Dla Ciebie - 3
BILL
Gdy odzyskałem przytomność, znów znajdowałem się w mojej celi. Czułem ból dosłownie na całym ciele. Otworzyłem powoli oczy. Obok mnie stał talerz z jakąś marną kanapką i butelka wody. Mimo, że mój organizm domagał się dostarczenia mu kalorii i wody, nie dałem rady się ruszyć. Leżałem, czekając, aż choć trochę przywyknę do bólu. Nigdy nie byłem odporny na ból, nic dziwnego, że moje ciało tak reaguje.
W końcu podniosłem się na drżących ramionach i usiadłem, opierając się o ścianę. Wziąłem na kolana talerz i spojrzałem na kanapkę. Wyglądała dziwnie i coś z niej wystawało. Podniosłem kromkę do góry i poczułem tak wielki strach i obrzydzenie, że nie dość iż zacząłem krzyczeć ze strachu, to jeszcze wywaliłem talerz z całą zawartością na przeciwległy koniec pomieszczenia.
Na chlebie znajdował się... kawałek nerki. Żołądek podszedł mi do gardła, ale nie miałem czym wymiotować, więc poza kaszlem nic nie wyszło. Napiłem się wody, uprzednio chyba ze dwie minuty sprawdzając, czy przy niej nie czeka mnie żadna niespodzianka. I wtedy mnie coś tknęło.
Podciągnąłem do góry bluzkę i panicznie zacząłem badać ciało. Nic mi nie wycięli... ulżyło mi w pewnym stopniu. Opadłem z powrotem na posłanie i próbowałem wyzbyć się tego okropnego obrazu z głowy. Zacząłem płakać.
Nie tak wyobrażałem sobie przyszłość... dlaczego mnie porwano? Niby wiem, po co, ale człowiek zawsze zadaje sobie takie bezsensowne pytania w takich chwilach. Pomyślałem o Tom'ie i niemal bezwiednie zacząłem cicho śpiewać "Rette mich", chociaż z całych sił walczyłem z wiarą, że mnie uratuje. Chciałem, by zapomniał, a jednocześnie chciałem móc się do niego przytulić i wiedzieć, że już wszystko jest dobrze, że już obaj jesteśmy bezpieczni.
Skuliłem się na materacu i płakałem tak długo, aż nagle zapaliło się światło. Wzdrygnąłem się i zaraz poczułem, jak silna ręka jednego z ochroniarzy ciągnie mnie za włosy do góry. Syknąłem i spojrzałem na stojącego przede mną z uśmiechem Staruszka.
-Widzę, że nie smakował ci obiad.
Powiedział, śmiejąc się, a na mojej twarzy pojawił się grymas. Skinął na ochroniarza, który zaczął ciągnąć mnie w stronę drzwi. Znów zawiązano mi oczy i wyniesiono z pomieszczenia, przenosząc do innego.
Gdy odsłonili mi oczy, zobaczyłem leżącą na stole kobietę w ciąży. Była blada i przerażona. Usadzono mnie na stole obok niej i przywiązano mi ręce i nogi do krzesła. Patrzyłem przerażony na te wszystkie ostrza.
-Nie chcemy cię zbytnio uszkodzić... na razie. Po pierwsze dlatego, że mielibyśmy z tego mniejsze korzyści, ale po drugie.... bo to musi być ciekawe, zniszczyć twoją psychikę.
Zaśmiał się Staruszek i znów włączył kamerę. Skinął na ubranego na biało, zamaskowanego mężczyznę. Dopiero teraz zauważyłem, że kobieta jest przywiązana do stołu. Przeczuwałem, co nadejdzie. Chciałem odwrócić wzrok, ale mi nie pozwolono - ochroniarz trzymał mnie mocno za włosy.
