Trust me - rozdział 13
Zapisaliśmy się na kurs pomaturalny. Trwa rok. Jest jak zwykła szkoła. Skończyliśmy lekcje. Nie oglądając się na mnie wyszedłeś z budynku szkoły, kierując się do domu. Chciałem pójść w twoje ślady, ale ktoś mnie pociągnął w stronę ubikacji. Szarpnąłem się, ale drzwi się za mną zamknęły i stałem otoczony przez 4 kolesi, Rocky's Band. Przełknąłem głośno ślinę. Zaczęło się. Nie słuchałem kpin. Nie chciałem ich słyszeć. Zamknąłem oczy i pozwoliłem im się bić, aż wpół przytomny leżałem na zimnych kafelkach, czekając na utratę przytomności. I wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałem.
-A teraz nasza księżniczka zaspokoi nasze potrzeby. - usłyszałem i nim zdążyłem zareagować, moje spodnie zniknęły wraz z bokserkami. Zamknąłem oczy, z których płynęły łzy. Zagryzłem wargę do krwi i cicho krzycząc pozwalałem im się gwałcić. Co innego miałem zrobić? Nie wywinąłbym się. Nie ma szans. I byłoby gorzej. A nie mogłem krzyczeć, bo gardło już sobie zdarłem. Na szczęście używali gumek. Szczęście w nieszczęściu, nie? Gdy skończyli, wyszli, śmiejąc się i zostawiając mnie na skraju przepaści, leżącego na ziemi. Kiedy lekko się uspokoiłem, ubrałem się i doczołgałem do jednej z kabin. Nie zamykałem jej. Nie ma sensu. Z kieszeni spodni wyciągnąłem paczkę żyletek, kupionych dzisiaj w drodze do szkoły. Wyciągnąłem jedną i przyjrzałem jej się. Straciłem wszystko. Brata. Kochanka. Miłość. Godność. Szacunek do samego siebie. Chęć do życia. Zamknąłem oczy i pomyślałem o tobie. Zrobiło mi się tak przeraźliwie źle, że długo już nie czekałem. Przytknąłem żyletkę do skóry i przeciąłem wzdłuż żyły. Trzy razy. Aż nie mogłem zatamować krwawienia z rozciętej żyły. Poczułem się senny i niedługo potem straciłem przytomność. Otworzyłem oczy. Stałem w łazience, w kabinie, obok... swojego ciała. Widziałem, jak powoli się wykrwawiam i uchodzi ze mnie życie. Trzask drzwi. Kobiece nucenie. Sprzątaczka. Weszła i... krzyk. Krzyczała. Szybko wyciągnęła telefon i uciskając moją rękę na ramieniu, które z łatwością mieściło jej się w dłoni, tamowała krwotok. Sprawdziła szybko mój puls i podała dane na pogotowiu. Wykonała jeszcze jeden telefon i po chwili w łazience pojawił się dyrektor. Zaraz potem wpadli sanitariusze. Czułem się... lekko, trochę słabo ale nie tak, jakbym umierał. A może to tak się umiera?
-Słaby puls, duża utrata krwi. Zadzwońcie po 4 jednostki 0+! - krzyknął ich dowódca i zaczęli biec do drzwi a ja za nimi. W karetce usiadłem obok jednego z nich i przyglądałem się, jak pracuje aparatura a moja klatka piersiowa unosi się i opada. Dziwne uczucie, widzieć siebie samego. Ale w jakiś sposób nie przeszkadzało mi to. Szybko dojechaliśmy do pobliskiego szpitala. Zawieziono mnie na salę. Obserwowałem, jak zaszywają mi żyłę, mięśnie i skórę. Zatamowali krwotok. Nie wiem, ile minęło czasu, straciłem poczucie. Gdy wieźli mnie na salę, zauważyłem na korytarzu ciebie. Zdziwiłem się, ale zrozumiałem, że powiadomił cię dyrektor.
-Bill! - krzyknąłeś, widząc mnie. Podbiegłeś i szedłeś obok łóżka, na którym leżało moje ciało.
-Kim pan jest? - zapytał lekarz, przystając przed jedną z sal i czekając, aż pielęgniarka otworzy drzwi.
-Bliźniakiem. - odpowiedziałeś i podążyłeś za moim łóżkiem, które zajęło jedno z pustych miejsc. Zasunięto zasłony a ty złapałeś moją dłoń. Nie czułem tego. Czułem jedynie zaskoczenie, że tu jesteś. -Co mu się stało? - spytałeś, widząc, że lekarz mnie bada. Zaczął od głowy.
-Podciął sobie żyły. Z tego, co widzę, jest wygłodzony. Nie powodzi wam się źle, sądząc po ubraniach, zgaduję, że się głodzi? - mężczyzna spojrzał na ciebie, ale jedynie pokręciłeś głową. No tak. Nie wiedziałeś. Od jakiegoś czasu nie czułem twoich emocji. Albo nie chciałem ich czuć. Martwiło mnie to, ale co zrobić? Lekarz badał moje węzły chłonne, brzuch, klatkę piersiową. Odnotowywał ślady pobicia. Aż przeszedł do stref intymnych. Zbladł. Chyba tego się nie spodziewał. Spojrzał w moją spokojną twarz a potem na ciebie. Pielęgniarka uniosła długopis nad kartą pacjenta w oczekiwaniu, co ma zapisać. -Zgwałcony. Porozrywany odbyt. - oznajmił grobowym tonem i widziałem, jak cała krew odpłynęła ci z twarzy i byłeś niemal tak biały, jak ja. Spojrzałeś na mnie zaniepokojony a potem znów na doktora.
-J-jak to? Kiedy? - zapytałeś słabo i aż usiadłeś na stołku, wciąż jednak nie puszczając mojej dłoni.
-Rany są świeże, więc prawdopodobnie dzisiaj. - odpowiedział. Pomajstrował coś przy mojej kroplówce i odszedł, tak samo, jak pielęgniarka. Stałem obok ciebie i przyglądałem się twojej zrozpaczonej twarzy, która obserwowała moje ciało.
-Bill...
:-0 no tego się nie spodziewalam. Jestem w szoku... Biedny Bill :-( Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuń~Andry
Bardziej już się nie dam zadziwić, biedny Billy :'(
OdpowiedzUsuńi zły Tom... ja piernik nie rozumiem czemu go miał tak gdzieś! A teraz co! Zdziwiony? Kretyn!
- pozdrawiam cie kochana:)
Mam nadzieję że tom się szybko opamieta. :-)Czekam na następny xD
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzekamy na następny :)
OdpowiedzUsuń#pandowaa