracy i wściekły sam na siebie po prostu się upił. Dobrze, że nie brał czegoś innego. Chyba. Z resztą moją teorię potwierdzała stojąca obok niego, otwarta puszka dobrze mi znanego drinka. 

-Billy, co się stało? Jestem tu dla ciebie, wiesz o tym?

Zapytałem go cicho i miękko, odgarniając mu delikatnie włosy z twarzy i starając się zagdlądać mu w twarz, chociaż nie było to zbyt proste bo co chwilę się przede mną chował. Z oczu wciąż płynęły mu łzy a ja myślałem, że sam się rozpłaczę, widząc go w takim stanie. 

-Zawaliłem... zawaliłem wszystko, Tom.

Jego głos był tak cichy, że ledwo mogłem dosłyszeć, co mówił. Bez słowa po prostu go przytuliłem i siedziałem z nim tak, aż w końcu zmęczony płaczem i całym dniem - usnął w moich ramionach.

Komentarze

Popularne posty