Biały mężczyzna podszedł do kobiety ze skalpelem w dłoni i w akompaniamencie jej głośnych krzyków rozciął brzuch, po chwili wyciągając dziecko. Trzymał je byle jak, szybko przeciął pępowinę. Zacząłem płakać. Gdy mężczyzna skręcił dziecku kark, zdałem sobie sprawę, że krzyczę razem z matką noworodka. Błagałem ich, by przestali, ale Staruszek tylko bardziej się śmiał, a mężczyzna odłożył zwłoki na drugi stół i włożył rękę we wnętrze kobiety przez ranę, którą jej zrobił by wyjąć dziecko. Nie wiem, co jej ruszał, ale kobieta krzyczała niemiłosiernie, a ja razem z nią. Chyba nigdy tak bardo nie bolało mnie gardło od krzyku. Płakałem, krzyczałem, ale ich to nie ruszało. W końcu kobieta zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej, co było chyba niemożliwe.
-Przypatrz się, stąd się biorą nasze specjały, które dziś tak bezmyślnie odrzuciłeś.
Oznajmił Staruszek, a ja nie byłem w stanie odwrócić wzroku. Kobieta w końcu przestała krzyczeć a po kilku chwilach zupełnie przestała się ruszać. Zabili ją. Krzyk zamarł mi na ustach ale wciąż płakałem. Proszę, nie... nie chcę takiego życia...
-Zabijcie mnie.
Powiedziałem głośno. Nie zniosę takich rzeczy. W odpowiedzi jednak dostałem tylko śmiech.
-Szybko się poddajesz. Mamy kolejny filmik dla braciszka.
A potem silne uderzenie w głowę i nie słyszałem już nic.
TOM
-Hej, Tom! Co się stało? Raz wrzeszczysz jak opętany, a raz milczysz jak zaklęty. Zdecyduj się człowieku!!
Popatrzyłem, się na Josta. Co ten człowiek pieprzy? Właśnie straciłem brata i uświadomiłem sobie jaki jestem beznadziejny. Ale, dobra! Dobijaj mnie, ludziu! Popatrzyłem się mętnie na niego i stwierdziłem przepełnionym goryczą głosem.
-David, oni go porwali. Porwali, a ja nic nie zrobiłem. Jestem beznadziejnym bratem i dupkiem. Przez swoją głupotę go straciłem. On mnie nienawidzi. Powinienem za to co mu zrobiłem zginąć w męczarniach.
-Tom, przestań. Na pewno cię kocha i go znajdziemy. Po za tym Bill wbrew pozorom jest silny. Poradzi sobie, a ty jesteś dobrym bratem, przyjacielem i muzykiem.
„Taaa, na pewno. Mów mi to przez tysiąc lat, a może ci uwierzę.”
Pomyślałem tylko gdy ogarnęła mnie czarna pustka.
DAVID
Tom siedział załamany. Pierwszy raz go takim widzę. Pierwszy raz, zamiast, stwierdzić iż jest królem i władcą, wręcz bogiem świata powiedział, że jest beznadziejnym dupkiem. Czasami naprawdę się tak zachowywał, ale i tak wszyscy mu to wybaczają bo jest zawsze taki optymistyczny? Nie wiem, ale czasami jest w nich coś takiego, że sędzia w sądzie wybaczyłby im chyba nawet morderstwo...
Tak w nich. Bill też ma to coś, ale on jest realistą-marzycielem, a Tom optymistą. Razem to taka mieszanka wybuchowa. Nie wiadomo, czy gdyby powiedzieli, że te twincesty to prawda to rzekli by prawdę czy fałsz. Z nimi wszystko jest możliwe. Pf, pewnie się okaże jeszcze że są zaginionymi dziećmi księżny Diany i mają przejąć tron po królowej Elżbiecie. Boże co z nimi mam.
Wyszedłem do salonu po tabletki uspokajające, które zawsze trzymam w torbie, gdybym przypadkiem spotkał Kaulitzów. Moją zomre nocną [tutaj można włączyć sobie początek tej piątej symfonii Betovena].
