Rozdział 17 - Niektórzy ludzie pozostawiają w sercu pustkę


BILL

Siedziałem na dostawionym wcześniej fotelu na kolanach bliźniaka, wtulony w niego. Wiedziałem, że to, czego się dowiedział, było dla niego sporym szokiem. Traktował Andreasa jak rodzinę, a on się tak zachował... nie zliczę razy, kiedy kłóciłem się z bratem, bo znów pakował się przez blondyna w kłopoty.

Siedziałem w swoim pokoju, pisząc tekst kolejnej piosenki. Miałem złe przeczucia względem brata, ale starałem się o tym nie myśleć. Zapisywałem kolejne słowa, odpływając w swój własny świat, gdy wyrwał mnie dźwięk telefonu. Sięgnąłem po urządzenie i starając się nie rozproszyć, odebrałem, nie zerkając nawet na wyświetlacz.

-Halo? - zapytałem i wtedy usłyszałem błagalny głos blondyna. Trzy słowa, które zmroziły mi krew w żyłach.

-Tom. Jezioro. Pomóż. - zachłysnąłem się powietrzem i wybiegłem z domu tak, jakby od tego zależało moje życie. Bo zależało. Nie dbałem o to, że nie zamknąłem drzwi na zamek. Tom był w tej chwili najważniejszy. Serce biło mi jak szalone nie tylko od biegu. Na miejsce dotarłem w kilka minut, zdyszany dopadłem leżącego na trawie brata. Nad nim, blady jak ściana, klęczał blondwłosy piętnastolatek. Spojrzał na mnie przerażony.

-Ja.. ja tylko dałem mu trochę... Nie myślałem, że... - nakazałem mu ciszę gestem ręki i sprawdziłem oddech brata. Oddychał normalnie. Zobaczyłem puste butelki po alkoholu. Więc po prostu się upili... odczułem ulgę, że mojemu bratu nic poważnego się nie stało a w moich oczach zatańczyły łzy. Po chwili spływały mi już po policzkach.

-Tom, ty idioto! - wydarłem się, wciąż nie mogąc powstrzymać łez. Zamknąłem oczy, chcąc spróbować się uspokoić, gdy ciepła dłoń chwyciła mnie za moją zaciskającą się na koszulce pięść.

-Tylko nie idioto. - mruknął lekko zmęczonym głosem mój brat, a ja aż otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia. Leżał na tej trawie, z zamglonym od procentów wzrokiem ale łobuzerskim uśmiechem. Uderzyłem bo pięścią w ramię, na co syknął.

-A niby jak?! Masz pojęcie, jak ja się o ciebie bałem?! A co, gdybyś się zapił na śmierć?! Cholera, Tom! - nawrzeszczałem na niego i poderwałem się z ziemi, po chwili znikając w gąszczu krzaków i drzew. Słyszałem jeszcze, jak woła moje imię. Nie oddalałem się, ukryłem się w miejscu, skąd mogłem ich obserwować i gdy będą wracać, pomóc bratu. Skuliłem się na ziemi i płakałem. Głupi Tom...

To było kilka lat temu, wtedy jeszcze nie byłem świadom swoich uczuć do niego, ale coś zaczynało się rodzić. Przeklinałem długo na niego i strasznie się boczyłem, a ten głupek stawał na głowie, byle mnie udobruchać. I w końcu mu się udało.

Kilka dni po zajściu nad jeziorem, późnym wieczorem ślęczałem nad kartką i usilnie próbowałem uciec do swojego świata, zatapiając się w nim i oddając cząstkę duszy tworzonemu przeze  mnie obrazkowi. Jednak najmniejszy dźwięk w cichym domu sprowadzał mnie na ziemię. Bałem się, że Tom znów zrobi coś głupiego. Usłyszałem, jak ktoś cicho wchodzi do mojego pokoju. Doskonale wiedziałem, kim jest ta osoba. Odwróciłem się i w półmroku przyglądałem bliźniakowi. Miał skruszoną, ale zaciętą minę. Wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja podszedłem do niego i ją chwyciłem. Usiedliśmy na moim łóżku po turecku, przodem do siebie.

