Wir waren zusammen - rozdział 6


Niestety, mała przygoda nastolatka zakończyła się chorobą. Chłopiec jeszcze tego samego dnia dostał wysokiej gorączki i nie mógł ruszyć się z łóżka. Student z troską wszedł do sypialni i zmierzył chłopcu gorączkę, głaszcząc go po głowie.

-Przepraszam... - szeptał Bill od czasu do czasu. Na rozgrzanym i zroszonym kropelkami potu czole spoczęły pełne, miękkie wargi starszego chłopaka, składając delikatny pocałunek. Orzechowe oczy zasłonięte były przez ciężkie powieki a długie rzęsy rzucały głęboki cień na zapadłe policzki. Poszarzała cera zdawała się cienka i delikatna, niczym pergamin. Zarumienione policzki znacznie odcinały się od wiecznie bladej cery, a ciemne cienie pod oczami zdradzały wyczerpanie chłopaka.
Termometr zapiszczał i duże dłonie chwyciły urządzenie w ręce. 40,5 stopni Celsjusza. Nie najlepiej. Mózg człowieka przestaje pracować przy 43 stopniach Celsjusza. Jeśli temperatura wzrośnie choć trochę, będzie trzeba zabrać nastolatka do szpitala. Mężczyzna westchnął cicho i sięgnął na szafkę, skąd wziął plaster chłodzący i delikatnie nakleił na czoło ledwo przytomnego chłopaka. Pogłaskał go delikatnie po włosach a ciężkie powieki uniosły się delikatnie, odsłaniając zaszklone, przygaszone oczy. Zakolczykowane wargi wygięły się w ciepłym, pełnym troski uśmiechu.

-Śpij, kochanie. - poprosił student, ale blada, delikatna dłoń uniosła się i dotknęła jego policzka. Dotyk na skórze mężczyzny był delikatny, niczym skrzydła motyla a drobna dłoń lekko drżała z wysiłku. Długie, pomalowane czarnym lakierem paznokcie delikatnie zahaczały o skórę Warkoczyka, wywołując dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Westchnął i chwycił drobną dłoń w swoją własną i zacisnął na niej lekko palce, uważając, by nie sprawić nawet najmniejszego bólu swojemu ukochanemu. Przymknął na moment oczy i po kilkunastu sekundach spojrzał znów w oczy, w których nie widział swojego ukochanego, który z powodu wysokiej temperatury odpływał i nie kontaktował już za szczególnie, ledwo rejestrując cokolwiek, co się dookoła niego działo. Suche wargi były delikatnie rozwarte, a z pomiędzy nich ulatywał ciężki, niepewny oddech.
Zmęczone powieki opadły, przysłaniając świat nastolatkowi. Jego dłoń nagle stała się zupełnie bezwładna w palcach blondyna, i gdyby ten jej nie trzymał, prawdopodobnie uderzyłby o szafkę i nabił sobie kolejnego siniaka. Oddech wyrównał się a chuda klatka piersiowa ledwo widocznie unosiła się i opadała ciężko, świadcząc o tym, że każdy oddech jest bolesny dla organizmu. Tom odłożył delikatnie rękę chłopca na łóżko i wstał, cicho zamykając za sobą drzwi. Schodząc po schodach do salonu wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał odpowiedni numer.

-Halo? - usłyszał wesoły, męski głos po drugiej stronie. Padł na kanapę i westchnął cicho.

-Możesz podlecieć do apteki i przywieźć mi trochę leków? Bill się rozchorował, ma wysoką gorączkę i odpływa, ciężko oddycha, myślę, że niedługo dojdzie kaszel. Nie chcę go zostawiać samego w domu. - wyjaśnił cicho, uważnie nasłuchując, czy aby chłopiec leżący na górze się nie przebudził. Nie wiedział, jak będzie się zachowywał, z jego opowieści wiedział tylko tyle, że bardzo źle znosił choroby.