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Pewnie Ria do Toma. Naprawdę, ale Tom sobie jędze znalazł. W sumie się nie dziwie, że starszy bliźniak myśli, że Bill chce ich rozdzielić. Sam chce się z nią podświadomie rozstać, ale nie dopuszcza do siebie tej myśli, zrzucając to wszystko na brata. No bo co dobre to Bill. Podszedłem do drzwi gdzie stały dwie harcerki, kurier i Ria.
-Dzień dobry, proszę pana. Czy zechciałby pan kupić ciasteczka? Pieniądze będą przeznaczone na cele charytatywne.
Odezwała się jedna z dwóch na oko dwunastoletnich dziewczynek.
-Bardzo chętnie. Jedno opakowanie poproszę. Ile płacę?
-Pięć euro.
Wyciągnąłem portfel, może Tomowi pomogą?
-Dziękujemy
Odpowiedziały z uśmiechem i odeszły, a widząc, że Ria chce się już odezwać...Zrobiłem to za nią. Pierwszy.
-Ile płacę za przesyłkę?
WoW ona ma taki makijaż czy serio jest taka czerwona? Nie, makijaż pewnie. Przecież nie jest gorąco.
-Sto sześćdziesiąt pięć euro i dziewięćdziesiąt osiem centów.
Podałem pieniądze kurierowi i już miałem zamykać drzwi, gdy się zacięły. Spróbowałem jeszcze je docisnąć, aż ktoś wrzasną „JOST, TY SKURWIELU”
-Boże, Ria. Nie widziałem cię. Czemu tak się krzywisz? Boli cię coś?
-Nie...
-To dlaczego tak warczysz?
-Gdzie Tom!?
-Na górze, ale...
Nie dokończyłam wypowiedzi gdy rzuciła się na górę z dzikim okrzykiem „TOM!”. Boże jak go zobaczy... No! I dlatego nie lubię kobiet. Nie dość, że obrzydzają mnie ich ciała to charakter mają do dupy. Każda. Bez wyjątku.
Naglę usłyszałem trzask drzwi i ryk silnika. Podszedłem do okna i zobaczyłem odjeżdżające auto Rii. Chyba zobaczyła Toma i wyleciała stąd tak szybko, że jej nie zauważyłem. Kobiety... Nigdy ich nie zrozumiem...
Ciastka, więc przetransportowałem do kuchni, a paczkę otworzyłem. Znajdowała się w niej kaseta podpisana „Bill 001”. To od Billa? Ale, jak? Przecież został porwany.
Skierowałem się do pokoju Dredziarza, gdzie znajdował się odpowiedni sprzęt do odczytania kasety. Właściciel nadal siedział nie przytomnie na łóżku coś mrucząc. Nie wiem, czy to jeszcze jego miłość do brata, czy szaleństwo.
-Tom, dostałeś kasetę. Jest podpisana „Bill 001”. Puszcze ją, ok?
-Ok.
Jego głos był zachrypnięty i cichy. Nie chcę wyobrażać sobie tego co on musi teraz przeżywać. Podłączyłem sprzęt i włączyłem tv.
Tego, co ujrzałem, nie zapomną do końca życia.
TOM
Wpatrywałem się w Josta, a następnie w telewizor. Gdy już wszystko podłączył, moim jakże cudnym patrzałom ukazał się widok, którego nie życzę nawet tej starej sklepikarce zza rogu.
Billy.
Mój Billy, był przywiązany do krzesła. Był blady, a oczy mu się szkliły. Pewnie ma gorączkę, czy oni nie widzą, jak cierpi? Kurwa, jak ich dopadnę to im nogi z dupy powyrywam, a później do niej włożę po kolano! Zasrańcy jedni! Ich bin Tom Kaulitz! Niech wiedzą z kim zaczynają, o!
Dobra, dobra wiem iż jestem wspaniały, ale oglądajmy dalej...