-Billy, przepraszam. - szepnął, wpatrując się w moje oczy. Westchnąłem.

-Wystraszyłeś mnie.

-Wiem. I przepraszam. To było głupie. Ale nie potrafię normalnie funkcjonować, gdy jesteś na mnie zły. - powiedział i wiedziałem, że nie kłamie. Ja miałem dokładnie tak samo, a w dodatku czułem jego wstyd i wyrzuty sumienia, dzięki naszej więzi. Spojrzałem mu w oczy.

-Nie rób tego więcej. - poprosiłem, na co uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.

-Nie zrobię. Obiecuję.

To był jeden z najlepszych dni w moim życiu.  Czułem już coś więcej do brata, ale nie zdawałem sobie z tego sprawy, a on spał ze mną po przegadaniu pół nocy w jednym łóżku i wtulał mnie w siebie jakbym miał mu uciec. Czy gdybyśmy wtedy wiedzieli o naszych uczuciach, byłoby nam później prościej? Tego się nie dowiemy. Zerknąłem na bliźniaka. Schował twarz w moich włosach i trwa tak od dłuższego czasu ale nie śpi. Przytuliłem go mocniej. Nie jest sam. Nigdy nie będzie.

TOM

Tuliłem Billa do siebie mocno, chcąc uciec od tego wszystkiego. Z Andym były wszystkie najgorsze odpały, po których często przepraszałem bliźniaka, ale było zabawnie. Jak tak teraz myślę, to Czarny miał rację, ostrzegając mnie przed przyjacielem. Coś się zaczęło psuć już dawno... Tak jak wtedy, trzy lata temu.

-Tom, nie bądź dupa i chodź! - w słuchawce brzmiał głos mojego najlepszego przyjaciela. Zerknąłem na drzwi do mojego pokoju.

-Kurcze, wiesz, że bym chciał, ale Bill...

-Co ty baba jesteś? Młodszy braciszek ci rozkazuje?! - wydarł się na mnie, a ja stwierdziłem, że ma rację. Rzucając tylko, że zaraz będę, rozłączyłem się i wyszedłem z domu tak, by nikt nie zauważył. Po kwadransie byłem już w klubie, w którym umówiłem się z Andreasem. Czekał przed wejściem, paląc papierosa. Weszliśmy do środka i od razu zajęliśmy miejsce. Jeden drink, drugi, trzeci... nie chciałem wyrywać pierwszej lepszej, nie miałem nastroju, coś mi się zdaje, że to przez to, że Bill się martwił, bo zniknąłem bez słowa. Blondyn za to co chwilę prosił mnie o gumki, bo zapomniał swoich a z każdą jedną szedł się pieprzyć do łazienki. Ja tylko czekałem na niego przy stoliku. W końcu, gdy wyhaczyłem sobie jakąś laskę, okazało się, że nie mam prezerwatyw. Jednak siedzący naprzeciw mnie Andy namawiał, żebym poszedł. Byłem pijany. Złamałem się. Poderwałem laskę, poszliśmy do kibla, już się nieźle nakręciłem, całowaliśmy się zachłannie a ona chciała więcej. I wtedy do mnie uderzyło, że przecież nie możemy. Nie chcę wpadki! Co to, to nie. Odsunąłem się od niej i odprawiłem z kwitkiem, osuwając się po ścianie, by się uspokoić. Jednak problem w moich spodniach nie chciał opaść i to był znak, że wypiłem zdecydowanie za dużo i zaraz przestanę kontaktować. Wyciągnąłem telefon i zerknąłem na wyświetlacz. Był wyciszony, dlatego nie wiedziałem, że bliźniak dzwonił do mnie 7 razy i pisał 3 sms. Oddzwoniłem do niego.

