Umieram w ciszy - Epilog
Witajcie Kochani,
niezmiernie ciezko jest mi rostac sie z tym opowiadaniem. Zaczelam je pod koniec czerwca 2017 roku a zawiesilam na koniec wrzesnia tego samego roku. Nie moglam dokonczyc, nie chcialam. Poniewaz od samego poczatku doskonale wiedzialam, jakie zakonczenie jest potrzebne temu opowiadaniu.
Od poczatku zarys opowiadania mial byc taki, ze konczy sie ono smiercia blizniakow. Przez dwa lata nie moglam sie zebrac w sobie, by napisac zakonczenie.
Jesli jestescie tu dluzej, wiecie, ze glowne w postacie opowiadania zawsze maja czastke mnie w sobie. Nie potrafilam chyba usmiercic tych dwoch czesci samej siebie, ktore przekazalam blizniakom w tym opowiadaniu. Tak bardzo chcialam zakonczyc to opowiadanie i pojsc dalej z tworczoscia, a jednoczesnie nie moglam. To mnie blokowalo i nie moglam zabrac sie za pisanie czegokolwiek.
Ale teraz, po dwoch latach nadszedl czas, bym to zakonczyla. Bym pokazala Wam zakonczenie takim, jakim mialo byc.
Przepraszam, ze tyle to trwalo.
Mam nadzieje, ze dalej bedziecie czytac moja tworczosc.
Pozdrawiam,
JOST
Nie mogłem uwierzyć w to, co Georg nam powiedział. To matka bliźniaków odpowiedzialna była za całą tą tragedię. List pożegnalny Billa wystarczył jako dowód w tej sprawie. Ci młodzi chłopcy... kocham ich jak synów, ich wszystkich. Spędziliśmy ze sobą tyle czasu, że staliśmy się rodziną. A jednak okrutny los odebrł nam dwójkę z nich. Zabrał dwie części naszych serc i naszych dusz, by nigdy ich nie oddać.
-W naszych sercach na zawsze pozostanie pustka po tych dwóch wspaniałych, młodych chłopcach. - usłyszałem słowa pastora, który właśnie święcił trumny. Stałem pomiędzy dwoma synami, którzy mi jeszcze pozostali. Nie płakałem. Po kilku dniach od ich śmierci nie potrafiłem już płakać. Na przeciwko mnie widziałem zrozpaczonego Gordona. On stracił najwięcej. Nie tylko pasierbów, ale również ukochaną żonę. To, że szantażowała i groziła Billowi, było dla niego szokiem. Gdy policjanci wyprowadzili Simone z ich domu w Loitsche, był zdruzgotany. Nie dziwę mu się. Nie wiem, jak bym zareagował, gdybym był na jego miejscu. Stał obok pastora i płakał cicho, patrząc na dwie drewniane skrzynie, w których ukryci byli ci utalentowani, młodzi chłopcy. Mieli przed sobą całe życie. Coś takiego nie miało się stać, to nie miało się wydarzyć. Pochyliłem głowę, czując, że ból w moim sercu przybiera na sile. Nie opuszczał mnie odkąd policja zadzwoniła do mnie tej pamiętnej nocy, by poinformować mnie o wypadku mojego podopiecznego, jednak czasem ból malał a czasem się nasilał. Zastanawiałem się, czy mogłem coś zrobić, cokolwiek, by zapobiec takiemu obrotowi wydarzeń. Ale wiedziałem, że nie mogłem. Winna była tylko i wyłącznie matka chłopców. Bill nikomu nic nie powiedział, wyjaśnienia zawierając jedynie w swoim liście pożegnalnym. Przypomniała mi się pierwsza piosenka, którą napisał jeszcze jako dzieciak, gdy jego rodzice byli krótko po rozwodzie a jego pierwsza dziewczyna złamała mu serce.
Ich bin nicht ich wenn du nicht bei mir bist
Bin ich allein
Und das was jetzt noch vor mir übring ist
Und das was jetzt noch vor mir übring ist
Will ich nicht sein
Draußen hängt der Himmel schief
Und an der Wand dein Abschiedsbrief
Miałem wrażenie, że to idealnie pasowało do naszych bliźniaków i do tej całej chorej sytuacji. Bill idealnie dopasował się do słów swojej piosenki. Jego brat wpasował się do innej, którą wspólnie skomponowali po jednej z ich kłótni na trasie.
In mir wird es langsam kalt
Wie lange können wir beide hier noch sein?
Bleib hier
Die Schatten wollen mich holen
Doch wenn wir gehen dann gehen wir nur zu zweit (...)
Ich will da nicht allein sein
Lass uns gemein sein
In die Nacht
Irgendwann wird es Zeit sein
Lass uns gemein sein
In die Nacht
Tak, obaj niezmiernie wpasowali się do swojej twórczości. Oczywiście wiedziałem, że Bill pisze z serca swoje własne uczucia, a czasem uczucia bliźniaka. Tak musiało być. Żyli wedle melodii, którą sami sobie pisali. I miałem wrażenie, że do pewnego czasu byli z tego powodu szczęśliwi. Niestety, los chciał inaczej i odebrał nam tych dwóch, wspaniałych, młodych ludzi. Podniosłem sporą grudkę ziemi i posypałem nią obie trumny. Spojrzałem na wygrawerowane na nich imiona. Tom, Bill... byliście wspaniali. Dajcie w niebie radość tym, którzy jej potrzebują. Trzymajcie się razem. Będziemy tęsknić. Obyście w końcu zaznali szczęścia i spokoju. Pożegnałem się z nimi w duchu i odszedłem, nakładając na głowę czarny kapelusz, który kiedyś kupił dla mnie Bill, a na moim nadgarstku widniała bransoleta, prezent od Toma. Spoczywajcie w pokoju, chłopcy.
Komentarze
Prześlij komentarz