Bill przywiązany, chory, jakiś dupek każe mu się uśmiechać! Muszę zapamiętać, żeby jemu strzelić ten sam tekst, kiedy będzie mieć swą nogę w tyłku. To może być ciekawe...
„Odpuść”
Co kurwa? Mam odpuścić? Nie no, Billy bądź dorosły. Naprawdę wierzysz, że odpuszczę? Zabrali mi cię i mam odpuścić? Chyba coś cię boli!
Oglądałem nagranie dalej, gdy jakiś kutas podchodzi do mojego brata i coś wbija w rękę. Mój Mały zaczyna wrzeszczeć. Łzy zaczęły mi płynąć w tym samym momencie co Czarnulkowi. Krzyczałem tak głośno jak on i szarpałem się tak jak on przez swe więzy nie mógł. Był torturowany, a ja siedziałem i nic nie robiłem. Nie mogło tak być, o nie! Nie pozwolę na to. Na miejscu jego porywaczy już dupę bym rozciągał.
-DAVID!!! Nie lamp się tak. Dzwoń po kierowce!! Jedziemy na Berlina!!!
W dole ekranu pojawiły się napisy:
„Widzisz? Żyje. Będę się starał, żebyś się o tym codziennie przekonał. No chyba, że uważasz, iż twój braciszek jest wart 800 milionów euro...”
Billy nadal krzyczał. Ja też. Napisów nie widziałem. Zobaczyłem tylko lekki ruch wargo i pośród przeraźliwej ciszy udało się usłyszeć tylko...
„Rette mich”
… i nastała cisza. Mój braciszek zemdlał, a na ekranie pojawiła się tak zwana „śnieżyca”. Nowa fala złości, żalu, łez i świadomości iż jestem dupkiem, beznadzieją i potworem uderzyła we mnie do dając mi motywacją do działania.
-Jost, mucha ci wleci! Dzwoń po kierowce i jedź się spakować!
Angelo, nadchodzę!!
Gdy odzyskałem przytomność, znów znajdowałem się w mojej celi. Czułem ból dosłownie na całym ciele. Otworzyłem powoli oczy. Obok mnie stał talerz z jakąś marną kanapką i butelka wody. Mimo, że mój organizm domagał się dostarczenia mu kalorii i wody, nie dałem rady się ruszyć. Leżałem, czekając, aż choć trochę przywyknę do bólu. Nigdy nie byłem odporny na ból, nic dziwnego, że moje ciało tak reaguje.
W końcu podniosłem się na drżących ramionach i usiadłem, opierając się o ścianę. Wziąłem na kolana talerz i spojrzałem na kanapkę. Wyglądała dziwnie i coś z niej wystawało. Podniosłem kromkę do góry i poczułem tak wielki strach i obrzydzenie, że nie dość iż zacząłem krzyczeć ze strachu, to jeszcze wywaliłem talerz z całą zawartością na przeciwległy koniec pomieszczenia.
Na chlebie znajdował się... kawałek nerki. Żołądek podszedł mi do gardła, ale nie miałem czym wymiotować, więc poza kaszlem nic nie wyszło. Napiłem się wody, uprzednio chyba ze dwie minuty sprawdzając, czy przy niej nie czeka mnie żadna niespodzianka. I wtedy mnie coś tknęło.
Podciągnąłem do góry bluzkę i panicznie zacząłem badać ciało. Nic mi nie wycięli... ulżyło mi w pewnym stopniu. Opadłem z powrotem na posłanie i próbowałem wyzbyć się tego okropnego obrazu z głowy. Zacząłem płakać.
Nie tak wyobrażałem sobie przyszłość... dlaczego mnie porwano? Niby wiem, po co, ale człowiek zawsze zadaje sobie takie bezsensowne pytania w takich chwilach. Pomyślałem o Tom'ie i niemal bezwiednie zacząłem cicho śpiewać "Rette mich", chociaż z całych sił walczyłem z wiarą, że mnie uratuje. Chciałem, by zapomniał, a jednocześnie chciałem móc się do niego przytulić i wiedzieć, że już wszystko jest dobrze, że już obaj jesteśmy bezpieczni.