-No nareszcie! Tom, gdzie ty jesteś? Czemu nic nie powiedziałeś? Czy ja słyszę w tle muzykę? Jesteś w klubie? Błagam, powiedz, że nie zapłodniłeś żadnej panienki! - zaczął od razu zasypywać mnie gradem pytań. Nie dziwiłem się. Czułem jego podenerwowanie, a jednak nic sobie z tego nie robiłem.

-Bill, przyjedź, proszę. - zdałem sobie sprawę, jak słaby jest mój głos. Ledwo podałem bliźniakowi adres, do łazienki wpadł Andreas.

-Bałem się, że już zszedłeś. Chodź, zamówię nam drinki. Zamoczyłeś? - zadawał mi kolejne pytania, podczas gdy ja podnosiłem się powoli z podłogi.

-Nie będę już pić, Bill zaraz po mnie przyjedzie. I nie, nie zaruchałem, dałem ci wszystkie gumki. - warknąłem, a on uniósł dłonie w górę.

-Oi, co tak nerwowo? I po co on tu? Musi cię pilnować? On przecież nie zarucha więc nic tu po nim! - wiedziałem, że obaj byliśmy przynajmniej wstawieni, ale i tak strasznie wkurzyły mnie jego słowa.

-Sam po niego zadzwoniłem, reszta to nie twój interes. - warknąłem i wyszedłem z klubu. Stałem na chwiejnych nogach, opierając się o ścianę. Po dwóch minutach podjechał Bill, a po jego minie widziałem, że jest zły. Wysiadł z auta i pomógł mi wsiąść, ale cały czas milczał. Nie odezwał się nawet, gdy już kładł mnie w moim łóżku. Już chciał wyjść bez słowa, ale go zatrzymałem.

-Jesteś zły? - głupie pytanie. Dobrze wiedziałem, że tak. Obrócił się a w jego oczach błyszczał czysty żal.

-Nie. Jak chcesz pogadać to dzwoń do Andreasa, bo najwyraźniej tylko jemu ufasz. - rzucił smutno i wyszedł. Czułem się jak ostatni chuj. Bill jest jedyną osobą, której ufam bezgranicznie i która wie o mnie wszystko, a ja jakbym go nie znał, wychodzę bez słowa. Dobrze wiem, że nie byłby zadowolony, ale pozwoliłby mi wyjść. Westchnąłem i poszedłem do niego. Leżał na łóżku i płakał. Było mu najzwyczajniej przykro, a ostatnio wszyscy jakby się sprzysięgli przeciw nam, nawet rodzice. Na pewno poczuł się, jakby został sam. Zamknąłem cicho drzwi i usiadłem za nim, przytulając mocno do siebie. Poczułem, jak się rozluźnia.

-Przepraszam, Billy. Dałem mu się podejść. Głupi jestem. - nic nie odpowiedział. Ręką roztarł resztki makijażu po policzku. -Kocham cię najbardziej na świecie, Billy i tylko tobie ufam, a zachowałem się jak chuj. Przepraszam. - dodałem, wtulając nos w zagłębienie między jego ramieniem a szyją. Pogłaskał mnie po udzie, bo tylko tam sięgał a ja uśmiechnąłem się. Już wiedziałem, że mi wybaczył. Pocałowałem go w policzek i  życząc dobrej nocy wyszedłem z pokoju.

Wtedy, tak jak i teraz, uświadomiłem sobie coś. Na świecie jest mnóstwo ludzi, ale możesz ufać tylko nielicznym. Billowi mogę ufać ponad wszystko. A reszta się zobaczy. Nie wiem, co bym zrobił bez niego. Chyba bym umarł. Rozmyślania przerwała pielęgniarka, która jak burza wpadła do pokoju, ściągając na siebie spojrzenia nas wszystkich. Jej przerażony wzrok zatrzymał się na Alice. Coś ścisnęło mnie za gardło, a dziewczyna najwyraźniej wszystko zrozumiała, bo odłączyła się czym prędzej od wszystkiego i wybiegła z pokoju.

-Alice!

Krzyknął za nią Jost, a nas na chwilę wmurowało. Co się stało?

Komentarze

Popularne posty