Rozdział 18 - Żyj
BILL
Znacie powiedzenie, że nieszczęścia chodzą parami? Właśnie się o tym przekonujemy. Wybiegliśmy wszyscy chwilę po Alice i skierowaliśmy się do pokoju jej bliźniaczki, gdzie zastaliśmy ją i Josta. Płakała, chyba chciała krzyczeć, ale coś ją blokowało. Wpatrywała się w pokój, od którego oddzielała nas szyba. Nasz manager próbował ją uspokoić, ale marnie mu to szło. Zaraz dowiedziałem się, dlaczego. Personel krzątał się przy czerwonowłosej, próbując ją ratować. W pewnym momencie ktoś spuścił zasłony i już nic nie widzieliśmy. Kolana ugięły się pod dziewczyną, i opadła na podłogę, nie mogąc oddychać. Podbiegliśmy do niej. Uklęknąłem przed nią, a mój bliźniak położył dłonie na jej ramionach, kucając za nią. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Spojrzałem na Toma. Był tak samo zdenerwowany, jak ja. Nikt nic nie mówił, ale zaprowadziliśmy Alice z powrotem do pokoju, gdzie skuliła się na łóżku i nie chciała z nikim rozmawiać, nikogo widzieć. Musiała być przerażona. Usiadłem bliźniakowi na kolanach, i prosiłem tylko w myślach, by Abbie przeżyła. Wszyscy byliśmy przejęci. Chociaż nie znaliśmy ich długo, udało nam się z nimi zżyć i teraz nie chcieliśmy ich tracić. Po około godzinie do pokoju wpadł lekarz. Podszedł do czarnowłosej z grobową miną.
-Abbie potrzebuje krwi, ale ponieważ ma O Rh -, nie mamy jej na składzie. To najrzadsza grupa krwi, a ostatnie torebki poszły na operację kilka minut temu. Zanim znajdziemy i przetransportujemy...
-Proszę wziąć moją krew. - dziewczyna przerwała lekarzowi i patrzyła mu hardo w oczy. Mężczyzna westchnął ciężko.
-Tak, ale jest pani osłabiona...
-Nic mnie to nie obchodzi. Proszę wziąć ile trzeba. - oznajmiła, a lekarz już tylko skinął głową i wyszedł. Po chwili przyszła młoda pielęgniarka z dwoma woreczkami na krew. Przełknąłem ślinę. Nigdy za specjalnie nie lubiłem szpitali, a igieł i krwi to już w ogóle. Bliźniak przytulił mnie do siebie, a kobieta zaczęła powoli napełniać pierwszy woreczek szkarłatną cieczą. Obserwowałem, jak krew powoli wypełnia puste miejsce w foliowym woreczku, aż napełniło je do końca. Wtedy pielęgniarka szybko podpięła drugi woreczek. Zerknąłem na Alice. Zamknęła oczy i oparła głowę o poduszki. Była jeszcze osłabiona, a utrata krwi w cale jej nie pomagała. Gdy drugi woreczek był napełniony, Jost zmusił ją do wypicia soku i zjedzenia trochę czekolady, co zrobiła nadzwyczaj niechętnie, a kobieta zniknęła. Spojrzałem na bliźniaka. Denerwował się, ale próbował dodać mi otuchy. Zaczął rozmawiać o czymś nieistotnym z Geo, aby rozładować trochę napięcie. Pomogło choć trochę, do czasu, aż do pokoju nie wrócił lekarz. Ten sam co wcześniej, z rękawiczkami ubrudzonymi krwią. Zamarliśmy.
TOM
Cały dzień zleciał nam dość... nerwowo. Nikomu nie było do śmiechu w obecnej sytuacji. A teraz stoi przed nami człowiek, który zaraz podpisze wyrok na bliźniaczki. Z dłońmi brudnymi od krwi i kroplami potu na twarzy. Delikatny uśmiech rozjaśnił jego pooraną zmarszczkami twarz, a ja miałem wrażenie, że wszyscy na raz odetchnęliśmy.
-Abbie dostała w brzuch, to bardzo ciężkie rany, niemal nie do wyleczenia. Szwy niestety puściły i musieliśmy ponownie operować, jednak udało się. - odetchnąłem i wtuliłem się w bliźniaka. Ulżyło nam wszystkim, atmosfera w pokoju od razu zrobiła się lżejsza. Wszyscy nagle rozgadali się i żartowali, jakby nigdy nic się nie stało. Pielęgniarka, która wcześniej pobierała Alice krew, była na tyle miła, że przyniosła każdemu z nas po sałatce greckiej i puszce Coli, za co podziękowaliśmy jej uśmiechem. Była młoda i ładna, dobrze wiedziała, kim jesteśmy i na pewno chciała się zakręcić obok mnie, szczególnie, że co chwilę zerkała na mnie, na co Bill robił się strasznie zazdrosny, co było cholernie słodkie, a ja nie mogłem go tu skonsumować! No ludzie nooo... Mordęga. I wtedy ten mój mały zazdrośnik zrobił coś, co prawie przyprawiło mnie o zawał serca.
-Musimy wam coś z Tomem powiedzieć. - oznajmił, gdy pielęgniarka po raz kolejny zniknęła za drzwiami do sali. Wszyscy spojrzeli na nas, a ja, niczego nie świadomy, wciąż głaskałem go po plecach. -Ja i Tom jesteśmy parą. - powiedział, i na chwilę w pokoju zapanowała cisza. Zdębiałem, chłopaki też. Nie mogli uwierzyć. Patrzyli na nas z szeroko otwartymi oczami. Tylko Alice nieprzerwanie jadła swoją sałatkę.
-Żartujecie? - spytał Geo, na co Czarny pokręcił głową i przyciągnął mnie do pocałunku. Od razu się rozluźniłem i zapomniałem o całym świecie. Co tam reszta, niech patrzą. Oddawałem pocałunek aż w końcu to ja nadawałem mu tempo, coraz zachłanniej wpijając się w jego wargi. Przyciągnąłem go możliwie najbliżej do siebie i oplotłem dłońmi w pasie, a on swoje splótł na moim karku. Pociągnąłem go lekko za włosy, na co zamruczał zadowolony. Nie wiem, ile tak się całowaliśmy, ale po tym patrzyliśmy sobie jeszcze długo w oczy. No, nie tak długo, bo przerwał nam Geo. -Ja pierdolę. - rzucił i wyszedł z pokoju. Gus jakby był nieobecny, a Jost patrzył po twarzy każdego z nas, jakby nie był pewny, czy to, co widział na prawdę się wydarzyło. A ja? Ja, no cóż, byłem szczęśliwy, że już nie muszę się kryć ze swoim uczuciem.
Dziewczyny zmieńcie kolor tła albo czcionki, bo czytanie czarnego tekstu na bordowym tle jest meczące. Za każdym razem muszę zaznaczać cały tekst, żeby to przeczytać i nie dostać oczopląsu.
OdpowiedzUsuńDziękuję, teraz jest super. Biorę się za czytanie reszty.
Usuń