Skuliłem się na materacu i płakałem tak długo, aż nagle zapaliło się światło. Wzdrygnąłem się i zaraz poczułem, jak silna ręka jednego z ochroniarzy ciągnie mnie za włosy do góry. Syknąłem i spojrzałem na stojącego przede mną z uśmiechem Staruszka.
-Widzę, że nie smakował ci obiad.
Powiedział, śmiejąc się, a na mojej twarzy pojawił się grymas. Skinął na ochroniarza, który zaczął ciągnąć mnie w stronę drzwi. Znów zawiązano mi oczy i wyniesiono z pomieszczenia, przenosząc do innego.
Gdy odsłonili mi oczy, zobaczyłem leżącą na stole kobietę w ciąży. Była blada i przerażona. Usadzono mnie na stole obok niej i przywiązano mi ręce i nogi do krzesła. Patrzyłem przerażony na te wszystkie ostrza.
-Nie chcemy cię zbytnio uszkodzić... na razie. Po pierwsze dlatego, że mielibyśmy z tego mniejsze korzyści, ale po drugie.... bo to musi być ciekawe, zniszczyć twoją psychikę.
Zaśmiał się Staruszek i znów włączył kamerę. Skinął na ubranego na biało, zamaskowanego mężczyznę. Dopiero teraz zauważyłem, że kobieta jest przywiązana do stołu. Przeczuwałem, co nadejdzie. Chciałem odwrócić wzrok, ale mi nie pozwolono - ochroniarz trzymał mnie mocno za włosy.
Biały mężczyzna podszedł do kobiety ze skalpelem w dłoni i w akompaniamencie jej głośnych krzyków rozciął brzuch, po chwili wyciągając dziecko. Trzymał je byle jak, szybko przeciął pępowinę. Zacząłem płakać. Gdy mężczyzna skręcił dziecku kark, zdałem sobie sprawę, że krzyczę razem z matką noworodka. Błagałem ich, by przestali, ale Staruszek tylko bardziej się śmiał, a mężczyzna odłożył zwłoki na drugi stół i włożył rękę we wnętrze kobiety przez ranę, którą jej zrobił by wyjąć dziecko. Nie wiem, co jej ruszał, ale kobieta krzyczała niemiłosiernie, a ja razem z nią. Chyba nigdy tak bardo nie bolało mnie gardło od krzyku. Płakałem, krzyczałem, ale ich to nie ruszało. W końcu kobieta zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej, co było chyba niemożliwe.
-Przypatrz się, stąd się biorą nasze specjały, które dziś tak bezmyślnie odrzuciłeś.
Oznajmił Staruszek, a ja nie byłem w stanie odwrócić wzroku. Kobieta w końcu przestała krzyczeć a po kilku chwilach zupełnie przestała się ruszać. Zabili ją. Krzyk zamarł mi na ustach ale wciąż płakałem. Proszę, nie... nie chcę takiego życia...
-Zabijcie mnie.
Powiedziałem głośno. Nie zniosę takich rzeczy. W odpowiedzi jednak dostałem tylko śmiech.
-Szybko się poddajesz. Mamy kolejny filmik dla braciszka.
A potem silne uderzenie w głowę i nie słyszałem już nic.
TOM
-Hej, Tom! Co się stało? Raz wrzeszczysz jak opętany, a raz milczysz jak zaklęty. Zdecyduj się człowieku!!
Popatrzyłem, się na Josta. Co ten człowiek pieprzy? Właśnie straciłem brata i uświadomiłem sobie jaki jestem beznadziejny. Ale, dobra! Dobijaj mnie, ludziu! Popatrzyłem się mętnie na niego i stwierdziłem przepełnionym goryczą głosem.
