Porwanie - rozdział 10
W każdym razie... nie wiem, czy Was
zbytnio nie rozpieszczam, zamieszczając Wam tyle rozdziałów na raz, ale
póki mam wenę i dobry humor, to why not. :D
Tak więc cieszcie się albo i nie, ale
macie 11 rozdział. Zbliżamy się już do końca tego opowiadania, ale
szczerze nie wiem, ile rozdziałów jeszcze będzie. ;)
Tak więc czytajcie, oceniajcie, komentujcie. :)
Ja ne~!
Ps. Neko taka okrutna, bawi się z Hachi-san i Izu-ni... mam nadzieję że wybaczą ;-;
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Ps. Neko taka okrutna, bawi się z Hachi-san i Izu-ni... mam nadzieję że wybaczą ;-;
-Shinra, cholera jasna, pośpieszyłbyś się a nie wleczesz się jak ostatni
leniwiec!! Zaraz Cię za nogi tu przyciągnę i wcale nie będę delikatny!!
- wrzeszczałem na Shinrę, stojąc cały czas w drzwiach pokoju
zajmowanego przez pchłę.
-Idę, idę, Shizuo, nie drzyj się tak! Jest środek nocy, co się stało? - doktorek podszedł do mnie. Wskazałem mu palcem na łóżko.
-Pchła się obudziła. - oznajmiłem. Doktorek natychmiast wpadł do pokoju i zaczął go badać. Odwróciłem się i ujrzałem przed sobą Celty i Alice.
-Obudził się? - usłyszałem.
-Tsk. Właśnie to powiedziałem. - nie jestem w najlepszym humorze. Obudzono mnie o 2 nad ranem! Nosz kurcze.
-Idźcie mi stąd, stresujecie pacjenta, do salonu, już!- wyrzucił nas Shinra. Więc, zgodnie z rozkazem właściciela tego domu, poszliśmy wszyscy do salonu. Czekaliśmy w milczeniu jakieś 10 minut, aż w końcu okularnik do nas dołączył.
-Wygląda na to że wszystko z nim w porządku. Teraz musi tylko wyzdrowieć. Ale już nic nie zagraża jego życiu. - oznajmił. Każdemu z nas ulżyło. Przynajmniej mi na pewno. W sumie... od kiedy tak mi zależy na tej wszy, że aż się przeprowadziłem do Shinry? ( o.O Shizzy zagadką dla samego siebie i dla mnie... dp. Neko) No, ale już trudno.
-Idę spać. Branoc. - powiedziałem i wyszedłem z salonu. Nie mogłem się powstrzymać, więc zajrzałem do pokoju Izayi.
-Shizu... - powiedział, gdy stanąłem w drzwiach.
-No ja, a co? - wszedłem do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Podszedłem do jego łóżka i zapaliłem lampkę nocną, która stała obok.
-Shizu-chan. - powtórzył. Trochę się zdziwiłem. Spojrzałem na jego twarz. Blady jak trup, ale jego czerwone oczy błyszczą.
-Co jest? - zapytałem. Nie umiałem na niego warknąć ani nawrzeszczeć. Jakoś tak... martwiłem się o niego. Czy to możliwe, że zakochałem się w tej wszy? Dotknął mojej dłoni.
-Shinra powiedział, że cały czas tu byłeś. Dziękuję. - powiedział cicho. Na jego twarzy malował się delikatny uśmiech. Nie był złośliwy, tylko szczery. W tym momencie pomyślałem, że wygląda uroczo.
-Tak. Nie mogłem Cię tak zostawić, nie? Nie uwierzyłbym, że coś Ci się stało, gdybym nie zobaczył tego na własne oczy. - powiedziałem. Zaśmiał się cicho, krótko.
-Tak. Ale, cieszę się, że tu byłeś. Że jesteś tu teraz, przy mnie. Dziękuję. - powiedział. Nie wytrzymałem. Pocałowałem go.
-Shizzy...? - zapytał lekko oszołomiony, gdy oderwałem swoje usta od jego.
-No co? Kochasz mnie, prawda? - zapytałem. Skinął głową.
-Tak, ale przecież Ty...
-Tak, tak, ale coś Ci się należy. - powiedziałem i wyszedłem z pokoju, zostawiając go samego. Wróciłem do swojej sypialni, jednak długo nie mogłem zasnąć. W końcu, po kilku godzinach zasnąłem.
Obudziłem się rano... wykończony. Co chwilę w nocy się budziłem. W głowie miałem na raz tysiąc pytań i myśli, na które nie umiałem odpowiedzieć. Wstałem i ogarnąłem się w toalecie, po czym poszedłem do salonu. Siedziała tam Celty. Czegoś mi tam brakowało...
-Cześć, Celty. - powiedziałem, na co skinęła mi szyją. Przyglądałem się kanapie uważnie.
-Oi, Shizuo, ta kanapa nic Ci nie zrobiła. - Celty napisała na swoim PDA. Skinąłem głową.
-Tak, ale czegoś mi tu brakuje.
-Alice wróciła do siebie. Musi pracować. - ah, no właśnie. Przez te kilka dni najczęściej przebywała na kanapie, kiedy wyszła czegoś mi brakowało. Poszedłem do kuchni i przygotowałem naleśniki dla Shinry, Izayi i siebie. Jakbym nie zrobił dla pchły, Celty by mnie ochrzaniła, a bądź co bądź, jest groźna. Postawiłem dwa talerze na stole, a trzeci wziąłem sobie i zacząłem jeść. Do kuchni wszedł okularnik.