-Jasne, będę do godziny. - usłyszał odpowiedź i odłożył telefon na drewniany stolik kawowy, na którym jego kochanek położył ostatnio kupiony obrus, czarny w białe napisy po angielsku. Westchnął ponownie i opadł bezwładnie na kanapę, zamykając oczy, chcąc na chwilę odetchnąć. Nie spał całą noc, czekając na Billa. Po śniadaniu i rozmowie co prawda położyli się na chwilę, ale nie spali długo, bo po około dwóch godzinach Tom obudził się, czując, jak przytulone do niego ciałko zaczęło grzać. Od razu rozbudził się i poderwał do siadu, sprawdzając stan nastolatka. Był wykończony, ale nie chciał iść spać, dopóki nie będzie pewny, że jego chłopak lepiej się czuje.
Z letargu wyrwał go dzwonek do drzwi. Poderwał się z kanapy i potykając się o stolik ruszył w kierunku wejścia, po chwili wpuszczając przyjaciela, taszczącego dwie ciężkie torby do środka. Spojrzał ze zdziwieniem na torby z logiem znanego supermarketu i chwycił w dłonie małą torebkę, którą podał mu przyjaciel. Wszedł do kuchni, nastawiając wodę na herbatę i przeglądając zawartość torebki z apteki. Przeciwgorączkowe, witaminy, przeciw kaszlowi, przeciwbólowe, na przeziębienie... Pokiwał głową i wziął mały, biały spodeczek z porcelany i nałożył na niego po odpowiedniej dawce każdego z potrzebnych w tej chwili leków. Zalał herbatę w ulubionym kubku Czarnego i wziąwszy wszystko poszedł na górę. Odstawił wszystko na białą szafkę nocną obok łóżka i odkleił z czoła chłopaka chłodzący plaster. Pod pachę włożył mu termometr i czekał, obserwując ciężko oddychającą postać przez kilka minut. Wyciągnął termometr i westchnął. Przy tak wysokiej gorączce plaster niewiele pomógł i temperatura wynosiła nieco ponad 40 stopni. Westchnął i potrząsnął lekko ramieniem nastolatka, budząc go. Zaspane, zasnute łzami oczy spojrzały na nachylającego się nad nim mężczyznę. Widać było, że sen mu pomógł, bo był bardziej przytomny niż wcześniej.

-Zażyjesz leki i wypijesz herbatę. - powiedział cicho, miękkim głosem. Chłopiec skinął głową i pozwolił podnieść się do siadu i po chwili opadł na poduszki, które pomagały mu utrzymać pozycję siedzącą. Chwycił kubek z czarnym kotkiem w długie palce i cierpliwie, jedną tabletkę za drugą połykał i popijał ciepłą herbatą, po czym wypił cały kubek do dna.

-Dziękuję. - szepnął lekko zachrypniętym głosem. Duża, ciepła dłoń spoczęła na jego głowie i pogłaskała go. Malinowe usta wyginały się w delikatnym uśmiechu, spoglądając z nieukrywaną miłością w orzechowe, wielkie oczy.

-Idź spać, Billy. - poprosił i pomógł ułożyć się drobnej postaci w dogodnej pozycji. Poczekał chwilę, aż chłopiec zasnął i pocałował go w czoło, po czym wyszedł z pokoju i wrócił do kuchni, gdzie jego przyjaciel ze studiów rozpakowywał torby z zakupami.

-Powiedziałeś, że Bill jest chory, domyśliłem się, że nie będziesz chciał wychodzić z domu, więc zrobiłem dla was zakupy, żebyście mieli co jeść. - mężczyzna o ciemnych, modnie przystrzyżonych włosach uśmiechnął się serdecznie do kolegi z uczelni i wrócił do układania jedzenia w regale.

-Dzięki, Maks. - powiedział Kaulitz i przygotował dwie kawy. Podał kubek z przyjemnie pachnącym napojem koledze i usiadł przy blacie w kuchni.

-Co się stało? Wiem, że dbasz o Billa, więc jakim cudem tak się pochorował? - zapytał po chwili wysoki chłopak. Tom przetarł zaspaną twarz dłońmi i przez chwilę pomyślał, nim odpowiedział.

-Wiesz, że rodzice wyrzucili Billa z domu. Dowiedzieli się, że jest homoseksualistą, wyznali mu, że nigdy go nie chcieli i był wpadką. Ojciec kazał mu się wynosić. Bill strasznie to przeżył i zamknął się w sobie. Kilka lat temu, gdy byłem jeszcze w liceum, Bill nie zniósł tego, że wszyscy się nad nim znęcają i nie ma przy sobie nikogo życzliwego i podciął sobie żyły. Nigdy tak bardzo się nie bałem, jak wtedy, gdy jechałem do Hamburga mimo choroby. Gdy się tu wprowadził, chował się przede mną. W jego oczach widziałem smutek i nie wiedziałem, co robić. Rozmawiałem o tym z profesorem, ale niewiele byłem w stanie zdziałać. Myślałem o tym wczoraj i gdy Bill przyszedł tuż przed północą, wbrew jego woli podwinąłem rękawy jego bluzy i zobaczyłem rany na jego skórze. Byłem przerażony. Momentalnie znów miałem przed oczami scenę, gdy leżał w szpitalu, blady jak duch po próbie samobójczej. Nie zdążyłem zebrać myśli, nim Bill uciekł z domu. Chciałem za nim wyjść, ale wiedziałem,że nie wziął ze sobą kluczy i czekałem na niego w domu aż wróci, niemal odchodząc od zmysłów. Wrócił nad ranem. Był przemarznięty i przemoknięty. Po kilku godzinach dostał gorączki. - wyjaśnił szczegółowo. Ufał temu chłopakowi i nie chciał się przed nim kryć. Ten tylko pokiwał głową i milczał przez kilka minut.