-David, oni go porwali. Porwali, a ja nic nie zrobiłem. Jestem beznadziejnym bratem i dupkiem. Przez swoją głupotę go straciłem. On mnie nienawidzi. Powinienem za to co mu zrobiłem zginąć w męczarniach.
-Tom, przestań. Na pewno cię kocha i go znajdziemy. Po za tym Bill wbrew pozorom jest silny. Poradzi sobie, a ty jesteś dobrym bratem, przyjacielem i muzykiem.
„Taaa, na pewno. Mów mi to przez tysiąc lat, a może ci uwierzę.”
Pomyślałem tylko gdy ogarnęła mnie czarna pustka.
DAVID
Tom siedział załamany. Pierwszy raz go takim widzę. Pierwszy raz, zamiast, stwierdzić iż jest królem i władcą, wręcz bogiem świata powiedział, że jest beznadziejnym dupkiem. Czasami naprawdę się tak zachowywał, ale i tak wszyscy mu to wybaczają bo jest zawsze taki optymistyczny? Nie wiem, ale czasami jest w nich coś takiego, że sędzia w sądzie wybaczyłby im chyba nawet morderstwo...
Tak w nich. Bill też ma to coś, ale on jest realistą-marzycielem, a Tom optymistą. Razem to taka mieszanka wybuchowa. Nie wiadomo, czy gdyby powiedzieli, że te twincesty to prawda to rzekli by prawdę czy fałsz. Z nimi wszystko jest możliwe. Pf, pewnie się okaże jeszcze że są zaginionymi dziećmi księżny Diany i mają przejąć tron po królowej Elżbiecie. Boże co z nimi mam.
Wyszedłem do salonu po tabletki uspokajające, które zawsze trzymam w torbie, gdybym przypadkiem spotkał Kaulitzów. Moją zomre nocną [tutaj można włączyć sobie początek tej piątej symfonii Betovena].
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Pewnie Ria do Toma. Naprawdę, ale Tom sobie jędze znalazł. W sumie się nie dziwie, że starszy bliźniak myśli, że Bill chce ich rozdzielić. Sam chce się z nią podświadomie rozstać, ale nie dopuszcza do siebie tej myśli, zrzucając to wszystko na brata. No bo co dobre to Bill. Podszedłem do drzwi gdzie stały dwie harcerki, kurier i Ria.
-Dzień dobry, proszę pana. Czy zechciałby pan kupić ciasteczka? Pieniądze będą przeznaczone na cele charytatywne.
Odezwała się jedna z dwóch na oko dwunastoletnich dziewczynek.
-Bardzo chętnie. Jedno opakowanie poproszę. Ile płacę?
-Pięć euro.
Wyciągnąłem portfel, może Tomowi pomogą?
-Dziękujemy
Odpowiedziały z uśmiechem i odeszły, a widząc, że Ria chce się już odezwać...Zrobiłem to za nią. Pierwszy.
-Ile płacę za przesyłkę?
WoW ona ma taki makijaż czy serio jest taka czerwona? Nie, makijaż pewnie. Przecież nie jest gorąco.
-Sto sześćdziesiąt pięć euro i dziewięćdziesiąt osiem centów.
Podałem pieniądze kurierowi i już miałem zamykać drzwi, gdy się zacięły. Spróbowałem jeszcze je docisnąć, aż ktoś wrzasną „JOST, TY SKURWIELU”
-Boże, Ria. Nie widziałem cię. Czemu tak się krzywisz? Boli cię coś?
-Nie...
-To dlaczego tak warczysz?
-Gdzie Tom!?
-Na górze, ale...
Nie dokończyłam wypowiedzi gdy rzuciła się na górę z dzikim okrzykiem „TOM!”. Boże jak go zobaczy... No! I dlatego nie lubię kobiet. Nie dość, że obrzydzają mnie ich ciała to charakter mają do dupy. Każda. Bez wyjątku.