-Dzięki za śniadanko, Shizuo~!. - wyśpiewał. W przeciwieństwie do niego, nie miałem dobrego humoru. Zaczął coś paplać, a mnie po głowie krążyło tylko jedno pytanie.
Co ja tak właściwie czuję do Izayi? Bo na pewno nie nienawiść.
-Idę, idę, Shizuo, nie drzyj się tak! Jest środek nocy, co się stało? - doktorek podszedł do mnie. Wskazałem mu palcem na łóżko.
-Pchła się obudziła. - oznajmiłem. Doktorek natychmiast wpadł do pokoju i zaczął go badać. Odwróciłem się i ujrzałem przed sobą Celty i Alice.
-Obudził się? - usłyszałem.
-Tsk. Właśnie to powiedziałem. - nie jestem w najlepszym humorze. Obudzono mnie o 2 nad ranem! Nosz kurcze.
-Idźcie mi stąd, stresujecie pacjenta, do salonu, już!- wyrzucił nas Shinra. Więc, zgodnie z rozkazem właściciela tego domu, poszliśmy wszyscy do salonu. Czekaliśmy w milczeniu jakieś 10 minut, aż w końcu okularnik do nas dołączył.
-Wygląda na to że wszystko z nim w porządku. Teraz musi tylko wyzdrowieć. Ale już nic nie zagraża jego życiu. - oznajmił. Każdemu z nas ulżyło. Przynajmniej mi na pewno. W sumie... od kiedy tak mi zależy na tej wszy, że aż się przeprowadziłem do Shinry? ( o.O Shizzy zagadką dla samego siebie i dla mnie... dp. Neko) No, ale już trudno.
-Idę spać. Branoc. - powiedziałem i wyszedłem z salonu. Nie mogłem się powstrzymać, więc zajrzałem do pokoju Izayi.
-Shizu... - powiedział, gdy stanąłem w drzwiach.
-No ja, a co? - wszedłem do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Podszedłem do jego łóżka i zapaliłem lampkę nocną, która stała obok.
-Shizu-chan. - powtórzył. Trochę się zdziwiłem. Spojrzałem na jego twarz. Blady jak trup, ale jego czerwone oczy błyszczą.
-Co jest? - zapytałem. Nie umiałem na niego warknąć ani nawrzeszczeć. Jakoś tak... martwiłem się o niego. Czy to możliwe, że zakochałem się w tej wszy? Dotknął mojej dłoni.
-Shinra powiedział, że cały czas tu byłeś. Dziękuję. - powiedział cicho. Na jego twarzy malował się delikatny uśmiech. Nie był złośliwy, tylko szczery. W tym momencie pomyślałem, że wygląda uroczo.
-Tak. Nie mogłem Cię tak zostawić, nie? Nie uwierzyłbym, że coś Ci się stało, gdybym nie zobaczył tego na własne oczy. - powiedziałem. Zaśmiał się cicho, krótko.
-Tak. Ale, cieszę się, że tu byłeś. Że jesteś tu teraz, przy mnie. Dziękuję. - powiedział. Nie wytrzymałem. Pocałowałem go.
-Shizzy...? - zapytał lekko oszołomiony, gdy oderwałem swoje usta od jego.
-No co? Kochasz mnie, prawda? - zapytałem. Skinął głową.
-Tak, ale przecież Ty...
-Tak, tak, ale coś Ci się należy. - powiedziałem i wyszedłem z pokoju, zostawiając go samego. Wróciłem do swojej sypialni, jednak długo nie mogłem zasnąć. W końcu, po kilku godzinach zasnąłem.
Obudziłem się rano... wykończony. Co chwilę w nocy się budziłem. W głowie miałem na raz tysiąc pytań i myśli, na które nie umiałem odpowiedzieć. Wstałem i ogarnąłem się w toalecie, po czym poszedłem do salonu. Siedziała tam Celty. Czegoś mi tam brakowało...
-Cześć, Celty. - powiedziałem, na co skinęła mi szyją. Przyglądałem się kanapie uważnie.
-Oi, Shizuo, ta kanapa nic Ci nie zrobiła. - Celty napisała na swoim PDA. Skinąłem głową.
-Tak, ale czegoś mi tu brakuje.
-Alice wróciła do siebie. Musi pracować. - ah, no właśnie. Przez te kilka dni najczęściej przebywała na kanapie, kiedy wyszła czegoś mi brakowało. Poszedłem do kuchni i przygotowałem naleśniki dla Shinry, Izayi i siebie. Jakbym nie zrobił dla pchły, Celty by mnie ochrzaniła, a bądź co bądź, jest groźna. Postawiłem dwa talerze na stole, a trzeci wziąłem sobie i zacząłem jeść. Do kuchni wszedł okularnik.
-Dzięki za śniadanko, Shizuo~!. - wyśpiewał. W przeciwieństwie do niego, nie miałem dobrego humoru. Zaczął coś paplać, a mnie po głowie krążyło tylko jedno pytanie.
Co ja tak właściwie czuję do Izayi? Bo na pewno nie nienawiść.
Komentarze
Prześlij komentarz