-Rozumiem... biedaczek. Tak właściwie nigdy nie powiedziałeś mi, jak się poznaliście. - stwierdził w końcu. Był ciekaw, jak to się stało, że ten student medycyny związał się z siedemnastolatkiem. Na twarzy jego rozmówcy wykwitł uśmiech, gdy to wspominał.

-Poznaliśmy się na czacie internetowym. Wiesz, jaki miał nick? Black Cat. Zaintrygował mnie. Rozmawialiśmy godzinami, codziennie. Opowiadał mi o sobie i o swojej sytuacji w domu. Nie wiem, czy tak szybko mi zaufał, ale wiem, że desperacko szukał zrozumienia i kogokolwiek, kto go zrozumie i wesprze. Stał się moim uzależnieniem. Nie mogłem wytrzymać dnia bez pisania z nim i bardzo się martwiłem, gdy coś się działo w jego życiu. Spotkaliśmy się kilka razy, spędzaliśmy razem wakacje i święta, wspierałem go, jak tylko mogłem, a on odpłacał mi się w miłości i zaufaniu. Traktował mnie, jak coś najcenniejszego na świecie. Podobało mi się to. On też stał się dla mnie najważniejszy na świecie. Wiedziałem, że się w nim zakochałem, gdy odwiedziłem go w szpitalu w pierwszym roku naszej znajomości. Żywiłem nadzieję,  że on też coś do mnie czuje, ale bałem się mu o tym powiedzieć. Wyznałem Billowi miłość dopiero kilka tygodni temu. Okazało się, że przez cały czas czuł do mnie to samo. Zaczął się nasz związek. Wiedziałem, że wpadłem. Nie wyobrażam sobie być z nikim innym i przychyliłbym mu nieba, gdybym tylko mógł. Dlatego tak ciężko pracuję. Chcę mu zapewnić wszystko, co najlepsze. - opowiedział, wpatrując się w trzymany przez siebie kubek. Mówił szczerze, z głębi serca.

-Uprawialiście już seks? - padło kolejne pytanie. Warkoczyk zaśmiał się ciepło.

-Nie, jeszcze nie. Nie chcę go do niczego zmuszać. Wiem, że w gimnazjum kilkoro chłopaków go zgwałciło i to zadecydowało o jego próbie samobójczej. Nie zrobię nic przeciwko niemu.

-Ale jesteś normalnym facetem, potrzebujesz seksu. Sam mówiłeś, że miałeś mnóstwo panienek.

-Zanim poznałem Billa. Gdy zacząłem z nim czatować przestałem się umawiać z kimkolwiek.

-Czyli od... ilu, czterech lat nie uprawiałeś seksu?

-Nie.

-Zadowalasz się tylko własną ręką?

-Tak.

-To nie jest normalne. A tym bardziej zdrowe. Potrzebujesz wyładować swoje libido z drugą osobą.

-Wiem. Ale nie będę zmuszał Billa do niczego. Kiedy zechce, sam mi się odda.

-Może do tego czasu powinieneś mieć kogoś innego, kogoś tylko na numerki?

-Coś sugerujesz?

-Znam kilka osób.

-Nie chcę.

-Albo ja sam.

-Tym bardziej nie, jesteś moim kumplem i chcę, żeby tak zostało.

-Potrzebujesz dotyku drugiego ciała.

-Fakt.

-Potrzebujesz seksu. Normalnego seksu, nie masturbacji.

-Też racja.

-Więc może warto skorzystać i wziąć ode mnie numer lub dwa?

-Może warto. - zaśmiał się Tom i dopił swojej kawy. Nie wiedział tylko, że na schodach siedzi smutny siedemnastolatek, przysłuchujący się ich rozmowie. Nie wiedział, że jego chłopak od czterech lat pości przez niego, a on zmusza go do tego postu. Było mu przykro z tego powodu. Ale najbardziej zabolało go to, że Warkoczyk chciał wziąć numer do kogoś od swojego przyjaciela i umawiać się na seks. Niby nic niezobowiązujący, ale kto wie? Z czarnymi myślami i łzami w oczach wszedł cicho na górę i zamknął się w ich sypialni, owijając w kołdrę i pozwalając srebrzystym kroplom płynąć po jego policzkach.

Komentarze

Popularne posty