Wspólne mieszkanie - rozdział 6
Hejo~!
Tak, znów wstawiam to opowiadanie. Mam wenę, co poradzić? :)
Nom, to proszę o komentarze bo ostatnio mała aktywność. :)
Zapraszam~!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Shizuo:
Gdy wróciłem do domu, rozpakowałem się i szybko zacząłem się nudzić. Jako że godzina jeszcze młoda, zadzwoniłem po Tom'a.
-Halo? - odezwał się głos z drugiej strony słuchawki.
-Yo, Tom. Słuchaj, wyjdziemy gdzieś? - zapytałem.
-Shizuo, wybacz, ale mam już plany na dziś wieczór. Może innym razem, co? - zapytał. Trochę szkoda, ale przecież on też ma swoje życie.
-Jasne. Wybacz, że zawracam ci głowę. Ale widzimy się jutro w pracy. - zakończyłem i rozłączyłem się, nim mój współpracownik zdążył mi cokolwiek odpowiedzieć. Wszedłem na Internet, portale, trochę w gry i położyłem się do łóżka.
Następnego dnia obudził mnie telefon. Ospale otworzyłem jedno oko i spojrzałem na zegar. 5:00! Kto dzwoni o tak nieludzkiej porze?! Ja wstaje dopiero o 6:30. Sięgnąłem na szafkę i gdy natrafiłem na urządzenie, na ślepo przycisnąłem zieloną słuchawkę.
-Halo? - zapytałem na wpół jeszcze śpiąc.
-Shizuo?! - rozległ się nerwowy głos z drugiej strony słuchawki.
-Tak, i nie musisz tak krzyczeć, Shinra. Umiera ktoś? - zapytałem. Nie bardzo spodobało mi się krzyczenie na mnie o tej porze. Ani w ogóle krzyczenie na mnie mi się nigdy nie podobało.
-Nie, ale może. - powiedział nieco ciszej. Zaniepokoiłem się.
-Co jest? - zapytałem. Już się trochę obudziłem, więc poszedłem do kuchni i wyjąłem mleko, aby się go napić.
-Nigdzie nie możemy znaleźć Izayi. - powiedział. Jakoś nie przejąłem się tym. Pociągnąłem łyk z kartonu.
-I co z tego? - nie rozumiałem niepokoju doktora.
-To, że po pierwsze miał tu być o 4:00, żeby odebrać paczkę, a dwa że zawsze odbiera telefon, a teraz od ponad godziny nie odbiera żadnego! - wykrzyczał. - Martwimy się, czy gdzieś nie leży pobity. Pomożesz go szukać, proszę? - trochę opanował swój głos, ale dalej nie w pełni. Próbując nie krzyczeć zaczął wręcz piszczeć.
-Dlaczego miałbym pomagać? - zapytałem. Ze wszystkich osób w Tokio wybrał mnie, bym odszukał i pomógł swojemu największemu wrogowi.
-Bo nie chcesz mieć jego śmierci na sumieniu. Sami z Celty nie będziemy przeszukiwać miasta tak szybko, jak z tobą. Wtedy znajdziemy go szybciej. A jeśli leży teraz gdzieś umierający i nie znajdziemy go na czas? Wtedy do końca życia będziesz się obwiniać o to, że nie pomogłeś. - stwierdził pewnie. Cholera, ma rację. Milczałem przez chwilę. -Shizuo...
-Pomogę. - przerwałem mu. - Tylko się ubiorem i zadzwonię do Tom'a, że coś mi wypadło. - powiedziałem w końcu. Usłyszałem po drugiej stronie westchnienie pełne ulgi.
-Dzięki, Shizuo. Celty przeszuka Shinjuku, ja Shibuye bo miał tam dziś jechać po coś, a ty Ikebukuro, dobrze? - zapytał i nim zdążyłem zgodzić się albo odmówić, rozłączył się. Odstawiłem karton z mlekiem do lodówki, a telefon odłożyłem na blat. Poszedłem do łazienki, gdzie miałem już przygotowane ubrania na dziś i tak szybko, jak tylko się dało, zebrałem się i wyszedłem z mieszkania. Ruszyłem zaułkami. W końcu, gdzie najczęściej może być ta menda?
Minęło kilka dobrych godzin, a ja dalej go nie znalazłem. Przeszedłem niemal całe Ikebukuro. Oczywiście zapomniałem zadzwonić do Tom'a, więc nie uniknąłem tłumaczenia mu się przez telefon. Dochodziła 9:30 i miałem ochotę już zrezygnować, gdy coś mi mignęło. Zapatrzyłem się w napis jednego z klubów i w tym momencie dostrzegłem futerko. Wiedząc, że jeśli to Izaya to Shinra albo Celty mnie zabiją, wszedłem do zaułka. A tam, co za niespodzianka, kolejny zaułek. Węższy. Nie widoczny od strony ulicy. A w zaułku kogo znalazłem? Oczywiście Izayę. Wyjąłem telefon i wykręciłem numer do pseudo lekarza.
-Shinra, znalazłem go. - powiedziałem, gdy tylko usłyszałem że odebrał. Westchnął.
-Kamień z serca. To teraz weź go do jego mieszkania i poczekaj tam na nas, okey? - poprosił.
-Jasne, jasne. - powiedziałem, rozłączyłem się i uklęknąłem obok Izayi. Ubrałem mu bieliznę i spodnie które leżały mu u kostek i podniosłem. Był nieprzytomny, ale mimo to drżał. Dotknąłem jego czoła. Jest rozpalony! Ile on tutaj leżał? Czym prędzej skierowałem swe kroki w stronę jego mieszkania. Ma szczęście, że wiem, gdzie trzyma klucz zapasowy. Po jakiś 10 minutach, czyli po biegu, złożyłem go na kanapie i przykryłem kocem. Ciągle drżał. Nie chciałem nic robić, więc po prostu usiadłem w fotelu i przyglądałem mu się do czasu, gdy usłyszałem nerwowy dzwonek do drzwi. Blada postać na kanapie drgnęła. Wstałem, podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Do mieszkania od razu wpadł Shinra razem z Celty.
-Co z nim? - zapytał lekarz.
-Ma gorączkę. Ciągle drży. To tyle. - powiedziałem.
-Możecie przejść na razie do kuchni? Muszę go zbadać. - poprosił. Wzruszyłem ramionami i wszedłem do wspomnianego pomieszczenia, a Celty tuż za mną. Usiedliśmy przy stole i czekaliśmy w ciszy. Zamyśliłem się. Nie wiem, ile czasu minęło, ale podniosłem głowę dopiero gdy Shinra wszedł do kuchni.
-No więc... - zrobił pauzę. Nie uśmiechał się. - Został zgwałcony. Prawdopodobnie wczoraj. Jeżeli leżał przez noc w tym zasiłku, to nic dziwnego, że dostał gorączki. Przeziębił się. Jednak ktoś musi się nim zająć. I myślę Shizuo, że to musisz być ty. - oznajmił. Przez chwilę nic nie mówiłem.
-Nie! Nie, Nie nie, nie! - nie chce. Dopiero co się od niego wyprowadziłem! - Nie możesz ty?
-Nie mogę. Celty też nie. - odparł.
-Nie poradzi sobie sam? - zapytałem z nadzieją.
-Shizuo...
-Nie zamieszkam z nim znowu i koniec!
-W takim razie pozwól mu teraz umrzeć. - powiedział szatyn i wyszedł ze swoją ukochaną z apartamentu. Zostałem sam. Z nieprzytomnym Izayą.
Komentarze
Prześlij komentarz