Naglę usłyszałem trzask drzwi i ryk silnika. Podszedłem do okna i zobaczyłem odjeżdżające auto Rii. Chyba zobaczyła Toma i wyleciała stąd tak szybko, że jej nie zauważyłem. Kobiety... Nigdy ich nie zrozumiem...
Ciastka, więc przetransportowałem do kuchni, a paczkę otworzyłem. Znajdowała się w niej kaseta podpisana „Bill 001”. To od Billa? Ale, jak? Przecież został porwany.
Skierowałem się do pokoju Dredziarza, gdzie znajdował się odpowiedni sprzęt do odczytania kasety. Właściciel nadal siedział nie przytomnie na łóżku coś mrucząc. Nie wiem, czy to jeszcze jego miłość do brata, czy szaleństwo.
-Tom, dostałeś kasetę. Jest podpisana „Bill 001”. Puszcze ją, ok?
-Ok.
Jego głos był zachrypnięty i cichy. Nie chcę wyobrażać sobie tego co on musi teraz przeżywać. Podłączyłem sprzęt i włączyłem tv.
Tego, co ujrzałem, nie zapomną do końca życia.
TOM
Wpatrywałem się w Josta, a następnie w telewizor. Gdy już wszystko podłączył, moim jakże cudnym patrzałom ukazał się widok, którego nie życzę nawet tej starej sklepikarce zza rogu.
Billy.
Mój Billy, był przywiązany do krzesła. Był blady, a oczy mu się szkliły. Pewnie ma gorączkę, czy oni nie widzą, jak cierpi? Kurwa, jak ich dopadnę to im nogi z dupy powyrywam, a później do niej włożę po kolano! Zasrańcy jedni! Ich bin Tom Kaulitz! Niech wiedzą z kim zaczynają, o!
Dobra, dobra wiem iż jestem wspaniały, ale oglądajmy dalej...
Bill przywiązany, chory, jakiś dupek każe mu się uśmiechać! Muszę zapamiętać, żeby jemu strzelić ten sam tekst, kiedy będzie mieć swą nogę w tyłku. To może być ciekawe...
„Odpuść”
Co kurwa? Mam odpuścić? Nie no, Billy bądź dorosły. Naprawdę wierzysz, że odpuszczę? Zabrali mi cię i mam odpuścić? Chyba coś cię boli!
Oglądałem nagranie dalej, gdy jakiś kutas podchodzi do mojego brata i coś wbija w rękę. Mój Mały zaczyna wrzeszczeć. Łzy zaczęły mi płynąć w tym samym momencie co Czarnulkowi. Krzyczałem tak głośno jak on i szarpałem się tak jak on przez swe więzy nie mógł. Był torturowany, a ja siedziałem i nic nie robiłem. Nie mogło tak być, o nie! Nie pozwolę na to. Na miejscu jego porywaczy już dupę bym rozciągał.
-DAVID!!! Nie lamp się tak. Dzwoń po kierowce!! Jedziemy na Berlina!!!
W dole ekranu pojawiły się napisy:
„Widzisz? Żyje. Będę się starał, żebyś się o tym codziennie przekonał. No chyba, że uważasz, iż twój braciszek jest wart 800 milionów euro...”
Billy nadal krzyczał. Ja też. Napisów nie widziałem. Zobaczyłem tylko lekki ruch wargo i pośród przeraźliwej ciszy udało się usłyszeć tylko...
„Rette mich”
… i nastała cisza. Mój braciszek zemdlał, a na ekranie pojawiła się tak zwana „śnieżyca”. Nowa fala złości, żalu, łez i świadomości iż jestem dupkiem, beznadzieją i potworem uderzyła we mnie do dając mi motywacją do działania.
-Jost, mucha ci wleci! Dzwoń po kierowce i jedź się spakować!
Angelo, nadchodzę!!
Komentarze
Prześlij komentarz